Przez wszystkie dni, w których znajdowałam się w rezydencji, Jimin ani razu mnie nie zawiódł. Wiedziałam, że w sytuacji, w której się znaleźliśmy, nie pozostało mi nic innego, jak zaufać Parkowi i pozwolić, aby bezpiecznie wyprowadził mnie z uroczystości.
Widziałam wszystko jak w filmie. Strzały, padające ciała, walkę o życie i śmierć. Dostrzegłam Mei, która walczyła z rosłym facetem. Nawet nie wiedziałam, że przyjaciółka tak umie się bić. Byłam pod wrażeniem, choć nie wiem, czy powinnam, zważając na okoliczności.
Księgowa wymieniała serię ciosów, uderzała raz pięścią, raz łokciem. Próbowała powstrzymać gangstera, którego po chwili rozpoznałam. To on był na zgromadzeniu w Daegu. Wu Yifan, bo tak się nazywał, próbował zabić przyjaciółkę, która okazała się być dobrym wojownikiem.
Ostatecznie Mei wyciągnęła nóż z podwiązki i poderżnęła mu gardło.
Prócz Mei dostrzegłam pozostałych Bangtanów, walczącym z najeźdźcą. JK próbował bronić Chingyu, którą zasłonił własną piersią. Następnie widziałam, że chwytając jej twarz w dłonie, kat coś wypowiedział. Lee pocałowała szybko jego usta, a potem zaczęła uciekać, gdy Jeon zastrzelił zbliżających się do nich Zitao i Chena.
W tym całym zamieszaniu nie mogłam zbyt dobrze dostrzec Taehyunga, który razem z Seokjinem spieszyli do pary młodej. W ostatniej chwili V odwrócił się i ujrzałam jego onyksowe tęczówki.
— Szybciej — nakazał Jimin, pchając mnie na tyły posiadłości.
Ciągnięta za rękę w kierunku znajomej budowli, którą okazała się być strzelnica, próbowałam nie wywrócić się na grząskim terenie. Szpilki, które miałam założone, sprawiały problemy, więc pozbyłam się ich. Bosymi stopami, biegłam wraz z Jiminem, który był zaniepokojony.
— A co z resztą? — pytałam, z trudem łapiąc powietrze.
— Dadzą sobie radę — rzucił i pociągnął mnie mocniej, aż znaleźliśmy się przy ścianie budynku.
— Jimin, musimy im pomóc!
— Właśnie to robimy. — Głos Parka był stanowczy i nieznoszący sprzeciwu. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. — Zrozum Jungmi. Nie możemy tam zostać.
Jimin wpisał odpowiedni kod do drzwi i pociągnął mnie w dół krętych schodów, aż znaleźliśmy się w podziemiach. Szybko włączył światło, przez co poraziło mnie w oczy. Następnie rozbił szybkę w jednej z szafek, a później wyciągnął kluczyki.
Bez słowa wsiadłam do jednego z samochodów i zapięłam pasy. A kiedy znaleźliśmy się na drodze, poczułam, co to znaczy być pod wpływem adrenaliny.
W lusterku widziałam wojnę między gangami, lecz wyglądała o wiele gorzej, niż ta, którą można zobaczyć w telewizji. Zazwyczaj wszystko, co jest w odbiorniku, jest bezpieczniejsze, a świadomość tego, że zaraz mogą cię zabić, sprawia, że desperacko chcesz żyć.
Jimin wyjechał z parceli, a na jego liczniku było ponad sto trzydzieści kilometrów na godzinę. Czułam turbulencje, przez leśną drogę, którą podążaliśmy.
— Mamy ogon — powiedział i mocniej nacisnął pedał gazu.
Ponownie spojrzałam w boczne lusterko i zauważyłam czarny pojazd. W dodatku jakimś cudem zaczął nas doganiać.
— Trzymaj się — zarządził Park, a potem poczułam szarpnięcie.
Jimin zjechał z trasy, wjeżdżając między otaczające nas drzewa. Na nasze nieszczęście, samochód z bandytami zrobił to samo i już po kilku minutach, ponownie siedział nam na ogonie.
Park był dobrym kierowcą, co pokazał w tamtym terenie. Swobodnie wymijał drzewa, jakby to były tylko nic nieznaczące wąskie słupki.
— Otwórz schowek — nakazał, wskazując spojrzeniem na maskę.
Tak uczyniłam, zgodnie z jego instruktażem. We wnętrzu odnalazłam pistolet, niezbyt długiego glocka. Nie słuchając dalej, załadowałam broń, otworzyłam samochodowe okno i zaczęłam strzelać. Trafiłam parę razy w maskę i lusterko, chowając się przed odpowiedzią w postaci innych kul.
— Trzymaj kierownicę — zarządził Park, a potem wyjął spod marynarki niewielki pistolet i sam zaczął strzelać do goniących nas gangsterów.
Podróż była trudna, aczkolwiek nie mogłam narzekać. Próbowaliśmy uciec śmierci i w pewnym momencie udało nam się wyjechać na krajową uliczkę. Jimin natomiast spowodował, że siedzący nam na ogonie kartel, musiał przerwać tę czynność, poprzez przestrzelenie wszystkich opon.
Oddałam prowadzenie przyjacielowi, a sama pod wpływem adrenaliny, poczułam pewny dyskomfort. Nawet nie wiedziałam, że byłam ranna w ramię.
Jimin jechał drogą, tłumacząc, że na tylnych siedzeniach, powinna być apteczka. Gdy nie mogłam jej dosięgnąć, Park odwrócił się, a wtedy poczuliśmy mocne uderzenie.
Widziałam wszystko jak przez mgłę. Obraz zamazywał się i znikał, a światła migotały słabym blaskiem. Ostatnim co zobaczyłam, były brązowe oczy Jimina, a potem usłyszałam strzał.
✖️
Obudził mnie pulsujący w skroniach ból. Kiedy podniosłam powieki, powoli zaczęłam rejestrować otoczenie. Znajdowałam się w jakimś magazynie. Miałam wstrząśnienie mózgu, a ciało skrępowane. Nie mogłam się ruszyć.
— Jungmi, Jungmi, Jungmi — usłyszałam ten głos.
Głos, którego od jakiegoś czasu wręcz nienawidziłam. Oh stał naprzeciw, a jego twarz ozdabiał uśmiech pełen satysfakcji. Ciemne oczy przepełniał mrok i żądza mordu. Czyli taki był prawdziwy Oh Sehun?
Po chwili zaczęły do mnie wracać wspomnienia ostatnich chwil przed utratą przytomności. Chciałam krzyknąć, lecz miałam zamknięte usta, po chwili poznałam, że to materiał z koszuli Jimina.
Jimina, który na moich oczach dostał kulkę w głowę. Jimina, który był moim wybawicielem. Jimina, którego potrzebowałam w tej chwili.
— Nawet nie wiesz, jak tęskniłem.
Głos Sehuna był drażliwy i cyniczny. On nigdy nie tęsknił. Tego byłam pewna.
Obserwowałam mężczyznę, który zaczął się zbliżać. Widziałam jego dłoń, z brakującym, odciętym przez V palcem, a w której sam trzymał nóż.
— Jak myślisz? — zapytał bezczelnie. — Lepiej tobie obciąć język, czy może wolisz patrzeć, jak robię to z Taehyungiem?
Patrzyłam na twarz Oh, która nie wyrażała nic więcej jak czyste szaleństwo. Poczułam spiekotę i ból w ramieniu, które zostało postrzelone podczas ucieczki. Gorąca posoka spływała po ramieniu.
— Jesteś taka beznadziejna — powiedział beznamiętnie. — Aczkolwiek na koniec nawet mi się przydasz.
Z trudem wyplułam materiałowy kawałek i splunęłam krwią w stronę swojego oprawcy. Natychmiast Sehun uderzył mnie w twarz, aż poczułam przechodzący przez ciało prąd.
— Zawsze byłeś lekkomyślna.
— Nawet nie waż się mówić, że mnie znasz — warknęłam słabo.
Oh kolejny raz się zaśmiał, a potem skierował nóż do mojej twarzy. Nawet nie próbowałam grać twardej, ponieważ w przeciągu ostatnich miesięcy zrozumiałam, nie jestem tą samą Jungmi.
— Może jednak się zabawimy?
Poczułam chłód ostrza na policzku, a po chwili i po nim zaczęła spływać krew. Nacięcie nie było głębokie. Byłam pewna, że Oh nie chciał szybko tego zakończyć.
— Dlaczego to robisz? Dlaczego mnie nie zabijesz?
Pomieszczenie przeszła kolejna salwa śmiechu.
— Dlaczego mam to robić? — przybliżył się i ujął twarz. — Dzięki tobie wyrównam stare rachunki. — Sehun wskazał palcem na skroń i puknął się teatralnie w głowie. — Taehyung zwariuje, tak bardzo będzie chciał cię odzyskać.
Popatrzyłam ze zdziwieniem. Później zaprzeczyłam jego słowom. V nie będzie chciał odzyskać kogoś takiego jak ja. Nawet jeśli w ostatnich dniach coś się między nami zmieniło… Wiedziałam, że capo ceni sobie najbardziej rodzinę. Nie narazi nikogo w imię obrony zwykłej dziewuchy.
— Tak Jungmi — psychopatyczny głos przeszedł magazyn. — Nigdy nie zastanawiałaś się, dlaczego, ktoś taki jak Taehyung, pozostawił cię przy życiu? Nic nieznaczącą dziewuchę?
— Byłam mu przydatna.
Sehun parsknął kolejny raz śmiechem, a potem poczułam jego dłoń na policzku. Mocno palcami chwycił mój podbródek.
— Ty nie jesteś do niczego przydatna — wycedził. — Jednak teraz nawet mam kilka planów, jak cię wykorzystać.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie bałam. Aczkolwiek byłam pewna, że tego by chciał. Oh Sehun był psychopatą.
— Nigdy nie zastanawiałaś się, kim byli twoi rodzice?
Wzmianka o korzeniach i rodowodzie poruszyły mnie, lecz nie mogłam uwierzyć w żadne słowo mężczyzny. To z pewnością była wyssana z palców opowieść.
— Zostałam oddana i porzucona jak rzecz — odparłam słabo. — Nie interesują mnie…
Kolejny raz Oh zaśmiał się, pokiwał głową i mocniej złapał za twarz. Jego oczy przepełniało coś bardziej mrocznego, niż kiedykolwiek widziałam. Wyglądał prawie jak Taehyung.
— Otóż tak, Jungmi. Kim Jungmi… Jakże pospolite to nazwisko. Ale tak było najłatwiej ukryć cię… Żeby nikt cię nie znalazł…
Patrzyłam na gangstera, jakby starając się znaleźć choć jeden powód, który pozwoliłby mi poznać, że wszystko, co mówi, to jedno wielkie kłamstwo.
— Nazywasz się naprawdę Jeon Jeong Min, córka głowy rodziny Jeon. Starsza siostra biednego Jeongguka.
Otworzyłam szerzej oczy. Jakim cudem? Dlaczego?
— Braciszek cię nienawidzi? — ciągnął dalej Oh. — Nic dziwnego. Przecież to ciebie zawsze faworyzowali. To ty byłaś ich przepustką do godnego życia. Pomimo starań Guka, ojciec kochał tylko ciebie.
— Kłamiesz.
— A słyszałaś o zaaranżowanym małżeństwie? Tak Jungmi… To właśnie dlatego Taehyung cię nie zabił. Bo byłaś mu pisana, przez święty pakt pomiędzy jego ojcem a seniorem rodu Jeon.
— Skąd ty…?
— Od zawsze to wiedziałem.
Nie mogłam uwierzyć. Starałam się wyprzeć te informacje i stwierdziłam, że to tylko wymówka. Sehun chciał pogrążyć Taehyunga, a mnie wprowadzić w nicość.
— Twoja rodzina też pracowała w rezydencji Kim — ciągnął dalej. — Nim doszło do masakry… Och, jakże to musiało być ekscytujące?! Tyle krwi… A wszystko przez ciebie.
Myślałam, że jestem słaba. Myślałam, że nie mam siły. W tamtym momencie chciałam rzucić się na ex i po prostu go zabić. Jak śmiał kłamać? Jak śmiał próbować wprowadzić mnie w poczucie winy?
— Mała dziewczynka, która przypadkiem zabiła szefa chińskiego kartelu.
— Nie wierzę ci.
— Nie musisz. Taka jest prawda. Mój ojciec zginął przez ciebie. Wszyscy umierają przez ciebie… Więc wyobraź sobie, jak bardzo cię nienawidzę. Przez te wszystkie lata…
— Jesteś…
— No kim? — zaśmiał się ponownie. — Kim jestem, Jungmi?
— Potworem.
Salwy śmiechu przeszły magazyn, w którym przebywaliśmy. Kolejny cios przeszedł moje ciało, kiedy Oh uderzył twarz, a potem brzuch.
— Może jednak cię zabiję? Albo nie… Poczekam na Taehyunga. Aby widział, jak cię niszczę. Jak odbieram siła to, co należy od zawsze do niego…
Nim zdążyłam zaprotestować, poczułam jak Oh siłą bierze moje ciało i kładzie na niewielkim blacie. Wierzgałam nogami i biłam go rękoma. Starałam się przypomnieć słowa Yoongiego.
Wtedy zrozumiałam ich sens — organizm w razie niebezpieczeństwa zachowuje się instynktownie.
Kopnęłam Sehuna, choć nie na tyle mocno, by go od siebie odciągnąć. Rezultatem była wściekłość gangstera. Ponowiłam kopnięcia, choć suknia mi w tym uniemożliwiała. Wyprowadziłam serię ciosów obolałymi rękoma. W końcu jednak Oh powalił mnie na ziemię i zaczął pozbawiać ubrania.
— Zawsze mnie wkurwiałaś — zagrzmiał surowo. — Jesteś jak zwierzyna, uciekająca przed drapieżnikiem.
Czułam obrzydzenie do każdego jego ruchu. Nie chciałam się poddać, więc wierzgałam coraz bardziej, aby nie mógł mnie posiąść. Wstręt, jaki mnie opętał, był niczym nadzieja, że dam radę.
A potem usłyszałam strzał i nim zdałam sobie sprawę, Sehun został odciągnięty. Zakręciło mi się w głowie, czułam się słaba i spadałam w nicość.
— Jungmi! — usłyszałam jego głos, słodki baryton, oprószony bólem i zmartwieniem.
Ale to wszystko musiało być wytworem wyobraźni, ponieważ Kim Taehyung, nigdy się nie martwił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥