Była przyzwyczajona do odgłosu broni, huku i strzału.
Przez większość życia to ona kroczyła za innymi. Była przylepiona niczym rzep do psiego ogona, nie można było jej zgubić, ani się jej pozbyć. Zlecone zadanie wykonywała z precyzją, nigdy nie wpadli na jej trop. W agencji była nazywana duchem. Bo zjawiała się znikąd i nie pozostawiała żadnych śladów.
Nie interesował jej powód. Nie wchodziła w szczegóły, ani nie rozmawiała z klientami. Nie reagowała na prośby ofiar, które w agonii błagały, aby oszczędziła im życia.
Nie miała nic do innych. Nie mogła powiedzieć, że lubiła swojej pracy, Nie mogła zaprzeczyć, że jej nie lubiła. Była pośrodku. Dopóki dostawała sowite wynagrodzenie, nie miała nic przeciwko.
Mogła pozwolić sobie na życie w luksusie, a nie jak matka — narkomanka, żebrać o kolejną działkę i się kurwić.
Ze wstrętem patrzyła wstecz. Nie miała dobrego życia. Szkołę rzuciła zaraz przed maturą. Musiała od dawna utrzymywać się sama, bo nawet rodzina zastępcza nie potrafiła jej zaakceptować. Była wściekła, ponieważ dostawali za nią pieniądze, które powinni wykorzystać na zapewnienie jej dobrobytu, a i tak znalazły się ważniejsze rzeczy niż ona — Mei.
W końcu nie wytrzymała i uciekła. Ukrywała się najpierw w opuszczonej zajezdni, zdobywając pożywienie siłą. Tak nauczyła się jednej najważniejszej zasady — kawa nie może być za mocna, a kobieta za słaba.
Nie była głupia. Wiedziała, że tym światem rządzą silniejsi, a głupie hasła pacyfistów wypisywane na tekturowych banerach, to tylko głupie i pobożne mrzonki.
Pewnego dnia trafiła na silniejszego od siebie. Gdy myślała, że zabraknie jej tlenu, chwyciła nieznajomego faceta za twarz i paznokciami wydłubała oczy. A później kopnęła mocno między nogami.
Mężczyzna jęczał w agonii, krzycząc coraz to gorsze wyzwiska. Mei nie przejmowała się tym, a po prostu skręciła mu kark.
To na zawsze zmieniło jej życie.
Los chciał, aby wtedy na miejscu zjawił się mężczyzna. Wciąż pamięta, że miał czarny płaszcz, ciemne okulary i bladą cerę. Z początku pomyślała, że to aktor, bo łudząco przypominał Matrix’a.
Do agencji przyprowadził ją następnego dnia. Z początku nakazał za sobą podążyć i zadawał najważniejsze pytanie:
— Chcesz przeżyć?
Stojąc w kałuży krwi swojej pierwszej ofiary, pokiwała twierdząco głową. Mei chciała żyć. Chciała przetrwać. Chciała być silna. Pragnęła mocy, aby nigdy nie poniżać się jak matka.
Tamtego dnia mężczyzna dał jej bilon i kilka banknotów. Wyraźne polecenia, proste i rzeczowe. Musiała dostać się do motelu, umyć i wyprać ubranie. Jeżeli ucieknie już będzie martwa.
Mei pokiwała głową i tak zrobiła.
Motel nie był zbyt interesujący. Nie był fascynujący, ani jakiś nadzwyczajny. Był po prostu miejscem, które lata świetności miał za sobą. Lecz Mei zrozumiała, że w takim miejscu nie pytają przybłędy skąd pochodzi. Musiała tylko opłacić pobyt i mogła skorzystać z łóżka, ciepłej wody i odbiornika stereo.
Przekraczając próg przydzielonego pokoju, od razu rzuciła się na łóżko. Nie spała zbyt długo ostatniej nocy i czuła zmęczenie. Jednak postanowiła się umyć i choć trochę ogarnąć do ładu.
Woda była ciepła. Przez jakieś pięć minut. Prawie pisnęła, gdy ze słuchawki prysznicowej poleciały lodowate krople. Musiała szybko się namydlić niewielkim żelem i włosy umyła przygotowanym w zestawie szamponem.
Wychodząc z łazienki podeszła do okna. Chciała popatrzeć na błyszczące światła miasta. Nad stolicą rozciągały się spokojne, atramentowe chmury, przez które przebijał się promień księżyca.
Była pełnia.
Nie pamiętała, kiedy usnęła.
✯
Budynek agencji wyglądał jak zwykła poczta. Znaczy to była poczta, ale w jej piwnicach znajdowała się tajna organizacja zrzeszająca płatnych zabójców. Każdy z nich miał swój pseudonim i osobno byli doskonałymi jednostkami do likwidacji niepotrzebnych osób.
W dark webie nazywano ich czyścicielami.
Kroczyła za Matrixem, którego w agencji nazywali Mrocznym. Nie wiedziała ile ma lat, od kiedy zabija i jaką jeszcze pełni funkcję. Wiedziała natomiast, że od lat pali najgorszy rodzaj tytoniu i codziennie rano pije jedną małpkę na pobudzenie. Śmierdziało od niego alkoholem.
Mroczny miał dość ciężki chód, ale za to stawiał dość długie kroki. Mei prawie biegła, aby dotrzymać mu tempa. Chciała rozglądać się na boki, aby zapamiętać wnętrze agencji, lecz jedynie słyszała słowa, by się nie ociągała.
Pragnęła przewrócić oczami, lecz odpuściła. W końcu Mroczny nie wyglądał na sympatycznego typka i najwidoczniej nie cierpiał braku szacunku.
Weszła za nim do holu, a potem skierowali się w głąb piwnicy. Schodzili po krętych schodach, a potem trafili na pierwsze drzwi.
Tych było aż dziewięć.
Nie zadawała pytań, choć miała ich tysiące. Nie odzywała się, choć chciała wypowiedzieć tak wiele słów. Milczała, biegnąc za Mrocznym.
Po dwudziestu minuach przystanęli przed ostatnimi, dziewiątymi drzwiami. Mei prawie odbiła się o plecy Mrocznego. Ponieważ ostatni korytarz był dość ciemny, a oświetlenie dawały tylko nikłe pożółkłe żarówki. Ich stalowe ramy zardzewiały.
— Nie zadawaj pytań — nakazał ponuro. — Odpowiadaj, gdy się zapyta.
Mei zrozumiała, że za drzwiami będzie znajdował się ktoś ważny. Może nawet szef organizacji. Ponieważ Mroczny czuł przed nim respekt, a nie należał do osób, które dbają o takie pierdoły.
— A ty nie wejdziesz ze mną?
— Miałaś nie zadawać pytań — skarcił ją.
Mei przygryzła wargę. Pierwsza wtopa. Jednak mężczyzna westchnął, a później odwrócił się w jej stronę. Z nosa ściągnął ciemne okulary i zniżył się do jej wzrostu. Patrzył na twarz, a jego ciemne oczy nie wyrażały prawie nic.
— Jesteś zdana tylko na siebie.
Nie zdążyła zareagować, ponieważ Mroczny wyminął ją i skierował się do wyjścia.
Wzięła głęboki wdech. A później popchnęła drzwi. Były one dość ciężkie i źle się je otwierało. Musiała włożyć dużo siły, aby przesunąć do końca. Wcześniej otwierał Mroczny, ale on miał ponad dwa metry wzrostu i silne ramiona.
W pomieszczeniu znajdował się okrągły stół, dwa krzesła po przeciwległej stronie i świeca. Przez moment Mei zastanawiała się, czy nie znajduje się w ukrytej kamerze, a nawet pomyślała, że będą chcieli ją wziąć na dawcę organów. Odurzą środkiem nasennym i po cichu wytną nerkę.
— Usiądź dziecko — usłyszała mocny głos.
Rzeczywiście budził on respekt. W słaby świetle płomieia zauwazyła zarys sylwetki. Mężczyzna był postawny, lecz patrząc na dłonie, które znajdowały się bliżej świecy, Mei oceniła, że musiał być już stary. Mógł mieć oko siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat.
Dzisiaj pamiętała wszystko, co powiedział Najwyższy. Szkoliła się przez kilka lat, zanim dostała zielone światło i mogła zacząć samodzielnie wykonywać misje. Przez te kilka lat unikała towarzystwa, bo doskonale wiedziała, że droga którą obrała jest bolesna.
A przyjaźnie są przereklamowane.
— Nie mogę się z tobą zgodzić, Mei — Jungkook chwycił jej barki i otoczył ramieniem. — Gdybyś nie miała mnie, było by ci cholernie nudno!
— Ależ oczywiście — zironizowała. — Nie miałby kto podnosić mi ciśnienia, wypakowywać w największe bagno i przy okazji wykorzystywać podczas najgorszych misji. Po prostu zanudziłabym się na śmierć.
Jeon’a poznała tamtego dnia, gdy wychodziła z powrotem z rozmowy z Najwyższym. Był w tym samym wieku, miał ciemne włosy, brązowe oczy i niewinny uśmiech. Ludzie, którzy nie poznali go wcześniej, myśleli, że jest słodką maskotką Czyścicieli.
— Z wiekiem te baby robią się coraz gorsze — mówił JK i starał się uniknąć ciosów w głowę.
Mei miała czasami serdecznie dosyć Jungkook’a. Zwłaszcza podczas okresu, trudnej misji i zmęczenia. Ale chłopak miał rację. Zdołali się zaprzyjaźnić.
✯
Siedziała na parapecie okna, schowana w mroku i kończyła palić papierosa. Rześki, mentolowy smak drażnił płuca i dawał swego rodzaju ukojenie. Bawiła się dymem, tworzyła obłoki, małe i te większe. Uwielbiała charakterystyczny odgłos żarzącego się tytoniu, gdy ciągnęła kolejny buch.
Busan było pogrążone we śnie.
Nie potrafiła znieść swojej traumy z dzieciństwa i gdy już myślała, że pogodziła się z samą sobą, postanowiła odejść z agencji. Zabijanie ludzi nie sprawiało jej przyjemności, pieniądze miała zaoszczędzone, aby do końca życia móc wieść proste i spokojne życie.
Wiedziała, że odejście nie będzie proste i nie liczyła na ciepłe pożegnanie. W jej kontrakcie wyraźnie było napisane, że tylko śmierć lub choroba, może ją przeprowadzić do stanu spoczynku.
Wciąż żyła, podpisując na siebie wyrok śmierci. Już zawsze będzie uciekać, ukrywać się i znikać. Niby nie była to dla niej nowość, a jednak… Normalne życie kusiło ją i mamiło obietnicą szczęścia. Które nigdy nie będzie jej dane.
Na niewielkim wyświetlaczu telefonu wyświetlała się godzina trzecia dwadzieścia. Oczywiście nie miała najnowszego smartfona. Nauczona latami doświadczenia wiedziała, że wtedy szybko by ją namierzyli.
Od kilku miesięcy ukrywała się i zmieniała miejsce swojego pobytu. Na dnie niewielkiej walizki leżał pokaźny plik fałszywych dokumentów, z zakłamanymi danymi, przerobionymi zdjęciami i lewymi sygnaturami.
JK był dobrym hakerem, lecz słabym doradcą. Jego beznadziejne rady potrafiły tylko przyprawić o zawał serca, złość i gniew. Podnosiły ciśnienia bardziej niż espresso z rana.
Od dwóch dni siedziała w Busan. Mały motel na uboczu był idealnym miejscem do rozpoczęcia poszukiwań lepszego lokum. To w tej mieścinie miała zamiar na stałe się osiedlić.
Lubiła patrzeć na ocean. Wzburzone fale podczas sztormu i spokój w czasie odpływu. Rybackie statki i jachty, kutry pełne złowionych morskich stworzeń, tankowce cumujące w przystani i zachód słońca gdzieś tam w oddali. Na malownicze niebo, mieniące się odcieniami pomarańczy i różu, białe obłoki cumulusy, przypominające watę cukrową i błyszczące maleńkie gwiazdy.
Patrzyła na miasto pogrążone we śnie. Ocean zlewał się z niebem. Po chwili ekran zaświecił się pomarańczą i ujrzała kopertę, sygnalizującą przychodzącą wiadomość.
Nieznany Numer:
Wysłali GO. Uważaj na siebie. JK.
Doskonale wiedziała, że ma przejebane. Skoro Najwyższy wysłał tego człowieka, musiała uważać. Jednak nawet Mroczny jej nie odnajdzie. Mei była znana, że zawsze uważała i nigdy nie została złapana. W końcu ciężko złapać ducha.
Ogłoszenie zobaczyła w jednej z gazet. Był to normalny domek, bez żadnych luksusów, z sypialnią, salonem i aneksem kuchennym. Z widokiem na ocean i port.
Ściany były poszarzałe, a zasłony pożółkłe. W podłodze gdzieniegdzie odchodziło kilka klepek, a kanapa lata świetności miała za sobą. Lecz to jej wystarczało. Było lepsze od opuszczonej fabryki i nie śmierdziało w nim naftą.
W przydrożnym sklepiku zrobiła zakupy i zjadła kolację. Musiała zmieniać swój wygląd, aby nie wzbudzać podejrzeń nikogo. Nosiła peruki, blond, rude i brązowe, z ombre i siwymi pasemkami. Była na tyle wyczulona, że zmieniała garderobę i nie nosiła charakterystycznych dodatków.
Nieznany Numer::
Jest źle. Uważaj. JK.
Jak zawsze przesadza, pomyślała. Kookie troszczył się o nią i czasami był przewrażliwiony. Mei znała Mrocznego, w końcu to był jej mentor w agencji. A prócz Jeon’a trenował także Yoongi’ego.
Suga był jednym z najlepszych uczniów Mrocznego. Tak sam zainteresowany mówił. Przezwisko zawdzięczał cudownemu uśmiechowi, który nawet twarde serce Mei potrafił kruszyć i przyprawiać o mocniejsze bicie.
Zazwyczaj zdystansowany, nie rozmawiał za dużo. Czasami mijali się w piwnicy poczty, nigdy nie mieli wspólnej akcji. Yoongi był wysłany na długą misję do Japonii, więc Mei nie wiedziała, czy w ogóle jeszcze żyje.
Wieczorem wzięła relaksującą kąpiel, a przy niewielkiej wannie miała położoną Berettę. Jej organizm był zmęczony przez wcześniejszy trening na plaży. Kilometry biegu dały znać o sobie, w momencie zanurzenia się w wodzie. Czuła, że ma jej jak z waty.
Przymknęła oczy, zanurzyła się w pianie po brodę. Do nozdrzy wbijał się aromatyczny zapach lawendy, a sól pieściła jej ciało. Miała dosyć tego świata, lecz nigdy nie pragnęła tak bardzo żyć.
Usłyszała miauczenie kota za oknem. Przez lata pracy w agencji nauczyła się, że słuch i węch pozwala zlokalizować przeciwnika. Nie czuła się zagrożona.
Odwróciła się na plecy. Brodę oparła o bok wanny. Była w innym świecie, pogrążona w marzeniach.
— Nie za wygodnie ci? — usłyszała ten głos i natychmiast otworzyła oczy.
— Może chcesz się przyłączyć? — odpowiedziała.
Ton jej głosu nie zdradzał nic. A w środku gotowało się i serce zaczęło szybciej bić. Doskonale zdała sobie sprawę, o co chodziło Jungkookowi.
Podobno człowiek przed śmiercią widzi swoje życie. W jednej migawce. Dość prędkim biegu. Klatce filmowej minutowego seansu.
A wtedy do mózgu dociera jeden impuls — odruch obronny. Sam instynkt przetrwania pobudza mięśnie do walki.
Szybko odwróciła się przodem, chwytając dłoń Yoongi’ego. Wciągnęła go do wody, zyskując przewagę zaskoczenia. Czuła na sobie jego ciało, desperacko oplatając nogami i starając się wykręcić dłoń, w której trzymał broń.
Mei przed śmiercią zobaczyła ich trening. Kiedy walczyli ze sobą na poważnie. Gdy po wszystkim ledwo stali na nogach wycieńczeni z połamanymi żebrami, posiniaczonym ciałem i rozbitymi łukami brwiowymi.
Oboje zrozumiało — żaden nie może przeżyć, gdy ten drugi będzie żył.
Ktoś z boku mógł uważać, że to perwersyjny stosunek dwójki osób, mężczyzny i kobiety. Mogli zostać posądzeni o BDSM. W końcu znajdowali się w wannie, Mei była naga, a Suga napierał na nią całym ciałem.
Wbiła paznokcie w jego plecy, kopiąc w brzuch. Yoongi nie pozostał jej dłużny, uderzając w mostek i żebra. Nie patrzył na nią jak na kobietę, a jak na cel.
I to cholernie ją wkurzało,
Po chwili dość intensywnej wymiany ciosów, Mei wyskoczyła z wanny, a następnie rzuciła się w stronę schodów. Przeklinała Jungkook’a, że nie powiedział dokładnie kto dostał zlecenie.
Nie miała zbyt wiele czasu, Yoongi zaraz wyważy drzwi sypialni. Ubrała dresowe spodenki i koszulkę, a do ręki chwyciła broń leżacą na łóżku.
Drzwi wypadły z zawiasów, gdy Yoongi kopniakiem w nie wycelował. Natychmiast uderzyła go w głowę, kopiąc przy okazji w brzuch.
Wymieniali ze sobą ciosy i kopnięcia. Przyjmowali z bólem i oddawali z większa siłą. Byli wykończeni i zdesperowani.
Przez moment starali się wziąć oddech, a później znów zaczęli okładać się ciosami. Dyszeli ciężko. A to wszystko wyglądało niczym taniec. Mroczny i ciężki, pełen pasji i niewypowiedzianego uczucia.
A gdy ostatkiem siły zrobili klincz, nim się Yoongi zorientował, Mei musnęła go ustami.
A potem go uderzyła.
Przytrzymał jej ręce, skrępował ruchy. Nogą rozszerzył uda. Wzrok z piersi przeniósł na jej twarz.
Mei patrzyła w jego oczy. Brązowe, błyszczące. Zawsze dostrzegała w nich złość, smutek i powagę, teraz zaskoczona widziała… kurwiki.
Suga jej pożądał, a nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Mei wpiła się w jego wargi. Miękkie i ciepłe. Smakujące kokosowym balsamem.
Nie mogli oprzytomnieć. To wszystko działo się tak szybko. Każde walczyło o dominację. Stykali się językami, wymieniali śliną. Yoongi rozerwał jej koszulkę, odkrywając nagie piersi. Mei ściągnęła jego błękitną bejsbolówkę. Wyglądał i był niegrzecznym chłopcem. Taki typ bad boy’a z hollywoodzkiej produkcji.
Yoongi chwycił ją pod pośladkami, aby podnieść do góry. A ona oplotła go nogami w pasie. Trzymał jej biodra, nie odrywając ust.
Wciąż walczyli ze sobą. O dominacje. O życie. O rozkosz.
Przycisnął ją do ściany, a następnie zjechał wzdłuż żuchwy. Miękkimi wargami obdarowywał tą część ciała, a Mei głośno jęczała. Było jej dobrze, czując go przy sobie. Jego zapach, smak, ciepło ciała.
Yoongi zawsze był niedostępny i zakazany.
Całował jej obojczyk. Językiem liżąc niemal z czcią. Przejechał przez mostek, zębami zahaczał o już sterczące sutki.
Mei jęczała z przyjemności. Jeszcze nikt nie pieścił jej w ten sposób.
Coś było w tych desperackich ruchach warg. Kąsaniu i przygryzaniu. Suga nigdy się tak nie zachowywał.
Poczuła jego wzwód, gdy delikatnie opuścił ją do dołu. Wciąż opierała się plecami o ścianę, lecz nie mogła dłużej wytrzymać tej katorgi. Pragnęła go w sobie, tak jak kobieta pragnie mężczyzny. Pragnęła Yoongiego bardziej niż życia.
Poczuła jak sprawnie, jednym ruchem rozrywa materiał dresowych spodenek. Czuła wyraźnie jego podniecenie, praktycznie natychmiast wbił się w jej już wilgotną cipkę.
— Mei — wyszeptał.
Spojrzała w jego bystre oczy. Zasunięte były mgiełką pożądania i niewyobrażalnej rozkoszy.
Falowała. Na nim. Opadała się i podnosiła. Suga tłumił ję jęki coraz to bardziej zachłannymi pocałunkami. Wpychał język i ssał. Penetrował jamę ustną.
Syknął, gdy Song przygryzła nabrzmiałą wargę. Była dla niego tak cholernie pociągająca!
Z czasem przyśpieszył. Pieprzył ją dość mocno, a skaczące, niewielkie piersi tylko go prowokowały. Znów wziął między zęby sutek jednej z nich i gryząc sprawiał, że czuła zalewający ją orgazm.
To było kurewsko seksowne.
Czuła piekące ślady zadrapania, miała poobijane żebra i brak siły na cokolwiek. Jednak wciąż zmieniali pozycje i miejsca. Spod ściany przenieśli się na łóżko, podłogę i kuchenny blat. Oddawali się przyjemności, która była ich największym wrogiem i sprzymierzeńcem.
Nie potrafiła spać w nocy. Nie mogła tak po prostu wtulona w Yoongiego czekać aż ją zabije. Wiedziała, że musi uciekać.
Choć była w opłakanym stanie, udało jej się wykraść spod ciężkiego ramienia mężczyzny. W progu popatrzyła tylko na jego niewinną twarz i lekko rozchylone wargi. Delikatnie uniosła kąciki ust, wspominając ich szalone uniesienie.
A potem zniknęła o wschodzie.
Z pierwszym promieniem słońca.
✯
Paliła papierosa. Siedziała na parapecie i znów zaciągała się. Dym drażnił płuca i choć nie cierpiała swojego nałogu, nie potrafiła przestać.
Patrzyła na ocean. Pomarańczowe promienie rozchodziły się za horyzont, wprawiając ją w dziwne uczucie nostalgii.
A przecież Mei nigdy nie była przywiązana do takich uczuć!
Z resztą uważała je za totalna głupotę i często to powtarzała Jeon’owi, gdy akurat prosił, aby wybrali się w jedno z miejsc, które przywoływało wspomnienia.
A teraz pamiętała wschód słońca i uśmiech Yoongi’ego.
Westchnęła, a następnie pokręciła przecząco głową. Powinna się doprowadzić do porządku i przestać rozmyślać o tej nocy. To był tylko nic nieznaczący seks.
Tłumaczyła sobie wszystko poziomem adrenaliny, która wystrzeliła praktycznie w kosmos. A wszystko przez to, że obydwoje chcieli się nawzajem pozabijać.
Przygryzła wargę. Papieros dopalił się do końca, praktycznie wcale nie używany. Strzepała go do prowizorycznej popieliczki zrobionej z opakowania po słonych orzeszkach.
Nieznajomy Numer:
Mam nadzieję, że jeszcze żyjesz. Yoongi dalej cię szuka. Uważaj. JK.
Jeon jak zawsze był nieoceniony. Choć nie odpisywała i zmieniałem kartę średnio raz na dwa dni, znalazł sposób, żeby zhakować system i cię odnaleźć. Nawet pod fałszywym nazwiskiem.
Patrzyła na ten tekst i sięgnęła ponownie do paczki. Jungkook nie cierpiał tego nałogu, choć sam palił. Chyba zawsze traktowa Mei jak młodsza siostrę. Z resztą niewiele był starszy, bo tylko o niecały rok.
Z całą pewnością JK się o nią martwił. Był przewrażliwiony, troskliwy i… zbyt ostrożny. Mei często odnosiła wrażenie, że z ich dwójki to ona jednak tą matką.
Yoongi dalej cię szuka, pomyślała i głośno westchnęła.
Wsadziła papieros między usta, a potem zapalniczką odpaliła i zaciągnęła się. Pierwszy buch był najgorszy, a potem nikotyna wybornie smakowała.
Czuła na ustach pocałunki Yoongi’ego. Przewijała w umyśle wspomnienia, smak jego ust, balsam o smaku masła kokosowego i zapach żelu pod prysznic.
Wypuściła obłok, próbując wrócić do świata żywych. Nie lubiła pogrążać się w marzeniach, ponieważ wciąż mówiła, że to tylko naiwne pragnienia ludzi, którzy nie potrafią nic zrobić.
A Song Mei teraz nie potrafiła praktycznie nic.
Wciąż myślała o Yoongi’m, który był dla niej zakazanym owocem. A gdy doszła do wniosku, że jak głupia nastolatka, po prostu się w nim zakochała, zaczęła płakać.
Pierwszy raz w życiu.
To było jej harakiri. Osobista gehenna i własny, prywatny cmentarz. Choć Mei czuła, że jej dusza już dawno została zabrana, a Charon czeka na swoją zapłatę, musiała ostatni raz go spotkać.
Nawet jeżeli to dla niej oznaczał wyrok śmierci.
Nie mogła czekać. Nie tym razem.
Musiała działać i pierwszy raz wyjść naprzeciw ofierze. Z tym, że sama nie wiedziała, kto jest czyim oprawcą? Teraz miała jeden mętlik w głowie i milion niewypowiedzianych na głos pytań.
Układała w głowie obraz i łączyła myśli, które w szaleńczym biegu przewijały się pod czaszką. Oczywiście mogła pozostać na wyspie, poczekać, aż Yoongi wpadnie na jej trop i poddać się. Jednak to mogło trwać i całą wieczność.
Pragnęła go już. Jego ust, miękkich, soczystych, spragnionych.
Jego dłoni, dużych, szorstkich i poranionych.
Mięśni twardych i rozbudowanych, które unosiły ją w eterycznym tańcu życia i śmierci. To było ich małe dance makabre.
Do Nieznajomego:
Namierz go. MS.
Wysłała wiadomość do Jungkook’a. Wiedziała, że tylko on był w stanie jej pomóc. Nie wiedziała, czy przyjaciel będzie chciał jej pomóc, lecz nie mogła stać z bezczynnie założonymi rękami.
Nieznajomy Numer:
Daegu.
Nie potrzebowała wiele. Nie pakowała wielkiej torby. Wzięła najpotrzebniejsze rzeczy. Dwa granaty, gaz pieprzowy, pałke teleskopową, laser i swoją berrettę. Do pasa przypięła też scyzoryk, który dostała od Mrocznego. Był na nim grawer w starożytnym języku.
Oznaczało: szczęście = śmierć.
Mei często myślała nad tym napisem. Zwłaszcza, gdy wyciągała ostrze z ciała ofiary. Nie ważne czy to była noga, serce czy szyja.
Zazwyczaj dochodziła do wniosku, że Mroczy uznawał, życie poza grobem. A im dłużej się nad tym zastanawiała, była pewna, że po śmierci człowieka spotyka wieczne szczęście i spokój duszy, utrapionej przez współczesny świat.
Wymknęła się i udała w stronę lądu. Z Jeju musiała dostać się do Daegu. To oznaczało przeprawę przez Morze Żółte. Mei postanowiła skierować na Port Lotniczy Czedżu, a później miała przesiadkę w Gwangjiu, aby po kilku godzinach lotu wylądować na lotnisku w Daegu. Udało jej się wedrzeć niepostrzeżenie i przemycić broń. Z resztą to nie było trudne dla wyszkolonego zabójcy, którym niegdyś była.
Dzielnica w której mieszkał Suga nie różniła się od tej, w której ona się wychowywała. Będąc członkiem agencji wiedziała gdzie szukać i nie musiała nikogo wypytywać. Yoongi tak jak ona uwielbiał miejsca na odludzi.
Nie siliła się na dyskrecje. Przeskoczyła ogrodzenie, a później podeszła do tylnego wejścia. Była pewna, że mężczyzna się zorientował. W końcu nie był głupi.
A poza tym mieli takiego samego mentora.
— Mroczny nie żyje — usłyszała jego głos, gdy stanęła w progu; salonu.
Suga siedział i palił papierosa. Widziała ogień trzaskający w kominku. Patrzył na niego pustym wzrokiem. Zauważyła też kilka butelek soju i poczuła alkoholowy zapach.
Najwidoczniej Yoongi tak przeżywał swoją żałobę.
— Po co mi to mówisz?
Nie odpowiedział. W każdym bądź razie nie od razu. Nie przejął się także wyciągniętą bronią i lufą, z której do niego mierzyła.
— Beretta — westchnął przeciągle. — Nigdy się nie zmienisz.
Mei nie wiedziała, czy powinna być zła, czy Yoongi po prostu się z niej naśmiewał. A może ten ton przepełniony był nostalgią i pewnego rodzaju aprobatą?
Do rzeczy, które były niezmienne.
— Kałasznikow nie zmieści się do torebki — odpowiedziała z przekąsem.
Podczas ich treningu zrozumiała, że lubi te ich słowne potyczki. A podczas ostatniego razu… Ich wzajemne, naturalne przyciąganie. Chęć dominacji i adrenalina, którą tylko Yoongi obdarzał.
Tej nocy nie walczyli. Nie mieli na to siły, szansy, ani chęci. Pragnęli tylko być przy sobie, ze sobą, połączeni.
— Napijesz się? — zapytał, unosząc zapieczętowaną butelkę do góry.
Nie odpowiedziała, nie musiała. Suga rzucił w jej stronę flakon, a ona tak po prostu, po swojsku, odpieczętowała zakrętkę i pociągnęła z butelki.
— Miał nowotwór.
— Za dużo pił — odpowiedziała.
— I palił.
Trudno było nie zgodzić się z mężczyzną. Mroczny palił jak smok i zawsze powtarzał, że papierosy rujnują ludziom życie oraz portfel.
Siedzieli w milczeniu, patrząc na kominek. Ogniki skakały po wsadzonych do środka drewienkach. Płomyki wyglądały jakby tańczyły. Pomarańczowe, jaskrawe, trzeszczały i trzaskały zabawnie, odbijając się od ścianek pieca.
— Wiesz, że muszę cię zabić — wtrącił chłodno.
— Nie będę walczyć — odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Mei nie chciała dłużej uciekać. Ani odchodząc z agencji, ani siedząc teraz w mieszkaniu Yoongi’ego.
— Lew zakochał się w jagnięciu — wyszeptał do jej ucha, gdy zbliżył się momentalnie.
Song nie potrafiła dłużej walczyć. Nie chciała. Poddała się pierwszy raz, ponieważ już nigdy nie miała ujrzeć wschodu słońca nad oceanem.
— Naiwne — wymruczała i pociągnęła kolejny łyk. — Jagnięcie zaufało drapieżnikowi. Niebezpiecznie jest komuś zaufać. Szczególnie w naszym zawodzie.
— Niebezpiecznie jest kogoś pokochać.
Słowa Yoongi’ego pieściły jej uszy. Wprawiały w trans i hipnotyzowały. Sprowadzały zagładę każdej z komórek ciała, a pocałunki były niczym bezbolesna trucizna.
Skoro miała odejść, chciała to zrobić w najbardziej komfortowy i uzależniający sposób — w objęciach osoby i z rąk osoby którą pokochała.
Suga przybliżył się i pociągnął ją do siebie. Chwycił w dłonie szyję. Mei myślała, że zaraz skręci jej krak, udusi, odetnie tlen.
Zmrużyła oczy, a potem delikatnie musnęła jego wargi. Pachniały balsamem i smakowały alkoholem. Były miękkie, lekko spierzchnięte, ale kuszące jak nigdy.
Jej własna obietnica śmierci.
Z namacalnym uwielbieniem całował obojczyk. Zassał skórę, zostawiając czerwone ślady. Ręką dobył pierś i wsadził sutek między palce. Bawił się nim, dotykał, ciągnął. Mei westchnęła głośno, gdy ciepłym oddechem musnął nabrzmiały od pieszczoty sutek.
Wplotła palce w jego czarne kosmyki, troszkę dłuższe niż ostatnio. Miał delikatny zarost na twarzy i była jak zawsze cholernie pociągający.
Usiadła na nim okrakiem, dając większy dostęp do szyi. Suga nie ociągał się, tylko dłonie wsadził pod materiał lateksowych kobiecych spodni. Jęknął, gdy zrozumiał, że nie miała na sobie bielizny.
Poruszyła się niespokojnie, chcąc poczuć jego wzwód. Lubieżne palce harcowały po mokrej łechtaczce, docierając do wzgórka łonowego i pieszcząc wrażliwy punkt G.
To była przyjemna śmierć. Pełna romantycznych uniesień, oprószona gestami pełnymi podniecenia, naznaczona pocałunkami jego ust.
Yoongi rozerwał materiał kobiecych spodni. Był silny i tak kurewsko podniecający. A potem ze spodni wyciągnął stojącą na baczność męskość.
Mei opadła na niego, pozwalając aby się w nią wbił. Suga jęknął, a ona zagłuszyła ekstazę pocałunkami. Unosiła się i opadała. Przytulona do jego ciała, pieszczona męskimi dłońmi, odpływała w krainę nicości.
Szczupłe palce wplątała w ciemne kosmyki, gdy on pociągnął ją za włosy. Wygięła się w łuk, czując bardziej i mocniej jego penisa w sobie. Palcami drugiej ręki zataczał kręgi na łechtaczce, sprawiając cudowną gehennę.
Powietrze było zbyt gęste, przepełnione ich jękami i zaparowane miłosnym uniesieniem. Yoongi był czuły i tak bardzo odległy. Mei nie wiedziała, kto był tu ofiarą. A gdy czuła, że finisz jest blisko, usłyszała coś, co na zawsze odbiło się w jej głowie, niczym piętno.
— Kocham cię Song Mei.
✯
Nie wiedziała, jak i dlaczego znalazła się w całkiem innym kraju. Nie pamiętała zbyt wiele, bolała ją głowa, czuła rozcięcie gdzieś w okolicach potylicy. Powoli otworzyła oczy, rejestrując otoczenie. Ostry promień słoneczny raził w oczy. W nozdrza wbiła się morska bryza. Nim się zorientowała poczuła spokojny dotyk.
— Yoongi? — wyszeptała niepewnie.
Czuła suchość w gardle. Ledwo przełknęła ślinę, tak bardzo było spuchnięte.
— Jestem w niebie? — zapytała.
— Raczej w piekle — usłyszała znajomy głos.
JK stał w odległości dwóch metrów i opierał się o drzewo. A później zauważyła, jak Jeon się śmieje.
— Piekło też dobre.
Patrzyła na mężczyzn. Yoongi wciąż się nie odzywał, lecz podał jej wodę. Rozejrzała się i zanotowała, że są na jakiejś plaży.
W dodatku leżała w worku… Na zwłoki!
— Możesz mi powiedzieć…
Nie mogła dokończyć. Od tej suchości zaczęła kaszleć.
— Musiałem upozorować twoją śmierć — rzucił Suga.
— A ja upozorowałem śmierć Yoongi’ego — dodał Jungkook.
Mei nie wierzyła w to, co powiedzieli. Znaczy usłyszała, lecz wciąż nie docierało, że to koniec. Koniec życia pełnego bólu, rozpaczu i śmierci.
— Jesteśmy wolni?
Suga popatrzył na Jeon’a, który westchnął.
—Wy tak — powiedział ciężko. — Mnie też ktoś teraz ściga. Chyba odkryli, że byłem twoim informatorem.
— Zawsze mogę ci pomóc sfingować śmierć.
Mei uśmiechnęła się szeroko. Pierwszy raz i to szczerze. Jungkook westchnął i pokręcił głową. A potem odwrócił się i skierował w stronę domu.
— Właściwie — zaczęła Mei, rozglądając się na ocean. — To gdzie my jesteśmy?
— Meksyk — rzucił Yoongi, chwytając jej dłoń.
— Naprawdę zaczynamy nowe życie?
Suga pokiwał głową, a kąciki jego ust uniosły się ku górze.
— Ale co będziemy robić?
— Coś się wymyśli. Na razie cieszmy się chwilą wolności.
Mei poczuła, jak Yoongi przyciąga ją do siebie. A potem wsadził dłoń pod ucho i złożył najbardziej romantyczny i słodki pocałunek.
— Zawsze możemy założyć agencję detektywistyczną.
— To nie taki zły pomysł — zauważyła Mei. — Dwóch płatnych zabójców i cyber genialny haker. Brzmi jak dość solidny biznes plan.
— Ej! — usłyszeli stojącego na werandzie Jungkook’a. — Wszystko słyszę!
Yoongi pokręcił głową, a potem pocałował czoło ukochanej.
Mei po chwili popatrzyła przed siebie, widząc wschód słońca nad oceanem.
Mroczny na pewno byłby szczęśliwy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥