Wszystkie jej imiona [ 52 ]

 


MADRYT, HISZPANIA

JAN' POV

Kiedy chłopacy bawią się na imprezie poprzedzające jutrzejsze pre party, ja ulatniam się na moment, by zadzwonić do Hany. Przez kilkanaście minut opowiadam jej o wszystkim, co się tu dzieje, w tym o rzeczach, które zapewne jej nie interesują. No bo czy kogokolwiek interesowałoby, że Jure rozlał dziś kawę przy śniadaniu, Kris znowu pokłócił się o coś z Larą, a Bojan cały dzień chodził rozanielony, bo Blanca Paloma w jednym z wywiadów na pytanie, kogo z tegorocznych uczestników Eurowizji by pocałowała, powiedziała, że jego?

Ale Hanę o dziwo to interesuje.

Ona nie wie jeszcze, czym spowodowany jest mój słowotok. Od początku chcę jej wyznać coś ważnego, lecz za bardzo się wstydzę i plotę trzy po trzy, byle odwlec ten moment. Na szczęście w końcu, gdy Hana po prostu musi już mieć serdecznie dość, wyrzucam to z siebie:

– Brakuje mi ciebie tutaj.

Po drugiej stronie zapada milczenie. Oho, zaskoczyłem ją niemal tak bardzo, jak i zaskoczyłem siebie. Nie była na to przygotowana. Chyba nie wie, jak zareagować i to z tego powodu długo się nie odzywa, zanim odpowiada:

– Och, Jan... mi... ciebie też.

Super to usłyszeć, naprawdę. Z tym że teraz to ja nie wiem, co odpowiedzieć. Przeciągam milczenie. Wciąż nie jesteśmy przyzwyczajeni do mówienia sobie takich rzeczy, a kiedy już je mówimy, robi się niezręcznie. Muszę więc natychmiast znowu skierować rozmowę na normalne tory.

– A co tam u ciebie? – pytam.

– Jakoś leci. Petra jak zwykle wkurzająca. Amira jeszcze gorsza. Ale wiesz, ostatnio żyję tylko Eurowizją.

– Która nawet nie jest u was emitowana.

– Od czego jest internet...

– Będziesz oglądała jutrzejsze pre party? Wysłałem ci link. Udostępnimy go jutro też na oficjalnym profilu Joker Out na Instagramie.

– Tak, mam go. Oczywiście, że będę. Idę do Vladki, obejrzę wspólnie z nią i jej rodzicami.

– Jutro święta wielkanocne...

– To nic, jestem prawosławna, Fatima, Branko i Vldka też teraz nie mają Wielkanocy.

– No OK.

– A ty? Jak się czujesz tak daleko od domu w święta?

– Jestem w kontakcie z rodziną. No i mam chłopaków obok. Tylko... – zawieszam głos i oboje kończymy jednocześnie:

– Brakuje mi ciebie.

Wybuchamy nerwowym, serdecznym śmiechem. Ale nie jest już tak niezręcznie. Chwilę jeszcze rozmawiam z Haną, a potem żegnamy się, wysyłając sobie wirtualne buziaki i wracam na imprezę.

Ale się dzieje...

Nie było mnie w klubie ledwie pół godziny, a zabawa rozkręciła się na całego. Mnóstwo ludzi szaleje na parkiecie, rozpoznaję wśród nich naszych nowych przyjaciół z San Marino, Irlandii, Mołdawii, Austrii, Monikę z Litwy, Mimicat z Portugalii i Czeszki obtańcowujące Jure. Choć wiem, że jest on wierny Nice, bez wątpienia ma słabość do reprezentantek Czech. Ale nie to dziwi mnie najbardziej, na parkiecie natykam się również na... Nace i Alikę. Wygłupiają się i zauważam pomiędzy nimi bliską zażyłość. On nieustannie zaprzecza, że coś między nimi jest, lecz my wszyscy wiemy swoje. Cały się spina, gdy któryś z nas tylko o niej wspomni. Aż się poci na samo brzmienie jej imienia! To fakt: Nace jest zakochany w Alice.

Drugi, który wpadł po uszy, lecz z Blancą, to Bojan. Też wciąż chodzi z głową w chmurach i mimo stresu związanego z promocją i przygotowaniami do Eurowizji, a w dodatku okropnego przeziębienia, które nie chce go opuścić, wręcz tryska entuzjazmem. Śmieje się do każdego, zagaduje, a dzięki temu sami zdobywamy wśród tegorocznych uczestników coraz to nowych przyjaciół.

No i teraz też to robi – siedzi przy stoliku, pije piwo (a miał leczyć gardło i nie pić!), wymieniając znaczące spojrzenia z zajmującym sąsiedni stolik reprezentantem Finlandii. Wygląda to tak, jakby flirtowali.

– A wy co? – pytam, dosiadając się do niego.

– O co ci chodzi? – rzuca zaskoczonym tonem Bojan, jakby rzeczywiście nie rozumiał.

– No patrzycie na siebie, jakbyście wpadli sobie w oko. On się uśmiecha, ty się uśmiechasz... Co jest?

– Nic. On się pierwszy uśmiechnął, ja się uśmiechnąłem w zamian i... tak się uśmiechamy.

– Czy ty piłeś już wcześniej, Bojan?

– Skądże.

– I tak będziecie się dalej uśmiechać?

Znowu to się dzieje. Przy mnie. Tak po prostu wymieniają uśmiechy.

– A co innego mamy robić?

– Nie wiem, może poproś go do tańca – rzucam w żartach, co Bojan bierze na poważnie.

Wstaje od stolika i podchodzi do Fina. Przez chwilę gadają, wymieniają tym razem uścisk dłoni. Potem... serio idą tańczyć! Ufff, na szczęście nie w parze, tylko dołączają do Krisa oraz Jure i reprezentantek Czech, które po chwili gdzieś się ulatniają. Widać, że bawią się przednio. Bojan w pewnym momencie mnie przywołuje, więc idę tam, zastanawiając się jednocześnie, gdzie jest Nace. Zniknął. Z Aliką, oczywiście.

– Hej! Jestem Jere – wita się ze mną Fin.

– Jan. – Też wymieniamy uścisk dłoni. Jere robi dziwną minę.

– Ej, zaraz... to on jest BoJAN, a ty JAN? ...co do chuja?! – wykrzykuje to z tak zabawnym zdziwieniem, że wszyscy wybuchamy śmiechem. – Weźcie nie nabijajcie się ze mnie. Lepiej spróbujcie powiedzieć mój pseudonim. KÄÄRIJÄ.

Jakoś nikt się nie odważa. Poza Bojanem, który robi to, jakby na co dzień używał fińskiego:

– Käärijä. – Jere jest pod wrażeniem.

I tak rodzi się nasza słoweńsko–fińska przyjaźń.

 

BOJAN's POV

Blanca nie bawi się dziś z nami na imprezie. To profesjonalistka – jeśli jutro ma występ, choćby na zwykłym pre party, dziś zbiera siły – odpoczywa i relaksuje się w swoim hotelowym pokoju. Kiedy rozmawialiśmy dziś rano, powiedziała mi, że gdyby imprezowanie okazało się dla mnie nudne, może zaoferować mi w zamian za pokazanie jej Tel Avivu wieczorne zwiedzanie Madrytu. Nie powiem, propozycja bardzo kusząca. Zwłaszcza że niewiele udało mi się dziś pooglądać. Nadal jestem trochę przeziębiony, więc pospałem dłużej, później wyruszyłem na mało intensywne zwiedzanie – sam. Chłopacy wybrali wersję zwiedzania dla aktywnych. Mieliśmy potem zaplanowane skromne spotkanie z fanami. Jak się skończyło? Wszyscy zdążyli na nie poza mną. Bo oczywiście... zgubiłem się w taksówce. Tak... To możliwe! Pytacie jak? Cóż, taksówkarz dowiózł mnie w pewne miejsce i oznajmił, że bliżej nie może, bo roboty drogowe. No chyba że pojedzie dookoła, objazdem, ale objazd to dodatkowe dziesięć minut jazdy. Bez sensu. Zapłaciłem, wysiadłem. I co, no oczywiście, okazało się, że jestem w zupełnie innym miejscu niż powinienem! Z tym że to nie taksówkarz pomylił lokalizację, tylko ja. Uświadomili mi to przechodnie, którzy dziwili się, że chcę dojść na piechotę w pokazywane im na mapie miejsce spotkania z fanami. OK, wezwałem inną taksówkę. Przyjechała spóźniona, bo objazd. Dotarłem na spotkanie z fanami, kiedy już trwało, pobiegłem tam. Ale było fajnie!

Ułożyłem plan na wieczór. Szybkie piwko ma imprezie, potem idę na zwiedzanie z Blancą. Wszystko popsuł ten Fin. Jere totalnie namieszał. I to czym? A no tym, że zaczął się do mnie uśmiechać. W zasadzie szczerzył się jak głupi, no to też się szczerzyłem. I tak kończymy, wygłupiajac się wspólnie z resztą Joker Out na parkiecie. Tracę poczucie czasu. Jest wesoło. Jest alkohol. I snus. Jere częstuje mnie snusem, gdy wychodzimy na dwór. Noc jest rześka, lecz dość ciepła. Rozmawiamy jak przyjaciele, jakbyśmy znali się od lat. Nie wiem jak to się dzieje, że otwieram się przed tym człowiekiem. Gdy stoimy na dworze (chyba jestem wstawiony), opowiadam mu o Neum, o Safiji, o mojej tęsknicie za nią. A on po prostu słucha. Potem sam opowiada o dziewczynach, które złamały mu serce.

– Tyle razy? – pytam.

– No widzisz, serce to taki samoregenerujący się organ. Ktoś je łamie, szarpie na strzępy, a ono co? Wraca do siebie.

– A więc ze złamanym sercem można żyć – podsumowuję.

– Oczywiście, co więcej, można z nim żyć i być szczęśliwym. Dziś ja jestem.

– Dziś ja też – przyznaję i przez chwilę nie boję się niczego, nie czuję presji związanej z konkursem, jestem po prostu spokojny.

Wracamy z Jere na imprezę. Wtedy przypominam sobie o Blance, lecz zauważam, że zrobiło się już późno. Bardzo późno. Jest po północy. I jeśli ona chce się wyspać, to nie powinienem jej już przeszkadzać. Odpuszczam więc. Bawię się dalej z chłopakami i z Jere. Uczymy go śpiewać "Carpe diem", a on nas "Cha cha cha". To nieprawda, że na fińskim można połamać sobie zęby, idzie mi chyba nieźle. A ile jest przy tym śmiechu! Z małej imprezy robi się zabawa do rana.

A następnego dnia ledwie przytomny zdążam na śniadanie. Z sali restauracyjnej wychodzi akurat Blanca – wyspana, wypoczęta, świeża.

– Hej! – wołam ją.

– Cześć, Bojan.

Patrzy na mnie, jakby oczekiwała wyjaśnienia. A może niczego nie oczekuje, tylko to sobie wmawiam. Przecież jej spojrzenie zawsze jest tak... intensywne. To mnie w niej urzekło od początku. To urzeka mnie w obecnej chwili.

– Nie chciałem ci wczoraj przeszkadzać, żebyś... mogła wypocząć – mówię i chociaż to prawda, mam wrażenie, że nie brzmię szczerze.

I tak pewnie też odbiera to Blanca. Obdarza mnie uśmiechem, lecz takim smutnym i... pocieszającym. Ale kogo chce pocieszyć, mnie czy siebie? Tak jakby mówiła "sprawiłeś mi przykrość, ale nie martw się, wszystko ze mną ok".

– Rozumiem, że impreza się udała – odpowiada tylko i już jej nie ma.

To koniec czegoś, co jeszcze nawet się nie zaczęło. Ale nie jest mi źle. Może to lepiej, wmawiam sobie. Bo to i tak przecież nie miałoby przyszłości.

 

NACE's POV

Pomiędzy mną a Aliką nie ma niezręczności. Nie wiem, czy to zasługa tego, że tak się do siebie zbliżyliśmy, czy raczej że mimo chemii, którą między sobą czujemy, traktujemy się raczej jak para dobrych znajomych.

Gdy spotykaliśmy się ponownie w Madrycie, nasze powitanie było tak swobodne, że aż zaskoczyło resztę chłopaków, którzy się temu przyglądali.

– Nace! – zawołała ona.

– Alika! – powtórzyłem ja.

Natychmiast wpadliśmy sobie w objęcia i długo tak staliśmy. Potem Alika wyściskała po kolei Bojana, Krisa, Jana i Jure, ŻEBY NIE BYŁO, ŻE TYLKO MNIE.

Ale oni i tak "wiedzą swoje".

Na imprezie poprzedzającej jutrzejsze pre party bawimy się w swoim towarzystwie. Naprawdę jest wesoło, choć praktycznie zupełnie trzeźwo. Nie pijemy prawie alkoholu. Nie potrzebujemy go. Odbija nam, mamy głupawkę. Alika najpierw udaje różnych wykonawców z tegorocznego konkursu Eurowizji, ja w zamian naśladuje chłopaków z mojego zespołu. Ludzie wokół patrzą na nas jak na idiotów i pewnie zastanawiają się: naćpali się czy co, że co chwilę gadają głupoty innym głosem i wybuchają śmiechem?

Ailka jest najweselszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem. Zastanawiam się, czy w każdych okolicznościach tak jej wesoło – mimowolnie wyobrażam nas sobie w łóżku, jest romantyczny nastrój, klimatyczna muzyka i... jej śmiech. Czy ja się zakochałem?

– Nace! Nace, chodź tu! – woła mnie z parkietu Bojan, a kiedy widzi, że nie jestem sam, dodaje, że oboje mamy podejść.

Od pewnego czasu z resztą chłopaków bawi się w towarzystwie reprezentanta Finlandii.

– Masz ochotę zapoznać się z Kääriją? – pytam Alikę, a ona... Zgadnijcie co robi! Tak, śmieje się. Ale wyraża chęć, więc podchodzimy.

– Hej – mówię. Wtedy Bojan dokonuje prezentacji, jakby znał się z Kääriją już dobrych kilka lat. "To Jere, nasz nowy przyjaciel". "To Nace, nasz stary przyjaciel".

– Nie jestem stary! – oburzam się, a Aliką się śmieje.

Bojan ją też przedstawia.

Łapiemy dobry kontakt z Kääriją. Jakiś czas bawimy się wspólnie, potem Bojan gdzieś z nim wychodzi. Alika pyta mnie, czy mam ochotę odetchnąć trochę świeżym powietrzem. Rzeczywiście w barze jest bardzo duszno, więc przystaję na to. Na dworze od razu lepiej się oddycha. Albo traci dech... przy pocałunku.

To już nasz... dobra, przestałem liczyć. W Tel Avivie pocałowaliśmy się jeszcze kilka razy. Ale w Madrycie to nasz pierwszy. I bardzo namiętny. Kiedy odrywamy się od siebie, po prostu stajemy objęci i wpatrujemy się w nocne niebo. Ale jest... fajnie. To wtedy słyszę...

– Ej, czy to nie śmiech Bojana? – pyta Alika.

– Tak! Pewnie wyszedł z Blancą.

– Obawiam się, że nie z Blancą...

Patrzymy w kierunku, z którego dobiegł nas śmiech. Stoją tam Bojan i Käärijä. Wygląda na to, że serio się zaprzyjaźnili. Hit. Bojan wybrał przyjaźń ponad zauroczenie Blancą, która chyba już... poszła w odstawkę. Kto by się spodziewał... Ale jest jeszcze Noa z Izraela, która wpadła Bojanowi w oko, a z którą nie zdążył się póki co spotkać. Ona też może sporo namieszać. Ale nie będę go oceniać czy krytykować. Sam nie jestem lepszy. Nie myślę o przyszłości, o konsekwencjach. Jak nastolatek oddaję się swojemu zauroczeniu.

– Ale ty jesteś piękna, Alika – mówię jej, a ona w odpowiedzi (nie wiem, jak to robi) jednocześnie śmieje się i mnie całuje.

 

KRIS' POV

Dopiero kiedy wracam z imprezy, zauważam, że na moim telefonie, który zostawiłem w pokoju specjalnie 1) żeby się naładował; 2) żeby go nie zgubić; jest kilka nieodebranych połączeń od Lary. Korzystając z tego, że mój tymczasowy współlokator Jan idzie akurat pod prysznic, od razu oddzwaniam. Mija kilka sygnałów, zanim słyszę wystraszony, choć zaspany głos swojej dziewczyny.

– Kris, coś się stało?

– Nie... wróciłem z imprezy i widzę, że dzwoniłaś.

– Tak, dzwoniłam, wczoraj. Czy ty wiesz, która jest godzina? – Nadal w głosie Lary rozbrzmiewa wzburzenie.

– Nie wiem, tak szczerze mówiąc, a która?

– Czwarta trzydzieści sześć rano!

– Jeny, przepraszam, że cię obudziłem...

– W porządku, i tak kiepsko spałam, bo zastanawiałam się, czemu się nie odzywasz. OK, mówiłeś, że idziesz na imprezę, więc nie zdziwiłam się, że nie masz czasu gadać, zaniepokoiło mnie tylko, że nic nie napisałeś. Myślałam, że wydarzyło się coś złego...

– Nie, bez obaw, jestem cały i mam się dobrze, chłopacy też. Nie ukrywam, że trochę dziś poszaleliśmy. Ale to przez to, że poznaliśmy się bliżej z Kääriją, z którego jest prawdziwy party animal. Nie zabrałem telefonu do klubu, wybacz. Nie przypuszczałem, że wrócę tak późno... – Nie wiem, czy mówię logicznie, za dużo chcę jej powiedzieć, streszczając się, byśmy oboje mogli położyć się spać.

– Nooo dobrze – odpowiada Lara,

ziewając, już trochę spokojniejsza.

– A dzwoniłaś z czymś ważnym?

– Nie, tak tylko... stęskniłam się. Niewiele ostatnio gadamy. – Lara mówi to bez wyrzutu. Do niedawna często się o to kłóciliśmy. Dziś ona to akceptuje. Wszystko. Mój brak czasu. Moje nieustanne zmiany wspólnych planów. Moje niespełnione obietnice. Lara akceptuje więcej, niż powinna. Wiem o tym. I jestem jej za to wdzięczny. Ale kiedy słyszę ten smutek w jej głosie z tęsknoty za mną, pęka mi serce.

– Po Eurowizji to się zmieni. Pomyślę wreszcie o nas. Zamieszkamy razem. Już wszystko będziemy robić razem. – Znowu składam jej obietnice, które nie wiem, czy uda mi się w całości spełnić, choć wtedy wierzę, że tak.

Czy to pociesza Larę? Chyba trochę. A może już wie, że są to obietnice bez pokrycia.

– Trzymam cię za słowo. Dobranoc, Krisko.

– Dobranoc.

Kończę rozmawiać, gdy Jan akurat wychodzi spod prysznica i mierzy mnie podejrzliwym spojrzeniem.

– Z kim ty gadasz o tej porze??? – pyta.

– Z Larą.

– A mówicie, że to mi odbija na punkcie Hany... – śmieje się Jan.

Wtedy słyszymy czyjeś szepty i kroki na korytarzu. Po chwili ustają. Kiedy leżymy już w łóżkach, rozlegają się jednak ponownie.

– Kto tam tak łazi? – zastanawiam się.

– Nie wiem. – Jan już przysypia, widzę tylko, jak wzrusza ramionami, że wszystko mu jedno.

– Sprawdzę to – postanawiam.

Wstaję. Wychylam się zza drzwi pokoju. I kogo zastaję na korytarzu? Bojana z Kääriją.

– Co wy tu robicie po nocy, pojebało was??? – rzucam z przyzwyczajenia po słoweńsku, potem pytam o to samo, używając angielskiego.

– Ja tylko odprowadzam Kääriję – mówi z przepraszającą miną Bojan.

– Ja odprowadzam Bojana – dodaje Käärijä.

Aha, czyli krążą po korytarzu od drzwi pokoju jednego do drzwi pokoju drugiego. I nic nie wskazuje na to, że zamierzają przestać.

– Naprawdę ich pojebało – komentuję, wracając do łóżka.

Jan już mi nie odpowiada, bo śpi. Też szybko zapadam w sen. A Bojan i Käärijä zapewne długo jeszcze wzajemnie odprowadzają się po korytarzu.

 

 

Prześlij komentarz

0 Komentarze