Wszystkie jej imiona [ 50 ]

 


WARSZAWA, POLSKA

JURE's POV

Śni mi się coś miłego, choć niestety nie pamiętam co, kiedy nad uchem słyszę szept siedzącego obok mnie Bojana.

– Jure. Jureee. Jurčeeek. – Póki mówi do mnie w ten sposób, jest to dość miłe. Po chwili jednak jego delikatny szept zmienia się w dziki krzyk. – Jure!

Nie mogę już dłużej udawać, że śpię, kiedy ludzie dookoła odwracają się, by spojrzeć, co się tu dzieje.

– Zamknij buzię – odpowiadam grzecznie, lecz ten szczerzy się do mnie, jakby planował coś jeszcze. Wolę go uprzedzić. – Stul, Bojan, pysk!

– Uspokójcie się, jeszcze nie dolecieliśmy do Polski, a wy już się kłócicie – zwraca nam uwagę Kris, pewnie na prośbę naszego menadżera. Gregor siedzi obok niego i z politowaniem kręci głową.

– Ale my się nie kłócimy, my się kochamy! – woła Bojan, po czym zaczyna mnie ściskać, całować po twarzy i wydawać przy tym dziwne dźwięki.

Ja z nim oszaleję.

– Ktoś tu ma dobry humorek – śmieje się z niego Nace.

Gdy mija cała senność, która jeszcze niedawno mi towarzyszyła, zaczynam się bronić, przez co szamoczemy się na siedzeniu samolotu, aż stewardesa zwraca nam uwagę. W dodatku bardzo ładna stewardesa... Gdyby nie fakt, że w Słowenii czeka na mnie Nika, pewnie wykorzystałbym okazję, by poznać się z nią bliżej.

– Co wy robicie? – Aż Jan zdejmuje słuchawki, w których zapewne po raz któryś słucha eurowizyjnej playlisty, i odwraca się w naszym kierunku. Wygląda tak groźnie, że się opanowujemy.

– Bojanowi odpierdoliło – odpowiadam. – Drze się, wydurnia i zaczepia w ludzi.

– Oraz w koty – dodaje bohater naszej rozmowy i palcami dorabia mi kocie uszy, które przypominają raczej rogi.

– Czyli jak zwykle – podsumowuje Jan, wracając do słuchania muzyki.

– Wesoły samolot. Już pilnowanie wycieczki szkolnej byłoby łatwiejsze – żali się Gregor.

– Hmm, w zasadzie... ja czuję się trochę jak na wycieczce szkolnej – stwierdza po chwili namysłu Nace.

– I ja też! – wykrzykuję, zupełnie rozbudzony i gotowy do psot tak jak Bojan, który dodaje:

– A dziś poznamy kolejnych naszych nowych kumpli i kumpele! – Po czym zaczyna śpiewać refren "Carpe diem".

To dziwne... że jesteśmy w obcym kraju, w którym nikt nie rozpoznaje nas i naszej piosenki.

Ale mam nadzieję, że tylko do czasu.

 

NACE's POV

Na lotnisku od razu piszę do moich bliskich, że szęśliwie wylądowaliśmy. Chłopacy zakładają jednak, że prowadzę z kimś jakąś romantyczną korespondencję. Jure wyrywa mi telefon z ręki.

– Ej, co ty robisz? – pytam.

– Nic, sprawdzam jak tam twoje sprawy sercowe.

– No to sam widzisz, że w moim sercu są obecnie mama, tata i babcia.

– No i my – dopowiada Jan i obejmuje mnie ramieniem.

– Tak, i wy.

– A ta sąsiadka? – drąży oczywiście Jure.

– Jaka sąsiadka? – wtrąca się Bojan.

– Zamknięta sprawa. Dała mi przecież kosza. A poza tym to było tak dawno, że nawet Bojan już nie pamięta o jej istnieniu – tłumaczę się z nadzieją, że dadzą mi wreszcie spokój.

W każdym razie Jure na pewno nie zamierza oddawać mi telefonu. Szuka w nim dowodów... Sam nie wiem czego. Ale na pewno niczego ciekawego w nim nie znajdzie. Od kiedy dołączyłem do zespołu, nie mam przed chłopakami tajemnic. A wszystko, co jest w moim telefonie, tak naprawdę oni już wiedzą. No może poza tym, że w samolocie zrobiłem zdjęcie śpiącego z otwartą buzią Jure, który właśnie na nie trafia.

– Ej co to jest? Żądam usunięcia! – oburza się i sam kasuje to foto.

– Czy mogę już odzyskać swój telefon? – pytam go z powagą.

Widzę, że mój tata odpisał, a Jure jakby nigdy nic zaczyna sobie z nim korespondować w moim imieniu.

– Yeee, jest mój bagaż! – Bojan cieszy się jak dziecko, że jego walizka wjechała na taśmę.

– Oddam ci telefon, jak pójdziesz mi po kawę i papierosy – rzuca bezczelnie Jure.

Mierzę go wzrokiem.

– I może frytki do tego?

– Nie pogardziłbym.

Skurczybyk.

– Też bym chciał – odzywa się dla odmiany Kris.

– Ale fajki, kawę czy frytki? – pyta go Jure.

Kris odpowiada, że wszystko.

– A ja cieszyłbym się chociaż z kawy... – mówi Jan.

– A ja bym sobie zjadł BigMaca – dołącza się do tej listy życzeń Bojan.

Im dłużej będę tego słuchać, tym większe prośby zaraz usłyszę, wiem o tym, więc szybko odchodzę.

Zamierzam kupić papierosy i dwie kawy, może podzielimy się nimi po łyku, bo więcej naraz i tak nie przyniosę. Rozglądam się za jakimś sklepem lub kawiarnią i nie skupiam się specjalnie na ludziach dookoła mnie. To sprawia, że niespodziewanie na kogoś wpadam.

– Och, sorry! – wołam do dziewczyny, którą przypadkowo o mało co stratowałem.

– OK – odpowiada ona i odchodzi, ciągnąć dużą walizkę.

To wtedy uświadamiam sobie, że gdzieś już ją widziałem...

– Alika! – wołam za nią bez zastanowienia, a ona się odwraca, więc wszystko wskazuje na to, że mam rację.

– Znamy się?

– No... tak. Znaczy, w sumie jeszcze nie. Reprezentujesz Estonię na Eurowizji. A ja Słowenię.

– Słowenię... – powtarza, zapewne próbując przypomnieć sobie w myślach, kto został wybrany z tego kraju. – Aaa, jesteś z tego zespołu... Joker Out?

– Bingo.

– To pewnie jesteś... Bojan? – No i cały czar pryska.

– Nie, akurat Nace, basista. Ale wiem, że większość kojarzy głównie Bojana. Jeśli w ogóle nas kojarzą – dodaję ze śmiechem.

– Gdy spotkamy się znowu, na pewno już będę kojarzyć – odpowiada ona, znowu odchodzi kilka kroków i jeszcze raz się odwraca. – Joker Out. Nace, basista.

Wracam do chłopaków, zapomniawszy, że miałem kupić papierosy i kawę. Bojan, Kris i Jan robią mi o to wyrzuty. Jure nadal jest pochłonięty SMS–owaniem z moim ojcem.

 

JAN's POV

Do tej pory zastanawiam się, co przydarzyło się Nace na lotnisku. Ale coś na pewno. Gdy wrócił do nas, oczywiście bez papierosów i kawy, śmiał się od ucha do ucha, był jakiś nieobecny i rozglądał się dookoła. Kiedy zapytaliśmy, czemu się tak szczerzy, powiedział, że to nic, po prostu cieszy się, że szczęśliwie dolecieliśmy. Hmm, nie przypominam sobie, żeby wspominał, że boi się latać.

W hotelu dziwne zachowanie Nace tylko przybiera na sile. Dzielimy pokój, więc mogę zaobserwować to i owo. Podczas gdy ja się rozpakowuję, Nace kładzie się na łóżku. Ręce układa pod głową i rozmarzonym wzrokiem patrzy się w sufit. Aż sam kieruję tam wzrok, sprawdzając, czy może nie ma na nim niczego szczególnego. Ale nie, zwykły biały sufit, z plamami po zabitych komarach.

– Co z tobą? – pytam go wreszcie.

– Nic, odpoczywam sobie – odpowiada mi Nace.

– Tyle sam widzę. Odkąd wylądowałiśmy, zachowujesz się, jakbyś wygrał na loterii. Powiesz mi, o co chodzi, czym mam cię zmusić? – pytam, w myślach szukając już na niego sposobów.

Nace się śmieje.

– I co mi zrobisz, panie "love & peace"?

– Eee, dosypię ci glutenu do zupy.

– Okrutny jesteś.

– Masz szansę się przed tym obronić.

Siadam na łóżku i zakładam ręce na piersi, oczekując na reakcję Nace, który gra na zwłokę.

– No to co chcesz wiedzieć?

– Masz mi powiedzieć, co się wydarzyło na lotnisku, kiedy poszedłeś po papierosy i kawę.

Nace ciężko wzdycha, potem przeciera twarz dłońmi, a kiedy nadal zasłania sobie nimi oczy, odpowiada:

– Spotkałem Alikę.

– Alikę? Tę Alikę?! – powtarzam, bo nagle dociera do mnie, że znam tylko jedną osobę o tym imieniu. Reprezentantkę Estonii na Eurowizji.

– Tak. Tę.

– No i co? – Niecierpliwie wyczekuję dalszej części tej opowieści.

– Nic, przywitaliśmy się i tyle.

– I dlatego cały czas chodzisz z głową w chmurach? Już ci wierzę!

– Nie musisz. Poza tym wcale nie chodzę z głową w chmurach. Cieszę się tylko, że tu jesteśmy. Czy to nie super?

Owszem, też nadal nie mogę uwierzyć, że wystąpimy na polskim eurowizyjnym pre–party, że wypoczywamy akurat w luksusowym hotelu w Warszawie i że pomimo, że dziś zaczyna się kwiecień, na dworze jest tak zimno. Ale nie odplynąłem z tych powodów tak, jak Nace.

– Alika wpadła ci w oko, prawda? – pytam o coś, co jest już oczywiste.

– Nie, raczej w klatę. Gdy na mnie wpadła, zderzyliśmy się klatką i cyckami.

Potrzebuję chwili, by zajarzyć, co on do mnie mówi.

– Wiesz co, głupi jesteś, Nacko.

– To po co ze mną gadasz? Nie miałeś czasem zadzwonić do Hany?

Istotnie, miałem.

Po rozmowie z nią obaj zaczynamy szykować się na imprezę z innymi uczestnikami konkursu w naszym hotelu. Ja ze średnim entuzjazmem, bo się dziś nie wyspałem, a poza tym od tego przejmującego zimna zaczyna łapać mnie przeziębienie. Nace za to wydaje się być caly w skowronkach. No tak, zobaczy znów TĘ ALIKĘ.

 

KRIS' POV

Hotelowy bar wypełniają głośna muzyka i gwar rozmów. Bojan bawi się gdzieś na parkiecie z chłopakami z Picqued Jacks i Wild Youth, Jure szaleje z dziewczynami z Czech (myślałem, że się uspokoił, od kiedy związał się z Niką, lecz choć jest jej wierny, dawne nawyki mu pozostały). Nace snuje się gdzieś z Aliką z Estonii. Ja i Jan popijamy drinki przy barze. Są pyszne i cholernie zimne – idealny wybór na nasze bolące gardła...

– I jak sytuacja z Larą? – pyta mnie on w pewnym momencie.

– Spoko. Do niedawna robiła mi wyrzuty o to mieszkanie. Ale przed naszymi wyjazdami stała się jakby trochę... milsza.

– Hmm, może częściej powinieneś ją zostawiać – podsumowuje Jan i obaj się śmiejemy.

– A jak Hana?

– No wiesz, raz lepiej, raz gorzej. Ale dzielnie sobie radzi. Zanim tu przyszedłem, gadaliśmy.

– Dajesz jej mnóstwo wsparcia.

– Taaa, staram się.

– Najważniejsze, że Bojči zupełnie zapomniał już o Safiji. To znaczy... Enisie.

– Nie wiem tylko, czy ona zapomniała o Bojčim.

– Ale że jak???

– Pamiętasz, wspominałem wam, że Hana chyba odkryła jej konto na Insta.

– Ale Safija nie odpisała.

– Enisa.

– Kurdę, nigdy się nie przyzwyczaję.

– Nie. Nie odpisała.

– To olać ją.

– Hana cały czas zagląda na jej rzekome konto – dodaje Jan.

– Po co?

– Nie wiem. Nie może się chyba pogodzić z tym, że Enisa ją zignorowała. Wciąż szuka potwierdzenia, że miała rację co do tego konta...

– Ale jak to się ma do tego, że Enisa nadal nie zapomniała o Bojčim?

– Podobno wiecznie wstawia na relację coś związanego z naszym udziałem w Eurowizji.

– Kibicuje nam.

– Kibicuje Bojanowi – upiera się Jan.

– To nie wróży nic dobrego – stwierdzam.

– Ano nie.

Na tym rozmowa się kończy, bo podchodzą do baru starsi koledzy z Let3.

– Może group sex? – proponuje ich wokalista.

– Albo chociaż przejażdżka traktorem – dodaje basista zespołu.

– OK, piszę się na group sex w traktorze – podchwytuje żart Jan.

Wstaję za nim.

– Ja też!

Już po chwili bawimy się na parkiecie, gdzie spotykamy Bojana i Jure wygłupiajacyh się z tegorocznymi uczestnikami Eurowizji: z Czeszkami, Piqued Jacks, Wild Youth, Moniką z Litwy, Diliją z Islandii, Pashą z Mołdawii, Mae z Wielkiej Brytanii i innymi. Wznosimy toasty. Wymieniany się kontaktami. Tak imprezujemy do rana, a następnego dnia ledwie zdążamy na próby przed jutrzejszym pre–party. Wszystkich nas bolą gardła, a najbardziej Bojana, który niestety musi zrezygnować z popołudniowego spotkania z fanami.

 

BOJAN's POV

Oglądamy występ Sudden Lights: chłopacy z Wild Youth, Kris, Jan, Jure i ja. Nace wolał nas olać i od początku pre–party dotrzymuje towarzystwa Alice, która zaraz wchodzi na scenę. On rzecz jasna wmawia nam, że nic się między nimi nie dzieje, po prostu się kumplują. Ale my widzimy te maślane oczy – i jego, i jej, te uśmiechy i wzajemne gęsty. W tym momencie na przykład Nace trzyma dłoń na ramieniu Aliki i lekko je gładzi, coś do niej mówiąc. Potem wreszcie się żegnają. Ale ona nie odchodzi. Stoi i czeka... Aż się doczekuje. Nace bierze ją w objęcia, zamyka w nich na chwilę i w końcu odprowadza ją wzrokiem za kulisy. Wtedy przychodzi do nas. Syn marnotrawny!

– Hej, jak tam? – pyta i obejmuje ramieniem mnie oraz stojącego obok Krisa.

– Spoko, mów lepiej co u was – odpowiadam, mrugając do niego porozumiewawczo.

– Spadaj, nie ma żadnych "nas"...

– Zakochana para, Nace i Alika, on ją całuje, a ona sika – śpiewa Jure i wszyscy wybuchamy śmiechem.

– Ładna byłaby z was para. Serio – dodaje Callum z Wild Youth. Connor go popiera.

– Spadajcie, naprawdę, ja i Alika po prostu dobrze się rozumiemy...

– Ale nie podoba ci się? – postanawiam trochę podrążyć.

– Eee, nie.

– Czyli uważasz, że jest brzydka? – pyta Jan.

– Tego nie powiedziałem!

– A więc podoba ci się – podsumowujemy wspólnie: ja, Jan i Connor.

Nace przewraca oczami.

– Myśląc w ten sposób, tobie, Bojan, podoba się Noa, Janowi Monika, a Jure wszystkie reprezentantki Czech. O Krisie póki co trudno mi coś więcej powiedzieć – podsumowuje Nace, po czym patrzy na chłopaków z Wild Youth. – O was też.

– Mi się podoba Bojan – oznajmia Connor i przytula się do mnie.

Wtedy akurat moje bolące gardło daje o sobie znać i zanoszę się kaszlem. Wszyscy się ze mnie nabijają, bo biorą to za reakcję na słowa Connora. Dopiero kiedy widzą, że ledwie łapię oddech i podają mi do popicia piwo, a ja kręcę głową i wyduszam z siebie, że chcę wodę, poważnieją. Jure przynosi mi butelkę mineralnej, biorę kilka łyków i trochę mi lepiej. Dla pewności ssę jeszcze tabletkę na gardło.

– Może powinieneś skonsultować się z lekarzem? – pyta z powagą Jan.

– Już się konsultowałem, z mamą.

– Twoja mama jest pediatrą.

– I co? Tak samo leczy się dzieci i dorosłych.

– Monikę też bolało gardło, podobno dostała na receptę taki super lek... – zaczyna Jan, lecz urywa w pół zdania, widząc wzrok Nace.

– A nie mówiłem? Leci na Monikę.

– Lecę na Hanę i na nikogo więcej – odpowiada stanowczo Jan, choć doskonale wiemy, że Monika bardzo przypadła mu do gustu.

– A mi nie podoba się żadna reprezentantka Czech. Ani w ogóle żadna inna. Bo żadna nie dorówna Nice – oburza się Jure.

– Cóż, ja nie zaprzeczę, że podoba mi się Noa – przyznaję. – Ale mi przynajmniej może, bo jestem wolnym człowiekiem.

Po tych słowach dopada mnie kolejny atak kaszlu.

– Czarno widzę nasz występ na dzisiejszym i kolejnych pre party... – mówi zmartwiony Kris.

Nie ukrywam, że też jestem pełen obaw...

Oglądamy w skupieniu występ Aliki. Muszę stwierdzić, że rzeczywiście jest dobra. I ładna... choć niekoniecznie w moim typie, to ma w sobie coś, co przyciąga. Nie dziwię się, że wpadła w oko Nace. Ale mam nadzieję, że nie będzie tak głupi, by dążyć do czegoś więcej.

Gdy ogłaszane zostawały piosenki do Eurowizji, śledziliśmy je po kolei, a także ich wykonawców. Wtedy już sporo dziewczyn zwróciło naszą uwagę nie tylko talentem, lecz i urodą, Noa, Brunette, Alessandra, Blanca Paloma. Obaj z Nace żartowaliśmy, że tylko my jesteśmy wolni i możemy wdać się w krótki eurowizyjny romans. Ale tak naprawdę żaden z nas tego nie chciał. Jako zespół mieliśmy wspólny cel – skupić się na przygotowaniu najlepszego występu na półfinał. I na finał. Jeśli się uda...

Po Alice jest nasza kolej. Ustawiamy się w kole, nakładamy na siebie wzajemnie swoje dłonie i wykrzykujemy: SSF!

Potem wchodzimy na scenę. Niech się dzieje, co chce. I tak będę potrzebował czasu, by to do mnie dotarło. Nie mogę uwierzyć, że rzeczywiście tu jesteśmy – gramy w Polsce, mamy tu swoich fanów, a oni znają słowa piosenki. Już wcześniej, podczas spotkania z nimi, na którym się nie zjawiłem z powodu złego samopoczucia, podobno śpiewali z pozostałymi chłopakami "Carpe diem". Nie mogłem sobie tego wyobrazić. W tym momencie to słyszę i... to niesamowite. Czuję się szczęśliwy. Choć podczas ostatnich miesięcy tyle razy wydawało mi się to niemożliwe. Zapominam o wszystkich problemach. Zapominam o bolącym gardle. Zapominam o stresie i presji. Przez całe trzy minuty, tyle, ile trwa utwór, mam wrażenie, że spełniło się moje marzenie i od tej chwili nigdy nic nie będzie mogło mnie złamać.

Ale najciekawsze jest to, że pomimo naszej zdrowotnej niedyspozycji, wygrywamy w głosowaniu na najlepszy występ LIVE na polskim pre–party.

 

Prześlij komentarz

0 Komentarze