Wszystkie jej imiona [ 48 ]

 


BARCELONA, HISZPANIA

Bojan's POV

Choć przygotowania do Eurowizji przebiegały nam w przyjemnej atmosferze, dziś – wsiadając do samolotu do Hiszpanii, gdzie zagramy w Barcelonie na pierwszym pre party, towarzyszą nam różne emocje. Przede wszystkim okropnie się stresujemy! Nie samym występem, lecz tym, jak będziemy odebrani przez fanów konkursu. Czy nas polubią? A jeśli nie? Pomimo obaw staramy się nie tracić wiary.

– Przestańcie się tak stresować – mówi nam Gregor, nasz menadżer. – Ej, bez jaj, wyglądacie jak dzieci podczas pierwszego dnia w szkole, przestraszone, że ktoś może im dokuczać.

– Bo tak się czujemy – oznajmiam. – Z tym, że nie damy nikomu nam dokuczać.

– I że z jajami – wtrąca Jure, który siedzi koło mnie i wierci się okropnie, odkąd tylko wystartowaliśmy.

– Co??? – pyta zdezorientowany Nace.

– No bo Gregor powiedział "bez jaj".

Jure i jego poczucie humoru... nikt tego nie komentuje.

– OK, proponuję zabawę na rozładowanie emocji – oświadcza w pewnym momencie Jan i zdejmuje z uszu duże słuchawki.

Jure nadal żarty się trzymają.

– W chowanego? – pyta.

Nie możemy się powstrzymać, wszyscy wybuchamy śmiechem.

– Tak, z zaklepywaniem... – Jan kręci głową z politowaniem.

– Więc co to za zabawa? – interesuje się Kris, zauważając, że Jan nie ma zamiaru już nic dodać.

– Że każdy z nas powie, jaką piosenkę z tegorocznej Eurowizji najbardziej lubi i czemu. Bojan zaczyna i mówi, czemu najbardziej podoba mu się "Unicorn". Słuchamy.

Marszczę brwi. A potem pokazuję Janowi środkowy palec.

– Wal się, stary. Wcale nie lubię najbardziej piosenki z Izraela.

– Nie?! – dziwią się wszyscy, wraz z menadżerem.

– To że podoba mi się Noa, nie znaczy jeszcze, że lubię jej piosenkę, a na pewno nie, że lubię ją najbardziej.

Chłopacy pytają więc, który utwór w tym roku wyjątkowo skradł mi serce. Wybór nie jest trudny. W zasadzie już od dawna szczególnie podoba mi się jedna propozycja z tegorocznej stawki. Nie zamierzam tego ukrywać.

– Blanca Paloma "Eaea". Dlaczego? Bo mam ciary, kiedy jej słucham – wyjaśniam.

Ten kawałek zdecydowanie ma w sobie coś specjalnego. Nie jest to tylko mocny i poruszający wokal Blanki Palomy, lecz również opowiedziana pięknymi słowami historia. Na szczęście znam trochę hiszpański, więc mogłem to od razu zrozumieć.

– Marco Mengoni "Due vite". Bo Marco to Marco – oznajmia Kris.

– Może Käärijä i "Cha cha cha" albo "Because of you" Gustaph. Obie porywają do dobrej zabawy – mówi po chwili zastanowienia Jure.

– Hm... La Zarra "Evidemment". Bo jest taka... z klasą – odzywa się Jan.

Tylko Nace milczy. Niecierpliwe oczekujemy jego wyboru.

– Joker Out "Carpe diem" – oznajmia, czym wzbudza powszechny wybuch radości.

– A oprócz nas? My jesteśmy w tym rankingu poza konkursem – informuję.

– Dużo jest fajnych piosenek – rzuca w końcu, wzruszając ramionami.

– A taka najfajniejsza? – podpytuje go Jan.

– Może Pasha Parfeni "Soarele și luna" albo... Hm no nie wiem, Alika i "Bridges" – oznajmia wreszcie Nace i... jakby trochę się rumieni.

– A ty, Gregor? – Jure zwraca się do naszego menadżera.

– A ja... Noa Kirel i "Unicorn! – woła.

– Dlaczego? – dopytujemy.

– Żeby Bojči był zazdrosny – odpowiada Gregor, a ja posyłam mu pełne politowania spojrzenie.

– Dobra, to teraz każdy podaje najgorszą jego zdaniem propozycję i wyjaśnienie swojego wyboru – postanawia Jan.

Tak bawimy się do końca lotu. Gdy odbieramy swoje bagaże (oczywiście wszyscy przeżywamy zawał, że któraś z naszych walizek nie doleciała), ruszamy prosto do hotelu. Jestem podekscytowany myślą, że poznam pozostałych uczestników tegorocznej Eurowizji. Nie mogę się doczekać, aż ich przywitam i wymienimy się wrażeniami. Choć nie ukrywam, trochę mi przykro, że na pre party w Barcelonie nie wystąpi Noa. Kiedy tylko zobaczyłem jej teledysk, wpadła mi w oko.

W hotelu przypada mi pokój z Gregorem. Zwykle dobrze dogaduję się z menadżerem, więc chłopacy wytypowali mnie, żeby mnie do niego przydzielić. Rozpoczynamy tę przygodę od drzemki. Gdy się budzę, jego nie ma. Okazuje się, że poszedł z chłopakami na zwiedzanie, a mnie tu zostawili, bo "nie chcieli mnie budzić". Super.

Piszę do nich, kiedy zamierzają wracać i dowiaduję się, że nieprędko. Trochę czatuję ze znajomymi, dzwonię do rodziców, przeglądam Instagrama. To dziwne konto, który cały czas mnie obserwuje, znowu polubiło moją relację. Wzdycham, odkładając telefon, i myślę sobie, że mam dwie opcje: albo będę tak leżał i się nudził, albo sam wyruszę ruszę na poszukiwanie przygód. Wybieram to drugie. Wskakuję pod prysznic, przebieram się i opuszczam hotelowy pokój. Idę korytarzem przyczajony jak kot na polowaniu. To dlatego, że w każdej chwili mogę spotkać artystę z eurowizyjnej stawki, a nie chcę nikogo przegapić. Niestety hotel wydaje się pusty. Po drodze do windy nie trafiam na nikogo. Zjeżdżam na parter i rozglądam się dookoła. To duży hotel, lecz nie tak przestronny i chaotyczny jak Paradise w Neum, o którym staram się już nie myśleć. Ale czasem myślę. Na przykład teraz, kiedy kieruję swoje kroki do baru. Może tam spotkam innych artystów.

W hotelowym disco klubie gra głośna muzyka i migają kolorowe świata, mimo że pora nie jest jeszcze późna.

Choć wszystko wygląda zupełnie inaczej, podświadomie znowu przypomina mi się bar w hotelu w Neum.

Och, tak, to ta podświadomość, cholerna podświadomość...

Ona sprawia, że w dziewczynie siedzącej przy barze zauważam ją... Ma takie same brązowe włosy, do ramion, lekko falowane. I podobną figurę. Wydaje się taka drobna. Niestety siedzi do mnie tyłem. Nie mogę zobaczyć jej twarzy.

Kiedy już chcę odejść, dopada mnie nagła myśl. A jeśli to naprawdę ona? I tak nie mam jej nic do powiedzenia, lecz dałbym wszystko, by zobaczyć jej zaskoczoną minę, że rozpoznałem ją w tłumie, w hotelu w Barcelonie. Wierzę, że mógłbym rozpoznać ją z zamkniętymi oczami. Choćby po aurze, jaką wokół siebie roztacza.

Gdy o tym myślę, jestem tylko bardziej i bardziej pewien, że to jednak ona.

Muszę to sprawdzić. Inaczej nie zaznam spokoju.

– Sorry. Sorry. Sorki. Sorry, przepraszam – powtarzam, przeciskając się przez tłumy bawiących się na parkiecie ludzi. Rozpoznaję wśród nich choćby Diliję z Islandii i Mimicat z Portugalii. Ale zamiast się z nimi przywitać, prę do przodu. Rozpycham się i potrącam niektórych łokciami. Idiota ze mnie.

Udaje mi się dotrzeć do dziewczyny. Wciąż jest tyłem. Ale z bliska wygląda jeszcze bardziej jak ona! Czy zdziwi się, że znam jej prawdziwe imię?

Przez chwilę stoję i gapię się na nią. Jeśli nie zacznę działać, zaraz się rozmyślę.

Kładę rękę na jej ramieniu. Tak po prostu, jak jakiś prostak.

– Enisa?

A ona odwraca się w moją stronę. Naprawdę ma podobną twarz. Ale to nie ona, jestem już pewien, że nie.

– Co??? – pyta mnie po hiszpańsku, więc ja też próbuje przerzucić się na ten język. Znam go trochę, uczyłem się go w szkole i oglądałem dużo telenoweli meksykańskich.

– Sorry, pomyliłem cię z kimś – odpowiadam, chyba poprawnie... A chyba, bo ona jakiś dziwnie się na mnie patrzy.

– Aaa, to nie problem. Więc z kim mnie pomyliłeś? Z Arianą Grande?

Ehm, chciałaby.

Jeny, ona ewidentnie wzięła moje zachowanie za kiepski podryw. Wstyd mi jak cholera.

– Muszę iść – rzucam pospiesznie i niemalże od niej uciekam. Znajduję miejsce przy wolnym stoliku i chowam twarz w dłoniach, jak dziecko, które wierzy, że jak zasłoni wzrok, samo stanie się niewidzialne. Jestem wściekły na chłopaków. Jak mogli zostawić mnie w hotelu?! Wiedzą przecież, ile ostatnio towarzyszy mi emocji i że to może sprzyjać nawrotom mojej miłosnej obsesji. Nie. Jestem wściekły na siebie. Zachowałem się naiwnie. Historia z Neum niczego mnie nie nauczyła. Jedyne, czego chcę, to znaleźć się z powrotem w hotelowym pokoju i schować się w bezpiecznym miejscu. Ale zanim to zrobię, muszę wreszcie odsłonić twarz przed tymi wszystkimi ludźmi, którzy byli świadkami mojego zbłazu. Nie mogę się przemóc. Powtarzam sobie, że jeszcze moment, tylko krótka chwila bycia "niewidzialnym" i stawię czoło rzeczywistości. To wtedy słyszę słowa, wypowiedziane po angielsku nad moją głową.

– Czy wszystko w porządku?

– Tak, eee, w porządku – powtarzam, zupełnie zaskoczony, że ktoś przeszkodził mi w moim samotnym akcie rozpaczy i żalu nad sobą. Dopiero po udzieleniu tej odpowiedzi podnoszę wzrok i zauważam autorkę pytania. Od razu poznaję, że już ją wcześniej widziałem. – Blanca Paloma, dziewczyna, która samym swoim głosem wywołuje na całym moim ciele ciary – wyrywa mi się.

Po Blance spodziewam się konsternacji. Ona jednak wpatruje się we mnie, jakby niczego nie usłyszała. I w zasadzie tak jest. Bo mnie nie zrozumiała.

– Sorry, co? Wybacz, nie mówię po angielsku – dodaje z przepraszającą miną.

– Za to ja mówię trochę po hiszpańsku – oznajmiam, oczywiście bez namysłu.

– O, to możesz mi przetłumaczyć, co powiedziałeś wcześniej?

– Yyy akurat tego nie umiem przetłumaczyć – odpowiadam i oboje wybuchamy spontanicznym śmiechem. Następnie wskazuję wolne miejsce przy moim zajętym przypadkowo stoliku i proponuję je Blance.

– Podrywasz mnie? – zagaduje, lecz mimo tego siada.

– Nie śmiałbym. Gdzie ja, do ciebie...

– Och, zrozumiałeś, co powiedziałam, choć to przecież nie jest słowo, które znajdziesz na pierwszej stronie w słowniku.

– Byłem kiedyś na wymianie szkolnej w Hiszpanii.

– Podrywałeś tam dziewczyny, wszystko jasne.

Zagięła mnie. Zawstydziła!

– Chciałem powiedzieć, że po prostu wymiany szkolne uczą różnych... dziwnych słów.

– A w Barcelonie żyją trzygłowe słonie.

– Że co???

– Że jesteś oszust i kłamca.

– Ja? Nigdy. Jestem Bojan. – Wyciągam do niej rękę, bo uświadamiam sobie, że jeszcze się jej tak naprawdę nie przedstawiłem. – Reprezentuję Słowenię z zespołem Joker Out.

– Tak, wiem. Jestem Blanca.

– Też wiem.

Przez chwilę siedzimy w milczeniu. Przyglądam się Blance. Ma na sobie materiałowe czerwone spodnie i czarną brokatową bluzkę. Wygląda szałowo. A przy tym stylowo, z klasą. Onieśmiela mnie. Pewnie dlatego, że jest ode mnie sporo starsza. Poza tym... naprawdę czuję dreszcze, kiedy słucham jej eurowizyjnego utworu. W rzeczywistości tak na mnie działa, że nie umiem tego opisać. Rozmawiamy więc potem o wszystkim, tylko nie o jej konkursowej piosence. Często wtrącam angielskie słowa, kiedy brakuje mi hiszpańskich, ale Blanca raczej mnie rozumie. Przerywa nam dopiero mój telefon, który zaczyna co i rusz wibrować na stoliku. Ignoruję to, lecz w końcu częstotliwość, z jaką przychodzą do mnie kolejne wiadomości, już na to nie pozwala.

– Zerknij, może to twoja ukochana – rzuca Blanca i sam nie wiem, czy to próba dowiedzenia się, jaki jest mój stan cywilny, czy zwykła zaczepka. A może próbuje być po prostu miła.

– Niestety moja ukochana jest ostatnią osobą, która mogłaby wysłać mi wiadomość – odpowiadam spontanicznie, tak jak spontanicznie toczyła się cała rozmowa. Blanca jest chyba trochę skonsternowana i nie wie, co zrobić, nie spodziewała się po mnie takiej szczerości i takich wyznań. Postanawiam wybawić ją z tej sytuacji. – To chłopacy piszą na wspólnej konfie – wyjaśniam zgodnie z prawdą.

– Tak czy siak, odpisz. Ja muszę zmykać.

Nie pytam, jak, gdzie i dokąd. Nie wypada, choć bardzo chciałbym wiedzieć.

– Dzięki. Nie wiesz pewnie o tym, że pomogłaś mi przed chwilą w bardzo trudnym dla mnie momencie.

I ona też o nic nie pyta...

Następnego dnia podczas próby do jutrzejszego pre party robię sobie z Blancą wspólne zdjęcie. Wrzucam je na swojego Instagrama, lecz nie chcę jednocześnie przyznać się chłopakom, że jestem nią zauroczony.

Znowu mam ciarki, kiedy Blanca Paloma występuje na otwierającym sezon eurowizyjny pierwszym pre party. Zapominam o niej tylko na chwilę, gdy sami stoimy na scenie. My, gramy w Hiszpanii! To niesamowite. Gdy chłopacy wciąż to przeżywają, ja po naszym występie idę poszukać Blanki. Łapię ją tylko na moment.

– Kiedy się znowu zobaczymy? – py am ją, mając nadzieję, że może przyjmie moje zaproszenie na dziś, ewentualnie jutro rano, przed wylotem.

Ale ona odpowiada z uśmiechem:

– W Izraelu.

A więc na kolejnym, zaraz po Warszawie, w której jej nie będzie, pre party. Ale robię dobrą minę do złej gry. Nie chcę pokazać, że taka odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje.

– "And before you leave, let me show you Tel Aviv" – śpiewam refren znanego przeboju "Golden Boy", również z Eurowozji, by rozładować napięcie, po czym dodaję: – A więc do zobaczenia w Izraelu.

 

 

Prześlij komentarz

0 Komentarze