BOJAN's POV
Od rana Jan wybrał się z Haną do jej rodziców, bo dziś wypada akurat jej wolny dzień. Domyślam się, że nie wrócą zbyt szybko, bo z wiadomych przyczyn musieli pojechać tam autobusem, a te kursują tu podobno jak chcą lub jak nie chcą. To dobrze, bo mam więcej czasu, by załatwić pewną sprawę, o której nie powiedziałem nikomu i raczej nie zamierzam mówić. Jan uznałby mnie za wariata, choć możliwe, że już mnie za niego ma. Ukrywam więc przed wszystkimi fakt, że jeszcze w Hamburgu wyszukałem w Bośni dobrego prywatnego detektywa i poprosiłem go o ustalenie miejsca zamieszkania Safiji. Dziś mam się z nim spotkać. W kawiarni. W Neum. Celowo umówiłem się z nim poza hotelem, bo wolałem, żeby Jan mnie z nim nie widział. Lepiej też nie dawać powodów do plotek Amirze, która od czasu naszej nieprzyjemnej rozmowy, zakończonej wyprowadzeniem mnie przez ochronę z restauracji, mierzy mnie wrogim spojrzeniem.
Pół godziny przed umówionym spotkaniem wpisuję więc lokalizację kawiarni w mapy Google i idę tam pieszo. Jest chłodne popołudnie i od morza wieje dość silny wiatr. Nie jest mi jednak zimno, bo towarzyszą mi zbyt silne emocje. Czy to może być takie proste? Czy zaraz dowiem się, gdzie odnaleźć Safiję? A kiedy już będę wiedział, gdzie jej szukać, czy rzeczywiście to zrobię? W tym momencie na te pytania nie znam odpowiedzi.
Oczywiście docieram do kawiarni za wcześnie. Zajmuję miejsce przy wolnym stoliku przy oknie, tak by móc obserwować stąd ulicę. Zamawiam kawę. Czuję się, jakbym miał zaraz zobaczyć samą Safiję, a nie prywatnego detektywa. Szkoda, że to tak nie działa... Albo... dobrze, że to tak nie działa. Nie wiedziałbym, jak mam zareagować ani co jej powiedzieć. Czułbym się niezręcznie i niepewnie. Bo wydawało mi się, że ją znam, a ona... okazała się obcą osobą. Nie wiedziałbym, co jej powiedzieć, gdyby stanęła tak przede mną, bez przygotowania. A co ona powiedziałaby mi? I czy w ogóle mielibyśmy sobie cokolwiek do powiedzenia?
Moje rozważania przerywa pojawienie się eleganckiej kobiety po czterdziestce. Rozgląda się po lokalu, po czym zatrzymuje wzrok na mnie. Unosi pytająco brwi, a ja odpowiadam jej skinieniem głowy.
– Jasmina Iasković – przedstawia mi się. – Jestem prywatnym detektywem.
– Bojan Cvjetićanin. – Wstaję i podaję jej rękę. – Ten zdesperowany głupek.
Chyba ją rozbawiam.
– Proszę tak o sobie nie mówić.
– Pozwoliłem zamówić sobie kawę. Pani na co ma ochotę?
– Ja też napiję się kawy, czarna i gorzka.
Podnoszę dłoń. Przywołuję kelnerkę.
– Proszę jeszcze jedną kawę, czarną i gorzką.
Potem zapada milczenie. Aż Jasmina wreszcie je przerywa:
– Nie dał mi pan wiele czasu. Ale mam dla pana kilka informacji.
ENISA's POV
Salę w przedszkolu wypełniają dźwięki "California Dreamin'". Ćwiczę z dziećmi do zaplanowanego przez nas występu z okazji dnia św. Andrzeja, do którego sama napisałam scenariusz. Tym zajmowałam się ostatnio wieczorami. Gdy ciocia już spała, siadałam przy biurku w swoim pokoju, obok trzeszczącej szafy, słuchałam po cichu piosenek Joker Out i tworzyłam fabułę. I choć wciąż wydawało mi się, że czegoś w niej zabrakło, dzieciom się spodobało. Tak skonstruowałam przedstawienie, by każdy dostał w nim jakąś rolę. Od razu zaczęliśmy też ćwiczyć.
Dziś również mamy próbę, kiedy w sali zjawia się woźna.
– Pani Eniso! – woła.
Wiem, że mówi coś jeszcze, lecz nie słyszę co. Wyłączam muzykę. W sali natychmiast robi się głośno, bo dzieci podnoszą protest, że ktoś przerwał im choreografię.
– Tak? – pytam.
– Ktoś do pani przyszedł.
– Kto?
Od razu całe moje ciało się napina. Boję się. Kto mógł mnie tu znaleźć? Ktoś od Aleva? Gdyby byli to rodzice lub siostry, przyjechaliby wieczorem do domu cioci, a nie szukali mnie w południe w pracy... chyba że coś by się stało.
– To jakiś chłopak. Młody, średniego wzrostu, ciemne włosy, lekki zarost.
Nogi się pode mnie uginają. Bojan?
– Czy może pani przez moment popilnować dzieci? – wyduszam z siebie.
– Nie ma sprawy.
– Za chwilę wracam, możecie ćwiczyć dalej – rzucam w stronę dzieci i puszczam im oko. Tylko udaję spokojną. W środku cała drżę.
Gdy idę pustym korytarzem w stronę przedsionka, w którym ma czekać na mnie znajomy, w tle z powrotem słyszę dźwięki "California Dreamin'" i wydaje mi się, że ta droga trwa w nieskończoność. Kogo zobaczę u jej celu? Czy to naprawdę mógłby być Bojan? Boże, spraw, żeby to był Bojan.
BOJAN's POV
Potrafię rozpoznać to uczucie; to, które ogarnia nas na chwilę przed tym, zanim nasz świat się wali. Już kilka razy go doświadczyłem.
Gdy byłem dzieckiem, bałem się zagrożenia z kosmosu. Drżałem za każdym razem, kiedy w telewizji zapowiadali lot jakiejś asteroidy w oddaleniu x lat świetlnych od Ziemi. Mówili "to daleko, ale nasze daleko, to w kosmosie blisko". A jeśli wielki meteor zmieni tor i w nas uderzy? Czy wszyscy zginiemy? I nigdy nie zdążę zrobić tylu ważnych dla mnie rzeczy, które zawsze zrobić chciałem? Tak wyobrażałem sobie koniec świata. Jak wielką katastrofę, która pochłonie wszystko. Będzie straszna. Lub piękna. Jak to pokazał duński reżyser Lars Von Trier w filmie "Melancholia". Zapewniam, nigdy nie widziałem piękniejszego końca świata niż w tej produkcji.
Ale nigdy nic się nie wydarzyło. Wszystkie asteroidy mijały Ziemię. Czasami tylko posiały jakimiś odłamkami, które spadły... daleko, naprawdę daleko ode mnie.
To mimo wszystko nie znaczy, że nigdy nie spotkał mnie koniec świata. Bo spotkał wiele razy. I wiecie co? Za każdym razem go przeżyłem. Teraz umiem go rozpoznać, zanim nastąpi. Teraz również go przeżyję. Może będzie bolało, ale przeżyję.
Pomimo tego odwlekam ten moment.
– Pani Jasmino... Proszę zwracać się do mnie Bojan.
– Pod jednym warunkiem. Że ty, Bojan, będziesz zwracać się do mnie Jasmina.
– Oczywiście – mówię z uśmiechem.
Tym uśmiechem, który podtrzymuje mnie przed upadkiem na podłogę, waleniem w nią pięściami i kopaniem nogami jak rozhisteryzowane dziecko, które znowu nie dostało, czego chce.
Ja wiem, że nie można mieć wszystkiego. Już dawno się z tym pogodziłem. Ale czemu... czemu nie można wybrać, czego nie będzie się miało? Wtedy zrezygnowałbym z czegokolwiek... byle nie... z Safiji.
– Bojan... – zaczyna Jasmina i choć patrzy na mnie, unika mojego wzroku. – Ta dziewczyna, którą kazałeś mi odnaleźć... Ona nie żyje.
– Słucham?! – Aż podskakuję i rozlewam kawę. No jasne, rozlewam ją prosto na notatki Jasminy, które rozłożyła na stoliku. – Cholera, przepraszam.
– Nie. To ja przepraszam, że przekazuję ci tak smutne wieści.
– Ale jak... jak ona...? – Nie może mi przejść przez gardło słowo "umarła", bo obok pojawia się kelnerka z rolką ręcznika papierowego i zaczyna wycierać rozlaną kawę.
– Nie poparzył się pan? – pyta.
– Co? A. Nie – odpowiadam, dopiero teraz zauważając, że mam kawę również na sobie. Nie była już gorąca.
Nie mogę pozbierać myśli. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że wszystko dzieje się poza mną. Drżę.
Po chwili kelnerka odchodzi. Jasmina dotyka mojej dłoni. Jezu, przed chwilą byliśmy na "pan" i "pani", a teraz? Musi być źle. Musi być bardzo źle.
– Bojan, to nie do końca tak, jak myślisz.
– A jak?
– Safija, lat dwadzieścia jeden, była studentka psychologii w Sarajewie zginęła w wypadku w marcu tego roku. Ale to nie dziewczyna, której zdjęcie mi przekazałeś. Ona jest zupełnie kimś innym.
A jeśli tego końca świata jednak nie przeżyję?
ENISA's POV
On stoi do mnie tyłem, kiedy nadchodzę. Co się zaraz wydarzy?
Kiedy byłam mała, bardzo chciałam dostać na święta lalkę MyScene. Marzyłam o niej. Napisałam list do św. Mikołaja, żeby mi ją przyniósł. Byłam grzeczna jak nigdy. Aż nastał wieczór rozpakowywania prezentów. Nadal pamiętam, jak rozwijałam papier. Ręce mi się trzęsły. Zobaczyłam nogi, sukienkę lalki... Zobaczę też lada chwila jej piękne duże oczy! Tak wówczas myślałam. Wtedy moim oczom ukazała się zwykła lalka Barbie. W pierwszym odruchu chciałam zacząć krzyczeć, że św. Mikołaj ze mnie zakpił. A potem spojrzałam na niego (był to sąsiad w przebraniu, lecz wówczas tego nie wiedziałam). Cieszył się, że sprawił mi radość. Obserwował mnie z uśmiechem, że zaraz ujrzy na mojej twarzy wyraz szczęścia. I zrozumiałam. Nie zrobił tego celowo. Pomylił się. To znaczy, dziś wiem, że rodzice się mylili. Myśleli, że o taką lalkę chodziło. Oni też na mnie patrzyli.
I wciąż pamiętam, jak serce pękło mi na pół, kiedy krzyczałam z udawanej radości, by innym nie było przykro, a tak naprawdę miałam ochotę płakać z rozpaczy.
Już nigdy więcej... nie chcę... tego czuć.
– Cześć... – mówię.
I on się odwraca.
BOJAN's POV
Przez chwilę nie wiem, co się dzieje, nic do mnie nie dociera.
– Bojan. Bojan! Bojan, wszystko... OK?
– Tak.... – NIE, nic nie jest OK.
Jasmina nadal trzyma swoją dłoń na mojej.
– Twoja dziewczyna nazywa się Enisa Petrović. Ma dziewiętnaście lat. Skończyła technikum hotelarskie. To ona spowodowała wypadek, w którym zginęła Safija. Pochodzi z małej miejscowości pod Sarajewem, choć aktualnie nie mieszka w rodzinnym domu, lecz jeśli chcesz, mogę ustalić jej obecny adres.
Ogarnia mnie szok. A więc kogo kochałem? Safiję? Enisę? Ile z tego, co mi powiedziała, było prawdą? Ile uczuć, które mi okazała, było szczerych? A może tak naprawdę pokochałem dziewczynę, która od kilku miesięcy nie żyła.
Jak mogłaś, Safijo? Nie. Jak mogłaś, Eniso?! Zabawiłaś się mną. Zmanipulowałaś. Co to miało być?! Sprawdzian?! Chory eksperyment? Gdyby tu była, wykrzyczałbym jej w twarz, jak bardzo jej nienawidzę. Ale obok jest tylko Jasmina, która pyta mnie o coś.
– Sorry, powtórzysz? – proszę jakimś dziwnym, nienaturalnym głosem.
– Zapytałam, czy chcesz, żebym ustaliła jej obecny adres.
ENISA's POV
– Cześć – odpowiada on.
– Co ty ty robisz, Damir?
– Nie odpisujesz mi. Nie oddzwaniasz... Martwiłem się i... przyjechałem. Twoi rodzice powiedzieli mi, gdzie konkretnie cię znajdę.
– Och... – Jedynie tyle mogę z siebie wydusić.
– Co słychać, Eni? Czujesz się tu dobrze? Myślę, że jesteś tu bezpieczna.
Damir naprawdę się o mnie troszczy.
– W porządku. Robię przedstawienie z dzieciakami. Lubię tę pracę. I tak... Czuję się tu bezpiecznie.
– Nie cieszysz się, że przyjechałem.
Aż tak to widać.
– Nie o to chodzi.
– A o co? – Milczę. – Eni... powiedz, proszę.
Szatnia w przedszkolu to nie miejsce na taką rozmowę. A jednak. Damir siada na ławce między dziecięcymi kurtkami, w gęstwinie bucików poukładanych na podłodze. Już wiem, że nie odejdzie, póki nie powiem mu prawdy. Ja też siadam.
– Myślałam... Myślałam... że to ktoś, komu nieszczęśliwie oddałam serce w Neum – wyznaję.
Zakładam, że po tych słowach Damir sobie pójdzie. Ale tak się nie dzieje, on mnie po prostu przytula i nic nie mówi. Wiem, że jeśli zacznę płakać, to już nie przestanę. Wiem też, że nie mogę sobie na to pozwolić. Muszę wracać do dzieci... Tak, dzieci, przedstawienie. Tym powinnam się zająć.
– Nie powinnaś być z tym sama – oznajmia wreszcie Damir.
– Jak możesz... wspierać mnie... w takiej chwili? – pytam, bo skoro sama odczuwam niechęć do siebie, to jak on może jej do mnie nie czuć?
– Bo cię lubię?
– To pytanie czy odpowiedź?
– Hm, i jedno i drugie.
Śmiejemy się. Dziwię się, że ktoś jeszcze jest w stanie wywołać we mnie rozbawienie. Damir to ktoś, kogo powinnam się trzymać.
– Dzięki za wszystko – mówię i podnoszę się z ławki.
Damir też wstaje, chwyta mnie za rękę, zatrzymuje mnie.
– Eni.
– Tak?
– Mogę cię czasami... odwiedzić?
Nie umiem mu odpowiedzieć. Bo chcę tego. Ale niestety nie mogę dać mu nic w zamian, nic, na co on liczy.
– Muszę już iść – odpowiadam.
Z sali wciąż dobiegają dźwięki "California Dreamin'".
BOJAN's POV
– Bojan, czy chcesz, żebym ustaliła obecny adres Enisy? – powtarza raz jeszcze Jasmina.
I wreszcie przytomnieję.
– Nie – odpowiadam. – Nie będzie to konieczne.
JAN's POV
Bojan jest wspaniałomyślny. A z drugiej strony głupi. Odkąd wróciliśmy z Haną od jej rodziców, u których bardzo miło spędziliśmy czas, widzę, że coś go dręczy. Ma spuchnięte oczy, jakby wcześniej płakał, choć usilnie się tego wypiera.
– To co robiłeś, kiedy mnie nie było? – pytam go przy kolacji.
– Nic, byłem w kawiarni, potem u Vladki. Niedawno przyszedłem do hotelu.
– I beczałeś w poduszkę?
– Eeee... Nie? – Bojan ucieka spojrzeniem w bok. Robi to, czego nie umie. Kłamie. Żeby tylko na mnie nie patrzeć, bierze się do jedzenia.
– Mogę zostać na noc z tobą w pokoju – proponuję, bo chce, by wiedział, że zamierzam być dla niego wsparciem. On jednak woli zmienić wszystko w ironię.
– Janči, przerzuciłeś się na chłopaków? Najpierw ten cały Amir, a teraz ja?
– Nie wspominaj mi, kurwa, o tym cieciu.
– Uuu, ktoś tu jest zazdrosny.
– Bojan, serio, jak nie chcesz gadać o swoich sprawach, spoko. Ale nie zaczynaj w zamian tematów, które są niemiłe dla mnie.
– No OK. Słuchaj, jutro wracamy do domu. Spędź tę noc z Haną, nie ze mną, naciesz się nią. Tak będzie lepiej.
– Jak sobie chcesz – odpowiadam, co brzmi, jakbym się obraził, chociaż nic podobnego się nie dzieje.
Rzeczywiście tę noc zostaję znowu u Hany, a Bojanowi pozwalam się wypłakać w samotności. Zastanawiam się, czy dowiedział się czegoś, co go dobiło, czy jest taki przygnębiony, bo nie dowiedział się niczego.
Następnego dnia ja również jestem w kiepskim humorze. Zbliża się operacja taty Hany. Ona bardzo się tym denerwuje i z nerwów, a może znowu z powody choroby, rano wymiotuje w łazience... Boję się, żeby nie wróciła do niebezpiecznych nawyków, kiedy wyjadę. Ale nie dzielę się z nią tymi obawami, nie chcę, by pomyślała, że w nią nie wierzę. To rzeczywiście mogłoby pogorszyć sytuację.
Żegnamy się więc w dość przykrej atmosferze.
Jeśli natomiast liczę na to, że Bojan otworzy się przede mną w samolocie, grubo się mylę. Spędzamy tę podróż (także z przesiadką) w ciszy. Wygląda to tak, jakbyśmy się pokłócili, choć nie było między nami najmniejszej sprzeczki.
Z ulgą wchodzę więc do wynajmowanego domu ze studiem nagraniowym w Hamburgu. Od razu energia chłopaków poprawia mi nastrój. Nace coś gotuje, Jure udaje, że mu pomaga, a Kris ogląda coś w telefonie.
– Hejo! – wołam, witając się z nimi i ściskam każdego po kolei, podczas gdy Bojan rzuca tylko obojętne "cześć", po czym zamyka się w jednym z pokoi.
– Co się stało? – pyta mnie dyskretnie Nace, odchodząc od garów.
– Ej! Co jemu?! – dodaje dużo mniej dyskretnie Jure.
Aż Kris wyłącza filmik oglądany w telefonie.
– Nie wiem – rzucam zgodnie z prawdą, ściszając głos do szeptu.
Nace wyłącza kuchenkę. Po chwili wszyscy trzej rozsiadają się wokół mnie, jakbym miał opowiedzieć im bajkę. Czego ode mnie oczekują?
– Ale nie spotkał się z NIĄ? – upewnia się Jure.
– W ogóle czegokolwiek się dowiedział? – dopytuje Nace.
– Serio ochrona wyprowadziła do
–go z hotelowej restauracji??? – dziwi się Kris.
– Ciii – uspokajam ich. – Bojan nie będzie zachwycony, że o nim gadamy. Lepiej idźcie i zapytajcie go osobiście.
– Ale on nam nic nie powie. – Jure robi smutną minę.
– Tylko się wkurzy – dodaje Nace. – Trochę drażliwy się robi, gdy o tym wspominamy.
– Otóż to – potwierdzam.
– Ale byłeś z nim w Neum. Musiałeś widzieć, co robi, gdzie jej szuka – wmawia mi Kris.
– Spędzałem głównie czas z Haną – przyznaję.
Na moment zapada cisza, a później wszyscy zaczynamy mówić jeden przez drugiego. Prześcigamy się w tworzeniu różnych scenariuszy wcześniejszego etapu historii Bojana i Safiji oraz tego, co jeszcze może się między nimi wydarzyć. Niektórych lekko ponosi wyobraźnia. Głupio przyznać, lecz mamy z tego sporo śmiechu... I właśnie wtedy zauważamy, że ktoś się nam przysłuchuje. Bojan stoi w drzwiach pokoju, w którym wcześniej się zamknął. Podejrzewam, że od dłuższego czasu. Na jego twarzy widać smutek i rozczarowanie. Czy to my go rozczarowaliśmy?
Nie wiemy, czy go przeprosić, czy lepiej milczeć. Jedynie patrzymy na siebie, skrępowani i zażenowani własnym zachowaniem.
Tymczasem Bojan podchodzi do nas i staje nad nami z założonymi na piersi rękami.
– Słuchajcie, mam już dość tych domysłów. Szeptania za moimi plecami. Powiem wam, co i jak. Ale proszę, nigdy więcej o tym nie rozmawiajmy. W Neum spotkałem się z prywatnym detektywem. A w sumie detektywką. Nieważne. W każdym razie dowiedziałem się, że Safija nie istnieje. Tak naprawdę nazywa się Enisa i ma dziewiętnaście lat, nigdy nie była na studiach. Oszukała mnie, podszywając się pod swoją zmarłą w wypadku koleżankę. Straciłem na nią tyle czasu... Już wystarczy. Dlatego nigdy więcej nie chcę o niej rozmawiać. – Kiedy wciąż jedynie patrzymy to na siebie, to na niego, Bojan dodaje: – Jedyne, na czym teraz chcę się skupić, to napisanie piosenki na Eurowizję i przygotowanie najlepszego występu w historii Słowenii.
W grudniu nagrywamy "Carpe diem".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥