Opowiadanie Seventeen – Love Temptation – Rozdział 9

 .

Fanfiction Seventeen Fantasy Mingyu Wonwoo OC

Zespół : Seventeen

Główni bohaterowie : Mingyu, DK, OC

Pairing : Mingyu x OC, DK x OC

Ostrzeżenia :  Sceny erotyczne

Gatunek : Fantasy, Romans, Dramat

Na podstawie: -


Love Temptation #09.

Od pewnego czasu czuł się wyjątkowo rozdrażniony. Było to spowodowane faktem, że nie mógł wpływać na wszystko tak jak czynił to do tej pory. Wyjątkiem i utrapieniem była młodsza siostra Seokmina, która wręcz szturmem wkradła się do życia Mingyu i nie potrafiła się z niego wydostać.

Z początku demon myślał, że po prostu troszkę się z nią zabawi. W końcu znał Jungmi od tak dawna, w dodatku anioł miała niewyparzony język i ciętą ripostę na wszystko, co wyjątkowo mu odpowiadało.

Wysiadł z samochodu i skierował się pod odpowiedni adres. Czuł na sobie spojrzenie ludzi, a w głowie wertował myśli. Nie minęła minuta, a miał serdecznie dosyć, więc po prostu wyłączył „tryb czytania w myślach”.

Mingyu skierował się do odpowiednich drzwi i przystanął na wycieraczce. Z początku chciał zapukać, lecz cofnął rękę, a potem się skarcił. Przecież nie był tchórzem, wręcz przeciwnie, to on mącił takim w głowie. Kiedy zdecydował, że pragnie porozmawiać z Lee, zapukał do drzwi. 

Ku zaskoczeniu chłopaka otworzyła nieznajoma dziewczyna. 

— Czego? — warknęła, mierząc go gniewnym wzrokiem.

— Jest Jungmi? — odparł i wyprostował się, by pokazać swoją przewagę nad człowiekiem. Przecież nikt nie będzie się do niego zwracał tak lekceważącym głosem. No może poza osobą, której sam szukał. 

— Nie ma jej. 

— Gdzie jest? 

— W pracy. 

Nieznajoma chciała zatrzasnąć przed nim drzwi, ale zablokował ten ruch butem. Przez moment jednak dziewczyna nie dawała za wygraną i z perspektywy osoby trzeciej, mogło się to wydawać dosyć komiczne. Człowiek siłujący się z demonem.

— Czego jeszcze chcesz?! — warknęła, odpuszczając przepychankę. — Odpowiedziałam ci, że jej nie ma i jest w pracy! Napisz do niej lub zadzwoń! Nie zawracaj mi czterech liter! 

— Widać, że byłaś jej podopieczną — odparł od razu. — Masz podobne odzywki. 

— Z jakim przystajesz takim się stajesz. A teraz, weź odpierwiastkuj się ode mnie i spieprzaj.

Mingyu patrzył na twarz człowieka, aby po chwili unieść kąciki swoich ust. Cała ta sytuacja wprawiała go nie tyle w zakłopotanie, co sprawiła, że zachciało mu się przekroczyć próg i poznać owego delikwenta.

Nie przejmując się stojącą w progu dziewczyną, wszedł do środka, ignorując jej złowieszcze sapanie.

— Skąd znasz Jungmi? — zapytała. 

— Pracuje dla mnie. Dlatego też wiem, że w pracy jej nie ma.

— A… To ty jesteś tym idiotą, o którym wspominała… — Przerwała słysząc jak nieznajomy charakterystycznie odchrząknął. — Jesteś aniołem stróżem? — zadała kolejne pytanie.

Przez pomieszczenie przeszedł głośny odgłos śmiechu. Dziewczyna patrzyła na niezapowiedzianego gościa, który trzymał się za brzuch, a z jego oczu prawie wydobywały się łzy.

— Co?!

— Dziewczynko — próbował ponownie złapać miarowy oddech. — Tak nisko jeszcze nie upadłem, by kogoś niańczyć.

— Jasne — fuknęła, tupiąc nogą. — Najlepiej tak powiedzieć! Mam dosyć, was wszystkich! Myślicie, że to zabawa, a ludzie nie mają uczuć.

— Są jak… Karaluchy — wtrącił, bawiąc się sygnetem na dłoni. — Próbują wszystko przeżyć, nieważne ile kar na nich zsyłasz, desperacko chcą żyć.

Przyjaciółka Jungmi spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami, po czym chwyciła go za kołnierz koszuli. 

— To kim jesteś?! 

— Demonem — odparł srogo, a dziewczyna puściła jego ubranie. 

— A wiesz kim ja jestem?! — odparła wyraźnie wściekła. — Jestem zwykłą Yongsoon i daj mi spokój! 

Po skończeniu wypowiedzi cofnęła się o krok. Od razu zauważył w jej spojrzeniu strach. Dotarło do niej z kim rozmawiała.

— Przyszedłem w interesach, więc nie mam zamiaru mącić ci w głowie — westchnął. — Jednak, jeśli nie dowiem się, gdzie teraz jest, to obiecuję, że siłą wezmę tę odpowiedź.

— Pracuje na siłowni… — odpowiedziała i spojrzała w bok. — Opuść moje mieszkanie, skoro już wiesz, gdzie jest. 



Choć z początku rozmowy Yongsoon czuła się pewna siebie, to poznanie prawdy o rasie nieznajomego wywołało stres. Gdy opuścił mieszkanie, dziewczyna upadła na ziemię i zaczęła szybciej oddychać. Jungmi i Seokmin wielokrotnie ostrzegali ją przed wchodzeniem w dialog z demonem, to spotkanie sam na sam z taką istotą okazało się przerażające. Potęga chłopaka, którą Park odczuła na koniec rozmowy, była zbyt duża. 

— Jungmi… Błagam… Uważaj na to z kim się umawiasz… — jęknęła, po czym zasłoniła czoło dłonią. Po jej twarzy spływały krople potu. — Yongsoon! Co się z tobą, do cholery, dzieje?! Odzywać się w ten sposób do innego czło… Eee… 

Dziewczyna westchnęła, po czym wstała z miejsca. Wzrokiem wyszukała telefon komórkowy, chcąc wykręcić numer do Seokmina. Szybko jednak przyłapała się na tej myśli i wybrała kontakt do przyjaciela. Znając Wonwoo, wiedziała, że szybko odbierze i pojawi się w jej mieszkaniu, aby ją uspokoić. 

Chłopak niestety nie odebrał połączenia, więc Park postanowiła uspokoić się sama. Podeszła do lodówki i wyciągnęła wino, które stało od dłuższe czasu w lodówce i czekało na opróżnienie. Tego wieczoru była idealna okazja, by je wypić do ostatniej kropli. 

— Piję, żeby zapomnieć, huh? — szepnęła do siebie i wyciągnęła korek z butelki. Nie szukając szklanki, wypiła prosto ze szkła. 

Po przełknięciu paru łyków usłyszała kolejne pukanie do drzwi. Yongsoon zacisnęła dłonie, bo nie miała już ochoty z kimkolwiek się widzieć. Choć może to Jungmi wróciła? Park chciała jak najszybciej opowiedzieć jej o spotkaniu z demonem. 

Dziewczyna otworzyła drzwi i rozejrzyła się wokół. Nikogo nie było. 

— Halo? — zapytała. Poczuła chłodny powiew wiatru na szyi. Znów nerwowo się rozejrzała. — Czy ktoś tu jest? 

— Mam cię. 

Yongsoon nieoczekiwanie została zaatakowana z góry. Nie zdążyła się nawet obronić czy krzyknąć, bo nieznajomy chłopak uwięził ją w mocnym uścisku i położył dłoń na jej ustach. Skutecznie uniemożliwił jej wołanie o pomoc. 

Wzbili się w powietrze za pomocą czarnych skrzydeł demona. Park czuła, jak jej serce szybko zaczyna bić. Choć aura szefa Jungmi była dla dziewczyny przerażająca, tak przy tym mężczyźnie również odczuwała strach. 

Seokmin! Uratuj mnie!, pomyślała, zaciskając powieki. 

Usnęła. 

 


Odkąd porzuciła pracę anioła stróża i utraciła część swoich anielskich mocy, Jungmi wyjątkowo się męczyła. Będąc istotą niebiańską nigdy nie miała zadyszki, ani się nie pociła. Teraz natomiast wychodząc z sali zrozumiała, co czują ludzie, zmęczeni po prawdziwym wysiłku fizycznym. 

Przekraczając próg sali, poczuła charakterystyczne perfumy, a zaraz usłyszała pisk i zachwyt swoich podopiecznych. Powoli podniosła wzrok i ujrzała ciemne tęczówki demona. Mingyu przeszedł przez tłum kobiet, aby przystać przed Lee.

— Czego — warknęła zła, ponieważ nie miała ochoty go widzieć.

— Jesteście identyczne — odpowiedział spokojnie.

Jungmi nie wiedziała, o co może mu chodzić. Uniosła brew do góry, a potem głośno i przeciągle westchnęła.

— Nie wiem, co masz na myśli. Jednak jestem zajęta.

Upadły nie ruszył się o krok, więc Lee postanowiła go wyminąć. Kiedy prawie jej się to udało, poczuła uchwyt w okolicy zgięcia łokcia, a potem Mingyu ją do siebie przyciągnął.

— Spadaj zboczeńcu — warknęła.

— Nie podoba mi się to, że tu pracujesz — odpowiedział, gładząc jej policzek.

— Myślisz, że mnie to obchodzi? — prychnęła.

Kim przybliżył twarz do jej ust, a potem poczuł, jak Jungmi szybciej oddycha. Wydawało mu się, że się podda, jednak ona nastąpiła mu na nogę. Wyrwała rękę z jego uścisku i skierowała się do pokoju instruktorów.

— Nie powinnaś tutaj pracować! — krzyknął za nią.

— Lepsze to niż usługiwanie leniwemu demonowi — odpowiedziała, zamykając drzwi.

Mingyu przez chwilę stał osłupiały. Jungmi miała niebywały talent do ekspresyjnego wyrażania swoich myśli, jednak nigdy nie myślał, że jego kuszenie zostanie tak po prostu zignorowane.

Fakt ten wyjątkowo go wkurzał i powodował, że miał ochotę ukarać jakiegoś grzesznika. Ostatecznie został pociągnięty za dłoń i siłą wepchnięty do małego pomieszczenia.

Opierając się o coś twardego, co niekoniecznie było wygodne, a wbijało się w lędźwie, zauważył twarz śmiertelnika. Wystarczyło jedno spojrzenie, a wiedział wszystko.

Oh So Dam. Trzydzieści siedem lat. Rozwiedziona. Dwoje dzieci. Hazardzistka. Pracuje na etacie jako księgowa międzynarodowego imperium. Zdradzona przez męża, biznesmena. Jej największym pragnieniem jest przeżycie prawdziwej miłości. Nie pogardzi przygodnym seksem. W tym momencie. Pragnie go całą sobą.

— Czego? — zapytał Mingyu.

Kobieta zachichotała, a potem kilkakrotnie zatrzepotała rzęsami.

— Wpadło ci coś do oka?

Nie raz słyszał tandetne odpowiedzi. Ogólnie miał dość złe mniemanie o ludziach i ta kobieta była tego doskonałym przykładem. Aczkolwiek w tamtym momencie Mingyu miał ochotę po prostu wyjść z łazienki dla niepełnosprawnych, do której podstępem i siłą został wepchnięty. Jak pomyślał, tak uczynił.

— Zapłacisz mi za to, Lee Jungmi — powiedział pod nosem i wyszedł z siłowni, poprawiając koszulę. A za nim kolejny raz rozniosły się piski napalonych kobiet.



Seokmin siedział w gabinecie Ojca ze skrzyżowanymi rękami. Nerwowo poruszał nogą, nie mogąc powstrzymać zdenerwowania. Pierwszy raz w ciągu swego anielskiego życia był zniecierpliwiony. Miał nadzieję, że Bóg pomoże mu odzyskać opiekę nad Yongsoon, która pod wpływem emocji odwołała go ze stanowiska swojego stróża. Dla Lee oczywistym było, że wciąż go potrzebowała… Zresztą on również pragnął przy niej być i móc się nią opiekować.  

— Seokmin. 

Chłopak od razu wstał z krzesła, gdy usłyszał głos Ojca. Ukłonił się przed boską postacią, po czym oparł się o biurko. 

— Muszę do niej wrócić, Ojcze — powiedział drżącym głosem.

Mina Wyższego nie zdradzała żadnych emocji, więc Seokmin nie wiedział, czego się spodziewać. 

— Usiądź, spokojnie. 

Seokmin wykonał polecenie. 

— Nie mogę jej tak zostawisz… Muszę do niej… — Lee uśmiechnął się i spojrał na Boga pewnym spojrzeniem. — Ja chcę do niej wrócić. Chcę być jej aniołem stróżem i chcę się nią opiekować. 

— Nie uważasz, że za bardzo się do niej zbliżyłeś? — odparł Ojciec, a Seokmin zamrugał powiekami. — Wasza relacja chyba już przekracza linię między aniołem a podopiecznym? 

— To… 

— Lee Seokminie, masz narzeczoną — westchnął Bóg. — Poza tym nie chciałeś opiekować się Yongsoon. Przez długi czas wypominałeś jej objęcie nowej posady. 

— Ja…

— Widzisz. Nawet ciężko jest ci zaprzeczyć. Myślę, że lepiej by było, gdybyś…

— Zostałem w to podstępem wplątany, ale czy kiedykolwiek powiedziałem, że tego żałuję? — jęknął Seokmin, a w jego oczach pojawiły się łzy. 

— Och… 

— Mogę wiele złego powiedzieć o Yongsoon, ale jest dobrym człowiekiem i zasłużyła na dobrą opiekę. Jestem jej to w stanie zagwarantować… Nic jej nie będzie groziło…

— Seokminie. — Ton głosu Ojca stał się poważny, a sam Lee ukłonił się przed boską potęgą. — Podnieś głowę. — Chłopak wykonał polecenie. — Twojej… ukochanej grozi niebezpieczeństwo. 

— Co?

W tym samym momencie na blacie biurka Boga pojawił się wyświetlacz przedstawiający teraźniejszość. Seokmin od razu oparł się o drewno białej barwy. Zacisnął dłonie, a jego mina z każdą chwilą stawała się coraz bardziej napięta i zdenerwowana. 

— To piekło — warknął Lee. — Wykorzystali moją chwilową nieobecność i ją porwali! Zamorduję!

— Seokmin! 

— Wybacz, Ojcze — odparł anioł, po czym rozłożył skrzydła. — Ale nie będę się powstrzymywał w walce o Yongsoon. Nie obiecuję, że nie złamię niebiańskich zasad. W tym momencie nie obchodzą mnie one za bardzo. 



Uśmiechnięta Jungmi, kierowała się w stronę stacji metra. Była z siebie niewątpliwie zadowolona. Nie dość, że zajęcia, które prowadziła, cieszyły się dobrą opinią, to jeszcze spławiła demona, który bardzo działał jej na nerwy.

Jak on śmiał przychodzić na siłownię?!, myślała zdenerwowana. Jednak szybko pozbyła się tych ponurych wrażeń, nawiązując kontakt z innym instruktorem. Wen Junhui, którego poznała, był bardzo wesoły i przystojny, dlatego cieszyła się, że ma kogoś takiego koło siebie.

—  Skończyłaś? — zapytał kolega, patrząc, jak Jungmi wychodzi z siłowni.

— Tak — odpowiedziała zadowolona.

— Widziałem, że masz dość sporo zajęć.

— Lubię pracować.

Jungmi patrzyła na twarz Jun’a, którą ozdabiał szeroki uśmiech. Trener wydawał się być dobrą osobą. Zauważyła to w jego aurze. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego brązowe oczy, by anioł znała jego przeszłość.

Posiadał kochających rodziców. Uwielbiał tańczyć i śpiewać. Na siłowni był wymagającym od siebie i innych trenerem. Stawiał na wszechstronny trening, a jego pięta achillesową były nogi.

Nie miał szczęścia do kobiet, wiele się w nim podkochiwało. Jednak posiadł duszę romantyka i nie potrafił się zaangażować w coś, co według niego nie miało przyszłości.

— Nie wzięłaś zbyt wiele, na swoje barki? — zapytał, gdy przystali przed schodami prowadzącymi do metra.

— Myślę, że dam radę — odpowiedziała szczerze.

Po chwili poczuła jak Junhui ściska jej dłoń. Momentalnie poczuła ten ludzki stan. Jun po prostu się w niej…

Nie, stop!, powiedziała w myślach. To nie może przerodzić się w coś innego, niż przyjaźń. Jun nie może jej pokochać.

— Wiem, że jesteś szczery — wtrącił szybko, starając się wyciągnąć dłoń. — Jednak…

 — Długo będziesz tak spławiała chłopaka? — usłyszeli za sobą znajomy Jungmi głos. Lee zamknęła oczy i przeklęła pod nosem.

— Spieprzaj — rzuciła w kierunku opartego o samochód Mingyu.

Nim powróciła do kolegi z pracy, Jun puścił jej dłoń i zrobił krok do tyłu. Anioł i człowiek byli zmieszani, jednak Jungmi poczuła irytacje.

— Może jednak pójdę? — zapytał Wen, choć Lee wiedziała, że to pytanie retoryczne. — Do jutra, Jungmi.

Anioł patrzyła, jak mężczyzna odwraca się i dość szybko schodzi po schodkach. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo tym razem została pociągnięta w stronę parkingu.

— Możesz powiedzieć, co ty wyprawisz?! — warknęła, starając się uwolnić.

Demon jednak puścił to pytanie w eter, nie odpowiadając. Na jego twarzy dostrzegła chytry, szeroki uśmiech. Szybko otworzył drzwi i praktycznie siłą wepchnął dziewczynę do środka.

Całą drogę milczeli, a Mingyu miał z tego niewątpliwy ubaw. Pierwsze słowo padło dopiero w jego mieszkaniu, do którego bezceremonialnie uprowadził Jungmi. Pomimo tego, że anioł wierzgała, niesiona na jego plecach, przełożona jak worek kartofli, demon górował nad nią siłą.

— Nie podoba mi się to, że tam pracujesz — warknął Kim, rzucając Jungmi na łóżko.

— Mi też wiele rzeczy się nie podoba — powiedziała przez zaciśnięte zęby. — A tym bardziej, jak skretyniały demon mnie w niej nachodzi.

— Nie zgadzam się, byś tam pracowała.

— Nie jesteś moim panem! — Jungmi wstała z materaca, chcąc wyminąć Mingyu. — Wreszcie jestem wolna i robię to, na co mam ochotę. Więc przestań pieprzyć.

— Anioł nie powinien pracować w świecie ludzi!

— Zabawne, że to mówisz — Lee parsknęła śmiechem. — A kto jest właścicielem klubu nocnego? Hipokryta.

Nim Jungmi zdążyła wyjść, poczuła silny uścisk na nadgarstku, a chwilę potem miękkie wargi na ustach. Mingyu władczo ją chwycił i wpił się, brutalnie napasując anioła. Dopiero teraz Jungmi zrozumiała, że od dawna miał na to ochotę.


Prześlij komentarz

0 Komentarze