1 lipca 2024

Niszczyciel [ 16 ]

 

PRAWDA

Czy na zaufanie trzeba zasłużyć, czy jest to wyłącznie kwestia wiary? Nigdy nad tym się nie zastanawiałam, jednak tamtego dnia zrozumiałam, że bardzo łatwo je zawieść, a odzyskać zdecydowanie trudniej.

Siedziałam przy stole w jadalni i zajadałam grzanki. W dłoni trzymałam jedną z książek, których użyczył mi Namjoon, a która przedstawiała psychologiczny aspekt przynależności do pewnej grupy społecznej. Wszystko z powodu wciąż gnieżdżących się w głowie niepewności, związanych z postacią Kim Taehyunga.

Nagle usłyszałam głosy dobiegające z korytarza, potem rozpoznałam głos, który sprawił, że serce podeszło mi do gardła.

— Gdzie ona jest?!

Nim wstałam od stołu, drzwi jadalni się rozsunęły, a w progu stanęła Chingyu. Na jej twarzy pojawiła się złość i pewnego rodzaju ulga. Lee przez moment nie ruszyła się, wstrzymując jakby oddech. Wiedziałam, że jest to cisza. Cisza przed burzą.

— Chingyu? — odezwałam się pierwsza, wiedząc, co mnie czeka.

— Nie wierzę — wypaliła pielęgniarka. — Nie wierzę. Po prostu nie. Jak mogłam być taka głupia?!

— To nie tak…

— Przestań!

Obserwowałam, jak przyjaciółka zbliża się do stołu, a w międzyczasie żywo gestykuluje rękoma. Zanotowałam też wchodzącego do pomieszczenia Jeona, za nim Jina, Jimina, RM oraz Mei.

Byłam przygotowana na najgorsze i mogłabym przyjąć każdą karę. Łamanie kości to przy tym praktycznie nic, bo moje pęknięte serce ponownie rozpadło się na milion kawałków.

Poczułam objęcia Chingyu, kiedy ta po prostu rzuciła się na mnie. Tuliła do piersi, szeptając słowa wdzięczności, a łzy spływały po jej rumianych policzkach.

— Myślałam, że cię straciłam… — szlochała. — Tak bardzo tęskniłam.

— Wiem, Chingyu — zaczęłam gładzić jej włosy. — Ja za tobą też.

Kiedy Lee się uspokoiła i odzyskała jakieś poczucie przyzwoitości, przeprosiła za wtargnięcie i opowiedziała całą sytuację. Od momentu, w którym Guk opowiedział o mojej rzekomej śmierci, nie potrafiła uwierzyć. Chingyu mnie doskonale znała i wiedziała, że nie targnęłabym się na życie, a już na pewno nie tak kiczowatym sposobem. Nie wiedziałam w tamtym momencie, czy to dobrze o mnie świadczyło, lecz nie było to najważniejsze.

Później pielęgniarka zaczęła się spotykać z Jungkookiem. Chciała dowiedzieć się, skąd mnie zna i dlaczego to on powiedział o wydarzeniach w Chinach. Chingyu nie mogła uwierzyć, że mam z nim jakiekolwiek powiązania i dlatego zgodziła się na jego propozycję, aby pójść na randkę.

Z satysfakcją na twarzy patrzyłam na JK. Kat miał ból wypisany na twarzy, ponieważ Chingyu podrażniła jego męskie ego, podsumowując, że z początku nie była nim zainteresowana. W dodatku nie patrzyła na niego inaczej, niż na jako dobrego informatora.

Niestety później się okazało, że coś między nimi zaiskrzyło i ten wredny, cyniczny i głupi kat, zakochał się w mojej kochanej i kruchej Chingyu. W dodatku, ze wzajemnością.

— Przepraszam — powiedziałam do pielęgniarki, kiedy skończyła opowiadać, co tak właściwie tu robi.

— Nie powiem — westchnęła w odpowiedzi. — Że było mi łatwo i nie jestem zła. Jednak chciałabym zrozumieć sytuację, w jakiej się znalazłaś. Znam cię na tyle, aby sądzić, że nie miałaś innego wyjścia.

— Wtedy, kiedy Guk przyjechał do szpitala…

Urwałam, patrząc w blat stołu. Przypomniałam sobie uczucie, jakie przeszło moje serce na widok zrozpaczonej Chingyu. Zacisnęłam pięść.

— Już dobrze — poczułam na ramieniu jej dłoń.

— Chciałam wyjść z samochodu i cię zatrzymać — dodałam. — Nie mogłam jednak tego zrobić i obiecałam pozostać w samochodzie. — Tym razem spojrzałam na Namjoona, który z dumą wymalowaną na twarzy, obserwował całe spotkanie. — Przepraszam, przepraszam.

Lee jeszcze chwilę starała się opanować łzy, a potem do jadalni wpadła Kana. Bliźniaczka Jimina nie wiedziała, co pielęgniarka robi w rezydencji, więc przywitała ją z dystansem. Po kilku chwilach jednak normalnie sobie żartowały.

Natomiast Mei obserwowała wszystko z dystansem. Najpewniej nie wiedziała, czy Chingyu nie zdradzi sekretów rodziny i czy może jej zaufać? Przez moment włączyłam się w rozmowę rodziny z Chingyu, a potem widziałam, jak Jungkook porywa pielęgniarkę, twierdząc, że koniec tego przesłuchania.

— Znajdziemy się w rezydencji — wyszeptałam do jej ucha, kiedy kierowała się do wyjścia. Chingyu natomiast pokiwała mi głową i pomachała.


✖️


Wieczorem odnalazłam Mei w gabinecie. Księgowa siedziała nad stosami faktur i najwidoczniej starała się odwrócić myśli. Aczkolwiek na jej twarzy dostrzegłam zawód i swego rodzaju ból. Nie wiedziałam wtedy, co to wszystko oznaczało.

Zapukałam, a kiedy odruchowo Mei powiedziała, aby wejść, tak też uczyniłam. Przez moment stałam na początku gabinetu, krzyżując dłonie na piersi.

— Coś się stało? — zapytałam spokojnie, gdy nabrałam odwagi.

— Prócz tego, że Jeon sprowadził do naszego domu kolejną nową osobę, to chyba nie — odpowiedziała, jednak dla mnie zabrzmiała bardzo pretensjonalnie.

— Jesteś na niego o to zła?

Mei odłożyła wieczne pióro i odchyliła się w fotelu. Następnie jej bursztynowe tęczówki spoczęły na mnie. Od razu odnalazłam w nich pewnego rodzaju ciemność, jaką czasami zanotowałam w spojrzeniu Jimina.

— Nie — rzuciła obojętnie. — Uważam, że to jego sprawa. Choć powinien bardziej uważać. Zachował się nierozważnie. To do niego niepodobne.

— Ludzie robią różne głupoty, gdy są zakochani — przypomniałam jej słowa, które i w naszych rozmowach padły kilkakrotnie. — Choć nie podoba mi się, że wybrał za swój cel Chingyu.

Mei wzięła głęboki wdech, a potem wypuściła powietrze ze świstem. Przez moment pomyślałam, że była po prostu zazdrosna.

— Powiedz prawdę — wtrąciłam, stojąc przed księgową. — Zależy ci na nim?

— To nie tak — zaprzeczyła. Aczkolwiek zdradzały ją rumiane policzki. — To prawda, w momencie, kiedy twoja przyjaciółka opowiadała o tym, jak użyła JK do swojego planu, poczułam się zazdrosna i zła.

— Chingyu nie jest osobą, która wykorzystuje innych.

— Jest czy nie? Nie znam jej na tyle, by w stu procentach jej zaufać.

— Zrobiła to, by odkryć prawdę.

— Rozumiem. Czy sama bym tak postąpiła? Bardzo prawdopodobne. Jednak Jeon jest mi bliski i skłamałabym, gdybym powiedziała, że to jest okej.

Zaśmiałam się, a potem pokręciłam głową w niedowierzaniu.

— Czyli uważasz, że moja przyjaciółka, którą Jungkook oszukał, jest winna tego, że chciała się dowiedzieć prawdy?

Przez moment mierzyłyśmy się wzrokiem z Mei, jednak ostatecznie księgowa zrezygnowała. Patrzyłam, jak zamyka powieki, a potem je przeciera ręką. Była zmęczona i najwidoczniej postanowiła zakończyć tę dyskusję.

— Co jest między tobą, a Jeonem? — wtrąciłam wprost.

— Nic — odpowiedziała od razu. Nie uwierzyłam. — No dobrze — westchnęła kolejny raz, ściszając głos. — Kilka razy poszliśmy do łóżka, zazwyczaj w wyniku spożycia zbyt wielkiej ilości napoju procentowego. Może w jakimś momencie poczuliśmy coś do siebie, aczkolwiek nie jest to miłość. Nie z jego strony.

— A ty? — wtrąciłam spokojniej. — Czy ty Mei się w nim zakochałaś?

Przez moment na jej pięknej twarzy pojawił się cień zawahania. A potem powiedziała coś, co sprawiło, że było mi po prostu żal.

— Uważasz, że można kochać dwie osoby jednocześnie?

Skinęłam głową. Może sama nie byłam przykładem, ale wiedziała, że jest to możliwe. Bo miłość jest bardzo skomplikowana.

— Gdybym miała wybierać, to z pewnością chciałabym życia u boku Yoongiego. Ale czasem… Czasem martwi mnie jego obojętność i czuję się samotna.

Popatrzyłam na księgową raz jeszcze, a potem sama poczułam się zmęczona i przebodźcowana. Wiedziałam, że JK nie jest jej pocieszycielem, aczkolwiek zrozumiałam też, dlaczego była dzisiaj taka zdystansowana.

— Nie będę cię oceniała — powiedziałam, odwracając się do wyjścia. — Jednak dla szczęścia Jungkooka powinnaś pozwolić mu odejść i żyć własnym życiem. Skoro kocha Chingyu, ma do tego prawo.

Zamykając drzwi gabinetu, usłyszałam szloch. Było mi przykro, aczkolwiek wiedziałam, że Mei jest wspaniałą osobą. Z pewnością podejmie dobrą decyzję i w końcu będziemy mogły wspólnie się śmiać. Mei, Chingyu i ja.


✖️


Dzień przed uroczystością, stałam naprzeciw lustra i sprawdzałam kreację. Suknię wybierałam razem z Mei i Kaną. Ponieważ przyszła panna młoda zażyczyła sobie, abyśmy w dwie były jej druhnami, nie miałyśmy zbyt wiele do gadania.

Stałam przed lustrem w atłasowej sukni. Jej kolor przypominał majowe lilaki, była w odcieniu jasnego fioletu. Materiał zgrabnie opinał pośladki i miał delikatne rozcięcie po bokach, aby pozwolić na swobodny ruch nogami. Cała suknia utrzymywała się na cienkich ramiączkach.

Patrzyłam w tafle i widziałam brązowe oczy, z zielonymi obwódkami, które posiadałam. Wszyscy określali ten kolor jako piwny. Może rzeczywiście tak wyglądały? Starałam się uśmiechać, próbując sobie wyobrazić ceremonię. Znając Kanę i biorąc pod uwagę to, o czym mówił Jimin, uroczystość nie będzie należeć do spokojnych, ani zbyt skromnych.

Zamknęłam oczy, wspominając te wszystkie momenty dzieciństwa, w których marzyłam, aby zjawił się królewicz, na czarnym rumaku (nie lubiłam, aby było zbyt sztampowo) i zabrał mnie z pokoju w domu dziecka, aż do ślubnego ołtarza. Zachichotałam.

— Masz wyjątkowo dobry humor — usłyszałam za plecami ten głos.

Natychmiast otworzyłam oczy i odwróciłam się w jego stronę. Taehyung stał oparty o zamknięte drzwi. Ubrany był w ciemną koszulę, rozpiętą praktycznie do pępka. Przez moment patrzyłam na jego tors, a gdy szła do umysłu świadomość, że to niezbyt dobre posunięcie z mojej strony, ponownie skierowałam oczy na jego twarz.

Taehyung zaśmiał się, kierując w moją stronę. Nie wiedziałam, co tu robi, ani dlaczego po kilku dniach mijania się, po prostu mnie odwiedził.

— Czemu przyszedłeś? — zapytałam wprost, choć przyszło mi to z trudem.

— Chciałem cię zobaczyć — odpowiedział, przystając obok. — Stęskniłem się za twoim niewyparzonym językiem.

Prychnęłam urażona i ponownie spojrzałam w lustro. Odruchowo rękami zaczęłam gładzić materiał na udach. Jednak nieposłuszne oczy wciąż wędrowały do stojącego za mną V. Taehyung uśmiechał się i przybliżył, tak, że oddechem muskał nagie ramiona.

— Uważaj — odpowiedziałam luzacko. — Bo jeszcze ci uwierzę.

Ponownie poczułam jego śmiech na plecach, a potem coś jakby szybsze bicie serca. Boss samą swoją obecnością powodował zmieszanie połączone z nutką ekscytacji.

— Chciałem zapytać — wtrącił. — Czy pójdziesz ze mną na tę uroczystość?

Zamrugałam oczami, dość szybko. Natychmiast odwróciłam się w jego stronę, a nasze usta praktycznie się spotkały. Od razu zrobiłam krok do tyłu, chcąc zachować trzeźwość umysłu, gdy jego onyksowe tęczówki, praktycznie mnie hipnotyzowały.

— Rozumiem, że to jest kolejna praca w ramach odrobienia straconych pieniędzy?

Tak bardzo chciałam wierzyć, że V po prostu chce ze mną spędzić ten czas. Nie tylko z powodu tego, że nie ma z kim pójść, a przecież mamy umowę.

— Nie — odparł, co wyjątkowo mnie zaskoczyło. — Po prostu chcę iść z tobą.

— Po prostu?

Nie wiedziałam, co tak właściwie ma mi do powiedzenia? Byłam kobietą, a my uwielbiamy komplikować sobie życie. Po prostu, czyli co? Po prostu chcę cię, bo nie mam innych opcji. Czy po prostu ważna jesteś tylko ty?

— Dlaczego musisz wszystko komplikować? — wyszeptał, zbliżając się na tyle, bym nie miała jak uciec.

Patrzyłam ponownie w jego oczy. Onyksowy kolor przenikał błysk. Pierwszy raz zauważyłam, że Taehyung się powstrzymywał, najpewniej od zaatakowania moich warg. Choć mogłam sobie to wyjątkowo nadinterpretować.

— Nie rozumiem — wyszeptałam, milimetry od jego ust.

V pochylił się jeszcze bardziej, tak, że wystarczył jeden ruch, a połączylibyśmy się w pocałunku. Skłamałabym, gdybym zaprzeczyła, że nie chciałam.

— Chcę iść z tobą — westchnął, wciąż patrząc prosto w moje oczy. — Jak mężczyzna z kobietą. Pragnę byś była tego dnia moja. Bez jebanych układów. Tylko i wyłącznie moja.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥