Co za szaleństwo. Nie umiem inaczej określić tego, co się dzieje, od kiedy dołączyłem do Joker Out. Chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę tego doświadczam – poczucia przynależności. Wiem, że robię coś po coś, że to ma sens. I sprawia mi przyjemność. Yhm, to sprawia mi całe mnóstwo przyjemności, którą zresztą mogę dawać też innym. Grałem już wcześniej w kilku zespołach, ale w żadnym z nich pomiędzy mną a innymi muzykami nie było takiego połączenia. Choć ledwie dołączyłem do Joker Out, Bojan, Kris, Jan i Jure są już dla mnie jak najlepsi przyjaciele, i wiem, że ja dla nich też. Ta energia przyciąga i pozwala zjednywać nam sobie ludzi. Cholerka, pierwszy raz w życiu mam prawdziwych fanów! Oczywiście, wielu z nich tęskni za Martinem i pojawiają się pod moim adresem również przykre komentarze, ale nie przejmuję się. Więcej jest tych pozytywnych. Naprawdę, czuję się przywitany w zespole z otwartymi ramionami. I sercami.
A teraz jeszcze Eurowizja. Zanim dołączyłem do Joker Out, Martin, a potem pozostali zapytali mnie o jedną rzecz. "Wystąpisz z nami na Eurowizji?". Nie wiedziałem wtedy, że wybiorą Joker Out wewnętrznie. Ba, nikt z nas tego nie wiedział. Nie sądziłem więc, że powiem "tak" i to okaże się takie proste. "Z wami mogę wystąpić nawet na Księżycu", wypaliłem. I stało się. Jedziemy do Liverpoolu, decyzją słoweńskiej telewizji oraz naszą własną. A więc mamy dokładnie niecałe pół roku na przygotowanie się – pod każdym względem, występu, stylizacji, promocji, strategii.
Postanawiamy zacząć od napisania utworu. To zadanie spada na Bojana. On ma stworzyć tekst i zarys melodii. Potem wspólnie to zaaranżujemy, tak żeby był hit. I będzie.
Dziś wszyscy, wraz z producentem – Žare, czekamy w wynajmowanym przez nas domu i miejscu ćwiczeń. Bojan ma nam zaprezentować, co to tej pory udało mu się przygotować. Niecierpliwimy się, bo ten się spóźnia.
– Dajemy mu jeszcze pięć minut – odgraża się Kris, zły, że coś już nie idzie zgodnie z planem.
– Sześć minut, żeby był uniwersytecki kwadrans – proponuje Jan.
– Potem jedziemy do Liverpoolu bez niego – dodaje Jure, choć chyba z nas wszystkich najmniej się przejmuje spóźnieniem Bojana.
– I kto będzie śpiewać? – wtrąca nasz producent.
– To będzie utwór instrumentalny – rzuca pomysłem Jan, a ja pytam:
– To w ogóle zgodne z regulaminem?
– A czemu nie? – zastanawia się Kris.
– Bo nigdy nie widziałem takiego eurowizyjnego występu – przedstawiam im mocny argument.
– Bo może nikt jeszcze na to nie wpadł – rozważa Jure i już zaczyna szukać w internecie regulaminu Eurowizji.
Tymczasem wpadam na to, by po prostu zadzwonić do Bojana. Nie odbiera. Tę samą próbę podejmuje jeszcze Kris i w końcu Žare. Zapada chwilowa cisza, którą niespodziewanie przerywa krzyk Jure.
– O kurwa!!!
– Co jest, Maček? – pytamy, trochę zaniepokojeni jego przerażonym wyrazem twarzy.
– Nie można wystąpić z utworem instrumentalnym? – kpi sobie Jan.
– Nie, wręcz przeciwnie – odpowiada zagadkowo Jure. I wtedy wszyscy stajemy się ciekawi, co tam takiego wyczytał. – Otóż na Eurowizji w ogóle nie można grać na żywo.
Patrzymy na niego jak na idiotę.
– Co?! Ale jak? To jest przecież konkurs NA ŻYWO.
– Owszem, jeśli chodzi o wokal. Bojan będzie się więc produkował, a my zrobimy sobie mini playback show. – Jure wpada w sarkastyczny ton. Nie dziwię mu się. Trochę opuszcza nas entuzjazm. Nie wyobrażamy sobie koncertu, podczas którego UDAJEMY, że gramy...
– Žare, wiesz coś o tym? – pytam.
Nasz producent wstaje, by spojrzeć w telefon Jure.
– Zdaje mi się, że regulamin jest w tej kwestii jasny... Zgodziliście się na coś, o co nie do końca wam chodziło... – Žare też ma nietęgą minę.
I właśnie w samym środku tego zamieszania zjawia się Bojan, który wygląda, jakby nie spał dziś więcej niż trzy godziny. Okazuje się, że tak było. Całą noc próbował na szybko napisać dla nas piosenkę. A i tak przyszedł do nas z niczym.
– Nie kłopocz się tym już – mówi mu Kris.
– Co? – Bojan wygląda na skonsternowanego. Patrzy na nas. Potem na Žare. Szuka w jego twarzy potwierdzenia, a ten tylko wzrusza ramionami. – Ej, ja tu od rana drżę ze strachu, jak wam powiedzieć, że nic nie napisałem, bo nie mam weny, a ty mi, Krisko, mówisz, że mam się "nie kłopotać"?
A wtedy Kris, Jan, Jure i ja oznajmiamy, jakbyśmy się umówili:
– Bo nie jedziemy na żadną Eurowizję!
BOJAN's POV
Umawiam się z Žare w kawiarni poza centrum miasta, w której liczę na odrobinę prywatności, lecz i tak podchodzą do mnie fanki, a w dodatku rozpoznaje mnie obsługująca nas kelnerka.
– A więc w czym problem? – pyta mnie producent, gdy dostajemy już zamówione kawy i wokół naszego stolika zapanowuje względny spokój.
– Ja... sam nie wiem, co się dzieje, nie mogę się skupić na pisaniu piosenki – wyznaję i wbijam wzrok w blat stołu. Jak uczeń, który przyznaje się, że nie odrobił zadania domowego. Albo dziecko, które wyjawia, że nie zrobiło czegoś, co zrobić powinno.
– Przecież i tak nie jedziecie na Eurowizję – odpowiada na to niewzruszony Žare.
– Pogadałem z chłopakami i jednak jedziemy.
– Ahaaa.
– Žare, mam kryzys.
– Jaki kryzys? Twórczy?
– Twórczy, egzystencjalny, moralny, każdy możliwy.
– W związku z tym może powinieneś pogadać z psychologiem, a nie ze mną?
– Uwierz, że myślę o tym, Žarko. – Chyba moja poważna odpowiedź zmienia jego nastawienie. Kończą się żarty i robi się poważniej. Žare chwyta moją rękę, spoczywającą na stole przy filiżance z kawą. To z boku musi wyglądać... dziwnie.
– Co się dzieje, Bojči?
– Cokolwiek zaczynam pisać... nie umiem się od niej odciąć. A ja nie chcę Safiji w tej piosence. To ma być wesoły utwór, dający innym radość i nadzieję. Czy umiem jeszcze taki stworzyć?
– Może potrzebujesz nowych inspiracji?
– Czyli nowej dziewczyny? To nie działa, poddałem się. Co więcej, prawdopodobnie już do końca życia będę sam.
– Ohoho, teraz dałeś.
– Ale mam rację. Nie mogę związać się z żadną z dziewczyn spoza branży. Nie umiem im zaufać, bo każda może okazać się kimś, kto chce tylko zdobyć cenne dla mediów info o mnie, by wywołać sensację. A w branży... Nie sra się ponoć we własne gniazdo, prawda?
– A zamierzasz w tych relacjach "nasrać"?
– To było w przenośni.
– Ja też pytam w przenośni.
– Gdy nie wychodzi ci z kimś z branży, z kim jeszcze nie raz się na pewno spotkasz, robi się niefajnie.
– Yhm, Melani, Amaya... Raiven.
– Žare!
– Raiven też? Nie zaprzeczyłeś.
– Žare, skończ, proszę.
– A może po prostu próbowałeś już z każdą popularną laską w Słowenii i skończyły ci się możliwości?
– Za kogo ty mnie masz?! – oburzam się, lecz Žare nie daje sobie już nic powiedzieć. Dopija kawę. Myśli nad czymś chwilę. Po czym oznajmia:
– A ja chyba mam pewien pomysł.
KRIS' POV
Lara krąży po moim pokoju z kubkiem kawy, który, mam wrażenie, zaraz roztrzaska o podłogę. Zamiast tego stawia go na biurku. Z takim impetem, że połowa płynu ląduje na blacie. A konkretnie na książce, którą obecnie czytam – z biblioteki. Nie martwię się jednak póki co, jak usunę plamy z kawy, raczej zastanawiam się, jak mam udobruchać moją dziewczynę, świadomy, że pod drzwiami podsłuchuje pewnie w dodatku moja wścibska siostra.
– Kris, planowaliśmy szukać wspólnego mieszkania, a ty oznajmiasz mi, że jedziesz sobie na prawie miesiąc do Hamburga!
Siedzę na łóżku i obserwuję jej nerwowe ruchy. Co mogę jej powiedzieć? Co mogę zrobić?
– Tak wyszło, wybacz...
– Serio, nie rozumiem, czemu nie możecie nagrać piosenki tutaj, w Słowenii.
– Bojan potrzebuje nowych inspiracji.
– To niech Bojan leci sobie do Niemiec! A niech leci choćby i na Księżyc! Ale ty... zostań ze mną.
– Już o tym rozmawialiśmy, Lara.
– Ale o czym? Bo chyba nie o waszym wyjeździe do Niemiec. Akurat o tym w ogóle ze mną nie rozmawiałeś, po prostu... stawiasz mnie przed faktem dokonanym.
– Jestem w zespole i mam wobec niego pewne zobowiązania.
– A wobec mnie nie?
– Od początku wiedziałaś, jak to będzie wyglądało. Jesteś dla mnie na pierwszym miejscu. Ale zaraz obok stoi muzyka... – Zauważam, że w oczach Lary pojawiają się łzy. – Przepraszam.
– Może to ja przesadzam – stwierdza ona po chwili namysłu i wreszcie, znowu biorąc w dłonie kubek z kawą, siada przy mnie. – Wiem, obiecałam, że nigdy nie będę jedną z tych zazdrosnych dziewczyn ograniczających twoją karierę, że nigdy nie będę próbowała zagarnąć cię całego dla siebie... Ale to... to takie trudne.
– Wiem. Wiem, słońce. Wiem... – powtarzam i tulę ją do siebie. Lara płacze już otwarcie.
– Nie przejmuj się, lećcie do Niemiec. Napiszcie super piosenkę. Nagrajcie ją w profesjonalnym studiu. A ja będę trzymała kciuki.
– Gdy tylko cały ten szum związany z Eurowizją się skończy, poszukamy wspólnego mieszkania i nic nas już nie rozdzieli.
– Szkoda tylko, że zdążyłam powiedzieć moim rodzicom o przeprowadzce i pokłócić się z nimi o to milion razy.
– Eh, przynajmniej zyskają więcej czasu, by pogodzić się z tym, że ich córeczka zaczyna dorosłe życie.
Lara odsuwa się od mnie.
– To kiedy lecicie do Hamburga?
– W środę.
– Już? W TĘ środę?
– Yhm.
– Więc zostało mi bardzo niewiele czasu, by się tobą nacieszyć – podsumowuje Lara i zaczyna czule głaskać mnie po policzku. Wiem, co jej chodzi po głowie. Mi też. Już od dawna, choć nie liczyłem na to, biorąc pod uwagę wcześniejsze wzburzenie Lary i jej skierowaną przeciwko mnie złość. Istnieje tylko jeden problem.
– Ale w domu jest cała moja rodzina...
– U mnie nie powinno być dziś nikogo. Przenosimy się? – Blask w oczach Lary sprawia, że nie muszę zastanawiać się nad odpowiedzią.
Zabieram najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzimy z pokoju. Oczywiście zastajemy pod drzwiami rzucającą się do ucieczki moją siostrę. Która w dodatku nie jest sama.
– No wiesz... jeszcze rozumiem, że Maja. Ale TY, Maks?! – wkurzony, zwracam się do brata.
Ten posyła mi głupi przepraszający uśmieszek. Nie wiem czasami, co jest trudniejsze, mieszkanie z rodzicami, czy z rodzeństwem...
Lara kiwa głową z politowaniem, że dwunastolatkę i osiemnastolatka bawi jeszcze podsłuchiwanie pod drzwiami. A ja dochodzę do wniosku, że wynajęcie z nią swojego lokum to jedyny sposób, by zyskać wreszcie trochę prywatności.
JAN's POV
Patrzę na swoją spakowaną walizkę, dzwoniąc do Hany. Nie zapaliłem światła, więc siedzę po ciemku w swojej sypialni, a obok mnie mruczy leżący w śmiesznej pozycji Igor. Chyba po raz pierwszy perspektywa rozmowy z moją dziewczyną nie napawa mnie radością, a milionem obaw. Kris też nie miał łatwo z Larą. Z tego, co mówił, wszystko skończyło się dobrze, choć początkowo wkurzyła się na niego, że nie może być u niego na pierwszym miejscu. Z tych samych powodów Jure nie wspomniał jeszcze o niczym Nice. A ja? Znam Hanę i wiem, że nie będzie robiła mi wyrzutów. A przez to czuję się jeszcze gorzej, bo wolałbym, by wyładowała na mnie swoją złość i poczuła się lepiej, niż żeby pozostała smutna.
Odbiera po trzech sygnałach.
– Janči!
– No cześć, co tam?
– Odliczam dni do twojego przyjazdu, strasznie się stęskniłam. Nie poznasz mnie, kiedy się zobaczymy. Przytyłam trzy kilo. I wiesz co? Dobrze się z tym czuję.
– Hana...
– Więc nie martw się, nie będę na siłę próbowała ich zrzucić.
– Hana, posłuchaj...
– Ani nie pójdzie to w drugą stronę i nie utuczę się, obiecuję.
– Nie przyjadę w przyszłym tygodniu – wyrzucam to wreszcie z siebie. – Przepraszam. Przepraszam cię, Hana. Naprawdę cholernie mi z tego powodu przykro.
Zapada cisza.
– Coś się zmieniło...? – pyta Hana.
– Tak, wiele rzeczy – wypalam bez zastanowienia, po czym uświadamiam sobie, jak to musiało zabrzmieć. Hana pytała o nas, o nasz związek! – To znaczy nie! – zaprzeczam pospiesznie. – Jeśli chodzi o nas, nic się nie zmieniło. Ale lecimy z chłopakami na dwa lub trzy tygodnie do studia w Hamburgu.
– Och... – słyszę w głosie Hany coś podobnego do ulgi z mieszanką rozpaczy, że jeszcze przez tyle czasu nie będziemy mogli się zobaczyć. – Czemu akurat tam?
– Žare nam to załatwił. W sumie na prośbę Bojana, który nadal nie może się odciąć od przeszłości i to "blokuje jego proces twórczy", jak to ostatnio określił. Rzekomo zmiana otoczenia ma mu w tym pomóc.
– Ale aż dwa lub trzy tygodnie?
– Zamierzamy tam napisać i nagrać piosenkę na Eurowizję.
– Rozumiem.
Nie spodziewałem się innej odpowiedzi.
– Wiem, że jesteś zła.
– Nieee.
– Nie musisz udawać.
– Nie jestem zła, jest mi po prostu smutno.
No tak, tego też się spodziewałem.
– Na pewno przyjadę do ciebie jeszcze przed operacją twojego taty.
– Dobrze. Dziękuję, Jan. Rozumiem to wszystko, naprawdę.
– O ile do tej pory ten nowy pokojowy cię nie poderwie... – dodaję, by rozładować atmosferę. Ale wspomnienie o nim działa na Hanę jak płachta na byka.
– Amir? Oszalałeś. On nie dorasta ci do pięt.
– Yhm... – Planowała mnie zawstydzić? To jej się udało. – Ja ciebie też, Hana – odpowiadam naszym stałym sposobem wyznawania sobie wzajemnie uczucia. Nie było tak źle. Nie przyjęła tego aż tak kiepsko, jak już zacząłem to sobie wyobrażać. W dodatku na koniec Hana mówi coś, co zupełnie mnie rozbraja.
– Ja ciebie... baaardziej.
JURE's POV
Budzi mnie dziwne uczucie, jakbym miał na sobie jakiś większy ciężar. Boję się przez chwilę, że może coś mi się stało, ogarnął mnie jakiś paraliż czy coś w tym stylu, kiedy nagle dociera do mnie przyczyna tego dziwnego samopoczucia. Nika! To ona na mnie leży. W dodatku nie ma na sobie nic poza majtkami i koszulką z merchu Joker Out.
– Jezu! Ale mnie wystraszyłaś! – wołam.
Nika już nie śpi, choć nie jest chyba jeszcze tak do końca przytomna. Rozczochrane włosy opadają jej na twarz. Nie ukrywają jednak jeszcze pół przymkniętych oczu i ziewnięcia, które wydaje z siebie Nika akurat w momencie, gdy do niej mówię.
– Ja? Jestem taka straszna? Owszem, wiem, nie wyglądam zbyt dobrze z rana, mimo wszystko mógłbyś być milszy, Kocie – odpowiada mi zupełnie poważnym i stanowczym tonem, który w innych okolicznościach pewnie by mnie rozbawił. Ale nie dziś. O nie... nie dziś.
– Nieee, ty jesteś najsłodszym stworzeniem na ziemi, a może i najsłodszym w całym kosmosie.
– Yhm, pewnie, powiedz mi jeszcze, że jestem kosmitką.
– Wystarczy, że jesteś moją słodką Nikitką – zapewniam, a ona siada i lekko uderza mnie w gołą klatkę.
– Nie mów do mnie Nikitka!
– OK, sorki. – Fakt, że tak szybko odpuszczam przekomarzanie się, niepokoi Nikę. Przez chwilę obserwuje mnie z uwagą. Widzi, że coś pochłania moje myśli, a ja za długo się im oddaję, zanim przytomnieję.
– Jure, co się dzieje?
– W sumie to.. – już chcę powiedzieć, że "nic", kiedy uświadamiam sobie, że wcale a wcale nie jest to takie nic. Ściągam Nikę z siebie, a kiedy siedzimy na łóżku, chwytam ją za ręce i wyznaję: – W środę lecę z chłopakami na jakiś czas do Hamburga, gdzie mamy napisać i nagrać piosenkę na Eurowizję.
– To chyba powód do radości, a nie smutku, prawda?
– No tak... tylko... Nie będę mógł cię odwiedzić w przyszły weekend, jak ustaliliśmy.
Nika również robi smutną minę, lecz u niej trwa to jedynie krótką chwilę, bo od razu wpada na nowy pomysł.
– To odwiedzisz mnie w jeszcze kolejny.
– To niestety również nie wchodzi w grę...
– Dlaczego?
– Bo zostaniemy tam trochę dłużej niż tydzień.
– Czyli ile, dwa?
– No... dwa. Albo trzy...
– Albo cztery?
– Nie, cztery to już ostateczna ewentualność.
– Jure! – Nika zrywa się z łóżka i podchodzi do okna, przy którym staje obrócona do mnie tyłem.
– Sorry, Nika, że nie powiedziałem ci wcześniej. Ale to wyszło dość niespodziewanie. Ledwie sami dowiedzieliśmy się o tej możliwości. A dla Bojana to bardzo ważne. Uznał, że tu nie da rady się skupić na szukaniu inspiracji i potrzebuje zmiany... Žare też włożył wiele wysiłku w zarezerwowanie dla nas studia. Głupio byłoby nie skorzystać więc z tej szansy – tłumaczę.
Nika wzdycha.
– I znowu Bojan...
Nie dziwię się jej reakcji. Rzeczywiście wszystko, co nas dotyczy, dzieje się albo przez Bojana, albo wokół Bojana. Wstaję i podchodzę do Niki. Widzę, że obserwuje przez okno dwa psy, które gonią się po podwórku sąsiada.
– Proszę, nie złość się na mnie – mówię i chcę ją objąć, lecz Nika się odsuwa.
– Pod jednym warunkiem.
– OK, jakim?
– Obiecasz mi, że napiszecie piosenkę, z którą wygracie tę cholerną Eurowizję.
– Yyy... Obiecuję – wyduszam z siebie po chwili zawahania i dopiero wtedy Nika pozwala mi się przytulić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥