Love Temptation [ 7 ]

 .




Jungmi przekroczyła prógmieszkania Yong Soon zdenerwowana i poirytowana. Wchodząc w pakt z demonem, postanowiła, że wszystkie zarobione benefity przeznaczy dla przyjaciółki. W końcu Park znalazła się w niekorzystnej sytuacji i Lee chciała jej wszystko wynagrodzić.

— Boże! — jęknęła, opadając głową na blat stolika.

— Czemu wzywasz Wszechmogącego? — Do pomieszczenia wszedł Seok Min — Nie powinno się…

— Wyzywać jego imienia na daremno — wyrecytowała. — Ale ja już nie wiem, czy jestem aniołem, czy nie? Zresztą… Nie będę o tym z tobą rozmawiać.

— Dlaczego?

— Bo jesteś najwierniejszym z jego sługusów — zauważyła, spoglądając z pogardą na brata.

— Chyba nie, skoro jeszcze tutaj jestem — zauważył.

— Jesteś tutaj bo matka kazała ci mnie obserwować — odgryzła się. — Poza tym masz nowego człowieka do pilnowania.

— Co nie zmienia faktu, że porzuciłem niebiańskie progi.

— I swoją pierdolniętą narzeczoną.

Jungmi kolejny raz opadła na blat, tym razem uderzając o niego głową. Nie chciała się bratu spowiadać, że pracuje dla demona, który w przeszłości był jego bliskim przyjacielem. Zresztą, gdyby Seok Min dowiedział się, że Mingyu kręci się w ich pobliżu…

— Głupia! Głupia! Głupia!

— Chyba pobyt na Ziemi nie za dobrze ci służy, siostrzyczko.

Lee spojrzała raz jeszcze na brata. Seok Min denerwował ją wyjątkowo mocno jak Mingyu.

I pomyśleć, że się przyjaźnili, westchnęła. Przez moment nastała między rodzeństwem cisza, którą przerwał starszy.

— Wiedziałaś, że demon kręcił się koło Yong Soon?

— Won Woo? — zapytała, opierając policzek o chłodny blat. — No, a co?

— Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?

— Bo mnie nie słuchałeś — zmrużyła oczy. — Poza tym, dba o nią i wiele razem przeszli.

— Wiele przeszli?

— Yong Soon nie chciała mi nic więcej zdradzić. Będzie chciała, to sama ci powie.

Jungmi ponownie uderzyła czołem o stół, a potem wstała z krzesła i wyminęła brata. W tamtym momencie potrzebowała prysznica najbardziej na świecie, a myśli o Mingyu wciąż krążyły jej w głowie.



Grafika komputerowa od wielu lat była ogromną pasją a zarazem pracą Yong Soon. Dziewczyna uwielbiała tworzyć reklamy, plakaty, banery czy posty na social media. Sprawiało jej to ogromną przyjemność i gdyby tylko mogła – robiłaby to do końca swojego życia. 

Akurat udało jej się zdobyć kolejne dość duże zlecenie i od razu postanowiła do niego przysiąść. Miała stworzyć logo dla firmy stolarskiej oraz utworzyć dziesięć reklam z ich nowymi produktami. Miała otrzymać za to naprawdę sporą kwotę, więc miała zamiar zrobić wszystko, by projekty wypadły jak najlepiej. 

Nie przeszkadzała jej nawet obecność Seok Mina, który siedział na jej łóżku i uważnie ją  obserwował. Bywały momenty, gdy miała tego oczywiście dosyć, ale przy tworzeniu grafiki znikała do swojego świata. 

Po półtorej godzinie tworzenia czterech różnych projektów na logo odetchnęła z ulgą i przeciągnęła się leniwie. 

— Zmęczona? — zapytał DK, nie odwracając wzroku. 

— Hm… W sumie tworzenie grafiki wymaga trochę wysiłku — odpowiedziała po krótkiej chwili namysłu. — Ale nie narzekam. Kocham to robić. 

— To fajnie, że robisz to co lubisz. 

— A ty nie robisz? — zapytała spokojnie i spojrzała na anioła, który unosił brwi w wyrazie niezrozumienia. — No… Nie stróżujesz z pasji? 

— Pasji? — odparł zdziwiony, jakby nie rozumiał sensu tego słowa. — Jestem Aniołem Stróżem, bo to mój obowiązek.  

Yong Soon uśmiechnęła sie lekko, bo poczuła nieprzyjemne ukłucie w sercu. Mimo wszystko miała nadzieję, że mężczyzna nie opiekuje się nią na siłę, ale niestety… chyba się przeliczyła. 

— Powiedz mi — mruknęła Park i ogarnęła kosmyk włosów za ucho. — Jaka tak właściwie jest twoja siostra?

— Jungmi? 

— A masz więcej sióstr?

— No nie — odpowiedział. — Po prostu dziwię się, że mnie o to pytasz. Przecież spędziłaś z nią sporo czasu i raczej ją poznałaś. 

— Ale ty jako jej brat mimo wszystko znasz ją lepiej…

— Jest buntowniczą oślicą, która zawsze musi postawić na swoim. Jest nietaktowna, a ustalone zasady ma głęboko w czterech literach. Poza tym jest wredna i nie lubi spędzać czasu z innymi aniołami. Tak naprawdę to jest samotnikiem. Woli spędzać czas sama ze sobą. 

— Hah — odparła Yong Soon. — Kochasz swoją siostrę. 

— Ja się do tego nie przyznaję — odpowiedział i odwrócił wzrok.

— A co myślisz o mojej grafice? — zapytała, drapiąc się po policzku. — Zależy mi na twojej opini, więc mam nadzieję, że będziesz szczery…

Gdy dziewczyna odwróciła się na krześle w jego stronę, on znów uważnie się w nią wpatrywał. 

— Jest piękna — powiedział spokojnie, a twarz Yong Soon oblał rumieniec. Poczuła się, jakby mówił to wprost do niej, a przecież… Nie było to możliwe. 



Łapanie demonów było dla Jungmi wyjątkowo łatwym zadaniem. Możliwe, że to przez ich piekielną pozycję, a raczej jej brak. Lee wydawało się, że Mingyu po prostu zlecił jej złapanie tych, po których to jemu nie chciało się ruszyć tyłka.

Trzymając parę nędznych upadłych, proszących ją o litość od ponad dwudziestu minut, stanęła za drzwiami wejściowymi. 

— Okaż nam swą litość — zaskomlał jeden. 

Anioł nie wytrzymał i uderzył ich delikatnie w kark, aby stracili przytomność. Potem popatrzyła na gospodarza, który jak zawsze piły whisky.

— Powiedz mi łaskawie — wtrąciła, wskazując na nieprzytomne osoby. — Dlaczego muszę to robić?

— Myślałem, że wiesz… — Mingyu przytknął palec do brody. — Sama chciałaś zarobić pieniądze.

— A możesz w końcu zlecić mi jakieś prawdziwe zadanie? Łapanie podrzędnych demonów mnie nie bawi.

— Hej! Czy ty uważasz, że to jest zadanie dla dziecka?

Jungmi spojrzała na gospodarza. Czasami zastanawiała się, jaka jest między nimi przepaść intelektualna? Zdecydowanie dotychczas uważała, że za mała. Teraz Mingyu wprost okazał się być idiotą.

— Dlatego rozkazali ci wyjść na powierzchnię? — zmrużyła gniewnie oczy. — Masz łapać tych, którzy uciekli z piekła?

Kim pokiwał teatralnie głową. Jego twarz zdobił szeroki i dla Jungmi głupkowaty uśmiech. 

— Jesteś najbardziej leniwym spośród wszystkich znanych mi upadłych — westchnęła. — Niczym więcej niż skretyniała oferma.

Nie zdążyła się odwrócić, ponieważ Kim dopadł ją i przycisnął do ściany. Czuła jego perfumy, które wbijały się w nozdrza. Usta niebezpiecznie zbliżały się do twarzy.

— Naprawdę tak uważasz? — wyszeptał, patrząc w oczy.

Kurwa, pomyślała anielica. Z tej perspektywy demon wydawał się zdecydowanie zbyt przystojny.

— Pieniądz to pieniądz — odpowiedział odrywając się od Jungmi i kierując w stronę portfela. — Nie powinno cię interesować, co z nimi pocznę.

— Będą pracować u ciebie za barem? — parsknęła.

Zanim zrozumiała swoje słowa, Mingyu ponownie chwycił jej ciało i wylądowali na łóżku. Tym razem to on leżał na górze, mając dłonie po obu stronach głowy.

— Jesteś utrapieniem Lee Jungmi — wyszeptał, przybliżając usta do jej warg.

— A ty zboczeńcem — odpowiedziała, odpychając demona. — Złaź ze mnie!

Szybko wstała na nogi, a potem chwyciła przyszykowane pieniądze. W pośpiechu je policzyła, wiedząc, że nie może ufać upadłemu, a potem bez słowa wyszła z loftu.



Po ukończeniu przez Yong Soon graficznych zleceń jej mieszkanie nawiedziła osoba, którą dziewczyna niekoniecznie chciała tego dnia zobaczyć. Oczywiście nie zaczęło się od kulturalnego zapukania w drzwi, lecz nagłego pojawienia się w ramionach równie zdziwionego Seok Mina. 

— Han Jee? — zapytał, spoglądając to na narzeczoną to na podopieczną. — Co ty tutaj robisz? 

— Jak to co? — odparła i oblizała wargi. — Przybyłam spotkać się z własnym przyszłym mężem. Nie mogę? 

— Eee… — DK spojrzał na Park, która uniosła brwi. — No wiesz… Teoretycznie to możesz, ale to nie jest moje mieszkanie… Nie powinnaś od tak się tutaj pojawiać… Następnym razem daj mi po prostu znać… 

Yong Soon spojrzała kątem oka na narzeczoną stróża. Anielica patrzyła na dziewczynę z mordem w oczach, więc Park postanowiła wziąć swoją torbę i zniknąć z pola widzenia pary. Han Jee wywoływała w niej ogromną niechęć tą swoją zazdrością – choć czasem miała wrażenie, że miała rację. Przecież relacja Yong Soon i Seok Mina była wybitnie… niezrozumiała. 

Jeszcze to szybko bijące serce… 

— Cholera… — jęknęła Park, czując, że w jej oczach pojawiają jej się łzy. Założyła na nogi sportowe buty i nacisnęła na klamkę. W tym samym momencie Lee złapał ją za nadgarstek. 

— Gdzie ty się wybierasz? — zapytał Seok Min.

— Pójdę się przejść — odparła Yong Soon i spojrzała na Sang, która była zirytowana zachowaniem narzeczonego. — I czuję się jak przeszkoda teraz. Porozmawiajcie sam na sam… Dawno nie mieliście do tego okazji. 

— To miłe Yong Soon, ale nie zapominaj, że to twoje mieszkanie — odparł mężczyzna. — My wyjdziemy, żeby porozmawiać. 

— To chodź. 

Han Jee chwyciła ukochanego za nadgarstek, a następnie złożyła delikatny pocałunek na ustach. Pożegnała się ze zdziwioną Park, wystawiając jej język i opuściła mieszkanie razem z narzeczonym. Seok Min patrzył na wyjątkowo smętną minę Yong Soon. 

— Za niedługo będę znowu w domu. Poczekaj na mnie z kolacją — powiedział spokojnie, choć sam był zdziwiony swoją wypowiedzią. 

Dlaczego tak bardzo się martwił tym, co pomyśli jego podopieczna o jego relacji z narzeczoną? W końcu Yong Soon… znaczy się Han Jee… była miłością jego życia?  



Wieczorem Jungmi ponownie zasiadła na kuchennym taborecie. Zdziwiła się brakiem Park, lecz nie zastając w mieszkaniu DK, była pewna, że musieli gdzieś wyjść. Z drugiej strony było jej to na rękę, bo mogła przeklinać Mingyu w samotności i nikt nie zwróciłby jej uwagi. Nikt tzn jej najbardziej cnotliwy brat.

Czasami Jungmi zastanawiała się, dlaczego to Seok Min musiał być z nią rodziną? Czemu był potomkiem jej do szpiku idealnej matki i odpowiedzialnego ojca? Jakim prawem to ona była ich córką?

Wszechmocny nigdy nie udzielał odpowiedzi i pragnął, aby sami ją odnaleźli. Zarówno ludzie jak i niebiańskie stworzenia. To jeszcze bardziej podnosiło poziom frustracji Jungmi, zwłaszcza, że już i tak była zła.

Siedziała w kuchni i patrzyła na zieloną butelkę. Soju, które kupiła za ludzkie pieniądze, nosiło nazwę “Fresh” i miało dawać orzeźwienie. No właśnie, miało. Prócz słabego, alkoholowego smaku, nie było nawet orzeźwiające. Jungmi patrzyła w etykietę, mrucząc przekleństwa w kierunku demona.

— Złamany kutas — warknęła, biorac łyk z butelki.

— Dlaczego używasz takich słów?

W pomieszczeniu zmaterializował się Seok Min.

— Jeszcze ciebie tu teraz brakowało — powiedziała z niesmakiem.

— Co się dzieje?

DK przysiadł się naprzeciwko i patrzył na siostrę. Z jego twarzy nic nie odczytała, brat jak zawsze był poważny.

— Nic, co mogłoby cię interesować — burknęła, pociągając kolejny łyk z gwinta.

— Pijesz ludzki alkohol?

— W tutejszym świecie jestem pełnoletnia. Poza tym wystąpiłam z niebios, więc mogę robić, co mi się podoba.

— Tak myślisz?

Głos DK był zdecydowanie poirytowany. Znów zachowywał się jak nieznośny, starszy brat. Jungmi zacisnęła pięść.

— Mógłbyś choć raz się wyluzować — powiedziała z żalem. — A tak to ciągle jesteś SPN.

— Coś obiło mi się kiedyś o uszy. Jak to szło?

— Staroświecki. Poważny. Nudny.

Pomieszczenie wypełniły odgłosy chichotu. Tym razem zdziwiona anielica patrzyła na brata, który zaśmiał się, a potem wziął od niej butelkę i napił się łyk.

— Więc to niby jest takie dobre? — powiedział z niesmakiem, krzywiąc się nieznacznie.

— Niebiańskie wino to nie jest, ale może być.

DK oddał siostrze butelkę, zakładając ręce na krzyż. Po chwili milczenia, ponownie się odezwał:

— Co się stało?

Jungmi nie wiedziała, jak ma zacząć rozmowę. Postanowiła nie poruszać tematu Mingyu, więc opowiedziała, że miała ostatnio problemy ze złoczyńcami. Nie chciała się chwalić, że uratowała dziewczynę, którą później odwiedziła w szpitalu. Jednak DK wiedział już o tym.

— W niebie słyszeli, że uratowałaś jakąś ludzką dziewczynę — powiedział.

— No i co z tego?

— Może tak nie uważasz, ale nadajesz się na anioła stróża.

Jungmi prychnęła, a potem upiła kolejny łyk. Pustą butelkę wyrzuciła do odpowiedniego kosza na szkło, a zakrętkę do metalu.

— Nie zmieniłam zdania — mruknęła. — Nie nadaję się na anioła stróża.

DK nic więcej nie powiedział, ponieważ w progu pojawiła się Yong Soon. Park patrzyła to na Jungmi, to na Seok Min’a. A potem bez słowa odwróciła się i wyszła z pomieszczenia, pozostawiając rodzeństwo same.


Prześlij komentarz

0 Komentarze