31 maja 2024

Wszystkie jej imiona [ 40 ]



10 MIESIĘCY WCZEŚNIEJ, SŁOWENIA, LUBLANA

MARTIN's POV

Już drugą godzinę siedzimy w studiu w poczuciu niespełnionego obowiązku. Jest z nami Mark, który miał nagrać i zmontować filmik ogłaszający moje odejście z zespołu. Ale nikt z nas się nie pali, by wziąć się za pracę. A w zasadzie to każdy z nas siedzi z nosem w telefonie, odkładając na później to przykre zadanie. Przytłaczająca atmosfera, która tu zapanowała, sprawia, że zaczynam mieć wątpliwości. Czy dobrze robię, porzucając karierę w takim momencie? Czemu jeszcze kilka miesięcy temu wiedziałem, że trasy koncertowe, eurowizyjne plany i brak jakiegokolwiek życia prywatnego to nie dla mnie, a dziś myślę sobie, że może bym się w tym odnalazł? Oczywiście musiałbym wówczas zrezygnować ze studiów za granicą. Tylko że życie jest wiecznym rezygnowaniem z czegoś. Kiedy odejdę z Joker Out, stracę być może więcej, niż gdybym miał porzucić szansę skorzystania ze stypendium na londyńskiej uczelni. Moja przyjaźń z chłopakami na pewno się nie skończy, lecz nic już nie będzie takie samo. Nie będziemy spędzać ze sobą każdej wolnej chwili. Nie będziemy budować codziennie wspólnych wspomnień. Od dziś pełnoprawnie moje miejsce zajmie Nace. Cieszę się, że to on mnie zastąpi i nie mam z tego powodu obaw, w końcu sam go poleciłem na swojego zastępcę. Czuję dziś po prostu, że... trochę mu zazdroszczę.

Niespodziewanie ktoś siada koło mnie i obejmuje mnie ramieniem. To Jan.

– To ostatni moment, żebyś się jeszcze rozmyślił – mówi do mnie z powagą.

– Nie kuś – rzucam w jego kierunku. Kris zapala się do tego pomysłu.

– Serio, możesz się jeszcze nad tym zastanowić – przekonuje mnie.

Kiedy pewnego wieczoru przy piwie oznajmiłem chłopakom, że postanowiłem odejść z zespołu, nie próbowali mnie zatrzymać tak bardzo jak w tych ostatnich dniach. To niczego mi nie ułatwia...

– A Nace? – pytam, zaskoczony, że tak szybko o nim zapomnieli, choć odkąd tylko zgodzili się, by zajął moje miejsce, przyjmowali go ciepło.

– Jakoś się pogodzimy – odpowiada beztrosko Jure, a ja postanawiam zagłębić się w temacie.

– Jak?

Jure patrzy na mnie, jakbym go spytał, dlaczego psy szczekają, a koty miauczą.

– Eee no nie wiem, jest dwóch gitarzystów to i może być dwóch basistów – podsumowuje.

Jan dodaje:

– To by było dziwne.

– OK, to lepiej odejdę.

– Nooo ej! – buczą wszyscy oprócz Bojana, wciąż pochłoniętego swoim telefonem.

Mark podnosi się wreszcie i zaczyna nastawiać kamerę.

– To do roboty – ponagla nas, bo sam zapewne chce już mieć to za sobą.

Bojan nadal nie reaguje.

– Hej, co z tobą? – pytam, machając mu rękami przed twarzą.

– A co ma ze mną być? – odpowiada, nie podnosząc wzroku.

– Pewnie znowu gada z jakąś laską – myśli głośno Kris.

– Ciekawe, kto jest jego aktualną wybranką – dodaje Mark, jednocześnie wciąż ustawiając odpowiednio kamerę, bo jak my wszyscy, nie nadąża już za miłosnymi podbojami Bojana.

– Za chwilę się przekonamy – śmieje się tajemniczo Kris, po czym bez ostrzeżenia wyrywa Bojanowi telefon. – O, proszę, Sabrina.

– A to nie ta koleżanka jego siostry? – zastanawiam się.

– Chyba ta – przyznaje Jan.

Kris biega po całym studiu z telefonem Bojana, który ten usilne próbuje odzyskać, goniąc go. Nie ma jednak szans. Kris jest sporo wyższy i bezczelnie to wykorzystuje. Unosi wysoko telefon, a Bojan skacze i stara się do niego doskoczyć jak wkurzone dziecko. To naprawdę... komiczny widok.

– Jeśli mi go nie oddasz, powiem Larze, że wysłałeś mi jej gołe zdjęcie! – krzyczy Bojan, jedyny, któremu nie jest do śmiechu.

– Cooo?! – pytamy wszyscy.

– Jezu, Krisko, wysłałeś Bojanowi gołe zdjęcie swojej dziewczyny?! – pytam z oburzeniem.

– A tak w ogóle, wasze dziewczyny wysyłają wam gołe zdjęcia? – podchwytuje wątek Jure. Znając jego, właśnie myśli, czy poprosić o takie Nikę. Oby tego nie robił, bo jeszcze wszystko spieprzy.

– Tak, wysłałem je Bojanowi przez przypadek, a on cały czas mi to wypomina. Lara nie może się o tym dowiedzieć, bo chyba mnie zabije. Pamiętajcie – tłumaczy się Kris, oddając telefon jego właścicielowi.

– Ale jazda – śmieje się Jan.

– I tak nikt nie przebije Jure, który kiedyś chciał mnie za coś przeprosić, a że pisał ze słownikiem, zamiast "sorry za tę akcję", wysłał mi wiadomość "sex za tę akcję" – wspominam.

– O, nie znam tej historii! – woła Mark, a Jan pyta:

– I co, miałeś seks z Mačkiem?

– Za to do mnie Bojan napisał kiedyś "Jest u mnie Raiven. Może pragniesz?" zamiast "Jest u mnie Raiven. Może WPADNIESZ?" – opowiada Jure.

– Maček, pragnąłeś Raiven? – pytamy jednocześnie ja, Jan i Kris.

Skoro nie odpowiada, to znaczy, że tak, i że nic z tego nie wyszło.

Kris zwraca się następnie do Bajana, który znowu smutnym wzrokiem gapi się w telefon.

– Ale tej Sabrinie to może odpisz, masz od niej kilka nieodczytanych wiadomości.

– Później. Póki co nagrajmy wreszcie ten filmik – odpowiada z uporem Bojan. To on głównie mówi, ogłaszając moje odejście. I on pierwszy zaczyna płakać, przez co musimy robić mnóstwo powtórzeń. Już wiem, że wątpliwości nigdy nie miną, po prostu muszę nauczyć się z nimi żyć. Jakiś czas później wrzucamy video do internetu. Fani piszą, że moje odejście złamało im serce, i moje też zostało złamane.

 

JURE's POV

Nika jest zupełnie wyjątkowa. Wiem, że tak mówi pewnie każdy chłopak o swojej ukochanej, ale ona naprawdę jest... inna niż poznane przeze mnie kiedykolwiek dziewczyny. Nie zachowuje się jak "typowa" kobieta, a jednocześnie jest bardzo kobieca. Brzmię jak idiota? No pewnie tak. W dodatku zakochany idiota. Co poradzić... Nika zupełnie mnie rozbraja.

Zacznijmy od tego, że ciekawie się ubiera. Niby skromnie, powiedziałbym, że trochę staromodnie, a jednak... Te rzeczy wyglądają na niej jak na modelce. Oprócz tego nie lubi się malować i nie nosi makijażu oraz nie znosi snucia się po galeriach handlowych.

Kiedy przyjeżdża do mnie w odwiedziny jakoś w połowie października, dostaję akurat zaproszenie do Bojana. Oczywiście mogę przyjść z nią. Zakładam, że Nika nie będzie miała na to ochoty. W końcu:

1) przyjechała do mnie;

2) ma raczej nieprzyjemne wspomnienia z Bojanem.

Żeby nie było, mówię jej jednak o tej propozycji. W odpowiedzi ona uśmiecha się do mnie i chwyta moją rękę w swoje (tę, którą akurat ją obejmuję, gdy siedzimy na kanapie w moim domu i oglądamy program paradokumentalny w telewizji), po czym oznajmia:

– Jasne, pójdziemy do Bojana.

Taka właśnie jest Nika.

No więc idziemy. Ale to nie tak, że Bojan zaprosił tylko mnie i Nikę. Martin poleciał już do Londynu, gdzie zaczął studia, lecz mieli przyjść jeszcze Jan, Kris i Nace. Z nich wszystkich zjawił się tylko ten ostatni, bo ten pierwszy musiał pilnie pojechać z kotem do weterynarza, a ten drugi umówił się na randkę ze swoją dziewczyną i chcieli ten czas spędzić sam na sam. Widocznie Lara nie jest tak skłonna do zmiany planów jak Nika. A może to Kris tak postanowił? On jest zdecydowanie nieskłonny do zmieniania swoich planów.

Ledwie wchodzimy do domu Bojana, czujemy smakowite zapachy. Już zaczynam się zastanawiać, czy mój kumpel w końcu nauczył się gotować, lecz zagadka zostaje rozwiązana. Nika (tak, znowu moja mądra Nika) zauważa opakowania jednorazowe z tajskiej restauracji. Bojan zamówił dla wszystkich pad thai. Teraz natomiast mierzy się z parzeniem herbaty. Myślicie, że nasypanie liści do sitka i zalanie ich wodą nie przerośnie niczyich umiejętności? Mylicie się. Nie mam pojęcia, jak Bojan to robi, że cała zawartość kubka, wraz z wrzątkiem, którym została zalana, ląduje na kuchennym blacie. Przynajmniej nie na nikim z nas...

– Nooo fuck! – krzyczy rozgoryczony Bojan. W tym samym momencie rozlega się dzwonek do drzwi. – To pewnie Jan wrócił wcześniej od weterynarza i postanowił wpaść, możecie mu otworzyć? Ja muszę uprzątnąć ten burdel...

Nace już wstaje, by udać się do drzwi, kiedy... te otwierają się same. Do środka nie wchodzi jednak Jan, lecz wpada wzburzona Tijana.

– Gdzie jest ten palant?! – krzyczy, nie zdjąwszy nawet butów i kurtki.

– Mówisz o swoim bracie? – dopytuje zdziwiony Nace. Bojan, z tego, co wiemy, miał zawsze dobre relacje z całą swoją rodziną.

– Jeśli o niego ci chodzi, to znajdziesz go w kuchni. Sprząta bałagan, którego narobił – dodaję.

– Kto to jest? – pyta mnie na ucho Nika. Gdy jej to wyjaśniam, Tijana wyparowuje do kuchni i rzuca się na Bojana, który akurat nabrał na szufelkę mokre liście herbaty. Rezultat jest taki, że wszystko dla odmiany ląduje na podłodze.

– Jezu, co ci odwaliło, siostra? – pyta Bojan, niczego nie pojmując. Nie rozumiemy tego również my, więc szeroko otwartymi oczami, z opuszczonymi szczenami przyglądamy się temu widowisku.

– Jak mogłeś tak potraktować moją koleżankę?! Sabrina nigdy nie miała lekko w życiu, a ostatnio przechodzi szczególnie trudny okres! – wydziera się Tijana.

– Ja też nie mam łatwo – wtrąca Bojan z miną zbitego psa. Przez chwilę chyba wszyscy mamy wrażenie, że siostra zaraz naprawdę go uderzy. Ale nie robi tego.

– Sabrina się zaangażowała, a ty co? Nie odpisujesz jej od tygodnia! Nie dajesz znaku życia! Myślała, że coś ci się stało, a ty po prostu jesteś skończonym gnojkiem!

– Tak, jestem skończonym gnojkiem.

– To nie bądź nim! Do cholery, Bojan, nie poznaję ostatnio mojego brata! Wstyd mi za ciebie! – Po tych słowach Tijana, tak jak wpadła do mieszkania, tak z niego wypada.

Aż się zastanawiam, czy to wszystko rzeczywiście naprawdę się wydarzyło.

– Co to było? – pyta Nace, również nie mogąc wyjść z szoku.

– Ale, kuźwa, jazda – podsumowuję i patrzę to na Bojana, to na Nikę. On stoi nieruchomo, przetwarzając chyba wszystko, co wykrzyczała mu siostra. Nika natomiast pewnie znowu wyrabia sobie o nim niepochlebne zdanie, choć dopiero co zaczęła go jakoś tolerować... Tak mi się wydaje. Ale jestem w błędzie.

– Pomogę ci – oznajmia jakby nigdy nic i widząc, że Bojan wciąż stoi jak sparaliżowany, zaczyna sprzątać resztki mokrych liści herbaty.

– Nie pomyślałaś sobie znowu, że jest jakimś chamem, który bawi się kobietami? – pytam ją, gdy po wbrew pozorom całkiem miło spędzonym wieczorze u Bojana wracamy do mnie i komentujemy, co tam zaszło.

– Nie, pomyślałam, że to ktoś, kto bardzo cierpi – odpowiada.

No... taka właśnie jest Nika.

 

KRIS' POV

Nie mamy dla siebie z Larą zbyt wiele czasu, odkąd znowu zaczęły się studia i kiedy oboje przygotowujemy się do obrony pracy: ona licencjackiej, a ja inżynierskiej. W dodatku jest jeszcze zespół. W takich sytuacjach (śmiejecie się lub nie) planowanie każdego dnia naprawdę się przydaje. Dzięki temu umiem znaleźć czas na romantyczną randkę. Najpierw idę z Larą do kina, potem do restauracji, a jeszcze później spacerujemy po centrum, trzymając się za ręce. Choć zamierzałem złożyć swojej dziewczynie pewną propozycję, jakoś nie mogę się pozbierać, by zacząć ten temat. Niezręcznie mi. A nie powinno, bo przecież jesteśmy sobie tacy bliscy... Pamiętam jednak, jak Lara zareagowała, kiedy na wakacjach w Neum zasugerowałem, że mógłbym się jej oświadczyć. Dzisiejsza propozycja też jest trochę jak oświadczyny.

Kurczę, po prostu się stresuję.

Lara, jak się okazuje, doskonale wyczuwa mój nastrój. Gdy, nie mówiąc jej ostatecznie nic o tym, o czym zamierzałem z nią pogadać, odprowadzam ją do jej domu, sama prosi:

– Krisko, wyduś to z siebie wreszcie.

– Ale co? – pytam, stając jak wryty.

– No to, o czym cały wieczór chcesz mi powiedzieć.

– Skąd wiesz, że tak jest?

– Bo jesteśmy jedną duszą w dwóch ciałach? – rzuca przekornie Lara, po czym wspina się na palce i cmoka mnie w usta.

– Uhm...

– Więc o co chodzi?

– Eh... bo... widzisz... tak sobie... pomyślałem... jesteśmy już tak długo parą... I dobrze nam ze sobą... Chyba, nie? Mi z tobą dobrze. Więc... pomyślałem... Lara, może wyprowadzimy się wreszcie od rodziców, wynajmiemy coś wspólnie i zamieszkamy razem? – Nareszcie wyduszam to z siebie.

Czekam na jej reakcję i boję się... Cholernie się boję. Lara przez moment tylko się na mnie gapi i nic nie mówi.

– Pewnie – odpowiada wreszcie z uśmiechem, a następnie wyciąga z kieszeni telefon i zaczyna coś klikać.

– Co robisz? – pytam, zupełnie tym

zaskoczony i zdezorientowany.

– Nic, piszę Hanie, że wreszcie mi to zaproponowałeś.

– Czekałaś na to?

– Yhm.

– Więc dlaczego sama o tym nie mówiłaś?

– Bo chciałam zobaczyć, jak się męczysz, pytając mnie o to – chichocze Lara.

– No wiesz! – Łapię ją w pasie i zaczynam gilgotać. Chociaż ma kurtkę, i tak musi ją to łaskotać, bo się śmieje. A w dodatku przeraźliwie krzyczy. I to zapewne te krzyki ściągają przed dom jej ojca.

– Kris, co ty robisz mojej córce? – pyta, zaniepokojony.

– My tylko się wygłupiamy – zapewniam, a Lara dodaje:

– Spokojnie, tato, wszystko w porządku. A tak poza tym niedługo się wyprowadzam.

– Co?! – wykrzykuje jej ojciec.

Póki co mogła mu tego nie mówić...

 

BOJAN's POV

GODZ. 20.33

"Hej, jeszcze raz dzięki za pomoc"

"Hej, jak tam?🙂"

"Jeśli po tym, co się stało, nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, po prostu mi powiedz..."

"Nie wiem, jak mam rozumieć twoje milczenie"

"Wszystko OK, Bojan?"

"Zaczynasz mnie wkurzać"

"Martwię się..."

"Kurwa, mam już tego dosyć, wiesz?! Gadałam z twoją siostrą, jesteś zwykłym frajerem. Pierdol się, Bojan".

– Pierdol się, Bojan – powtarzam głośno ostatnie zdanie z ostatniej wiadomości od Sabriny, którą dostałem dokładnie dziewięć dni temu.

Przez cały czas milczałem i milczeć już będę. Scena, którą urządziła mi Tijana, również na nic się nie zdała. Owszem, dała mi do myślenia, lecz nie zmieniła mojego postępowania.

Sabrina oczekiwała ode mnie tylko wyjaśnienia, nic więcej. Nie chciała mnie zatrzymać przy sobie. Nie chciała uzależnić od siebie. Nie chciała przywiązać się do mnie. Potrzebowała jedynie odpowiedzi.

Czemu pomogłem jej pozbyć się dziecięcych ubranek? Czemu się z nią przespałem? Czemu błagałem o miłość, a potem się zmyłem, zamilkłem?

Nie mogłem jej tych odpowiedzi udzielić. Sam ich nie znałem i nadal nie znam.

Pierdol się, Bojan. Pierdol się i tyle.

GODZ. 22.47

W moim luksusowym sprzęcie stereo leci album "Euforija" Buč Kesidi. W kieliszku lśni whiskey. Na zmianę śpiewam razem z płytą i płaczę. Nie wiem, co przynosi mi większą ulgę. A może i to i to nie przynosi mi żadnej. W mojej głowie jak film przesuwają się obrazy z miesiąca spędzonego w Neum. Lekko zmrużone, czujne oczy Safiji, ciepło jej ciała i chłód jej serca w momencie, kiedy zaproponowałem jej wspólne "na zawsze".

Pierdol się, Safija.

Zastanawiam się, gdzie jest, co robi. I z kim. A przede wszystkim: CZYM SOBIE NA TO WSZYSTKO ZASŁUŻYŁEM?

Czy kiedykolwiek potraktowałem ją źle? Sprawiłem jej celowo przykrość? Dałem jej z siebie wszystko. A ona to wzięła i zabrała ze sobą, zostawiając mi ogromną, niemożliwą do wypełnienia pustkę.

GODZ. 2.09

Smutno mi. Czuję się opuszczony przez wszystkich i przez samego siebie. Samotny. Już dawno płyta się skończyła, a nie chciało mi się nastawiać kolejnej. Alkohol przestał mi smakować. Już nawet on nie przynosi mi ukojenia.

Boję się.

Sięgam po telefon i próbuje zadzwonić do Safiji. Ale jak zwykle jej numer jest niedostępny. Ile jeszcze takich rozpaczliwych prób podejmę, zanim ostatecznie zrezygnuję?

Muszę z kimś pogadać, z kimś, kto nie zna tej historii i spojrzy na nią obiektywnie.

Ale czy jest taka osoba? Przeglądam kontakty w telefonie. Pełno numerów do jakichś dziewczyn. Nie pamiętam już kiedy i jak je zdobyłem. Ani do kogo należą. I tak z żadną z nich nic mi nie wyszło. Czasami wydaje mi się, że jestem skazany na samotność.

Parę razy mijam numer Melani, mojej ex. Co prawda nie rozstaliśmy się w zgodzie, lecz potem wszystko przegadaliśmy i pozostaliśmy znajomymi. Może nie na tyle dobrymi, by dzwonić do siebie w środku nocy, ale zawsze. Wybieram jej numer, zanim zdążę się rozmyślić. Melani odbiera po trzech sygnałach.

– O, dobry wieczór, eee znaczy... dzień dobry... yhm... w sumie to hej. Sorry, wiem, że jest późno, ale czy mogę cię o coś prosić? Przyjedziesz do mnie? – wreszcie wyrzucam to z siebie.

Po drugiej stronie nie zapada niezręczna cisza.

– Przyjadę, Bojan – odpowiada niemal natychmiast Melani.

Pierdol się, Bojan. Przyjadę, Bojan. Chyba jestem uratowany.

GODZ. 3.38

Melani ma na sobie dżinsy i luźny sweter z takimi włoskami, które co chwilę z niego wypadają i lądują na podłodze mojego salonu, gdzie siedzimy obok siebie na kanapie i pijemy herbatę.

– Przyjechałaś – powtarzam raz po raz z niedowierzaniem.

– Nie mogłam zignorować twojej prośby, kiedy zadzwoniłeś do mnie w nocy i to w dodatku dosyć trzeźwy.

– Żal ci mnie.

– Trochę.

Czy to nie okropne, że nawet twoja była dziewczyna uważa, że zasługujesz na litość? Tak, okropne, a jednak pocieszające. Nie jesteś jej zupełnie obojętny.

– Chciałbym kogoś kochać – wyznaję. – Ale nie mam kogo.

Łzy znów same zaczynają płynąć po moich policzkach.

– Och, Bojči – wzdycha Melani i bierze mnie w ramiona.

Wiem, że ma kogoś. Nie zastanawiam się jednak, co mu powiedziała i czy zostawiła go samego, by być teraz ze mną. Wiem, że dla nas nie ma już drugiej szansy. Ale jej objęcia przynoszą mi ukojenie. Pozostaję w nich, gdy opowiadam historię swoją i Safiji. – Może ona nie chciała odejść – podsumowuje Melani.

– Więc dlaczego to zrobiła?

– Czasami tak się dzieje. Czasami ludzie, którzy nas kochają, ranią nas, bo uważają, że w tym momencie to dla nas najlepsze, zniknięcie z naszego życia. A czasami nie umiemy zaakceptować, że może nie kochali nas wcale.

– Myślisz, że jestem idiotą, prawda?

– Myślę, że jest już późno i powinieneś iść spać.

– Tak jest późno, za późno... Kiedy zasnę, ty też znikniesz.

– Nie, zostanę przy tobie do rana.

– Yhm, obiecujesz?

– Co ty masz z tymi obietnicami... OK, obiecuję.

Kładziemy się wspólnie do łóżka, ubrani. I przytuleni. Nie, to mało powiedziane, wtuleni w siebie. Zasypiam niemal od razu, chyba rzeczywiście musiałem być wykończony.

Melani tak jak obiecała, nie znika. Wciąż tu jest, jest też świadkiem mojego przerażenia, gdy kilka minut po 6.00 rano budzę się z koszmaru.

Śni mi się wypadek. Ten, w którym uczestniczyła Safija i o którym nigdy w zasadzie mi nie opowiedziała. Ale tym razem to nie jej przyjaciółka, tylko ona w nim ginie. 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥