.
Rozchyliłaś usta, spoglądając na siódemkę dorosłych chłopaków, którzy biegali między regałami sklepy. A właściwie tylko czwórka biegała, bo trójka z nich siedziała w wózkach sklepowych i wrzeszczała coś do swoich przyjaciół. Na samą myśl o upominaniu ich bolała cię głowa.
Dlaczego musiałaś wziąć tego dnia nocną zmianę?
— Przepraszam — powiedziałaś, gdy stanęłaś na końcu alei, po której mężczyźni mknęli.
— Niech się pani odsunie! — krzyknął jeden z nich uśmiechnięty od ucha do ucha. Siedział w wózku, rechocząc wniebogłosy.
Wytrzeszczyłaś oczy, obserwując rozpędzonych klientów. No przecież w ciebie nie wjadą… prawda? Potrząsnęłaś głową, by wyrwać się z naiwnych myśli. Przecież oni wcale nie chcieli niszczyć sobie zabawy!
W ciągu paru sekund odskoczyłaś w bok. Kolejny pech tego dnia chciał, że zahaczyłaś nogę o prostą podłogę i potknęłaś się, upadając na ziemię. Syknęłaś z bólu i chwyciłaś się za bolącą kostkę.
— Ała… — jęknęłaś pod nosem.
Chciałaś rozejrzeć się wokół, by sprawdzić czy nikomu nie stała się krzywda i czy nikt nie wyniósł niczego ze sklepu, ale nieoczekiwanie przed swoją twarzą ujrzałaś wyciągniętą dłoń.
— Ja pierdolę, przepraszam za tych debili!
Uniosłaś wzrok, by przyjrzeć się twarzy „wybawcy”. Przecież to był chłopak, który, do jasnej cholery, siedział w pierwszym wózku i najgłośniej krzyczał!
— Chyba też należysz do tego grona… — mruknęłaś, chcąc samej się podnieść. Niestety ból okazał się być silniejszy i wpadłaś w ramiona nieznajomego.
— Lecisz na mnie, hehe — powiedział głupio, a ty zmroziłaś go spojrzeniem.
— Jaja sobie ze mnie robisz?
— Chciałem rozluźnić trochę atmosferę…
— Po prostu wyjdźcie z tego sklepu — jęknęłaś, a mężczyzna umocnił uścisk, byś znów nie upadła. — Poradzę sobie.
— Nie no — odparł nieznajomy i przeczesał blond włosy. — Przecież nie pozwolę ci pracować w takim stanie. Chłopaki cię zastąpią. Nie są takimi łamagami… A ja zabiorę cię do lekarza, ___.
— Nie mogę… — Spojrzałaś na niego, przymrużając powieki. — Skąd znasz…
— No to siup! — krzyknął, po czym chwycił cię na ręce i udał się w stronę wyjścia. Zdążył jeszcze wykrzyczeć znajomym, jaki ma plan i wybiegł ze sklepu z tobą na rękach nim przyjaciele zaczęli protestować. — Nazywam się BamBam. Głupio to brzmi, ale możesz mi zaufać. Zabiorę cię do lekarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥