HISTORIA ENISY (CZĘŚĆ 1) – WSPÓŁCZEŚNIE, SŁOWENIA, LUBLANA
ENISA's POV
Wszystko zaczęło się od kłótni z rodzicami. Od zwykłej, głupiej kłótni z rodzicami, która pewnie by się nie wydarzyła, gdybym była rozsądniejsza i dzień wcześniej wróciła trochę wcześniej do domu. Albo chociaż wróciła trzeźwa. Od dawna już nie działały na mnie prośby, więc mama z tatą postanowili w końcu spróbować groźby. Zapowiedzieli mi szlaban, jeśli nie poprawię ocen i nie przestanę w sekrecie popijać alkoholu oraz palić papierosów. Wkurzyłam się. No wiesz, Bojan, byłam wtedy w tym wieku, w którym chciałam się buntować przeciwko czemukolwiek. Największym autorytetem byli dla mnie rówieśnicy. I to zwłaszcza ci, którzy najmniej na to zasługiwali. To z nimi chciałam spędzać czas, a nie z rodzicami czy siostrami. Nie wiedziałam jeszcze, że szukałam kogoś, kto zastąpi mi pustkę po Safiji. Nie mogłam zrozumieć, czemu odsunęła się ode mnie, gdy tylko poszłyśmy do różnych szkół. Czułam się porzucona i niechciana. Jak zdradzona żona.
Po kłótni z rodzicami, zamiast usiąść do lekcji i zastanowić się nad swoim zachowaniem, zdecydowałam, że jeśli już mam się buntować, to na całego. Wymknęłam się z domu przez okno i pobiegłam do koleżanki – jednej z tych od wspólnego picia, palenia i szlajania się po podejrzanych lokalach. Wzajemnie nałożyłyśmy sobie makijaż, ubrałyśmy się w jej rzeczy i ruszyłyśny na miasto. Znałyśmy już najfajniejsze kluby w okolicy. Zrobiłyśmy po nich rundkę. W niektórych spotkałyśmy znajomych. Wypiłyśmy z nimi po piwie albo po kilka szotów. Wreszcie moja koleżanka uznała, że jedzie już do domu. Ale ja nie miałam ochoty wracać do swojego. Zostałam sama, pijana nastolatka w centrum Sarajewa.
Nie bardzo wiedziałam, co ze sobą począć, więc włożyłam w uszy słuchawki i słuchając jakichś discorąbanek, po prostu włóczyłam się po ulicach. Była wczesna wiosna, wieczorami robiło się zimno. Kiedy alkohol wyparował, poczułam, że zmarzły mi ręce. Rozcierałam je sobie, gdy zagadnął mnie on. Alev. Od razu poznałam, że jest sporo starszy. Był przystojny... wysportowany i... groźny. Tak, wyglądał groźnie. Ale, Bojan, zapytaj dziesięć przypadkowych nastolatek, czy wolałby grzecznego chłopca, czy bad boya i dziesięć, no ewentualnie dziewięć z nich odpowie, że tego drugiego. Ja też taka byłam. Marzyłam o chłopaku, który będzie zły dla wszystkich, a dobry dla mnie. Dziś wiem, że to rzadko się zdarza. A przynajmniej nie zdarzyło się z Alevem. Jeszcze wtedy tego nie wiedziałam. Udawał miłego. Na początku zaproponował mi gorącą czekoladę, żebym się rozgrzała. To wydawało mi się... słodkie. Byłam głupia.
Oczywiście, że o tej godzinie nigdzie już nie podawali czekolady. Chodziliśmy tak przez godzinę albo i dłużej, szukając lokalu, który nie istniał. Alev w końcu zaprosił mnie do siebie. Zanim odpowiedziałam cokolwiek, dodał pospiesznie, że owszem, jeśli wolę, odwiezie mnie do mojego domu. To przesądziło, przyjęłam jego zaproszenie.
Piliśmy gorącą czekoladę w jego kuchni. Oglądaliśmy wróżki w telewizji i śmialiśmy się z tych wszystkich naiwnych ludzi, którzy dzwonili, by przepowiedziały im przyszłość. Tej nocy spałam w jego wielkim łóżku, podczas gdy on zajął kanapę. Czy się zakochałam? Chyba tak. Niewiele wówczas potrzebowałam, by popaść w ten stan, zakochiwałam się średnio raz w tygodniu.
Alev bardzo szybko pokazał swoją prawdziwą twarz i po słodkich początkach przyszła gorzka prawda. Już po dwóch tygodniach znajomości zmusił mnie do seksu w taki sposób, że wyglądało to tak, że sama tego chciałam. Już po trzech miesiącach podczas kłótni chwycił mnie tak, że zostawił mi na ramionach ogromne siniaki. Ale ja, po tym jak Safija stanęła w mojej obronie w szkole, nie należałam już do osób, które pokornie nadstawiają drugi policzek.
Bez wahania zerwałam z Alevem. Tylko że on nie odpuścił. Przez kilka miesięcy wypisywał do mnie, wydzwaniał, nachodził mnie. Moi rodzice wciąż pytali, co to za jeden, a ja nie chciałam im tego powiedzieć. "Ten koleś wygląda jak gangster" stwierdził mój ojciec. Cóż, nie pomylił się.
Ja również wiedziałam, że piękna willa Aleva, to wielkie łóżko i wszystkie inne wygody pochodzą z pieniędzy, których nie dorobił się legalną pracą. Tak naprawdę nigdy nie wyjaśnił mi, czym się zajmował. Gdy pytałam, odpowiedzi były różne, "prowadzę klub", "pracuję w handlu", "zajmuję się BIZNESEM".
Gdybym zgłosiła to na policji, musiałabym wyznać prawdę o naszym związku. Kombinowałam więc, jak sama mogę poradzić sobie z Alevem. Nie pomogło spotykanie się z innym chłopakiem. W zasadzie było jeszcze gorzej. Alev nękał wtedy już nie tylko mnie, lecz i Damira.
Aż wreszcie pojawiła się Safija.
O tym już ci mówiłam. Gdy wpadłyśmy na siebie znowu, ona studiowała, ja byłam jeszcze w technikum. Płakałam, bo Alev znowu wysłał mi wiadomość, że i tak będę jego, a Damir chciał ze mną zerwać, bo miał już tego dość.
– Co się stało? – spytała Safija, jakby nie istniały te wszystkie miesiące, podczas których nie miałyśmy ze sobą najmniejszego kontaktu.
Pomyślałam, że mam dwa wyjścia: albo opowiem jej o wszystkim i będę liczyć na to, że tak jak w szkole, znowu znajdzie jakieś cudowne rozwiązanie, albo... od razu wybrałam tę drugą opcję. Dlaczego? Dlaczego to zrobiłam? Nie wiem, Bojan. Czy z zemsty? Czy z rozpaczy? Czy z głupoty? Nie mam pojęcia.
Umówiłam się z Safiją jeszcze na ten sam wieczór. Nie wiedziała, że przyjdę z Damirem. I że zaproszę tam Aleva. I że ona od razu wpadnie Alevowi w oko. I że on tylko na początku jest czarujący. I że jeśli zafiksuje się na niej, to da spokój mi. I że tylko o to mi wtedy chodziło.
I wiesz co, Bojan? I wszystko się udało, potoczyło się dokładnie tak, jak założyłam.
Safija i Alev zostali parą. Przez cały czas obserwowałam ich z ulgą i niepokojem jednocześnie. Czy miałam wyrzuty sumienia? Nie. Wtedy jeszcze nie...
Safija nikogo i niczego się nie bała. Safija obroniła mnie w szkole, tak jak broniła wszystkich wyrzutków. Umiała sprawić, że ktoś, z kogo się śmiali, nagle stawał się podziwiany. Czy naprawdę ktoś taki miałby nie poradzić sobie ze zwykłym natrętem? Poza tym Safija była ode mnie starsza i doroślejsza. Ona wie, co robi, powtarzałam sobie. Czy wiedziała?
Pamiętam ten wieczór. Nie wiem, jak to się stało, że spotkałyśmy się z Safiją bez chłopaków. To prawie nigdy się nie zdarzało. A jeśli już, to ja spotykałam się z Safiją i Alevem bez Damira, gdy on nie mógł przyjść. Jeśli to Alevowi nie pasowało, Safija również nie przychodziła. Czy już wtedy powinnam zacząć się o nią bać?
Ale tego wieczoru byłyśmy tylko we dwie. Siedziałyśmy nad rzeką, popijając lemoniadę. Gdy przestałam spotykać się z dawnymi znajomymi i znowu cieszyłam się towarzystwem Safiji, przestałam pić tyle alkoholu i palić. Uspokoiłam się. Rodzice wzięli to za dobry znak.
Safija w którymś momencie powiedziała, że to fajnie, że znowu się kumplujemy. A ja... Nie wiem sama, czemu postanowiłam jej wtedy dopiec.
– Przecież to ty mnie olałaś – wyrzuciłam jej. – Kiedy tylko poszłaś do liceum, przestałam dla ciebie istnieć, miałaś mnie gdzieś.
Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Eni, nigdy nie miałam cię dość.
– Więc dlaczego? Nie wiesz, jak za tobą tęskniłam. Nie miałam pojęcia, co jeszcze zrobić, żeby poradzić sobie z tym okropnym uczuciem, że mnie porzuciłaś jak zwykłą rzecz.
– Ja nigdy bym tego nie zrobiła! – uniosła się.
– Więc czemu nawet do mnie nie napisałaś?! A ja tyle razy próbowałam nawiązać z tobą kontakt! – wybuchnęłam, chcąc ją sprowokować.
I wtedy pękła.
Safija rozpłakała się i długo nie była w stanie nic powiedzieć. Zupełnie nie spodziewałam się takiej reakcji, więc nie bardzo wiedziałam, jak zareagować. Siedziałam więc w milczeniu i czekałam... czekałam na wyznanie, które zmieniło wszystko.
Safija opowiedziała mi o swojej rodzinie, o alkoholu, o kłótniach, o tym, że nie może sobie z tym poradzić i że dopiero teraz, gdy wyprowadziła się do swojego mieszkania i zaczęła studia, poczuła się wolna. A we mnie coś zawrzało, jakaś wrażliwa struna, sumienie, nazwij to jak chcesz.
Jeżeli Safija nie umiała poradzić sobie ze swoją rodziną, jeśli zerwała ze mną kontakt, byle bym tylko się o tym nie dowiedziała, jak poradzi sobie z Alevem? Nie mogłam zostawić jej z nim samej. Kiedy wciąż drżała po skończeniu swojej rodzinnej opowieści, ja dobiłam ją kolejną historią. Podzieliłam się z nią swoimi obawami w kwestii Aleva. Wyznałam, co to za chłopak. Nie powiedziałam jej jednak, że poznałam ich ze sobą, bo sama chciałam się uwolnić od tego typa.
Safija uśmiechnęła się wtedy i położyła rękę na moim ramieniu, odpowiedziała mi tylko jednym słowem "wiem". Ale czy rzeczywiście wiedziała?
Minęła jesień, zima. Aż niespodziewanie zdałam sobie sprawę, że w zasadzie w ogóle już nie widuję Safiji. Czasami z nią pisałam, to wszystko. Nasze podwójne randki się skończyły. Z jej powodu. Czasami wymawiała się bólem głowy, innym razem przeziębieniem, jeszcze innym urodzinami przyjaciela Aleva. Te wymówki brzmiały coraz mniej przekonująco. Zwłaszcza po tym, jak kilka razy dostrzegłam siniaki na jej ramionach, identyczne, jakie ja jakiś czas temu nosiłam. Kiedy przestałam w to wszystko wierzyć?
Aż wreszcie wiadomości od niej również ustały. Znałam Safiję bardzo dobrze. Nie zrobiłaby tego po razu drugi. Nie porzuciłaby mnie znowu bez powodu. A powodem mogło być tylko coś, co znowu próbowała przede mną ukryć. Ale tym razem nie zamierzałam jej na to pozwolić i zostawić jej samej z problemem.
Urywam, kiedy niespodziewanie rozlega się dzwonek do drzwi. Patrzę na Bojana i nic z tego nie rozumiem. W jego oczach nie dostrzegam przerażenia, które sama czuje. Tak jakby kogoś się spodziewał. Tylko kogo? Czyżby policji?
– Czekaj, zaraz przyjdę – mówi i zbiega na parter, w stronę drzwi. Znowu ogarnia mnie panika. Co jeśli wszystko zaplanował? Udawał, że zgodził się mnie wysłuchać, jedynie po to, by znowu nasłać na mnie funkcjonariuszy, którzy wyprowadzą mnie stąd w kajdankach i zawiozą do komisariatu? Czy to byłoby już wystarczająco upokarzające? Na co jeszcze zasługuję w jego oczach?
Słyszę, jak z kimś rozmawia. Czy ich przekupił, dał konkretne wytyczne? Kazał być dla mnie wrednymi? Uświadamiam sobie, że lęk o przyszłość jest we mnie silniejszy niż wracanie wspomnieniami do dawnych tragedii. To w sumie zrozumiałe. W końcu tego, co było, już nie da się zmienić. Można jedynie starać się, by te historię nigdy się nie powtórzyły.
Drzwi się zamykają. Czy policjanci są w środku? Czy zostali na zewnątrz?
Bojan wraca na antresolę. Może tak z nimi ustalił. Sam mnie wyprowadzi i im przekaże. Zaczynam drżeć.
– Jak mogłeś? Zostaw mnie w spokoju! Ja nigdzie nie pójdę! – krzyczę, gdy zauważam go wreszcie tuż obok, z zaskoczoną miną.
– O czym ty mówisz? – pyta, spoglądając na mnie jak na idiotkę.
Spoglądam przez okno, jakbym rozważała, czy będę mogła przez nie wyskoczyć, gdyby Bojan próbował oddać mnie w ręce policji. Nie poddam się bez walki. Na pewno.
– O policji – rzucam, nie zamierzając udawać, że jestem tak głupia, że nie zorientowałam się w sytuacji.
To Bojan zgrywa idiotę.
– A co ma do tego policja?
– Nie wiem, ty mi powiedz, czemu znowu mi to robisz. Kiedy po nich zadzwoniłeś? Dlaczego? Nie rozumiesz, że chcę z tobą tylko porozmawiać?
– Enisa... Ja... przepraszam cię za wtedy. Nie byłem sobą. Kiedy stałaś przed moim domem, zwariowałem. Nie wiedziałem, co zrobić, żebyś sobie stamtąd poszła, poza tym... chciałem ci udowodnić, że jestem do tego zdolny, żebyś wreszcie uwierzyła, że ja mówię serio. Ledwie ich wezwałem, a już tego żałowałem...
Te słowa wprawiają mnie w konsternację.
– Dlaczego wezwałeś ich teraz? – pytam, a Bojan... Bojan wybucha śmiechem.
– Nie wezwałem policji, to był dostawca sushi! Lara je zamówiłam, jeszcze zanim wszyscy dowiedzieliśmy się, że Hana i Jan wpadli na cudowny plan sprowadzenia ciebie tutaj – mówiąc "cudowny", nie kryje ironii.
Wtedy dociera do mnie absurdalność sytuacji. Uświadamiam sobie, jak się wygłupiłam. Przyszłam tu, chcąc, żeby Bojan na nowo mi zaufał, a wyszło na jaw, że sama okazałam brak zaufania do niego. Jednocześnie czuję ulgę, że chwila grozy, którą przeżyłam, była bezpodstawna. Z ulgą, że nie ma tu żadnej policji i że Bojan jednak nie nienawidzi mnie tak bardzo, wybucham płaczem. Nogi same się pode mną uginają. W jednej chwili siedzę na podłodze, zalewając się łzami, a Bojan rozgląda się dookoła, jakby szukał rozwiązania, co powinien zrobić. Jego niepewność trwa tylko przez moment. Potrzebuje dokładnie kilku sekund, by znaleźć się obok i mnie objąć. A wtedy już w ogóle nie umiem powstrzymać łez. Bojan kołysze mnie w ramionach i klepie lekko po plecach. Nie mogę uwierzyć, że znowu jesteśmy tak blisko. Ale nie ma w tym wcześniejszego uczucia, jedynie troska i litość. Może na nic innego nie zasłużyłam.
– Nie wiem, co się ze mną dzieje – wyznaję, zawstydzona swoim załamaniem. Bojan odgarnia kosmyk moich włosów za ucho i szepcze na tyle głośno, bym mogła go usłyszeć:
– Ale ja wiem.
Dopiero później, gdy nie mam pojęcia, jak to się stało, że siedzimy znowu na kanapie, na której przerwaliśmy rozmowę, a on wciąż mnie obejmuje, wyjaśnia mi, że to był atak paniki. I że od momentu, kiedy wróciłam, sam od czasu do czasu je przeżywa.
– Wtedy... W Ptuj... – zaczynam.
– Tak. Wtedy też – potwierdza. – Ale nic, Enisa, przysięgam, że nic nie sprowokowałoby mnie do tego, żeby jeszcze raz nasłać na ciebie policję. Przy mnie nic ci nie grozi. Tu jesteś bezpieczna.
Tak, bezpieczna... Już zapomniałam, co to za uczucie. Teraz, w objęciach Bojana znowu zaczynam go doświadczać. Kojarzy mi się z ciepłem.
– Wystraszyłam się...
– Wiem. Ale to nic, już jest dobrze. Wszystko jest dobrze... – uspokajający głos Bojana sprawia, że zaczynam się odprężać. – Chodź – mówi on do mnie wreszcie.
– Gdzie?
– Na dół. Napijesz się wody. Zjemy sushi.
– Ale... moja historia... muszę opowiedzieć ją do końca – wpadam w panikę. A jeśli Bojan nie chce jej wysłuchać? Ma już dość?
– I tak nie dasz rady w tym stanie opowiedzieć mi czegokolwiek – stwierdza. – Potem wysłucham jej do końca. Teraz potrzebujesz przerwy, oboje jej potrzebujemy.
Kiedy wstaję, zdaję sobie sprawę, jak bardzo wyczerpały mnie te wszystkie emocje. Bojan pomaga mi zejść na parter, gdzie rzeczywiście czeka ogromna dostawa sushi. Na sam jego widok burczy mi w brzuchu. Nie pamiętam, o której godzinie ostatnio coś jadłam. Z nerwów przed tą rozmową nie mogłam niczego przełknąć, nic więc dziwnego, że wręcz rzucam się na te wszystkie smakowite rolki.
– Nie jesz? – pytam Bojana, który przez cały czas tylko z uwagą mi się przygląda. Nie wiem, czy widzi wiele w przytłumionym świetle i czy to, co ewentualnie widzi, choć trochę mu się podoba. Ale czy to nie jest już jakiś postęp? W końcu siedzę tu z nim, jem sushi, a on... troszczy się o mnie. Powoli atak paniki mija.
– Gdzie się zatrzymałaś? – odpowiada mi pytaniem na pytanie.
Podaję mu nazwę mojego hostelu.
– Mieszkam tam od niedawna. Hana i Jan załatwili mi tam pokój. Do piątku.
– A wcześniej?
Myślałam, że spyta o później, a nie o wcześniej...
– Cóż... wystarczał mi samochód.
– Mieszkałaś w samochodzie?
– Nie miałam za bardzo innego wyjścia...
– Mogłaś przyjść...
– Kiedy przyszłam do ciebie, nasłałeś na mnie policję.
– Albo zgłosić się do któregoś z chłopaków...
– Żeby naskoczyli na mnie tak jak Martin? Wiesz, mam jeszcze resztki instynktu samozachowawczego. Wariatką też nie jestem.
– Nie powinnaś mieszkać w samochodzie. To niebezpiecznie. I niewygodne – podsumowuje Bojan.
– Jakoś dałam radę.
– Hana i Jan od dawna ci pomagają?
– Nie. Jan od kilku dni, a Hana... od kilku tygodni.
Bojan przez chwilę przygląda mi się w milczeniu.
– Tyle razy wyobrażałem sobie, że jesteś obok. Tak długo cię szukałem. Co my sobie zrobiliśmy? – pyta z wyrzutem i milknie, kiedy nie doczekuję się odpowiedzi.
Dopiero wtedy zabiera się do jedzenia. Wreszcie odkłada do lodówki resztę, której już nie możemy przejeść, podchodzi do mnie. I całuje mnie. Tak jak wtedy, gdy zrobił to po raz pierwszy, niepewnie. Ledwie dotyka ustami moich ust. A ja zastanawiam się, czy nadal coś do mnie czuje, czy może już wie, że kiedy dokończę swoją historię, nie będzie chciał mieć ze mną więcej nic wspólnego. To ja pogłębiam pocałunek, czym nieco ośmielam Bojana. Tym samym prowokuję pomiędzy nami jakąś dziwną walkę o dominację. Wzajemnie zrzucamy z siebie ubrania, staramy się przejmować inicjatywę i jeśli któremuś z nas na chwilę się to udaje, przeżywamy to jak prawdziwy moment triumfu. Kochamy się na zimnej podłodze w studiu chłopaków, mimo że wciąż przypomina to walkę. Choć trochę szarpiemy się i szamoczemy, nie robimy sobie krzywdy. Nawet w tym wszystkim pozostajemy i tak bardzo delikatni. A potem, kiedy już jesteśmy sobą wystarczająco nasyceni, by wreszcie się opamiętać, zasłaniamy ze wstydem swoje nagie ciała i patrzymy na siebie jak dzieci, które coś przeskrobały i które bardzo chcą, by nikt się o tym nie dowiedział oraz ich za to nie ukarał.
I wtedy Bojan mówi:
– Dlaczego opowiadasz mi tę historię teraz, gdy jest już za późno? Wolałbym cię nigdy nie poznać, Enisa. Wtedy nigdy nie musiałbym cię stracić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥