Love Temptation [ 5 ]

 .



Następnego dnia Jungmi siedziała na kuchennym taborecie i piła wodę ze szklanki. Głowa przestała ją boleć, lecz najgorszy był moralny kac, który ją dopadł. Jak mogła się przespać z demonem? Dlaczego Mingyu jest na Ziemi i… Nie mogła myśleć o tym, więc schowała twarz w dłonie. Później jęknęła żałośnie.

— Wyglądasz jak siedem nieszczęść — powiedziała Yong Sun, wchodząc do kuchni.

— Czuję się jeszcze gorzej.

— Co się stało?

Głos Park nie był przyjemny. Jungmi wciąż wyczuwała w nim nutkę pretensji i żalu. Anioł potarła twarz a potem spojrzała na przyjaciółkę.

— Zrobiłam coś bardzo, ale to bardzo złego.

— Co może być gorsze — zaczęła Yong Sun. — Od zostawienia mnie jak jakąś rzecz i oddanie w ręce innego anioła?

Jungmi jęknęła ponownie. Park wciąż była zła o służbę DK. Na domiar złego, jej brat gdzieś znikł, bo nawet nie wyczuwała jego obecności w pobliżu.

— Zrozum mnie — wyszeptała z żalem. — Naprawdę jesteś dla mnie ważna…

— Właśnie widzę. 

— Przestań się foszyć! — zarządził anioł. — Nie znam bardziej odpowiedniej osoby, niż DK. 

Yongsun patrzyła jeszcze na anioła, lecz bynajmniej nie miała już siły dłużej się spierać. Pokiwała głową na znak akceptacji.

— Jeżeli tak uważasz…

— Przysięgam — Jungmi podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją.

W tym wszystkim, ciepłych gestach, pogodnym uśmiechu i poczuciu bezpieczeństwa Yongsun uwielbiała Jungmi. Za bycie jej aniołem stróżem

— Obiecuję być przy tobie — ciągnęła dalej Lee. — Może nie jako stróż, ale przyjaciółka. Jaką mają ludzie.

Park przez moment trzymała usta zaciśnięte, lecz pokiwała głową na znak akceptacji. Później jej usta się rozszerzyły i Jungmi ujrzała duży, szeroki uśmiech.

— Rozumiem, że potrzebujesz się odnaleźć — wyszeptała Yong Sun. — Pomogę ci, na tyle ile będę mogła. Jednak obawiam się… Że się oddalisz.

— Będę zawsze tutaj — anioł przyłożyła dłoń do klatki piersiowej Park. — W twoim sercu.

Yongsun wstrzymała na chwilę oddech, a potem popatrzyła na przyjaciółkę. W jednej chwili zrozumiała, że wszystko się ułoży.



Rozmowa z przyjaciółką poprawiła Yong Soon humor. Ciężko było jej się przyzwyczaić do nowego anioła stróża, ale w tym momencie czuła, że da radę. Przecież mogła trafić gorzej… Teraz był jednak inny problem – jak miała spojrzeć w oczy Seok Minowi, który widział ją w większości nagą… Na samą myśl dziewczyna miała ochotę zapaść się pod ziemię. 

— Yong Soon. 

Dziewczyna stanęła sztywno w kuchni, słysząc męski głos. Właśnie pojawił się tuż obok niej. W ułamku sekundy jego ciało zmaterializowało się tuż przy niej. Po twarzy anioła wywnioskowała, że stało się coś poważnego. Na samą myśl przeszły ją dreszcze. 

— Unikasz mnie? — zapytał wprost Seok Min, a Park poczuła przyspieszone bicie serce. 

— Nie — powiedziała z lekko drżącym głosem, spoglądając w bok. Kłamała, co od razu zauważył i parsknął krótkim, ale uroczym śmiechem. — O co ci chodzi? 

Urażona Yong Soon odwróciła się do niego plecami, by udać się w stronę wyjścia, ale DK zagrodził jej drogę własnym ciałem. Ułożył dłonie na ścianie po obok ramion dziewczyny. Wytrzeszczyła oczy, oglądając się na prawo i lewo. 

Co to była za popieprzona sytuacja?! 

— Ty to lubisz drażnić inne osoby — zaśmiała się nerwowo. — Odsuń się ode mnie kawałek. Sprawiasz, że czuję się… niekomfortowo. 

Mężczyzna pochylił się nad uchem Park. Poczuła jego oddech na skórze, co sprawiło, że przeszły ją przyjemne ciarki. 

— Magiczne słowo — odparł stanowczo. 

— Proszę… — odpowiedziała z nadzieją, a on jeszcze bardziej przyparł ją do ściany. Poczuła lekkie zawroty głowy. Ten chłopak zaraz doprowadzi ją do omdlenia! 

— Hm…

Yong Soon gwałtownie obróciła głowę i spojrzała wprost w tęczówki DK, nie mogąc uwierzyć w jego reakcję. Ale to co wydarzyło się dalej… jeszcze bardziej ją zamurowało.

Seok Min nieoczekiwanie, tak po prostu, wpił się w jej usta. Nie był to namiętny pocałunek. Zaledwie przyłożył usta do jej warg, lecz to wystarczyło, by Yong Soon całkowicie ogłupiała. 

Stała jak wryta, czekając na to aż mężczyzna się odsunie, ale on ani drgnął! Wciąż ją, do jasnej cholery, całował! 



Patrzyła przed siebie. Lekko uniosła kąciki ust do góry. Na krześle wisiała czarna koszulą, którą demon jej podarował. Z jednej strony dobrze było zobaczyć Mingyu, z drugiej… Jungmi dziwiła się, że demon przebywał na ziemi. Nie wiedziała, co dokładnie zaszło między Najwyższym, a Mingyu. W dodatku DK nie chciał o tym rozmawiać, gdy będąc młodsza, pytała go o przyjaciela.

Patrzyła na materiał. Na jej policzki wyszedł rumieniec, zaczynając wspominać widok Mingyu. Jego proporcjonalne ciało i oczy, ciemne, prawie onyksowe. Demony były atrakcyjne, w końcu miały popychać ludzi do grzechu, mamić i obiecywać, kusić oraz szeptać. Aczkolwiek nawet wśród nich Mingyu uchodził za jednego z bardziej atrakcyjnych. O ile nie najbardziej.

Jungmi westchnęła. Chciała zapaść się pod ziemię. Jak mogła odbyć z nim stosunek. W dodatku będąc pod wpływem alkoholu i nie kontaktować. To było takie… Krępujące? Uwłaczające?

Nim zdążyła uderzyć się w głowę, usłyszała pukanie, a nim wypowiedziała słowa pozwolenia, DK zmaterializował się przy niej.

— W ludzkim świecie czeka się, aż ktoś pozwoli ci wejść — rzuciła do brata, stojącego naprzeciw.

— Możesz mi powiedzieć, gdzie byłaś? — zapytał, ignorując to, co powiedziała wcześniej.

— Poszukiwałam siebie.

— I znalazłaś?

Jungmi pokiwała głową i parsknęła śmiechem.

— Naprawdę jesteś wkurzający — odpowiedziała. — Dobrze wiesz, że to nie jest proste.

— Po prostu się martwię.

Seok Min skrzyżował ręce na piersi. Oczekiwał zeznań lub spowiedzi. Jednak Jungmi nie miała najmniejszej ochoty mówić bratu, że spotkała jego przyjaciela, który jest na ziemi.

— Nie ma potrzeby — powiedziała. — Jestem już dorosła.

— Czasami zachowujesz się jak dziecko.

— Ostrzegam cię, Seok Min! — warknęła, mrużąc gniewnie oczy. — Jeszcze chwila, a zostanie z ciebie miazga.

DK uśmiechnął się, a potem popatrzył na koszulę. Przez moment dziwił się, lecz ostatecznie poddał. 

— Dobrze. Jednak martwię się o ciebie.

— Zacznij martwić się o Yong Soon.

— Martwię się o was obie.

Jungmi przewróciła oczami. Nie chciała wtrącać się w sprawy brata. Choć wielokrotnie cisnęło jej się na usta kilka gorzkich słów prawdy. Zazwyczaj o narzeczonej DK. Jednak powstrzymywała się i po prostu zostawiła brata z problemem samego. Jak to zawsze mawiała — nie jej cyrk, nie jej małpy.

— Nie musisz — westchnęła. — Dam sobię radę. A Park cię potrzebuje.

No tak, była teraz człowiekiem Seok Min’a. Jungmi poczuła dziwne ukłucie w sercu, lecz odgoniła posępne myśli. Musiała w końcu dowiedzieć się, dlaczego siły ciemności coraz bardziej się nią interesują? A do tego potrzebowała Mingyu.



— Nie wytrzymam… — szepnęła Yong Soon, obserwując kątem oka stróża, który kroczył tuż obok niej. Nawet w drodze do drzwi wejściowych musiał jej towarzyszyć. A przecież musiała tylko je otworzyć, zobaczyć, kto przyszedł i ewentualnie wpuścić tę osobę do środka. Nie potrzebowała przy tym niańki! 

Po wzięciu głębokiego wzdechu dziewczyna otworzyła drzwi, przerywając tym samym upierdliwą zabawę dzwonkiem tajemniczego gościa. Z początku ujrzała lekko uśmiechniętą twarz przyjaciela, która z każdą sekundą zmieniała swój wyraz. 

— Odsuń się, Yong Soon! 

Krzyk DK sprawił, że nie potrafiła wypowiedzieć ani jednego słowa.

Wszystko stało się w ułamku sekundy. Anioł stanął przed Yong Soon, zasłaniając ją swoim ciałem, a w jego ręku zmaterializował się biały miecz. To, co ją jeszcze bardziej zaskoczyło było fakt, że w odpowiedzi na agresję Seok Mina, Won Woo zareagował naprawdę… niespodziewanie. Na jego plecach pojawiły się ogromne czarne, krucze skrzydła, a w dłoni pojawiła się… katana.

— Co jest… — jęknęła przerażona dziewczyna, obserwując przyjaciela. 

— Nie rób niczego pochopnego — mruknął Jeon i przeniósł wzrok na Yong Soon. — Kurwa mać, nie tak miało być…

— Co robisz u Yong Soon?! — Seok Min znów podniósł głos i zacisnął dłoń na broni. 

— Co ty robisz, DK?! — odparła Park, po czym odepchnęła lekko anioła stróża. — Oppa, co to wszystko ma znaczyć? — zapytała, gdy spojrzała na przyjaciela. 

Pod wpływem zaskoczonego i nieco przerażonego wzroku Yong Soon, Won Woo postanowił usunąć katanę ze swojej dłoni. Broń zniknęła, a Seok Min nieoczekiwanie przyłożył święty miecz do gardła demona.  

— Co tu, kurwa, robisz, potworze?! — warknął wściekły anioł, wbijając nieco ostrze w skórę niewzruszonego Jeon’a. — Lepiej natychmiast mi powiedz co knujesz, bo nie ręczę za siebie! 

 — Seok Min!

Mężczyzna spojrzał na podopieczną, która wpatrywała się na niego wkurzona. Zdziwiony odsunął się od demona i stanął oko w oko z Yong Soon. Nie zdążył uniknąć ciosu wymierzonego w policzek. Chwycił się za bolące miejsce z wytrzeszczonymi oczami. 

— Co to ma znaczyć?! 

— To mój przyjaciel, do cholery?! 

— Przyjaciel? — DK przeniósł wzrok na demona, który uniósł wysoko ręce. — Żarty sobie ze mnie stroisz? Jungmi nie wyczuła, że to demon? 

— Nie wiem… — odparła Yong Soon, po czym obróciła się w stronę Jeon’a i również wymierzyła mu siarczyste uderzenie z liścia. 

— Ała! 

— Należy ci się, kłamco! — krzyknęła. — Natychmiast do środka obydwaj! Musimy sobie chyba szczerze porozmawiać!  



Przez dłuższą chwilę, Jungmi wpatrywała się w czarną koszulę. Potem kręcąc głową wyszła z pokoju. Nie zwracała uwagi na krzyki z salonu, które należały do przyjaciółki, DK oraz… Wonwoo. Pod nosem prychnęła, że wiedziała, iż przyjaźń z demonem nie skończy się dobrze, lecz Park była taka szczęśliwa. Nie chciała jej zawieść, więc przymykała oczy na obecność demona w pobliżu, trzymając rękę na pulsie. W końcu miała taki układ z Wonwoo. Gdy tylko skrzywdzi Yong Soon, Jungmi osobiście go zabije.

Wyszła z mieszkania, a potem próbowała sobie przypomnieć, którędy prowadzi droga do klubu nocnego. Skierowała się na północ, a potem do centrum rozrywkowej dzielnicy. Było już na tyle ciemno, że napotykała imprezujących ludzi, będących pod alkoholowym wpływem.

Kiedy dotarła przed wejście do lokalu, chciała podejść do ochroniarza i porozmawiać, by po prostu zawołał Mingyu. Nie wiedziała jednak, że będzie to takie skomplikowane.

— Niestety pan Kim jest zajęty — odpowiedział surowo mężczyzna stojący na bramce.

— Potrzebuję go — rzuciła Jungmi.

— To prosze umowić się na inny termin.

— Słuchaj — warknął anioł. — Nie zajmę mu dużej ilości czasu.

Jungmi czuła, że pracownik wcale jej nie słucha, mając w dupie co mówi. Nie chciała używać siły, zwłaszcza pośród ludzi.

— Słuchaj laleczko! — krzyknął ochroniarz. — Albo wchodzisz, albo znikaj stąd.

Lee zmrużyła w złości oczy. Nie cierpiała idiotów, buców i ignorantów. Niestety w ludzkim świecie ciągle takich spotykała.

— Pomocy! — usłyszała z alejki znajdującej się obok lokalu.

Patrząc gniewnie na mężczyznę, odwróciła się i zajrzała w kierunku nawoływania. Nim zdążyła się zorientować, dostrzegła młodą dziewczynę. Miała zakrwawione ubranie i siną twarz.

— Pomóż mi — usłyszała ponownie, gdy podeszła bliżej.

Szybko doskoczyła do kobiety. Trzymała ją w swoich ramionach.

— Co się stało? — zapytał anioł, przykładając dłoń do miejsca krwawienia.

— Oni… Oni mnie…

Jungmi starała się uspokoić dziewczynę. Zadzwoniła po pogotowie, zaalarmowała odpowiednie służby i zapytała o imię.

— Min Ha — wyszeptała roztrzęsiona.

— Słuchaj, masz to — podała jej koszulę. — Uciskaj do rany. Karetka zaraz będzie.

— Gdzie idziesz?

— Ktoś musi ich złapać.

Nie pomogły protesty pokrzywdzonej. Jungmi szybko ruszyła w kierunku bocznych uliczek. Wiedziała, że przestępcy mogą być wszędzie, lecz anielskie zdolności pomagały w takich sprawach jak lokalizacja. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥