1 kwietnia 2024

Niszczyciel [ 10 ]

 

PRZYJACIÓŁKA

Następnego dnia miałam towarzyszyć Taehyungowi na jednej uroczystości, o której nie mówił zbyt wiele. Tak naprawdę żaden z Bangtanów nie chciał powiedzieć. Jedynie Mei wspomniała, że o dziesiątej muszę być gotowa. 

— A to nie miało być wieczorem? — zapytałam.

Kim zaprzeczyła głową, a potem wtrąciła, że jedziemy na zakupy. Zdziwiona uniosłam brew do góry. Później blondynka opowiedziała, jak postawiła warunek V. Nie powiem, zdziwiłam się z tego powodu, ponieważ niewiele osób mogło dyskutować z gospodarzem posiadłości.

Mei natomiast z uśmiechem opuściła jadalnię, a po chwili zobaczyłam, jak znika na schodach. Wydawało mi się, że cieszy się bardziej z tych zakupów niż ja. Choć tak naprawdę byłam zadowolona, z możliwości wyjścia na zewnątrz fortecy.

Skończyłam jeść swoje tosty francuskie, które swoją drogą były pyszne. Chciałam pochwalić kucharza, lecz za drzwiami, gdzie domyśliłam się, musiała być kuchnia, nie było nikogo.

Odniosłam naczynia i włożyłam do zmywarki, a potem odwróciłam się i chciałam uciec do siebie. Nie pozostało mi wiele czasu do umówionej godziny.

Kiedy odwróciłam się do wyjścia, praktycznie wpadłam na Jungkooka. Spotkanie z jego twardym torsem nie było przyjemne, lecz o dziwo kat przytrzymał moje ramiona, abym nie upadła na tyłek.

— Dziękuję — wyszeptałam, czując, jak na policzki wyskakują mi rumieńce.

— Nie trudź się — odpowiedział beznamiętnie. — Relacje między nami się nie zmieniły. Dalej ci nie ufam.

Zmrużyłam oczy i parsknęłam urażona. Później wyminęłam wciąż nienajedzonego boksera i zniknęłam u siebie w pokoju.

Nawet taki gbur jak Guk nie zepsuje mi wyjścia. Z taką myślą ubrałam dżinsy i zwykły T-shirt. Na nogi założyłam trampki, a na ramiona błękitny kardigan. Dzisiejszy dzień wyjątkowo był przyjemny i słoneczny.

Mei czekała w garażu, do którego już raz podążyłam za Namjoonem. Oprócz niej przy samochodzie stali też Hoseok, Suga i Jimin. Ucieszył mnie brak Taehyunga.

Choć i tak nie miałam nadziei, że Pan Wiecznie Zapracowany mafiozo uraczy mnie swoją obecnością.

Jednak przy nim nie mogłam być niczego pewna, jak tylko zawstydzenia i porażki.

Razem z Mei usiadłyśmy z tyłu samochodu. Za księgową siedział tylko Jimin, który czasami szeptał mi na ucho kolejne z żartów.

— Ale jesteś głupi Park — skomentował to Yoongi, siedzący na miejscu przedniego pasażera. Natomiast Hobi chichotał dość głośno.

Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ktoś taki jak Hoseok, którego swoją drogą zapamiętałam jako poważnego i twardego, chichocze niczym małe dziecko na widok lizaka? Potem się dowiedziałam, że z natury był dość sympatycznym facetem.

Porzuciłam wszelkie myśli kiedy zajechaliśmy do galerii handlowej. To właśnie tutaj Mei miała mieć pole do popisu.

— Troszkę zaszalejemy — wyszeptała do ucha, uśmiechając się szeroko.

Następnie zauważyłam w jej dłoni kartę wykonaną z czarnego złota. Był to symbol przeznaczony dla nielicznych. Zazwyczaj były na nich rachunki ponad milionowe, a osób w Korei można było ze świecą szukać.

Oczywiście wiedziałam, skąd pochodzą pieniądze i jak brudne były. Zaprotestowałam, mówiąc do Kim, że nie zamierzam ich wykorzystać. Były skalne krwią niewinnych żyć.

Mei tylko przewróciła oczami, a potem powiedziała, że i tak nie mam w tej kwestii zbyt wielkiego pola do negocjacji.


✖️


Po ciężkich zakupach, które nadszarpnęły budżet rodziny, w końcu udało nam się wyjść z ekskluzywnego pasażu. W pewnym momencie dołączyła do nas Kana, która pocałowała w usta Hobiego, a potem kilka razy pokłóciła się z bratem. Jimin nie był zadowolony, że okazują sobie przy wszystkich uczucia. Park uważał, że nie każdy musi widzieć, jak jego siostra wywija językiem.

Kana natomiast miała ochotę przywalić mu dłonią w głowę. Powstrzymał ją tylko Hoseok, który odciągnął w stronę sklepu z biżuterią. Potem dowiedziałam się, że para za niedługo się pobiera i poszli zobaczyć ofertę obrączek.

Nie zdążyłam zbyt długo myśleć, ponieważ Jimin pociągnął mnie w stronę stoisk z regionalną kuchnią. Starał się odciągnąć z miejsca, w którym ujrzałam znajomą twarz. Zaskoczona dostrzegłam przyjaciółkę.

W dodatku nie samą.

— Chingyu… — wyszeptałam, a potem poczułam, jak Park ciągnie mnie w drugą stronę. — Co ty robisz?

— Chodź Jungmi — rzekł stanowczo. 

— Ale nie mogę pozwolić… Jungkook. Co on z nią robi?!

— Nie ważne co robi — westchnął. — Najważniejsze by cię nie zobaczyła. Pamiętaj, że w jej oczach jesteś martwa.

Jimin miał rację. Nie mogłam stanąć obok, powiedzieć, że żyje i jak gdyby nic, spuścić łomot siedzącemu z nią… Jeonowi. A miałam na to ogromną ochotę.

Razem z pozostałymi, gdy już zakochana para wróciła, a Jimin kilkakrotnie westchnął i napomniał, że mogliby się uspokoić, postanowiliśmy wrócić do posiadłości. Najedzeni i ciężsi o kilka zakupowych toreb, wsiedliśmy do samochodu i skierowaliśmy się za miasto. Wprost do posiadłości.

W samochodzie nie odzywałam się za wiele. Obok mnie miejsce zajmował Jimin. Park zauważył, że wciąż myślę o twarzy pielęgniarki. Po chwili poczułam jego dłoń na swojej i spojrzenie, które miało dodać mi poczucia, że wszystko będzie dobrze. Uśmiechnęłam się sztucznie, a potem odwróciłam wzrok.

Zastanawiałam się, dlaczego ten gbur, znalazł się i obcował koło mojej kochanej Chingyu? Jaki był powód, że tak bezwstydnie się na nią patrzył, a ona rumieniła i chichotała?

Nie mówiłam nic Jiminowi, ale miałam zamiar poważnie porozmawiać z Jungkookiem po powrocie i nawet sam Taehyung nie mógł mi tego zabronić! Tak, postanowione!


✖️


Wieczór nadszedł dość szybko i niespodziewanie. Nie zdążyłam porozmawiać z Jeonem, aczkolwiek wiedziałam — co się odwlecze to nie uciecze. A w tej kwestii byłam zdeterminowana. I to bardziej, niż oddając życie za taką zakałę, jaką był Sehun.

Stojąc przed lustrem, podziwiałam kobietę, w pięknej, atłasowej sukni. Była ona dość prosta, długa i doskonała sama w sobie. Jej czarny kolor podkreślał ciemne tęczówki. Makijaż, który wykonała mi Mei, wyglądał przepięknie. Czerwień na ustach uwypukliła wargi, a czarnym eyelinerem wykonała pociągnięcie do foxy eyes.

Zamknęłam oczy.

Nim jednak się zorientowałam, poczułam na dekolcie chłód srebra i podnosząc powieki, zauważyłam za sobą gospodarza.

— Taehyung — wyszeptałam.

Jego ciemne oczy, świdrowały każdy mój ruch. Powoli sunął po ciele, dekolcie, twarzy. Na moment patrzył głęboko w moje, brązowe. Przez chwilę przypomniał mi się smak jego pełnych warg, a potem przełknęłam głośno ślinę.

— Będzie do ciebie pasował — przerwał ciszę, jaka na moment nastała.

Nie mogłam zaprzeczyć. Naszyjnik był piękny. Znając zachowanie gospodarza i to, jakim autorytetem się cieszy, z pewnością nie był zbyt tani. Srebro z małym, czarnym diamentem w kształcie łezki.

Przez moment patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Potem przeniosłam wzrok ponownie na Taehyunga. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie.

— Dlaczego? — wyszeptałam, czując, jak gula staje mi w gardle. 

— Ponieważ mam taki kaprys — odparł beznamiętnie.

Parsknęłam cynicznie. W sumie, czego głupia się spodziewałam. Kim Taehyung, wcielenie zła, mistrz manipulacji, władca piekielny posiadłości kartelu Bangtan nie mógł uraczyć mnie inną odpowiedzią.

— Jesteś miły, bo… Masz taki kaprys? — parsknęłam ponownie.

Mimika V nawet na chwilę się nie zmieniła. Czasami zdołałam się przyłapać na rozmyślaniu, o czym tak właściwie myśli boss.

Następnie Taehyung pochylił się i wyszeptał do ucha:

— Pamiętaj, że tylko dzięki mnie jeszcze żyjesz. Masz być posłuszna.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥