3 kwietnia 2024

Run Away [ 2 ]

 .


Przymusowy odpoczynek zaplanowałaś w ostatniej chwili. Zmęczona ciągłą ucieczką musiałaś znaleźć dach nad głową. Zajrzałaś do kieszeni dresowych spodni i wyciągnęłaś z nich parę banknotów. Jeden z nich ścisnęłaś w dłoni. Po twoich policzkach łzy przestały już dawno płynąć. Nie miałaś siły, aby uronić choć jedną kroplę. Bezsilność brała nad tobą górę. Z powodów fizjologicznych ale i psychicznych potrzebowałaś regeneracji. Musiałaś przystanąć w jakimś hotelu. Przynajmniej na jedną głupią noc… 

Może wtedy…

Stop – nie byłaś naiwna. 

Nim zdążyłaś zrobić krok ku pobliskiemu pensjonatowi, poczułaś na nadgarstku czyjąś dłoń. Nawet nie musiałaś się odwracać. Wiedziałaś kim była tajemnicza osoba. Przełknęłaś ślinę, ale nie drgnęłaś. Zdecydowanie nie miałaś już na to po prostu siły. 

— Śmierdzisz — powiedział wprost morderca, a twój wzrok utkwił w jego szerokim uśmiechu. Chora satysfakcja… — Masz pewnie ochotę się wykąpać, co? 

— Zostaw mnie… — szepnęłaś. — Dajcie mi wreszcie spokój… 

— Chodź, muszę cię umyć przed śmiercią — mruknął wprost do twojego ucha. 

Pociągnął cię w stronę budynku. Nie potrafiłaś się uśmiechnąć, ani płakać. Byłaś taka bezsilna. W hotelu pojawiliście się po paru minutach. Na twarzy recepcjonistki od razu pojawił się ogromny uśmiech. Morderca natomiast zmrużył powieki. 

— Pokój? 

— Numer sto piętnaście, Denji-sama… — powiedziała zadowolona i podała mężczyźnie klucz. — Czy możemy się wieczorem… spotkać? 

— Nie — odparł. — Na dzisiaj mam już koleżankę. 

Nieznajoma zmierzyła cię zirytowanym spojrzeniem. Poczułaś nieprzyjemne ciarki i mocniejszy uścisk na nadgarstku, który wciąż przytrzymywał szaleniec. Schowałaś się nieco za jego plecami. Zza lady usłyszałaś jedynie krótkie parsknięcie. 

— Następnym razem będę ja — mruknęła. 

Morderca nie skomentował wypowiedzi recepcjonistki. Ruszył w znaną sobie stronę, ciągnąc cię za sobą. Zmarszczyłaś brwi, gdy zorientowałaś się, że cały czas obserwowałaś plecy mężczyzny.

Od tyłu nikt by nie powiedział, że jest psychopatą. Zwyczajny chłopak, który nie wyglądał na swoje dwadzieścia osiem lat. Jego blond włosy rozwiane były przez wiatr, tworząc tym samym artystyczny nieład. Szedł pewnie ale i dość luźno. Gdybyś go nie znała, nigdy nie pomyślałabyś, że jest chorym człowiekiem. Pojebanym sługusem, który wykona każdy rozkaz wydany przez Makimę. 

— Wreszcie cię ogarniemy, abyś dalej mogła sobie uciekać — westchnął mężczyzna, gdy otworzył drzwi wybranego pokoju. — Tak śmierdzisz, że wreszcie ktoś mógłby się tobą zainteresować… A przecież tego nie chcemy, prawda? 

Przygryzłaś dolną wargę, obserwując jego tęczówki. Był tak cholerny pewny tego co mówił. 

— Prawda — odpowiedziałaś, a on pociągnął cię za włosy. Niemal natychmiast syknęłaś. 

— Dziś jesteś nad wyraz posłuszna. 

— Zostawcie mnie — jęknęłaś, a na jego twarzy pojawił się chory uśmiech. — To boli! 

— Ma boleć — wzruszył ramionami.

— Jesteście psychopatami…

— Dopiero teraz to zrozumiałaś? — zapytał z lekko rozchylonymi ustami i brwiami wysoko uniesionymi. Przełknęłaś cicho ślinę, a następnie odwróciłaś głowę w bok. — Nie jesteś tak spostrzegawcza jak myślałem. — Mężczyzna zbliżył twarz do twojej, obserwując ją uważnie. — Nie jesteś podobna do Pani Makimy. — Chwycił twój podbródek i uniósł go lekko. — Nie dorównujesz jej urodą, wiesz?

— Jestem tego świadoma — odpowiedziałaś. 

Mężczyzna przygryzł dolną wargę, marszcząc jednocześnie brwi. Drgnęłaś, gdy odszedł w głąb sypialni. Nie chciałaś za nim wejść, ale jego mrożący krew w żyłach wzrok zmusił cię do posłuszeństwa. 

— [y/n]... — westchnął i rozłożył się na ogromnym łóżku. — Biegnij się wreszcie wykąpać, bo muchy już wokół ciebie latają. — Pod wpływem komentarza odwróciłaś wzrok. Poczułaś się wyjątkowo mała, a także bezbronna. — Musisz być czysta, gdy zaniosę twoje martwe ciało do… 

— Dobrze — wtrąciłaś niewzruszona.

Ukłoniłaś się przed mordercą i ruszyłaś w stronę toalety. Nim zdążyłaś się jednak rozejrzeć, mężczyzna chwycił twój nadgarstek. Gdy wasze spojrzenia się zetknęły, miałaś ochotę umrzeć. Jego wzrok był pełen nienawiści i nieopisanej agresji. 

— Gdy chcesz, to potrafisz się postawić, co? — zapytał zirytowany. Z każdą sekundą umacniał uścisk. 

— Ała… To boli… — jęknęłaś, lecz nie doczekałaś się zadowalającej odpowiedzi. 

— Powinno cię to boleć, szmato — warknął i pociągnął cię w stronę łazienki. W ciągu paru sekund wylądowałaś w pustej wannie. Syknęłaś z bólu, gdy uderzyłaś łokciem o ścianę mebla. — Tyle już za tobą ganiam… Mam powoli tego dosyć, wiesz? Robisz się tak cholernie nudna…

Szaleniec zacisnął jedną dłoń na twojej szyi, a drugą odkręcił kran. Strumień wody zaraz się ujawnił, co wykorzystał mężczyzna. On naprawdę… Zaczął cię nie tylko podduszać, ale też chciał cię utopić! Zaczęłaś się wiercić na wszelkie strony, chcąc złapać świeżego powietrza, ale morderca był od ciebie znacznie silniejszy. Nawet pomyślał o tym, by twoje jęki tłumić wodą! To wszystko było zaplanowane! Od samego początku on… On chciał dla ciebie takiej śmierci…

— Kurwa — syknął, gdy zauważył, że stawiany opór stawał się coraz lżejszy. — Przecież to jeszcze nie jest twój koniec, [y/n]... Nie pozwolę ci jeszcze zdechnąć… — Odsunął ręce z twojej szyi i postawił cię do pionu, abyś nabrała powietrza. Oczywiście od razu skorzystałaś z okazji. — To dopiero początek naszej wspólnej zabawy… Chyba nie sądziłaś, że już odejdziesz z tego świata?

Zmierzyłaś go przerażonym wzrokiem, starając się uspokoić oddech. To wszystko co się działo, było nienormalne. 

— Jesteś szalony… — szepnęłaś. 

Mężczyzna przygryzł dolną wargę i zaczął ściągać z ciebie mokre ubrania. Wpatrywał się w twoje ciało, które z każdą chwilą poznawał. Po chwili byłaś kompletnie naga. Brudna i śmierdząca. Mimo okropnego wyglądu szaleniec wyglądał na zachwyconego. 

— Cycki! — jęknął zadowolony, ale nie ośmielił się cię dotknąć w erotyczny sposób. — Masz cudowne cycki. 

— Jesteś psychiczny… — dodałaś nim nałożył na rękę żel do mycia. 

Uśmiechnął się lekko, po czym zaczął myć twoje plecy. Jego dotyk był nad wyraz delikatny. Jego zachowanie sprawiło, że miałaś ochotę zwymiotować. Był obrzydliwie nieprzewidywalny.

Czasem zbyt opiekuńczy, czasem zbyt okrutny.

Spojrzałaś kątem oka na rozchylone okno. To musiała być twoja droga ucieczki.

Skuliłaś się w wannie jeszcze bardziej, gdy szaleniec opuszkami palców powolnymi ruchami masował twoją skórę na ramionach. Gęsia skórka oznaczała strach przed niewiadomą. Co tym razem mógłby zrobić? 

— [y/n]... Makima-sama jest od ciebie we wszystkim lepsza… 

Drgnęłaś… Tak, od zawsze byłaś tą gorszą. Ale po co w takim razie wysłała za tobą pościg? 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥