.
Historia o aniołach powinna się rozpocząć zdecydowanie w inny sposób.
W tym miejscu nie powinna się pojawić ludzka dziewczyna trzymająca się za głowę i obserwująca swojego anioła stróża, który agresywnie kroił mięso, wkładając w tę czynność zbyt dużą ilość swej siły i mocy.
Ale właśnie tak rozpoczęła się wspólna opowieść Yong Soon i jej kobiecego anioła stróża, Lee Jung Mi.
Yongsoon od paru minut wpatrywała się w przyjaciółkę, zastanawiając się, jak jej delikatnie zasugerować, że przygotowywane przez nią mięso zdecydowanie już jest drobno pokrojone, a tym samym gotowe, by wrzucić je na patelnię. Dziewczynie głupio było jednak przerwać pracę Jungmi – w końcu anioł nieczęsto robiła jedzenie sama z siebie, a dania przygotowywane przez nią były najlepsze… Ale czy w przypadku poirytowania Jungmi dalej będzie robiła wszystko perfekcyjnie?
Ciszę między przyjaciółkami przerwało donośne wbicie noża w drewnianą deskę. Yongsoon odskoczyła lekko na krześle.
— Co się dzieje?! — krzyknęła zaskoczona Park.
— Powiedz mi, czy miałaś tak kiedyś, że wolałabyś wcale nie pojawiać się na ziemi? — westchnęła Jungmi.
— No wiesz… Ja się sama na ten świat nie pchałam… — odparła Yongsoon, nerwowo tupiąc nogą o podłogę.
— Mam dosyć tego życia. A w szczególności mojej anielskiej, wzorowej rodziny.
Anioł jeszcze przez moment posiekała warzywa, wrzucając je na rozgrzaną patelnię, a potem odłożyła nóż w bezpieczne miejsce. Westchnęła przeciągle, otarła pot z czoła i opadła na kuchenny taboret. Schowała twarz w dłoniach i pokręciła głową. Wciąż nie mogła opanować frustracji, która ją nawiedziła.
— Nie wiedziałam, że nie dogadujesz się z nimi… — szepnęła Yongsoon i podeszła nieco bliżej przyjaciółki. — Czemu mi nie mówisz od razu o takich rzeczach? Przecież jakoś bym ci pomogła…
— Muszę na chwilę wyskoczyć z mieszkania… Z resztą, to nie jest coś w czym można komuś pomóc — przerwała, patrząc na przyjaciółkę — Nie obraź się, ale nie masz rodzeństwa, więc najpewniej mnie nie zrozumiesz.
Park uniosła brew, a potem odsunęła się kawałek. Miała ochotę przypieprzyć w coś porządnie nogą, aby zaspokoić zirytowanie. Niestety musiała się po prostu uspokoić.
— Jak chcesz — mruknęła Yongsoon, po czym oparła się o blat szafki, w której przymocowana była umywalka. — Ale nie rozwalaj mi pół mieszkania.
— Wszyscy ludzie myślą, że anielskie życie jest takie radosne. Modlą się codziennie, aby pójść do nieba. A gdyby wiedzieli, że to wszystko pic na wodę… — przerwała Jungmi, patrząc przed siebie. — Nie cierpię swojej rodziny!
— Co ci zrobili?
— Ciągle porównują mnie do tego nudziarza!
— Jakiego nudziarza?! — Yongsoon machnęła rękami, w dalszym ciągu czekając na wyjaśnienia anioła. Przecież ludzka dziewczyna jeszcze nic nie wiedziała! — Weź mi wszystko opowiedz…
Jungmi oddychała głęboko, aż nabrała powietrza i wypuściła ze świstem. Następnie spojrzała na przyjaciółkę.
— Jak dobrze wiesz, w niebie mieszkają różne istoty boskie…. Jestem aniołem stróżem, są też archanioły, święci, syn najwyższego i sam król niebieski. Moja rodzina składa się z archaniołów i aniołów stróżujących. Wszystko fajnie, gdyby ciągle nie porównywali mnie do brata.
— To ty masz brata?! — wrzasnęła zaskoczona Yongsoon, ale zaraz zasłoniła usta ręką. — Wybacz. Nie wiedziałam… Nigdy mi nic nie wspominałaś!
— Bo nie było o czym — jęknęła. — DK nie jest osobą, którą można by się chwalić na prawo i lewo.
— Hm… Zwykła rozmowa z rodzicami nie ma sensu, nie?
— Uwierz mi, ze gdybym tylko mogła… Ciężko żyć w cieniu pana SPN — ostatnie słowo śmiesznie zaakcentowała.
— Eee? SPN?
— Staroświecki. Poważny. Nudny.
Jungmi chwyciła się za głowę, a następnie znów westchnęła.
— Nie chciałabym go nigdy mieć za anioła stróża — powiedziała Park. — Ty jesteś normalna,więc ile on ma lat, że tak się zachowuje?
— Właściwie to… tylko jakieś dwieście osiem, może dziewięć.
Yongsoon zamrugała, a po pomieszczeniu rozniósł się ludzki śmiech.
— No tak, wiem, że dla was ludzi to dużo — rzuciła Jungmi. — Jednak tylko jest starszy o sto trzy lata.
— To ile ty masz?
Anioł patrzył na twarz przyjaciółki, która zaskoczona otworzyła szerzej oczy. No fakt, nigdy nie rozmawiały o wieku.
— Sto sześć niedawno skończyłam — odparła Jungmi.
— Niedawno?
— Kilka dni temu — anioł wzruszyła ramionami. — Nic takiego.
— No wiesz co?! — oburzyła się Yongsoon. — Jak możesz powiedzieć, że nic takiego, skoro obchodziłaś urodziny! Kiedyś… Kiedyś myślałam, żeby upiec ci tort, napisać życzenia na jego wierzchu…
— Naprawdę, to nic takiego.
Jungmi obserwowała jak Yongsoon kiwa głową na znak, że wcale tak nie uważa. Jednak Park powoli odpuściła, gdy zauważyła, że anioł wychodzi z pomieszczenia.
— Sfero niebieska nadciągam — anioł rzekł z ironią i wyszedł z mieszkania.
Ze wszystkiego, czego można być pewnym, Jungmi uważała, że przyjaciółka przez moment sobie poradzi. W końcu była dość mądrym człowiekiem.
✯
Odkąd Yongsoon dowiedziała się o istnieniu aniołów, nie lubiła przebywać sama. Czasem jednak potrzebowała chwili prywatności, by pobyć ze sobą sam na sam ze swoimi myślami. Szansę na samotność otrzymała, gdy Jungmi przekazała jej informację o wizycie w niebie. Z początku Park nie wiedziała, co powinna ze sobą zrobić, ale wreszcie postanowiła wyjść na spacer.
Lubiła przechadzać się po okolicznym parku, który często odwiedzały rodziny z dziećmi, pary czy ludzie wychodzący ze swoimi zwierzakami. Yongsoon nie miała żadnej z tych rzeczy. Rodzice kobiety zmarli w niewyjaśnionych okolicznościach, drugiej połówki nie miała, a na psa nie było jej stać. Ledwo wiązała koniec z końcem, a zdecydowanie chciałaby zwierzakowi dać dobre życie.
Samotny spacer dziewczyny przerwał nieoczekiwany „atak”. Ktoś okrutnie. Zaskoczona Park rozchyliła usta, ale zaraz westchnęła ciężko, widząc lekko roześmianego przyjaciela.
— Oppa… — jęknęła zirytowana. — Za każdym razem, jak mnie zobaczysz, musisz się nade mną znęcasz?
— Wiesz, że lubię robić żarty — odparł, ale zaraz przywołał się do porządku i przybrał swoją twarz niegrzecznego chłopca, na którego każda kobieta, by poleciała. Oczywiście Yongsoon zaliczała się do grona tejże płci pięknej, ale miała nadzieję, że dzięki swojej bliskiej relacji z Wonwoo udałoby jej związać z chłopakiem…
— Chcesz się ze mną przejechać? — zapytał Jeon, wyrywając dziewczynę z rozmyślań. Wskazał palcem na stojący niedaleko motor.
— Od kiedy jeździsz? — odparła pytaniem zaskoczona Park. Odrobinę przerażała ją myśl jazdy pojazdem dwukołowym…
— Od tygodnia — odpowiedział, dumnie wypinając pierś. Niepokój w głowie dziewczyny znacznie wzrósł. Zacisnęła dłonie na letniej, przewiewnej kurtce.
— Może…
— Nie panikuj, Sunny! — zaśmiał się. Doskonale wiedział, że Yongsoon zgodzi się na wszystko, gdy tylko zwróci się do niej po przezwisku, które sam jej nadał.
Na twarzy dziewczyny pojawił się rumieniec. Cieszyła się, że Jungmi nie towarzyszyła jej w porannym spacerze. Przecież później tak by się z niej śmiała i powtarzała tylko "Sunny, Sunny, Sunny". Na szczęście przyjaciółka i Wonwoo nie przepadali za sobą z niewiadomych dla Yongsoon przyczyn, więc ich kontakt raczej był znikomy.
— Chyba że się boi…
— Nie! — Park krzykiem przerwała wypowiedź chłopaka. — Jedźmy… Spędźmy ten czas razem jak najlepsi przyjaciele!
Wonwoo chwycił dziewczynę za nadgarstek i pobiegli w stronę motocyklu. Serce Yong Soon szybko biło. Nie mogła się doczekać wspólnej przejażdżki z chłopakiem, który bardzo jej się podobał… Może uda jej się nawet wyjawić swoje uczucia?
✯
Jej pokój właściwie się nie zmienił. To znaczy, nie za bardzo. Choć niektórzy mają wyobrażenie, że niebo składa się z białych obłoków, puchatych i mięciutkich, tak naprawde nie różni się od zwyczajnych ludzkich mieszkań. Domostwo rodziny Lee może do najskromniejszych nie należało, jednak rodzice starali się nie przywiązywać wielkiej wagi do przyziemnych dóbr.
Rodzice Jungmi byli archaniołami, którzy od lat służyli Wszechmogącemu. Uchodzili za jednych z najbardziej lojalnych. Byli ustawieni wysoko w niebiańskiej hierarchii. Zresztą ich dzieci także były uważane za jedne z najlepszych aniołów. Wszystkie, poza Jungmi.
Jung Mi miała sto sześć lat i od ponad siedemdziesięciu nie wiedziała, czy powinna była zostać aniołem. Wciąż wpadała w kłopoty i starała się zrozumieć swoje uczucia. Żyła w cieniu brata, który ze wszystkich sług Wszechmogącego, był tym najbardziej oddanym. Spełniał wszystkie marzenia rodziców.
Lee Seok Min był zawsze poważny i dostojny. Odrobinę zdystansowany. Rzadko się uśmiechał, a w każdym bądź razie w towarzystwie innych aniołów. Czasami jednak Jungmi widziała delikatne podniesienie kącika jego ust, które najwidoczniej było oznaką zadowolenia i uśmiechu. Zastanawiając się nad tym wszystkim, oczywiście przez moment, bo Jungmi stwierdziła, że szkoda marnować wieczność na myślach o bracie, uznała, że Seokmin po prostu w naturze ma być poważnym. A uśmiech pozostawił by rysę na jego idealnym wyobrażeniu.
Weszła do pokoju i spojrzała na ściany. Niewiele zmieniło się odkąd zstąpiła na ziemię. Jedynie warstwa kurzu i pyłu osiadała gdzieniegdzie na górze mebli wykonanych z miodowego, niebiańskiego drewna. Łóżko, którego od dawna nie używała było pościelone. Na regale stało kilka tutyłów, które wertowała będąc jeszcze aniołkiem.
Kto to był aniołek? Według przyjętej w niebie definicji, aniołek to istota anielska do lat pięćdziesięciu. Przez okres pięćdziesięciu lat kształtował się w nich instynkt anielski i silna potrzeba obrony człowieka, bądź służenia Wszechmogącemu. Jungmi, choć miała sto sześć lat, wciąż nie wiedziała kim tak naprawdę jest. Nie czuła silnej potrzeby usługiwania Bogu, który nawiasem, był dla niej dziwny i niezrozumiały. Wielokrotnie słyszała od Yongsoon pytania: czy Bóg jest wszechwiedzący? Czy jest miłosierny? Czy rzeczywiście kocha ludzi?
Jungmi starała się podnosić przyjaciółkę na duchu, jednak było to ciężkie. Ponieważ sama nie znała odpowiedzi na te pytania. Tylko jednemu nie mogła zaprzeczyć — z całą pewnością Wszechmogący uwielbiał jej brata.
Nie usłyszała pukania, pograżona w zadumie. Po chwili jednak poczuła obecność gościa w jej osobistej przestrzeni. Nie musiała patrzeć, wiedziała, kto znajduje się za nią.
— Jestem — zaczęła pierwsza, nie siląc się na miły ton.
— Skąd wiedziałaś, że tu jestem? — zapytała kobieta, stojąca nieopodal. — Użyłam daru niewykrywalności.
— Twoje perfumy czuć już z daleka — odrzekła Jungmi.
Dar niewykrywalności był jednym z tych najrzadziej spotykanym. Tylko niektóre istoty niebiańskie zostały nim obdarzone. A jedną z nich matka Jungmi — archanioł Lee Ji Soo.
— Nie jesteś zbyt zadowolona…
— Z pobytu w niebiańskich progach? Jakoś niespecjalnie.
— Kochanie posłuchaj…
Jungmi zacisnęła pięść. Doskonale wiedziała do czego matka zmierza. Jednak nie chciała, aby ktokolwiek wpływał na jej decyzje.
— Zeszłam na ziemię, aby pomagać innej istocie. Przecież tego pragnęliście, czyżbym się myliła? — Ton jej głosu był oziębły. — Chcieliście, abym tak jak Seok Min udowodniła, że nadaję się na anioła stróżującego.
— Jungmi posłuchaj…
— Wybacz, ale nie mam najmniejszej ochoty wysłuchiwać, co powinnam robić, a czego nie. Żyję tak, jak chcieliście. Egzystuje tak jak mi nakazano.
— Twój brat jest świetnym aniołem stróżującym.
— Wiem to. Za każdym razem mi to sugerujecie — zauważyła. — Nie, nie sugerujecie. Po prostu wprost o tym mówicie.
— Jesteś aniołem!
Surowy ton matki mógł przyprawiać o dreszcze. Najwidoczniej Ji Soo została kolejny raz wyprowadzona z równowagi.
— Nie prosiłam, aby się nim stać. Ja nawet nie chciałam nim się urodzić!
— Będziesz żałować tych słów.
— Jedyne czego żałuję, to bycie w taki lej nudnej i gównianej rodzinie!
Jungmi odwróciła się i wyszła z pomieszczenia, trzaskając drzwiami najgłośniej jak mogła. Miała dość swojej rodzicielki, która jak zawsze potrafiła doprowadzić ją do łez.
✯
Zatrzymali się w nieznajomym dla Yongsoon miejscu. Niewielka górka ogrodzona była balustradą, aby uchronić ludzi przed nieszczęśliwym wypadkiem. Pomimo tego, że blisko była ulica, miejsce to nie było w żaden sposób oświetlone. Prawdopodobnie powodem był cudowny krajobraz, który nocą robił za prawdziwą atrakcję miasta, choć tylko nieliczni wiedzieli o tym miejscu.
Yongsoon pierwszy raz odwiedziła górkę wieczorem. Wcześniej nie chciała nikomu uwierzyć w to, że nocą krajobraz jest szczególnie wyjątkowy – ale będąc na szczycie, sama nie potrafiła wyjść z zachwytu.
— Ładnie tu, nie?
Park kiwnęła od razu głową, uśmiechając się od ucha do ucha. Przyjaciel odpowiedział jej tym samym gestem, co sprawiło, że twarz dziewczyny oblała się rumieńcem. Nigdy nie pomyślałaby, że to właśnie z nim odwiedzi jedno z najbardziej romantycznych miejsc miasta.
— Ślicznie, naprawdę — potwierdziła po chwili.
Spojrzała na twarz Wonwoo. Był nieziemsko przystojny. Yongsoon była nawet skłonna przyznać, że był dla niej ideałem mężczyzny. Przygryzła dolną wargę, gdy prawy kącik ust Jeona powędrował w górę.
— Oppa… — szepnęła, a on podniósł brwi, wyrażając zdziwienie. — Podobasz mi się.
Dziewczyna postanowiła nie owijać w bawełnę – raz kozie śmierć. Lepiej wyznać uczucia wcześniej, bo może być za późno. Bała się jednak reakcji chłopaka. Nie potrafiła odczytać jego zachowania względem Park.
— Y-Yongsoon… — odparł zaskoczony.
Wonwoo wyprostował się i zaczął błądzić oczami na wszystkie strony. Był zestresowany, co zaraz przeszło na Yongsoon.
— Ja…
— Przepraszam… — szepnął. — Jesteś dla mnie jak siostra…
Dziewczyna rozchyliła wargi, po czym nabrała sporo powietrza do ust. Chciała za wszelką cenę powstrzymać łzy, by nie rozpłakać się przy Wonwoo. Zaczęła błądzić oczami, aż w końcu tupnęła nogą i stanęła na baczność.
— Rozumiem cię — powiedziała twardo, choć jej głos odrobinę drżał.
— Nie chcę by nasza przyjaźń się teraz zepsuła…
— Nie dopuszczę do tego — Yongsoon zacisnęła pięść i wystawiła w kierunku przyjaciela. — Na zawsze będziemy… najlepszymi przyjaciółmi.
— Przepraszam…
— Oppa, nie masz za co.
Park uśmiechnęła się od ucha do ucha i lekko szturchnęła Wonwoo w ramię. Na twarzy chłopaka od razu pojawił się uśmiech. Jeon podniósł wzrok na krajobraz, po czym objął przyjaciółkę wokół ramienia.
— Naprawdę nie chcę cię stracić, Yongsoon… Jesteś dla mnie jedyną rodziną… Dziękuję, że ze mną tutaj jesteś…
— Nie masz za co.
Dziewczyna wtuliła się w ramię przyjaciela jeszcze bardziej. Czuła się bezpiecznie. Wystarczyła jego obecność, by mieć wrażenie, że nic nie może jej grozić.
✯
Jungmi nie cierpiała, kiedy matka ciągle upierała się przy swoim, przy okazji mówiąc, jaka jej córka jest beznadziejna. Archanioł nie chciał zrozumieć, że Jugnmi najwyraźniej nie wiąże swojej przyszłości z byciem idealnym aniołem. Z resztą…
— Musisz w końcu zacząć zachowywać się — rzekła, znów wkraczając za córką do jej pokoju. — Co Najwyższy powie?
— Mam gdzieś co powie — mruknęła Jungmi.
— Nie mów tak.
— Bo co?
— Bo tak nie wypada!
Jungmi westchnęła. Niepotrzebnie przybyła do nieba. Mogła zostać na ziemi, z Yongsoon, oglądać romantyczne komedie, zajadając się popcornem na ludzkiej, troszkę zużytej kanapie. Zamiast tego, nie mogła uciec od narzekającej matki, komentującej wszystko, co zrobiła jej córka do tej pory.
— Wypada czy nie, to już nie twoje zmartwienie — powiedziała, dochodząc do torby z rzeczami.
— Co ty robisz, dziecko?
— Pakuję się — wzruszyła ramionami Jungmi. — Nie widać?
— Ale, chyba nie…
Lee westchnęła, a następnie otworzyła torbę. Zaczęła pakować do niej ubrania, książki i całą resztę rzeczy, które będzie potrzebowała.
— Właśnie, że tak — odpowiedziała, rzucając do przegródki ulubiony, niebiański balsam. — Skoro ciągle sprawiam kłopoty, będziecie mieć mnie z głowy.
— Nie mów tak, proszę.
— Możecie nacieszyć się waszym pierworodnym — zakpiła. — W sumie najlepszym i jedynym dzieckiem.
Jungmi zapięła zamek w torbie i założyła ją na ramię. Wyminęła matkę, która oniemiała wciąż stała na środku pokoju. Najwidoczniej nie spodziewała się, a wcześniejsze słowa uznała za fatalny żart ze strony drugiego dziecka.
Wychodząc przez główną bramę, zauważyła opartego o mur mężczyznę. Nie musiała patrzeć w tamtą stronę, bardzo dobrze czuła jego obecność.
— Myślisz, że dobrze czynisz? — zapytał.
— Myślę, że czynię na twoją korzyść — odpowiedziała, poprawiając torbę na ramieniu. Następnie sięgnęła do klamki od bocznej bramy niebios.
— Dobrze wiesz, że to nie są żadne wyścigi.
— DK, proszę, odpuść — westchnęła, opuszczając torbę na ziemię.
Jednym ruchem chłopak dopadł do anioła. Chwycił jej ramię, gdy chciała się odwrócić i pójść.
— Nie możesz zrezygnować — zaczął spokojnie.
— Mogę — odpowiedziała.
— Będziesz tego żałować…
— Tego, że matka ciągle ma do mnie pretensje?
— Ona cię kocha — westchnął, patrząc siostrze w oczy. — Martwi się o ciebie i dlatego tylko od ciebie wymaga.
— Co ty możesz o tym wiedzieć? — mruknęła. — Jesteś ich ulubieńcem od zawsze. Wybacz, ale nie posłucham cię.
Seok Min nie puścił jednak uścisku. Wciąż trzymał siostrę, jakby starając się ją przekonać, że postępuje błędnie. Czuł się za nią odpowiedzialny. W końcu był jej starszym bratem.
— Co zamierzasz teraz zrobić? — zapytał, a jego ton był jak zawsze zbyt oficjalny.
— Nie wiem — odpowiedziała wzruszając ramionami. — Najprawdopodobniej zostawię Yongsoon, nie chcę być dłużej aniołem. To nie jest praca dla mnie.
Jungmi wyrwała się z uścisku brata, a później wyszła przez bramę. Chciała zostawić dziedzictwo niebieskie i już nigdy nie słyszeć, jak bardzo jest rozczarowująca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥