14 kwietnia 2024

Love Temptation [ 2 ]

 .



Powrót do mieszkania przebiegł Yongsoon zbyt szybko. Wonwoo oczywiście odwiózł ją z powrotem, lecz nie miał czasu, by wpaść jeszcze na herbatę. Z początku wydawało się dziewczynie, że przyjaciel chciał uniknąć z nią dalszej konwersacji, lecz Jeon wyjaśnił, że ma za niedługo pracę. Oczywiście Park nie mogła w żaden sposób go zatrzymać, dlatego zaakceptowała jego decyzję. 

Spotkanie pomimo odmowy uczuć należało do jednego z najbardziej przyjemnych, które Yongsoon pamiętała. Wspólnie spędzony czas podczas którego podziwiali widoki wtuleni siebie zdecydowanie na długo pozostanie w jej sercu.

Jednak gdy tylko dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, upadła na ziemię i zaczęła szlochać. Nie chciała stracić przyjaciela… A co jeżeli on naprawdę zacznie jej unikać? Spotkanie nie poszło po jej myśli. Miała być szczęśliwa i przeżyć z Wonwoo swój pierwszy pocałunek…

— Kurwa! — syknęła zirytowana, przecierając policzka. — Po cholerę wyjawiałaś mu te uczucia?! Teraz to na pewno usunie twój numer i nie będzie chciał z tobą rozmawiać!

Dziewczyna zaczęła pukać się po głowie. Załamanie przerwała jej jednak nieoczekiwana wibracja telefonu. Zaskoczona odblokowała ekran i ujrzała wiadomość od przyjaciela. Życzył jej dobrej nocy… z emotką całusa… 

Zdenerwowana Yongsoon rzuciła komórkę na dywan w przedpokoju. Nie zdążyła się rozebrać, więc od razu ruszyła w stronę najbliższego sklepu z alkoholem. Zdecydowanie to był ten czas, kiedy chciała upić się, by zapomnieć. Wystarczy kupić sporo butelek, by zapomnieniu o kolejnych rozterkach sercowych. 

Tak wiele razy była odtrącana!

Szczerze zaczęła powątpiewać w to, że kiedyś będzie szczęśliwa. Nie chciała się, jednak załamać. Cały czas żyła nadzieją, że smutek i cierpienie kiedyś zostanie jej wynagrodzone. 

— Poproszę dwadzieścia butelek soju! — krzyknęła Yongsoon, gdy pojawiła się we wnętrzu sklepu monopolowego.

Kasjerka uniosła brwi.

— Ile przepraszam bardzo? — zapytała kobieta.

— Dwadzieścia. 

— Nie za dużo? — zadała kolejne pytanie sprzedawczyni, po czym skrzyżowała ręce. — Proszę pokazać mi dowód osobisty.

Yongsoon przewróciła oczami, niedowierzając. Przecież miała już ponad dwadzieścia lat, a ludzie wciąż pytali ją o wiek. Dziewczyna westchnęła ciężko,  po czym wyciągnęła z kieszeni spodni portfel. Zawsze miała go przy sobie, by nikt jej nie okradł. Po chwili pokazała starszej kobiecie odpowiedni dokument i po przygotowaniu zamówienia, odeszła z budynku zadowolona. 

Pomimo ciężkiego zakupu z jej ust nie potrafił zejść uśmiech. Za parę godzin będzie w stanie zasnąć bez większych problemów i zapomnieć o sytuacji z Wonwoo. Wystarczy tylko otworzyć pierwszą butelkę i jakoś to będzie. Zadowolona ruszyła w stronę domu, modląc się, by plastikowe reklamówki się nie rozerwały…

Byłoby znacznie prościej, gdyby Jungmi była razem z nią… A właśnie… gdzie ona mogła być? Yongsoon potrzebowała kompana do picia!



To rozkaz, Seokmin… Musisz ją sprowadzić do nieba z powrotem…, powtarzał w myślach anioł, przypominając sobie wypowiedź matki. Nie do końca rozumiał sens przekonywania Jungmi do powrotu – pomimo wielu konfliktów znał ją dość dobrze i wiedział, że nie rzuca słów na wiatr. Więc jaki był sens sprowadzania jej z powrotem do miejsca, w którym nie chciała przebywać ani chwili dłużej? Przecież wiązałoby się to z pozbawieniem przez Jungmi wolności. Seokmin mimo iż nie zgadzał się z decyzją siostry, nie chciał na to pozwolić. 

Musiał jednak pamiętać, że… słowa rodziców, a tym bardziej Wyższych były świętością. Trochę przypominało mu to zasady panujące w ziemskich wojsku. Jeśli nie wykonasz rozkazu przełożonego, może grozić ci potężna kara. 

Głupota. Lee chciałby tak wiele zmienić w miejscu, które szczerze kochał… Niestety stare reguły (często nie na czasie) wciąż pozostawały w stosowaniu. Dlatego DK starał się być przykładnym synem, a przede wszystkim posłusznym aniołem, chcącym w przyszłości startować na rangę archanioła. Tak niewiele mu brakowało…

Seokmin westchnął ciężko, gdy wreszcie jego stopy zetknęły się z ziemią. Ostatnimi czasy nieczęsto pojawiał się w podrzędnym wymiarze. Wydawał mu się być zepsuty i nijaki. Zresztą był perfekcjonistą i nie lubił, gdy na ulicach panował brud. Niestety nie mógł nadużywać swoich anielskich mocy, dlatego starał się sprzątać wszystko, co tylko go wyjątkow drażniło. Żałował tylko, że nie mógł sprzątać śpiących alkoholików na ławce na dworcu. 

— Cholera… — syknął pod nosem Lee, po czym przygryzł wargę i wyciągnął kartkę z eleganckich spodni o białych kolorze. — Park Yong Soon… 

Po wyczytaniu miejsca zamieszkania dziewczyny Seokmin pojawił się przed drzwiami wejściowymi. Mężczyzna wziął głęboki oddech, po czym kulturalnie zapukał. 

Pięć minut później wreszcie otworzyła mu drzwi właścicielka mieszkania. Lee podniósł jednak wysoko brwi, nie dowierzając w to, co widział. Przecież ona była pijana! Mało powiedziane – nie było normalnego określenia, które by definiowało jej stan. Dziewczyna była zalana w trzy trupy! 

— Wonwoo… 

Szept dziewczyny zakończył się rzeczą zaskakująco. Bez jakiegokolwiek wyjaśnienia jej usta zetknęły się z wargami zdziwionego Seokmina… Anioł przez dłuższą chwilę nie mógł się otrząsnąć.  

 


Siedziała na jednym z krzeseł przydrożnego baru i sączyła niebiańskie wino, które nie zawierało ani grama alkoholu, a było według ludzi nazywane po prostu sokiem winogronowym. Była zła. Na matkę, na siebie i na brata.

— Jak ja ich nie cierpię! — powiedziała gorzko, sącząc płyn przez rurkę.

— Czy to nie nasza mała Jungmi?

Anioł miała ochotę zwymiotować na dźwięk znajomego głosu. Nie dość, że wciąż traktowali ją jak dziecko, to nie cierpiała anioła, który za chwilę pojawił się tuż obok niej.

— Czego chcesz? — warknęła.

— Niezbyt jesteś przyjemna.

— Daruj sobie ten miły ton.

Jungmi opróżniła szklankę i odwróciła się na barowym krzesełku w kierunku rozmówcy. Zdążyła zobaczyć blond włosy i błękitne oczy. Pełne usta, które na ziemi zapewne wyglądałby jak te z dużą ilością botoksu.

— Nie musisz być taka arogancka!

— Han Jee po co tutaj przyszłaś?

Jungmi nie chciała i nie cierpiała towarzystwa swojej przyszłej bratowej. W końcu od zawsze zastanawiała się, dlaczego ktoś tak porządny jak Seok Min połączył się z tak… Kapryśną anielicą? Choć to określenie dla Jungmi było i tak zbyt łaskawe.

— Całe niebo o tobie mówi — rzekła swym piskliwym głosem. — Wywołałaś wielkie poruszenie.

— Dlatego tutaj jesteś? — prychnęła Jungmi. — Jakoś mnie to nie dziwi.

— Słuchaj!

Anioł poczuła jak przyszła bratowa zaczyna podnosić głos.

— Uspokój się, bo robisz z siebie kretynkę — zaśmiała się Jungmi. — W sumie i tak niewiele by się ludzie pomylili. Ty taka jesteś.

— Jedyną kretynką jesteś ty — wycedziła przez zęby Han Jee. — Lepiej zastanów się dwa razy co robisz. Bo twoja rezygnacja nie dotyczy wyłącznie ciebie. Nie rozumiesz, co DK może stracić?

Jungmi zastanawiała się, od kiedy Han Jee tak bardzo interesuje się Seok Minem? Znaczy wiedziała, że są zaręczeni, lecz zazwyczaj DK oddzielał życie zawodowe od relacji miłosnej. W anielskiej hierarchii Seok Min był zdecydowanie wyżej od narzeczonej. To on był tegorocznym kandydatem na uzyskanie stopnia archanioła. Było to wyróżnienie, które bardzo rzadko spotykali.

Czy dezercja Jungmi będzie aż tak wpływać finalnie na jego awans?

— Myślę, że mój brat jest na tyle dobry aniołem, że nie będzie brana pod uwagę moja rezygnacja — odpowiedziała i wstała z krzesełka.

— Zmarnujesz nam życie!

Krzyk Han Jee dało się usłyszeć, jeszcze chwilę poza niebiańskimi bramami. Jednak Jungmi nie przejmowała się tym zbytnio. W końcu DK był ulubieńcem najwyższego. Nie możliwe by stracił szansę przez siostrę.

Na Ziemi pojawiła się po niedługim czasie, a nogi samoczynnie zabrały ją w kierunku mieszkania Yong Soon. Znała miasto już na tyle dobrze, że wiedziała, którędy iść i jaką najkrótszą trasę podać taksówkarzowi. Wciąż buzowała w niej krew, a obraz narzeczonej brata przyprawiał o mdłości. Jednak to, co najbardziej przyprawiło ją o niekontrolowany, krzywy grymas na twarzy to widok Yong Soon. I Seokmina. Widok przyjaciółki całującej jej brata.



Jungmi nie wiedziała, co powinna była zrobić? Patrzyła na żenujący obraz — przyjaciółka przyklejona do Seokmina, który ze zdzwieniem trzymał dłonie na jej biodrach. Yong Soon obejmowała szyję anioła, a on nawet nie wydawał dźwięków.

— Co tu się? — W końcu oznajmiła, zamykając drzwi.

— Ju…Jungmi?

W jednym momencie dziewczyna oderwała się od mężczyzny, który wciąż stał delikatnie zszokowany.

— Dlaczego? Wy?

Brązowe oczy wyglądały jak pięciozłotówki, gdy ze zdumieniem rzucała spojrzenie to na Yongsoon to na Seokmina.

— Wróciłaś!

Pisk człowieka rozszedł się między ścianami. Jungmi pokręciła głową. Jej przyjaciółka była pijana!

— DK! — warknęła Jungmi do brata. — Co to ma znaczyć?

Nim Seokmin cokolwiek powiedział, Yongsoon znów się odezwała.

— Jungmi, to życie jest do dupy!

— O czym ty mówisz?

— No bo nikt mnie nie chce! — dziewczyna czknęła. — Dlaczego jestem taka sama?

— Dlatego całujesz mojego brata? — zauważyła Jungmi.

— Przecież to Wonwoo… O kurwa!

Zdawałoby się, że w jednym momencie Yongsoon dostała olśnienia. Szybko przekręciła kilkakrotnie głową, a potem jej twarz spłonęła rumieńcem. Najwidoczniej dotarło do niej, że osoba, z którą miała wcześniej bliską styczność, nie był tym, za kogo go wzięła.

— To… Twój…?

— Seokmin, mój starszy brat — wtrąciła poirytowana Jungmi. — Właściwie, co tu robisz?

Jungmi zwróciła się w stronę brata, który założył skrzyżowane ręce na piersi.

— Przyszedłem zabrać cię do nieba.

— Yongsoon możesz nas na chwile zostawić? — zapytała.

Przez moment Park wahała się, lecz ostatecznie kiwnęła głową i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. A jej twarz ciągle ozdabiał dorodny pomidor.

— Nie wiedziałem, że tak masz na Ziemii — przerwał ciszę Seokmin.

— Tak, czyli jak?

— Zabawnie?

Jungmi parsknęła śmiechem. Jeżeli coś jej brat miałby wiedzieć o zabawie, to chyba tylko, że jest takie słowo, posiada sześć liter. DK nigdy nie był zabawny, ani nie widziała, aby kiedyś się relaksował. No chyba, że czytanie starych i wielkich ksiąg było dla niego rozrywką.

— Yongsoon to dobry człowiek.

— Temu nie przeczę — anioł od razu uniósł dłonie do góry. — Jednak dziwne, że gdy zapukałem, od razu mnie… No wiesz. Jej usta.

— Stop! — Jungmi podniosła dłoń do góry. — Proszę, oszczędź mi tych szczegółów. Wolę nie wiedzieć i nie myśleć, że mój staroświecki brat całował…

— To nie tak!

— Znam cię i wiem, że nie zrobiłbyś tego celowo — westchnęła. — Bardziej mnie zastanawia, co tutaj robisz?

— Przyleciałem… W… W odwiedziny.

— Nie musisz kłamać.

— Nie kłamię — podrapał się po karku. — Zawsze zastanawiałem się, jakiego masz człowieka. Wygląda, że się dogadujecie.

— O tak, jest świetna.

Jungmi przeszła kilka kroków i odstawiła klucze na szafkę. Następnie usiadła na niebieskiej, troszkę sędziwej kanapie.

— Matka cię przysłała?

DK przygryzł wargę. Nie musiał przyznać, Jungmi już znała prawdę. Wszystkie jego gest świadczyły o tym, że siostra ma rację.

— Martwi się o ciebie.

— Rozmawialiśmy już o tym — westchnęła. — Nie będę dłużej aniołem stróżem. Nie nadaję się.

— Dlaczego tak uważasz?

Jungmi chwilę jeszcze siedziała patrząc tępym wzrokiem w niewidzialny punkt na białej ścianie. Następnie zamknęła powieki i ociężale je potarła. Była już wszystkim zmęczona.

— Od pewnego czasu nie czuję już nic — wyszeptała drżącym głosem. — Jedna wielka pustka.

— Każdy ma prawo się zgubić.

— Tutaj nie chodzi o to, czy się zgubiłam i odnajdę.

— To o co?

— Ciemność powoli po mnie sięga — wyszeptała otwierając oczy. — A ja nie mam siły, aby temu się przeciwstawić. Dobrze wiesz, że gdybym była dobrym stróżem, bez względu na wszystko wiedziałabym, co jest słuszne. Ale ja tego nie wiem DK.

Seokmin podszedł do siostry. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu po prostu ją przytulił.

— Będzie dobrze — wyszeptał, głaszcząc ciemne włosy. — Pomogę ci.

Jungmi wtuliła się mocniej, czując zapach brata. Dawniej, gdyby była jeszcze małym aniołem, często w krytycznych momentach DK jej pomagał. Przychodził do niej i tak po prostu ją tulił. Jednak wszystko się zmieniło z momentem zaręczyn.

— To co teraz z twoim człowiekiem? — zapytał, gdy Jungmi odzyskała spokój.

— Nie wiem — wyszeptała. — Będę musiała pozostawić Yongsoon.

— Każdy anioł musi mieć swojego człowieka — powiedział poważnie. — Inaczej nie mielibyśmy co robić.

— Z tego co wiem, twojemu ostatnio się umrzyło.

— No właśnie — przygryzł wargę w obawie. — Na śmierć bym zapomniał! To co ja teraz pocznę? Co zrobi Wszechmogący?

— Mam pomysł — poklepała brata po ramieniu. — Załatwiłam ci nowy wakat. Nie musisz dziękować.

Jungmi uśmiechnęła się szeroko, po czym klepnęła brata raz jeszcze, tym razem mocno i po plecach. Następnie odwróciła się i skierowała do pokoju Yongsoon.



Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi do sypialni, zsunęła się na ziemię. Serce Yong Soon zaczęło szybciej bić. Właśnie pocałowała osobę, której nigdy wcześniej nie widziała na oczy! Myślała, że był to Wonwoo! Na dodatek był to pieprzony anioł! Jeszcze żeby było zabawniej to brat jej anioła stróża! Totalnie się wygłupiła…

Dziewczyna złączyła dłonie i zaczęła uderzać się nimi w głowę. Dlaczego w ogóle rzuciła się na niego?! Pieprzony alkohol… naprawdę myślała, że był to Wonwoo! A może to nawet i lepiej, że to nie był przyjaciel? W końcu nie chciała niszczyć ich relacji, a pocałunek prawdopodobnie wszystko by zepsuł… 

— Kurwa — syknęła pod nosem. 

— … zastanawiałem się, jakiego masz człowieka… 

Yong Soon naprawdę nie chciała podsłuchiwać, ale gdy rozmowa rodzeństwa zeszła na temat jej osoby… No dziewczyna nie mogła się powstrzymać. 

— O tak, jest świ…

Park wytężyła słuch. Czyżby jej dotychczasowy anioł… sądził przez cały czas, że jej podopieczna jest „świnią”? Yongsoon miała szczerą nadzieję, że jednak nie dosłyszy rozmowy istot nadprzyrodzonych. 

Nieoczekiwanie dziewczyna uświadomiła sobie, że zachowanie jej przyjaciółki ostatnio uległo zmianie. Wydawała się być zmęczona, a może nawet i znudzona ciągłym przebywaniem w towarzystwie człowieka. Ale… Ale co Yongsoon robiła źle? Zawsze chciała, by jej opiekunka była zadowolona i niektóre czynności starała się podporządkować do anioła… 

Mimo to Jungmi miała jej dosyć? 

— Załatwiłam ci nowy wakat. 

Yongsoon zamrugała parę razy powiekami, nie rozumiejąc ostatniego zdania przyjaciółki, które zdążyła usłyszeć. Po chwili drzwi do sypialni dziewczyny zostały otwarte, a do środka weszła zadowolona Jungmi i poddenerwowany brat anioła, który nie za bardzo chciał przebywać w ludzkim mieszkaniu. Co takiego miała do przekazania Jungmi? 

Jakoś ta sytuacja źle wpływała na samopoczucie Yongsoon… Ze stresu musiała również zwrócić alkohol z resztkami spożytego wcześniej pożywienia. Na nieszczęście zrobiła to wprost na białe i eleganckie buty mężczyzny… 

Totalna katastrofa w wydaniu niezdarnego człowieka o imieniu Park Yong Soon! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥