13 MIESIĘCY WCZEŚNIEJ
BOŚNIA I HERCEGOWINA
BOJAN's POV
Upicie się nie jest dobrym rozwiązaniem, choć w niektórych sytuacjach wydaje się jedyną opcją. Zwykle kończy się to źle, ale gdy ma się koło siebie czterech prawdziwych przyjaciół, wcale nie musi. W moim przypadku najgorszą konsekwencją doprowadzenia się do tego żałosnego stanu jest okropny kac, który męczy mnie cały ranek, południe i popołudnie. Leżę więc w łóżku, na zmianę śpiąc i oglądając telewizję. Nie chcę mi się jeść, gadać z kimkolwiek czy w ogóle wychodzić poza próg pokoju. Martin cały czas siedzi obok, choć musi okropnie się nudzić, bo zdaję sobie sprawę, że stanowię dziś kiepskie towarzystwo. Parę razy zaglądają do nas Jure, Kris i Lara. Usilnie starają się wyciągnąć nas na obiad albo chociaż na plażę, ale mi na samą myśl o tym robi się niedobrze, a Martin wczuł się chyba w rolę mojej niańki. Jan podobno pojechał z Haną do jej rodzinnego domu, a ja robię wszystko, by nie pokazać, że budzi to we mnie jakąś małą iskierkę zazdrości.
Czy mi i Safiji też nie mogło się udać? Jak widać nie. Upiłem się wczoraj, bo nie potrafiłem poradzić sobie z tymi wszystkimi myślami, które tłuką mi się po głowie. Ale dzisiaj muszę już się z nimi zmierzyć.
Safija wyjechała. Uciekła ode mnie. Nie chciała powiedzieć mi wprost, że to koniec, chociaż przecież dałem jej wybór. Może się tego przestraszyła, w końcu od początku nie zamierzała angażować się w nic poważnego. Jak oboje ustaliliśmy, to miało trwać do końca mojego pobytu w Neum. Wakacyjna dziewczyna. Wakacyjny chłopak. Wakacyjny romans. Nic więcej. Ale mi zachciało się deklaracji i składania zobowiązujących propozycji. Gdybym tego nie zrobił, spędzilibyśmy ze sobą jeszcze dwa pełne dni, a potem to zakończyli i każde z nas poszłoby w swoją stronę. Owszem, Safija zachowała się jak tchórz, zamiast wprost powiedzieć mi "nie", wolała po prostu zniknąć, ale to ja, ja to sprowokowałem.
A teraz zupełnie nie wiem, jak mam dalej bez niej żyć.
– Może jeszcze do ciebie oddzwoni – rzuca Martin, pocieszająco, chociaż wiem, że nie.
Safija wyłączyła telefon i czuję, że już go nie włączy, dopóki nie zmieni numeru i nie zatrze za sobą wszelkich śladów. Cały dzień próbowałem się do niej wczoraj dodzwonić. Nie używała mediów społecznościowych. Tłumaczyła mi, że wycofała się z internetu po wypadku, by odciąć się od dawnych znajomych. Nigdy nie zdradziła mi nazwy swojej rodzinnej miejscowości, powtarzała tylko, że pochodzi z okolic Sarajewa. Nigdy nie pokazała mi swoich dokumentów, kiedy przekraczaliśmy granicę. Czy od początku przygotowywała się na taką ewentualność, że zniknie, a ja będę jej szukał, i starała się mi to uniemożliwić?
– Nienawidzę jej – mówię, bo w tym momencie pragnę zmienić wszystkie swoje uczucia do niej w coś zupełnie odwrotnego niż to, czym są. Tak się niestety nie da. Nie zmienię wspomnień. One są wręcz boleśnie dobre.
Kiedy czuję się już trochę lepiej, biorę prysznic, przebieram się i dochodzę do wniosku, że w sumie to coś bym zjadł.
Kris, Lara i Jure są zaskoczeni, gdy Martin i ja zjawiamy się na kolacji. Jan jeszcze nie wrócił, więc mieścimy się wszyscy przy jednym stoliku. Obsługuje go samodzielnie Amira i widzę, jaka jest wkurzona, że spadło na nią to zadanie. Nie odzywa się do mnie słowem. Też staram się zachowywać, jakby nic się nie stało.
– To nasz ostatni wieczór w Neum – przypomina Kris. – Może zaczekamy na Jana z Haną, podobno już jadą z powrotem, i spędzimy go wszyscy wspólnie?
– Pewnie, możemy iść do baru – rzuca rozentuzjazmowany Jure.
– A nie lepiej posiedzieć w plenerze? – proponuje Lara.
– OK, możemy wziąć przekąski i jakiś alkohol na plażę – już zaczyna planować Kris.
– Bojan chyba posiedzi dziś przy wodzie mineralnej – dodaje Martin, poklepując mnie po plecach.
A więc już założyli, że przyjdę.
– Yhm... ja później do was dołączę, chciałbym jeszcze coś załatwić – oznajmiam i wzrok wszystkich pada na mnie. – Spokojnie, nie pocieszę się znów butelką whiskey i nie rzucę się w morze. OK, nie jest ze mną najlepiej, ale przeżyję, to tylko dziewczyna...
Nie wiem, czy moje słowa ich przekonują, ale ostatecznie obdarzają mnie odrobiną zaufania.
Idę przejść się po plaży, sam. Zobaczyć jeszcze raz te wszystkie miejsca, w których tyle razy spędzałem czas z Safiją. Brakuje mi jej. Ta pustka wyciska z oczu łzy. Czy kiedy wrócę do domu, gdzie wszystko nie będzie mi o niej przypominać, poczuję się lepiej?
Bezwiednie kieruję swoje kroki do domu Vladki. Od Martina wiem, że to jej rodzice pomogli mi wczoraj dotrzeć do hotelu. Chyba powinienem im podziękować.
Gdy pukam do drzwi i po chwili zauważam w nich zatroskaną twarz Fatimy, uświadamiam sobie, że nadal przedstawiam sobą nienajlepszy widok. W ten sposób patrzyli na mnie chłopacy podczas kolacji. To współczucie połączone z politowaniem. Nie chcę takich spojrzeń. Czy jestem na nie skazany?
– Och, Bojan – mówi Fatima i przytula mnie mocno, trochę jak przyjaciółka, a trochę jak matka.
– Nie rób tego, bo znowu się popłaczę – odpowiadam, choć tak naprawdę jej bliskość przynosi mi ulgę.
– W płakaniu nie ma niczego złego.
– Ale nie lubię tego robić przy innych.
Fatima zaprasza mnie do środka. Przy stole siedzi Branko i kończy jeść kolację. Nie widzę Vladki.
– Hej, jak się trzymasz? – pyta jej ojciec, a ja nie wiem za bardzo, jak odpowiedzieć na to pytanie.
– Chciałem przeprosić za wczoraj, podziękować i pożegnać się.
– Siadaj – zaprasza mnie do stołu Branko. – Nie będę dziś częstować cię wódką, masz do wyboru kawę albo herbatę. A może jesteś głodny?
– Wystarczy kawa, czarna i gorzka. Vladki nie ma?
– Jest u siebie w pokoju – odpowiada Branko, a Fatima, przygotowując moją kawę, dodaje:
– Nie może pogodzić się z wyjazdem Safiji. I z twoim też.
Wzdycham. Choć rozmawia nam się miło jak zwykle, nie umiemy ukryć smutku. Brakuje jej nam wszystkim. Dlaczego? Safija nie była przecież nikim wyjątkowym. A może była? Tak naprawdę swoją ucieczką nie zraniła jedynie mnie, za to również mógłbym ją znienawidzić.
Vladka przez cały czas nie wychodzi z pokoju. Dlatego pod koniec wizyty pytam jej rodziców, czy mogę na chwilę się z nią zobaczyć. Fatima i Branko tylko wzruszają ramionami, co ma być pewnie ostrzeżeniem, że nie będzie to przyjemne pożegnanie. Ryzykuję.
Vladka nie reaguje, gdy pukam w drewnianą ścianę, dzielącą pomieszczenie, więc sam pozwalam sobie do niej wejść. Zauważam, że siedzi przy biurku z podkurczonymi pod brodę nogami i bawi się bransoletką na swoim nadgarstku. Tą z moim imieniem. Tej z imieniem Safiji już na nim nie ma.
– Hej, mogę na chwilę? – pytam. Vladka wzrusza ramionami, jak wcześniej jej rodzice. Aha, więc to po nich przejęła ten gest. – Co robisz?
– Nic.
Unika mojego wzroku. Zastanawiam się, czy ma mnie dość po tym, jak musiała oglądać mnie wczoraj pod wpływem. Może powiedziałem jej wtedy coś niemiłego? Mało niestety pamiętam z poprzedniego wieczoru.
– Sorry, że musiałaś widzieć mnie wczoraj w nienajlepszej formie.
– To nie ma nic do rzeczy.
– Więc co ma?
– Nic – powtarza Vladka, jakby lekko zirytowana. – Uważam, że po prostu pożegnania są do dupy.
– Cóż, są. Ale mimo wszystko pomyślałem, że to lepsze niż wyjechanie bez słowa.
– Safija się nie pożegnała.
A więc o to jej chodzi, ona też się z nią zżyła, traktowała jak starszą siostrę.
Nadal stoję przy prowizorycznym wejściu do pokoju Vladki, licząc, że może ona w końcu odwróci się w moją stronę i chociaż powie, że mogę sobie usiąść.
– To nie moja wina, że ona wyjechała.
Nie wiem, co myśli Vladka. Czy oskarża mnie o zniknięcie Safiji? Uważa, że ja ją do tego w jakiś sposób sprowokowałem?
– To już bez znaczenia – odpowiada i wreszcie obraca się na swoim obrotowym krześle w moją stronę, a ja widzę, że musiała wcześniej płakać, choć teraz jest tylko wściekła. – To wszystko moja wina. Nie ma sensu przyjaźnić się z kimś, kto i tak wyjedzie. Nie jesteście przecież serio żadnym moim rodzeństwem. Ta zabawa była dziecinna. I głupia.
Po tych słowach Vladka jednym sprawny gestem zdejmuje z nadgarstka bransoletkę z moim imieniem i rzuca nią we mnie.
– Ej, to było niemiłe! – udaję oburzenie, licząc, że mnie przeprosi, ona jednak z powrotem obraca się z krzesłem tyłem, dając mi tym samym znak, że rozmowna skończona. – No dobra... skoro tak, to... cześć – dodaję i wychodzę.
Fatima i Branko patrzą na mnie przepraszająco, lecz nie wyglądają na zaskoczonych zachowaniem swojej córki.
– Vladka za szybko przywiązuje się do ludzi, a kiedy odchodzą, zupełnie sobie z tym nie radzi... – próbuje wytłumaczyć ją jej mama, a ja dochodzę do wniosku, że mam niestety dokładnie ten sam problem.
MARTIN's POV
Jan z Haną dołączają do nas na plaży, gdy gramy w butelkę i gdy akurat Jure w ramach wyzwania prezentuje swoją wersję piosenki Britney Spears "Ups, I did it again".
– Widzę, że zdążyliście już rozkręcić imprezę. Dużo nas ominęło? – pyta Jan, obejmując swoją dziewczynę ramieniem w jakimś wyjątkowo intymnym geście. Po chwili znajdują sobie wolne miejsce na macie i siadają obok siebie. Dookoła walają się chipsy, ciastka, żelki, puszki piwa i rozsypane karty UNO.
– W zasadzie nic, dopiero zaczęliśmy, za to w jakim stylu! – odpowiadam, kiedy Jure kończy wreszcie swoje popisy. – A jak wizyta u teściów?
Jan i Hana wyraźnie się peszą.
– U rodziców Hany było bardzo miło – mówi wreszcie on i wymieniają porozumiewawcze spojrzenie, które nie uchodzi naszej uwadze.
– Co to za tajemnice, zaręczyliście się? – pyta Kris.
– Tak, wiesz, a po drodze jeszcze wzieliśmy ślub i zaadopotowaliśmy psa – śmieje się Jan i razem z Jure zapalają po papierosie. Ten drugi kręci butelką, która zatrzymuje się na Krisie.
– Prawda czy wyzwanie? – pyta go Jure.
– Prawda.
– Powiedz, jaka jest twoja niespełniona fantazja erotyczna.
Wybuchamy śmiechem. Kris jednak umiejętnie daje radę wybrnąć z sytuacji:
– Wszystkie są spełnione.
Patrzymy wymownie na Larę, a ona kiwa głową z zażenowaniem.
– Kris nawet to planuje w swojej codziennej liście rzeczy do zrobienia – nabija się z niego Jan, lecz szybko pada ofiarą zemsty.
To właśnie jego wylosowuje Kris, gdy kręci butelką.
– Prawda czy wyzwanie?
– Prawda. Albo nie, wyzwanie.
Kris namyśla się chwilę, po czym wykrzykuje:
– Oświadcz się Hanie!
– Oszalałeś?! – unosi się Jan. – Nie zrobię tego. Oświadcz się Larze, jak jesteś taki mądry.
– Prawie to zrobił – śmieje się ona.
– Serio?! – pytamy wszyscy.
Lara opowiada nam, jak Kris uparł się, że jeśli wylosuje w automatach pierścionek, to poprosi ją o rękę, lecz na szczęście trafił mu się naszyjnik. Ten dziecięcy, który od kilku dni ona nosi na szyi. Potem domagamy się, by Jan wypełnił swoje wyzwanie.
– Spokojnie, możesz to zrobić, odmówię – zapewnia go Hana. Jan zdobywa się wreszcie na odwagę. Chwyta Hanę za rękę i uciekając od niej wzrokiem, pyta, czy za niego wyjdzie. Nie możemy powstrzymać śmiechu, choć wiemy, ile go to kosztuje. Hana odpowiada mu krótkim "nie", po czym wymieniają szybkiego całusa.
To wtedy zjawia się Bojan. Ja pierwszy go zauważam, kiedy idzie plażą w naszym kierunku. W jednej chwili milkniemy, przerywając zabawę.
– Jeśli psuję nastrój, to mogę sobie pójść... – mówi na to.
– Nie. No co ty, siadaj i opowiadaj – reaguję od razu, ciągnąc go za rękę, by usiadł z nami.
– Jakoś się trzymasz? – zagaduje go Jan.
Bojan sięga po puszkę piwa, ale zabieram mu ją i podaję butelkę wody mineralnej.
– Wiesz, muszę się trzymać, puszczać się nie mam z kim – odpowiada z autoironią, lecz tym samym rozbawia nas do łez i rozładowuje atmosferę.
– Brakowało nam ciebie, Bojči – dodaje Jure, siada przy nim i przytula się do jego ramienia.
Bojan jest przygnębiony, lecz spokojny.
– Chciałbym was przeprosić – zaczyna.
– Ale za co? – pytam.
– Nie masz za co, wszystko jest OK – popiera mnie Kris.
– To z wami miałem spędzić czas, który poświęciłem Safiji. Uwierzcie mi, że okropnie tego żałuję. I mam w końcu za swoje.
– Daj spokój, nikt nie ma ci tego za złe – odzywa się Jan.
– Nie chcę tracić tego czasu jeszcze więcej. Nie wiem tylko, co zrobić, żeby o tym wszystkim zapomnieć i znowu po prostu świetnie się z wami bawić. Naprawdę się staram, tylko to wszystko... to takie trudne – kończy, spuszczajac wzrok.
– Bojči... – klepię go po ramieniu, tym drugim, nie tym, do którego wciąż siedzi przytulony Jure.
– A pamiętasz, jak oglądaliśmy Kac Vegas? – pyta go Jan. – Było tam takie powiedzenie: Co wydarzyło się w Vegas, zostaje w Vegas. Zmieńmy je na: Co wydarzyło się w Neum, zostaje w Neum. Postaraj się zostawić wspomnienia tutaj.
– Nam wszystkim jest przykro, że wyjechała. Nie wyobrażamy sobie w ogóle, jak okropnie ty musisz się z tym czuć – dodaje Hana.
– Wciąż nie mogę pozbierać myśli – przyznaje Bojan.
– Wyrzuć to z siebie – proponuje Jure. – Najlepiej tu, i teraz, powiedz głośno to, co chciałbyś przekazać jej.
– Jestem na nią wściekły – mówi Bojan. – Tak, wściekły i rozczarowany jej postawą. Chciałbym się jej pozbyć ze swoich myśli. Gdybym mógł, powiedziałbym jej, że zachowała się dziecinnie i egoistycznie, zapytałbym też, czym według niej sobie na to zasłużyłem. A potem kazałbym jej spierdalać. Chętnie wykrzyczałbym jej to prosto w twarz: spierdalaj, Safija! – kilkoro spacerujących plażą ludzi zwraca na niego uwagę, a Bojan dopiero się rozkręca. – Ja tyle dla ciebie zrobiłem! Naprawdę próbowałem dać temu szansę! A ty nawet nie raczyłaś się pożegnać! Jesteś zwykłą suką! – Po tych słowach Bojan ku naszemu zmieszaniu i zdziwieniu zdejmuje z ręki bransoletkę z jej imieniem i ciska ją w ciemne fale. Przy okazji ten sam los spotyka bransoletkę z imieniem Vladki. Potem jak gdyby nic się uspokaja. – Dzięki, już mi odrobinę lepiej.
– To nie minie od razu – uprzedzam go. – Ale pamiętaj, że możesz na nas liczyć.
Tymczasem Jan przypomina sobie o przerwanej zabawie i kręci butelką. Losuje akurat Bojana.
– Prawda czy wyzwanie?
– Nie wiem, może być wyzwanie.
– Rozbierz się do gaci i zamocz się w morzu.
– No chyba cię pogięło.
– Nie masz wyjścia, wybrałeś wyzwanie – przypomina mu Jan.
Bojan protestuje, więc wszyscy napadany na niego, pozbawiamy go ubrań i wrzucamy do wody. Długo jeszcze się wygłupiamy, aż wreszcie postanawiamy zakończyć imprezę. Pierwsi zbierają się Jan i Hana, bo ona musi wstać jutro do pracy oraz przenieść jeszcze rzeczy z jego pokoju do swojego, zanim wyjedziemy. Z ulgą przyjmuję informację, że Bojan chce spędzić tę ostatnią noc w Neum w pokoju ze mną i Jure. Nie wiem, czy to, że przestaje się izolować, oznacza, że kryzys minął, czy robi to tylko po to, byśmy mniej się martwili, lecz tak czy siak, to dobry znak.
Ale okazuje się, że to jeszcze nie koniec przygód. Jure przygotowuje nam różne mniej przyjemne i zupełnie nieprzyjemne niespodzianki. Najgorszą jest chyba wymazana pastą do zębów klamka w łazience. Ale ja i Bojan śmiejemy się z tego jak głupi i nie wiemy już więc, kto tu jest najbardziej dziecinny – ten, kto robi takie żarty, czy ci, których one bawią.
JAN's POV
Kiedy wracamy z wieczornej imprezy na plaży, Hana spędza pół godziny na pakowaniu swoich rzeczy, by rano tylko przenieść je do swojego pokoju na ostatnim piętrze. Tę noc pragniemy jeszcze przeżyć wspólnie. Nie bardzo wiem, czym się zająć. Nie chcę proponować Hanie pomocy, bo to tak, jakbym się cieszył, że się stąd wyprowadza. Z drugiej strony głupio mi tak siedzieć i tylko się przyglądać, jak cały ten jej uroczy dobytek, do którego już się przyzwyczaiłem, ląduje w dwóch niewielkich torbach.
Gdy dowiedziałem się, jak Safija potraktowała Bojana, chociaż mu współczułem, przeszło mi egoistycznie przez myśl, że na szczęście to nie spotkało mnie. Hana chce być ze mną, a ja chcę być z nią. To powód do radości, prawda?
A jednak świadomość, że to nasz ostatni wspólny wieczór przed moim wyjazdem, wprawia nas w raczej smutny nastrój.
Kris i Lara nie muszą tego przeżywać, bo wracają z wakacji razem i teraz pewnie po prostu cieszą się sobą. U Martina, Bojana i Jure też na pewno jest wesoło, bo ten ostatni przez całą imprezę na plaży ekscytował się wizją czekającej nas zielonej nocy. Chwilę piszę z nimi na messengerze i dowiaduję się, że Maček już zdążył zrobić pozostałym kilka psikusów. Czy wolałbym być w tym momencie z nimi i dobrze się bawić niż dzielić smutek spowodowany perspektywą przymusowej rozłąki z Haną? Nie. Nie wolałbym.
– Chyba wszystko mam – mówi ona i siada koło mnie na łóżku, wkładając dłonie między swoje ściśnięte kolana.
– Nie smuć się – proszę, przysuwając się bliżej i obejmuję ją ramieniem. – Gdyby nie to, że w tym tygodniu mamy już zaplanowanych z chłopakami kilka aktywności, zostałbym dłużej, nie pozbyłabyś się mnie tak łatwo.
– O to chodzi, że nie chce się ciebie pozbyć.
– Za trzy tygodnie przyjadę cię odwiedzić. Zobaczysz, czas szybko minie.
– Oby.
Hana kładzie głowę na moim barku i przez parę chwil po prostu siedzimy w tej pozycji. To wystarczy, bym wyczuł w jej ciele dziwne napięcie, którego nie było wcześniej. Czy tak już będzie przy wszystkich naszych pożegnaniach, których pewnie jeszcze trochę przed nami?
– Dobrze się czujesz? – pytam.
– Tak, po prostu zmęczyłam się pakowaniem. A może byłbyś taki miły i poszedł kupić mi wodę w automacie? Baaardzo proszę. – Hana cmoka mnie w policzek.
– OK, pójdę.
Oczywiście bez całusa też bym to dla niej zrobił, ale nie musi tego wiedzieć. Ten sposób proszenia mnie o cokolwiek naprawdę mi się podoba. Lepiej, żeby zachowała go na przyszłość.
Idę do windy i zjeżdżam na parter, gdzie stoją automaty z przekąskami i napojami. Ustawiam się w kolejkę, bo pomimo później pory, czeka przy nich trochę osób. To wtedy coś sobie uświadamiam. Hana dobrze wie, że przecież w pokoju mamy wodę. A więc specjalnie wysłała mnie tu, żeby zostać na chwilę sama. Natychmiast zawracam. Nie chcę tracić czasu, czekając na windę, więc kieruję swoje kroki na schody i pokonuję po kilka stopni na raz. Hana się mnie nie spodziewa. Kiedy wpadam do pokoju, ona jest w łazience.
– Hana! – wołam.
– Poczekaj, zaraz wychodzę – odpowiada i słyszę, jak pociąga nosem.
– Co robisz? – pytam.
– Nic, myję zęby.
– Nie okłamuj mnie – mówię z powagą. – Nie jestem głupi, wiem, że ta woda była tylko pretekstem, żeby pozbyć się mnie z pokoju i móc znowu zmusić się do wymiotów.
Zapada cisza. Może powinienem rozwiązać to delikatniej? Nie wiem, co robić, lecz wtedy drzwi się otwierają, a Hana, płacząc, wpada prosto w moje objęcia.
– Przepraszam, Jan. Nie mam pojęcia, czemu to zrobiłam.
Trzymam ją w ramionach i lekko kołyszę. Hana szlocha jak dziecko. Ja wiem, czemu to zrobiła. Bo jutro wyjadę. Bo ta świadomość zupełnie wytrąciła ją z równowagi. Czyli to moja wina, nie jej.
– Ciii, nic się nie stało – zapewniam. – Przecież oboje wiemy, że nic nie mija od razu. Przed tobą długa droga, ale będzie dobrze, będzie dobrze, Hana.
– Po co ci ktoś taki jak ja?! – unosi się ona. Próbuje wyrwać się z moich objęć, lecz siłą ją w nich zatrzymuję. – Jestem okropna, obrzydliwa. Jestem tylko utrapieniem.
– Nie mów tak. Jesteś moją mądrą, słodką i śliczną Haną. Rozumiesz?
W odpowiedzi ona nareszcie się poddaje i też mnie obejmuje. Wciąż przytuleni, siadamy na łóżku. Uspokajam Hanę w ramionach tak długo, jak tego potrzebuje. W końcu przestaje płakać i posyła mi smutny uśmiech.
– Zniszczyłam cały nastrój. A miało być miło – obwinia się.
Podaję jej chusteczkę, a ona wyciera twarz i smarka głośno.
– Hana?
– Co?
– Co ty na to... żebyśmy poszli popływać?
– Teraz?
– Yhm. Od tego wszystko się zaczęło, pamiętasz?
– Oczywiście, że pamiętam.
Kiedy niedługo później wygłupiamy się, skacząc przez fale, pytam, czy jest już wystarczająco miło, a zmysłowy pocałunek Hany to najlepsza odpowiedź. Nadal mamy dobre humory, gdy wspólnie przenosimy jej rzeczy do pokoju na ostatnim piętrze. Tę noc, jak ustaliliśmy, spędzamy jednak jeszcze razem u mnie.
Rano Hana po cichu się wymyka. Widzimy się jeszcze na śniadaniu. Nie żegnamy się, bo po co się żegnać, skoro będziemy w stałym kontakcie? Jedynie pod swoim talerzem na stoliku zostawiam dla niej liścik. Gdy siedzimy już w samochodach (Jure, ja , Kris i Lara w jednym oraz Bojan i Martin w drugim), wyobrażam sobie, jak Hana rozwija karteczkę, czyta i znowu się rumieni, a w jej policzkach przy uśmiechu tworzą się te urocze dołeczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥