15 marca 2024

Wszystkie jej imiona [ 29 ]

 


WSPÓŁCZEŚNIE, SŁOWENIA

ENISA's POV

Zniecierpliwiona sprawdzam godzinę w telefonie. Hana powinna już tu być. Ona wynajęła dla mnie ten pokój na wczorajszą, dzisiejszą i jutrzejszą noc, zakładam więc, że wie, jak tu trafić. A może zrezygnowała z naszego babskiego wieczoru i postanowiła spędzić więcej czasu z Janem? Czy jednak wtedy by do mnie nie napisała? Chyba że odkrył jej zamiary i przekonał ją, że nie ma sensu zadawać się z kimś takim jak ja...

Z westchnieniem siadam na łóżku i wyglądam przez okno naprzeciwko. Może nie jest to najlepsza dzielnica w Lublanie, ale ja i tak czuję się tu bezpieczniej, niż mieszkając w aucie. Widzę przez szybę ciasną ulicę, podrzędny bar z kebabem, przy którym cały dzień kręcą się jakieś podejrzane typy, a także parkujący przed bramą do hotelu samochód.

Hany nadal nie ma. Sięgam po telefon i już zamierzam napisać do niej, kiedy zauważam, że jest dopiero kilka minut po piątej, a więc niewiele się spóźnia. Nie chcę zachowywać się jak desperatka. Postanawiam dać Hanie chociaż kwadrans, żeby nie wyjść na nachalną i natarczywą – to jej dobra wola, że w ogóle mi pomaga i moja wina, że wiążę z tą pomocą zbyt duże nadzieje. Hana nie jest niestety czarodziejką, która cofnie czas i pozwoli mi naprawić wszystkie błędy.

Gdy po raz kolejny spoglądam na telefon, dla odmiany krążąc z założonymi rękami po skromnie urządzonym pokoju, nagle rozlega się pukanie do drzwi. Aż podskakuję, przestraszona, że coś zakłóciło ciszę, choć przecież na to właśnie czekałam.

– Kto tam? – pytam, przykładając ucho do drzwi.

– Hana.

Bez wahania otwieram, gotowa wpaść jej w ramiona, lecz kiedy zauważam, że nie jest sama, zamieram. W drzwiach, tuż obok Hany, trzymając rękę na jej ramieniu, stoi Jan. Na pewno przyjechali tym samochodem, który obserwowałam przez okno, gdy parkował. Najpierw myślę sobie, że może Jan tylko przywiózł tu Hanę, jednak wtedy chyba nie fatygowałby się na drugie piętro.

Domyślam się, że pozostali przyjaciele Bojana są na mnie tak samo wściekli jak Martin, który już zdążył mi to pokazać. Nie chcę słyszeć z ich ust, jaka jestem okropna i jak podle się zachowałam, skoro i tak doskonale o tym wiem. A poza tym, kto dał im prawo do oceniania mnie? To nie ich dotyczy moja historia. Przecież jej nie znają, nawet Bojan jej nie zna. Jeśli Jan przyszedł tu tylko po to, by czynić mi wyrzuty, wyproszę go. W końcu nie umówiłam się z nim, tylko z Haną.

– Cześć! – woła ona i po chwili już stoję zamknięta w jej uścisku. Hana wygląda dobrze. Wciąż jest szczupła, ale ma promienną i nie taką bladą cerę. Wydaje mi się, że cała nabrała jakiegoś szczególnego blasku. Wprost emanuje radością u boku Jana. To aż dziwne, że chce zawracać sobie głowę cudzymi problemami, zamiast cieszyć się swoim szczęściem. Ale jestem jej za to wdzięczna. W myślach powtarzam sobie, kim ona dla mnie jest... moją przyjaciółką.

Gdy Hana wreszcie wypuszcza mnie z objęć, mój wzrok spotyka się ze spojrzeniem Jana. Nie umiem wyczytać zbyt wiele z jego twarzy. Kiedy się nie uśmiecha, zawsze sprawia według mnie wrażenie trochę groźnego, a teraz właśnie tego nie robi.

– Cześć, Enisa – mówi, zapewne specjalnie wymawiając moje prawdziwe imię, żeby mi dopiec.

– Cześć, Jan – odpowiadam równie sztywno, zaczynając grać w tę samą grę.

Jednocześnie głupio mi, że tak pokazuję swoje wrogie nastawienie do niego. Jan to przecież chłopak Hany, pomógł jej w najtrudniejszych chwilach jej życia, pokochał ją i ona pokochała jego. Nie powinnam więc zakładać, że jest chamski i złośliwy, bo z kimś takim moja przyjaciółka chyba by się nie związała.

Hana rozgląda się po pokoju. Niewiele jest tu do oglądania: łóżko, szafa, stolik z dwoma krzesłami i telewizor. Jan natomiast trzyma wciąż jej torbę z rzeczami, które jak przypuszczam, zabrała ze sobą na noc. A więc chociaż wtedy będziemy mogły porozmawiać we dwie. Modlę się w duchu, żeby Jan długo tu nie zabawił.

– Jak pokój? – pyta Hana, gdy wszyscy wreszcie siadamy: oni na krzesłach przy stoliku, a ja na łóżku, po turecku. Nie wiem, czym zająć dłonie, więc zaczynam bawić się swoją maskotką, Blackym.

– W porządku. Wreszcie mam gdzie spać i się umyć. To prawdziwy luksus w porównaniu z mieszkaniem w aucie.

– OK, to dobrze, bo na razie tutaj zostaniesz – odpowiada Hana, a ja posyłam jej pytające spojrzenie.

I tak źle czuję się z tym, że z własnych pieniędzy wynajęła mi pokój aż na trzy doby, nieważne, że dzisiejszą miała spędzić tu ze mną.

– Opłaciliśmy ci pokój do końca tygodnia – wyjaśnia Jan, a ja już wiem, co ma przez to na myśli. On za niego zapłacił. Cholera. Ostatnia rzecz, której pragnę, to być mu coś dłużna. Jan natomiast ku mojemu zaskoczeniu daruje sobie dalsze złośliwości i dodaje: – Potem zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja.

Szukam odpowiedzi w oczach Hany, bo nic z tego nie rozumiem. Czy ona zdradziła mu moją historię? Co się tutaj w ogóle dzieje? Hana widocznie wyczuwa moje napięcie i pojawiające się wątpliwości.

– Spokojnie, nie powiedziałam Janowi niczego, co miało pozostać między nami – zapewnia mnie.

– To prawda, prawie się pokłóciliśmy, a ona mimo wszystko nie wyjaśniła mi, czemu właściwie postanowiła ci pomagać. Hana ma czasami szalone pomysły i osobiście uważam, że jest trochę zbyt ufna. Ale na pewno nie jest nielojalna.

– Tajemnice moich przyjaciół są u mnie bezpiecznie, i chociaż sama nie mam żadnych przed Janem, nie zdradzam mu cudzych.

To brzmi logicznie i przekonująco. Ostatecznie decyduję się więc nieco spuścić z tonu. To, że Jan jeszcze nie skierował pod moim adresem żadnych nieprzyjemnych epitetów i nie kazał mi wracać, skąd przyjechałam, samo w sobie stanowi już mój sukces.

– Dlaczego więc ty też mi pomagasz? – zwracam się bezpośrednio do niego, bo w końcu jemu zawdzięczam fakt, że przez najbliższe noce nie będę osobą bezdomną.

– Nie wiem – odpowiada Jan szczerze. – Hana ci wierzy, a ja wierzę Hanie, więc w pewnym sensie wierzę też tobie. Albo może po prostu nie umiem jej odmawiać? Tak czy siak, ona ułożyła już cały plan działania.

– W piątek spotkasz się z Bojanem – dodaje Hana, a ja czuję, że moje serce znowu przepełnia się nadzieją, bo słyszę te słowa, na które czekałam. W tym samym momencie jednak od razu dopadają mnie też obawy.

– A jeśli... jeśli on nie będzie chciał ze mną rozmawiać? Albo znowu naśle na mnie policję? Drugi raz tego nie zniosę.

– Wszelkie konsekwencje bierzmy na siebie – odpowiada pospiesznie Hana, natomiast Jan podnosi się z krzesła i oznajmia:

– Nie będę wam już przeszkadzać. Enisa, w każdym razie wiedz, że chwilowo jestem po twojej stronie. Ale jeśli znowu zranisz Bojana, to przysięgam że... – tym razem postanawiam z pokorą przyjąć wszelkie groźby, tymczasem Jan kończy: – że nigdy więcej się do ciebie nie odezwę.

Nie mogę się powstrzymać i wybucham spontanicznym śmiechem. To dziwne uczucie, bo nie pamiętam już, kiedy ostatnio się śmiałam. Nie wiem, co mną kieruje, ale pod wpływem emocji również wstaję, żeby uściskać Jana.

– Dzięki. Fajnie mieć po swojej stronie chłopaka najlepszej przyjaciółki – mówię i już doskonale rozumiem, czemu Hana od początku go sobie wybrała.

 

HANA's POV

Kiedy Jan wychodzi, czuję się z niego naprawdę dumna. Z każdą kolejną trudną sytuacją udowadnia mi, że potrafi postąpić właściwie niezależnie od okoliczności. Jestem ciekawa reakcji Enisy na nasz związek, ale ona tylko przewraca oczami.

– Nie wiem, czy kiedy was widzę, to bardziej chce mi się rzygać od tej słodyczy, czy raczej wam zazdroszczę, czy może mam się popłakać ze wzruszenia – stwierdza, a ja zastanawiam się, skąd takie wnioski.

Zwykle nie okazujemy sobie czułości, kiedy nie jesteśmy sami, więc powstrzymywaliśmy się przed tym także przy Enisie. A poza tym nie chcieliśmy, by było jej przykro, że łączy nas taka bliskość, podczas gdy ona na każdym kroku musi mierzyć się z odrzuceniem ze strony chłopaka, którego kocha. Ale i tak jakoś tę bliskość wyczuła.

– Daj spokój, to ty i Bojan byliście w sobie tak zakochani, że aż nas wszystkich mdliło od patrzenia na was.

– Dobrze to ujęłaś: byliśmy.

Przesiadam się na łóżko obok Enisy, chwytam ją za ręce. Potrząsam nimi lekko, zmuszając ją, by na mnie spojrzała. Dostrzegam jednocześnie, że jej nadgarstek nadal zdobi bransoletka z koralików, które układają się w napis "I ♥️ Bojan".

– Posłuchaj mnie. Może on czuje się zraniony i oszukany, ma do ciebie ogromny żal i nawet jakoś nauczył się żyć bez ciebie, ale to wcale nie znaczy, że przestał cię kochać. Właśnie dlatego tak boli, gdy bliska osoba odchodzi. Miłość zostaje i nie znajduje już odwzajemnienia, a niektórzy z rozpaczy próbują przekształcić ją w nienawiść. Miłość jednak nie znika i będzie trwać tak długo, aż nie zmieni się w obojętność. Z całą pewnością mogę natomiast powiedzieć, że ty nie jesteś obojętna Bojanowi.

– Chwilowo wszyscy mają mnie za osobę, która niszczy mu życie – odpowiada na to niezbyt przekonana przeze mnie Enisa.

– Bo w takich sytuacjach wygodnie znaleźć wspólnego wroga, którego oskarży się o wszystkie nieszczęścia w życiu swojego najlepszego przyjaciela.

– Uważasz, że Jan przyzna się reszcie, że mi pomagacie?

– Nie, będzie się obawiać, że zareagują tak, jak on sam wcześniej zareagował.

– Ale ty się tego nie obawiałaś.

– Chyba nie. No może trochę. Ale przecież to, że jestem z nim, nie znaczy, że muszę we wszystkich sprawach mieć takie samo zdanie jak on, prawda?

Enisa odpowiada mi uśmiechem.

– A więc działamy w konspiracji – podsumowuje, po czym dodaje: – Czuję się, jakbyśmy naprawdę planowały jakąś nielegalną akcję, w której ryzykujemy życie.

– Tak, zamach na serce Bojana – rzucam ze śmiechem, by nieco rozładować atmosferę.

Wiem, ile nerwów kosztowały Enisę ostatnie tygodnie. Może to one ją zmieniły. W każdym razie nie mam już przed sobą tej samej dziewczyny, z którą pracowałam rok temu. Enisa zmieniła się nie tylko z wyglądu, choć nabrała więcej kobiecych kształtów i rozjaśniła włosy, jest też poważniejsza i dojrzalsza.

Przez resztę wieczoru świetnie się bawimy. Rozmawiamy o pracy w Neum. Długo opowiadam jej o nieustających złośliwościach Amiry oraz o tym, jak przejęłam rolę pomagania rodzinie Vladki. Zamawiamy do pokoju pizzę, ja natomiast przyniosłam butelkę wina, którą w szybkim tempie opróżniamy. W radosnych nastrojach oglądamy jakiś program muzyczny w telewizji, śpiewamy i tańczymy do teledysków. Mówię Enisie, że od niedawna znowu zaczęłam zastanawiać się na poważne nad powrotem do tańca. Ona przekonuje mnie do tego, jakby była to najważniejsza rzecz na świecie. Gdy już wykąpane leżymy w łóżku, dla śmiechu rozwiązujemy w internecie quizy o Joker Out – którym członkiem jesteśmy i takie tam. Obie stwierdzamy potem, że taki babski wieczór i rozładowanie emocji były nam potrzebne przed wprowadzeniem w życie planu, który do rana w szczegółach dopracowujemy.

 

BOJAN's POV

Od koncertu w Ptuj nie czuję się dobrze. Potrzebuję spokoju i wyciszenia. Gdy czegoś bardzo się chce, często nie myśli się wcześniej o konsekwencjach. Nie powiem, że żałuję tego, jak kariera zespołu rozwinęła się po konkursie Eurowizji. Nie jest tak. Nie umiem tylko jeszcze przywyknąć do tempa, w jakim ostatnio toczy się moje życie. Potrzebuję też stabilizacji. Punktu zaczepienia i czegoś, co jest niezmienne, do czego mogę wracać za każdym razem, kiedy będę tak bardzo zagubiony. Przytłacza mnie to, co się o mnie mówi i ile się o mnie mówi. Połowa z tego to nieprawda.

Po koncercie w Ptuj spędziłem kilka dni u rodziców. Martin też zamieszkał na trochę u swoich. Gdy zajadałem się pysznym domowym jedzeniem, mama, tata i siostra powtarzali mi, że muszę nabrać dystansu. Nieważne, kto w co wierzy w tym całym internetowym syfie. Liczy się, że ja wiem, jak jest, jak było, i nie mam obowiązku tłumaczyć się z rzeczy, które nigdy się nie zdarzyły, tylko ktoś je sobie wymyślił.

Nie powiedziałem im, że już przed koncertem w Ptuj czułem się kiepsko, bo ktoś, o kim wreszcie udało mi się prawie zapomnieć, znowu zburzył cały mój spokój. Nie chciałem zaczynać tego tematu, bo bałem się, że jak tylko to zrobię, to się rozpłaczę, a gdy się rozpłaczę, łzom już nie będzie końca.

Przez cały czas chłopacy wypisywali i wydzwaniali do mnie, martwiąc się, czy wszystko OK, aż w końcu zgodziłem się spotkać z nimi w naszym wspólnym domu, by zdecydować coś w kwestii kolejnych koncertów. Odkąd zakończyliśmy współpracę z dotychczasowym menadżerem Gregorem, sami musimy podejmować decyzje w tym zakresie.

W piątek spotykamy się o umówionej porze. Lara zamawia dla wszystkich sushi. Kris i Nace przygrywają sobie na instrumentach. Jure przegląda naszego zespołowego Instagrama i popija piwo. Ja natomiast udaję, że czytam pierwszą lepszą z regału książkę, by uniknąć kolejnych pytań o swoje chujowe samopoczucie.

Oczywiście czekamy na Jana. Ten jak zwykle się spóźnia, dziś jednak ma wymówkę. Od kilku dni jest u niego Hana. Już zapowiedział, że przyjdzie z nią, bo chce w pełni wykorzystać czas, przez który ona pozostanie w Lublanie.

– Wszyscy piszą, że powinniśmy zrobić sobie przerwę na odpoczynek – podsumowuje Jure po prześledzeniu ostatnich komentarzy.

– Tak w zasadzie mieliśmy odpocząć od razu po Eurowizji – przypomina Nace, odkładając instrument, po czym siada koło mnie. – Bojči, czytasz książkę o ciąży i rodzicielstwie, serio?

Ignoruję go.

– Szkoda było nam wykorzystywać ten czas na odpoczynek, kiedy to był idealny moment, by ruszyć ze wszystkim naprzód – przyznaje Kris, wygrywając jeszcze kilka ostatnich improwizowanych riffów.

– A teraz macie za swoje – kończy Lara. – No, sushi zamówione.

– Chyba to ja mam za swoje – wtrącam i zamykam książkę. Rzeczywiście, to poradnik o ciąży i macierzyństwie. Cudowny wybór, naprawdę. – Zdaje się, że każdy z was jakoś sobie radzi, tylko ja przeżywam ataki paniki na scenie – dodaję z autoironią i poczuciem winy.

– Doskonale wiemy, jaka jest rola wokalisty w zespole i że to na nim skupia się najwięcej zainteresowania, ale i tego całego gówna, które ludzie wylewają w internecie – kontynuuje Kris.

– Wszyscy jesteśmy zmęczeni, nie tylko ty – zapewnia mnie Jure.

Nace za to obejmuje mnie ramieniem i dodaje:

– A poza tym nikt nie ma do ciebie żalu o to, że twoje ciało i psychika domagają się regeneracji. Wiele się ostatnio działo. Niekoniecznie dobrych rzeczy.

– Eh, wiecie, co, czasami chciałbym, żeby ktoś zamknął mnie w jakimś pustym pomieszczeniu, gdzie nie docierają żadne sygnały i gdzie mógłbym po prostu na jakiś czas odciąć się od świata. To byłoby cudowne, spać, ile się chce, jeść, ile ma się ochotę oraz kiedy ma się ochotę, i nie pamiętać o żadnych grafikach. Aż trudno mi wyobrazić sobie, że choćby przez kilka dni nikt niczego by ode mnie nie wymagał... – Zdaję sobie sprawę, że brzmię niepokojąco pesymistycznie, ale chcę być z chłopakami szczery. Tak ostatnio wygląda moje życie, za dużo robię i za dużo czuję.

Nie wiedzą, co powiedzieć, więc zapada chwilowe milczenie, które przerywa odgłos otwieranych drzwi. Zjawia się Jan. Tym samym ratuje atmosferę.

– I jest wreszcie nasz spóźnialski! – woła Kris.

– Nie każdemu, tak jak tobie, udaje się być punktualnym co do minuty – odgryza mu się Jan, po czym zwraca się do mnie. – Bojan, zabijesz mnie.

– Nieee, za co? – pytam, po czym widzę jego minę i już wiem, że to musi być coś poważniejszego niż stuknięcie mojego auta przed domem. – Czemu zaraz zabiję?

– Ja wiem, że nie mamy prawa decydować za ciebie. Ale Bojan, kurwa, jeśli nie załatwisz tej sprawy raz na zawsze, nigdy się nie pozbierasz. I wiem też, że to zły moment, bo czujesz się teraz totalnie rozpieprzony, ale może właśnie to jedyna okazja, byś ogarnął swoje życie... – Wszyscy patrzą na Jana z zaskoczeniem, a ja dodatkowo z coraz mocniej bijącym z przerażenia sercem. To w tym momencie do domu wchodzi Hana, choć nie zamyka za sobą drzwi. Sprawia wrażenie równie poważnej jak Jan.

– To był od początku do końca mój pomysł. W zasadzie postawiłam Jana przed faktem dokonanym. Proszę, nie miej do niego żalu – oznajmia.

I wówczas do domu wchodzi Enisa.

– Cześć, Bojan – mówi, jakby nie dostrzegała nikogo poza mną. – Zanim mnie stąd wyrzucisz, wezwiesz policję albo w jakikolwiek inny sposób się mnie pozbędziesz, wiedz, że chcę tylko porozmawiać. Nie wyjechałam wtedy dlatego, żeby od ciebie uciec. Przeciwnie, zrobiłam to, żeby cię przed czymś ochronić. Nie mogłam powiedzieć ci wtedy, o co chodzi. Dziś już mogę to zrobić, i chcę. A potem sam ocenisz, czy rzeczywiście zasługuję z twojej strony na tę okrutną pogardę.

Najchętniej kazałbym jej wyjść. Tak, gardzę nią. Ale jeszcze bardziej gardzę sobą, bo jej uwierzyłem, dałem się zwieść, wykorzystać i w końcu zranić. Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy po roku, chciałem tylko sprawić, żeby cierpiała jak ja. Dziś nie chcę już jej smutku. Pragnę tylko, żeby zniknęła i nie budziła we mnie tych wszystkich cudownych wspomnień, bo nie mogę nimi żyć. Muszę iść do przodu. Ale jeśli po raz kolejny po prostu się jej pozbędę, ona znajdzie do mnie inną drogę, przez Hanę, przez Jana, przez kogo jeszcze? Może skoro i oni nie zdołali się jej oprzeć, to znaczy, że nie ja jedyny jestem skończonym frajerem?

Przyglądam jej się bliżej. Enisa wygląda jakoś doroślej. Ma dłuższe włosy, rozjaśnione, chociaż schodząca z nich farba nadaje im trochę niechlujnego wizerunku. I wtedy dociera do mnie, że to wciąż ta sama dziewczyna, z którą przeżyłem najpiękniejszy miesiąc swojego życia, jedynie starsza o rok i o kilka bolesnych doświadczeń.

– Dobrze – odpowiadam. – Więc mów, słucham.

– Tu? – pyta, zaskoczona.

– A co? To złe miejsce? Trudno, bo ja nigdzie się stąd nie ruszam.

– Nie jesteśmy sami...

– Nie mam przed chłopakami sekretów, przed Larą i Haną też. Ty masz? To może nadal zamierzasz coś kręcić?

Hana wzdycha głośno. Jan chwyta ją za rękę. Kris, Lara i Jure oczekują na rozwój wypadków, a Nace natomiast szturcha mnie w ramię. Przesadziłem?

– Skoro nie ma innej opcji... – zaczyna Enisa. Nie wierzę... ona serio zamierza to zrobić, opowiedzieć mi swoją historię przy tylu świadkach. Domyślam się, jaka musi czuć się przestraszona i upokorzona. Nie chcę, żeby się tak czuła. Dlaczego więc jej to robię?! Dlatego może, że sam jestem upokorzony. W ten sposób chcę zachować tę resztkę swojej godności. Ale wówczas dzieje się coś niespodziewanego.

– My wyjdziemy – oznajmiają równocześnie Hana i Jan.

– My też – dodaje po chwili Lara, ciągnąc za sobą Krisa.

– Idę trochę poplotkować z moją najlepszą przyjaciółką – oznajmia Jure i szczerzy się w kierunku Hany. Jan na szczęście nie ma problemu z tym, że ten z uporem nazywa tak jego dziewczynę.

– Bojči, chcesz, żebym też wyszedł czy mam z tobą zostać? – pyta mnie jako jedyny Nace.

Pochwycam smutne spojrzenie Enisy i odpowiadam, że chyba dam sobie radę bez niego.

Enisa nie rusza się z miejsca. Najpierw myślę, że czeka, aż wszyscy wyjdą, ale kiedy zostajemy sami, ona wciąż stoi tam, gdzie stała. Naprzeciwko mnie.

– Chodź, pogadamy na górze. Masz ochotę na wodę? Colę? Może piwo? – pytam, starając się ukryć drżenie w głosie.

– Nie.

Chwytam Enisę za rękę i prowadzę na antresolę. Widzę, że i ona jest kłębkiem nerwów, choć coś nie pozwala jej się poddać i przywiodło ją aż tutaj.

Nie zapalamy światła, to dobiegające z dołu tworzy tylko lekki półmrok. W ciszy siadamy obok siebie na kanapie, zbyt blisko siebie. Nadal trzymam jej dłoń w swojej, choć obie stały się lepkie od potu. Tak bardzo chciałbym przytulić Enisę i poczuć ciepło jej ciała, nie jedynie rąk. To wciąż jesteśmy my, dwoje zakochanych, wymieniających się na plaży bransoletkami na znak swojej miłości. Enisa nadal swojej nie zdjęła...

Na szczęście w porę przytomnieję, odsuwam się i odkładam jej dłoń. Enisa rozgląda się dookoła. Czy rozpoznaje ten dom z moich opowieści?

– Wiesz, że cię szukałem? – zaczynam, pełen pretensji. – Byłem z powrotem w Neum, pytałem o ciebie, martwiłem się, że może coś ci się stało! Ale odkryłem tylko tyle, że przez cały czas mnie okłamywałaś. Nie jesteś Safiją. Nazywasz się Enisa Petrovič. Nie miałaś wtedy dwudziestu jeden lat, tylko dziewiętnaście. Wiem już dużo. Może za dużo.

– Nie, Bojan – odpowiada Enisa i po raz pierwszy patrzy mi prosto w oczy. – Uwierz, że nie znasz jeszcze nawet połowy mojej historii.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥