17 marca 2024

The Perfect Crime [ 3 ]

 .



Na zewnątrz było dość ciepło. Jednak po czasie spędzonym w więziennych murach, Jungmi pragnęła świeżego powietrza. Choć nie chciała dać znać po sobie, rozmowa z osadzonym była dosyć ciężka. I nie chodziło tutaj o jego toporność na współpracę, unikanie odpowiedzi na proste pytania.

Sohn Hyun Woo był absorbujący. W każdym tego słowa znaczeniu.

Pomimo tego, że wcale nie chciał pomóc w śledztwie. W sumie Jungmi się tym nie zdziwiła. Jeżeli ktoś jest liderem, zwłaszcza tak zorganizowanej grupy, to na rękę jest mmu opóźniać śledztwo.

Shownu po prostu się do niej nie wtrącał.

— Na razie — szepnął Kihyun, gdy wsiadali do zaparkowanego na odpowiednim miejscu samochodu.

— Co proszę?

Te dwa słowa były dla komisarz niczym podmuch wiatru. Zamrugała oczami, a wzrok utkwiła w siadającym partnerze.

— Na razie musimy poczekać na wyniki z laboratorium — rzekł Yoo ponownie. — Jeżeli na materiale dowodowym znajdziemy odciski, będziemy mieć większe uprawnienia i przyzwolenie na zajęcie dodatkowych dokumentów.

Kim przygryzła policzek od środka. Zorientowała się, że w drodze do auta nie zwracała uwagi na partnera, a już na pewno nie na to co mówił. Tak jak wcześniej pomyślała, przesłuchanie Hyunwoo wyprowadziło ją z równowagi.

— Wolałabym, aby ten cały Shownu zdradził coś.

— Na to nie licz — westchnął Kihyun, zapinając pas. — Odkąd zaczęła się ta sprawa nic nawet nie pisnął. Próbowałem kilkakrotnie go przycisnąć.

Yoo odpalił samochód, a następnie wyjechał z więziennego terytorium. W radiu leciała jedna z wolniejszych piosenek, a Jungmi patrzyła na obraz za szybą. Mijali wysokie budowle, biurowce, uliczne knajpki i nawet budynek urzędu. W końcu dojechali na komisariat.

— Posłuchaj Jungmi — wtrącił Kihyun, wciąż pozostając na swoim miejscu. — To nie jest łatwa sprawa. Starałem się o ten przydział, bo jesteś doskonałym śledczym. Najlepszym wśród innych na tym komisariacie.

— Nie wróciłeś do miasta wyłącznie z tego względu?

— Dostałem tę sprawę dość dawno. Jednak miałem problem z kilkoma rzeczami. Nie wygrałbym sam w pojedynkę.

— Dobrze wiesz — przerwała, kładąc rękę na dłoni partnera. — Jesteśmy przyjaciółmi, pamiętasz?

— Mały palec — zaśmiał się w odpowiedzi Yoo. — Nasza obietnica.

— Byliśmy wtedy młodzi.

— Życie po akademii to całkowicie co innego. Tutaj nie możemy niczego poprawić. Kiedy przychodzi taki moment…

— Na stare lata robisz się rozczulający?

Jungmi zaśmiała się i spojrzała na twarz przyjaciela, która przybrała delikatny kolor purpury. Czyżby Yoo Kihyun się zarumienił?

— Nie jestem taki stary — zaprotestował. — Mam tylko trzydzieści lat!

— Dla mnie wciąż zachowujesz się jak ten nastolatek wkraczający do akademii — Jungmi poprawiła się na siedzeniu. Rozmawianie o starych czasach było dla niej dość niekomfortowe. — Z tym, że może coś jednak dojrzałeś.

— Jestem bardzo dojrzały. Dlatego wiem, co będziesz chciała zrobić…

Kim odwróciła wzrok. Nie mogła pokazać, że wciąż zależy jej na Yoo. W końcu już nie była tą samą, młodą adeptką, która zapatrzona w starszych kolegów, pragnie się z nimi zmierzyć. W tamtych czasach Kihyun był dla niej wsparciem i pozwalał, że na chwilę zapomniała o słabościach.

— Nie jestem taka jak wcześniej.

— Chcesz szybko zmienić temat, więc coś jest na rzeczy.

Wszystkim wydawałoby się, że bycie córką głównego komendanta to wyjątkowy atut, zwłaszcza, kiedy wkracza się w progi akademii. Nic bardziej mylnego. Przez narzuconą presję i przypiętą łatkę “córki”, Jungmi miała wyjątkowo ciężko. Nie mogła opuszczać się w nauce, musiała ze wszystkiego być najlepsza. Starała się ze wszystkich sił, aż nie poznała Kihyuna.

— Nie poprosiłeś o ten przydział tylko po to, abym odgrywała przed wszystkimi, że śledztwo jest w toku.

— Przecież jest.

— Utkwiłeś w martwym punkcie — szybko zauważyła. — Dlatego mnie potrzebujesz. Bo doskonale wiesz, że odnajdę tą lukę, małą dziurę, niewielki szczegół, który mógł ci umknąć.

— Jak ty mnie dobrze znasz.

Jungmi popatrzyła jeszcze raz na Yoo, który odpiął pas i otworzył drzwi. Następnie skierowali się w stronę wejścia na komisariat.



Do swojego gabinetu wkroczyła z ogromnym uśmiechem na ustach. Wczorajsza rozmowa z więźniem znacząco poprawiła jej humor. Niemal zdążyła zapomnieć o byłym współlokatorze Hoseoka, który próbował ją napastować. W głowie cały czas wspominała wyłącznie twarz swojego wybawiciela będącego jednocześnie przestępcą. 

Pracę zaczęła z nadzieją, że znów go zobaczy. Tym razem miała jednak chciała, by ich rozmowa trwała nieco dłużej. Może nawet byłaby w stanie poznać go lepiej? Może nawet… Nie, nie, nie! Ona była lekarką, a on przestępcą! 

Jae Hee podniosła wzrok na drzwi, gdy usłyszała, że ktoś do nich puka. 

— Proszę — powiedziała głośno. 

Do pomieszczenia wszedł Chang Kyun z poważnym wyrazem twarzy. Lee przełknęła ślinę. Zaraz na jego buzi pojawił się jednak uśmiech. 

— Jak minął ci wieczór? — zapytał spokojnie i usiadł na łóżku przeznaczonym dla badania chorych pacjentów. — Mam nadzieję, że zasnęłaś spokojnie. 

— Dawno nie spało mi się tak dobrze — odparła bez zastanowienia. — Przytłacza mnie jednak nadmiar dzisiejszej pracy do wykonania. Wczoraj nie byłam już w stanie pracować normalnie. 

— Zmęczona byłaś — odpowiedział, po czym wstał i oparł się o blat biurka. — Z chęcią ci dzisiaj pomogę. Mam nawet dla ciebie pierwszego pacjenta. Oczywiście tym razem będę bardziej ostrożny. 

— Bardzo bym o to prosiła — szepnęła Lee. — Ostatnio jednak nie dopilnowałeś swoich obowiązków… Nie mam ci tego za złe…

— Ale wyrządziłem ci krzywdę, którą chcę teraz naprawić — powiedział, drapiąc się z tyłu głowy. 

Jae Hee uśmiechnęła się lekko, po czym wstała ze swojego biurka. Skoro miała już zacząć pracę, to woliła zrobić to już teraz. Chciała również choć przez chwilę zająć głowę myślami czymś innym niż Hoseok. W pewnym sensie – mężczyzna stał się jej narkotykiem, a przecież… znała go tak krótko.  

— Zabierz mnie do pacjenta — zaśmiała się, a Changkyun kiwnął ruchem głowy. 

— Tak jest, pani doktor — odpowiedział na rozkaz z uśmiechem. — Mam dla ciebie miłą niespodziankę!

Kobieta zmrużyła powieki, ale pozostawiła jego wypowiedź bez komentarza. 

Para opuściła gabinet lekarski, a następnie skierowała się w stronę pomieszczenia, które służyło jako poczekalnia. Zazwyczaj strażnicy brali czterech więźniów na badania, z czego dwójka od razu wchodzi do lekarza, a pozostali czekali właśnie w tym miejscu. Dlatego Jae Hee nie ukrywała zdziwienia, rozszerzając szeroko powieki, gdy na drewnianej ławce ujrzała siedzącego Hoseoka. 

— Ha? — jęknęła Lee, a strażnik popchnął ją lekko do przodu. 

— Wiem, że chciałabyś z nim jeszcze przez chwilę porozmawiać — odparł Chang Kyun i rozejrzał się wokół. — Macie chwilę czasu, zanim mój zmiennik się pojawi. Potem jednak do ciebie jednak wpadnę. 

— Widzę, że pani doktor lubi ze mną spotkania — wtrącił Ho Seok i wygodnie rozsadził się na ławce. 

— Zazwyczaj spotkania nie zależą ode mnie — zaśmiała się, a on wstał. 

Dźwięk kajdanek rozniósł się po pomieszczeniu. Był skrępowany przy nadgarstach i kostkach. Jae Hee musiała przyznać przed sobą, że wyglądał na jeszcze bardziej niebezpiecznego człowieka. 

— Wczoraj… 

— Wczoraj chciałam podziękować — wtrąciła. — Jestem… 

— Bardzo uprzejmą kobietę — dodał, po czym zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko. Lee nie odsunęła się nawet o krok. Poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele. 

Pragnęła, aby znalazł się jeszcze bliżej. 

— Źle się czuje — wyszeptał jej na ucho. — Raz jest mi bardzo zimno, a raz gorąco…

Jae Hee cofnęła się, a następnie położyła dłoń na jego czole. 

— Nie masz gorączki — skomentowała od razu, a on parsknął śmiechem cicho. 

— To przez ciebie — odparł, po czym odsunął się i znów usiadł na ławce. — Pomyśl o tym, co powiedziałem, a ja pójdę do celi… 

Kobieta zamrugała parę razy powiekami, nie do końca rozumiejąc sytuację. Co miało oznaczać to: Raz jest mi bardzo zimno, a raz gorąco…, w odniesieniu do niej? 

Po chwili rozstała się z mężczyzną, obserwując w korytarzu jego oddalające się ciało. 



Kiedy dostała rano wiadomość od razu poderwała się z łóżka. Praktycznie nie patrzyła na to co zakłada, ani nie miała czasu zjeść śniadania. Niesforne włosy związała szybko w koński ogon, a na nogi włożyła wysłużone adidasy. Biegiem dopadła samochód, by po chwili znaleźć się pod bramą więzienia Seodaemun.

Przywitał ją jeden ze strażników, który uśmiechając się pogodnie zaczął rozmowę od przyziemnych spraw. Jungmi nie słuchała go zbytnio, mając nadzieję, że uda jej się uzyskać nowy, dość znaczący  dowód w sprawie. W końcu sam skazany chciał z nią porozmawiać. Kihyun wcześniej mówił, że Shownu tylko milczy, nie dając szansy na jakąkolwiek rozmowę. A przecież przy niej nawet wypowiedział kilka zdań.

Wiedziała, że nie powinna być niczego pewna w życiu, no z wyjątkiem śmierci i podatków, jak zawsze mawiał dziadek. Lecz podświadomość kreowała niewielką nadzieję i scenariusz na to, że w końcu złamie osadzonego. Chciała pomóc Kihyunowi w tej sprawie, lecz skłamała gdyby nie potwierdziła, że najbardziej zależało jej na uznaniu głównego komendanta. Ojciec zawsze szczędził jej pochwał, sprowadzając na ziemię. Surowe wychowanie było w jego opinii najskuteczniejszym.

Kroczyła przed siebie w doskonale znane miejsce. Za opancerzonymi drzwiami znajdował się więzień, który został wcześniej wprowadzony do pokoju przesłuchań. Strażnik otworzył drzwi i weszła do środka. Shownu siedział przypięty kajdankami do stołu. Od tyłu wyglądał jeszcze groźniej. Szerokie barki i plecy potęgowały uczucie, że jest bardzo silnym mężczyzną. Więzienny uniform praktycznie opinał jego ciało.

Jungmi wyminęła go, a następnie usiadła naprzeciwko.

— Więc, jednak chcesz ze mną porozmawiać?

Jej głos był spokojny. Nie chciała sprowokować więźnia, ani pokazać, że ma nadzieję na owocną współpracę. Niestety Shownu milczał, jak zawsze.

— Jasne, sprowadziłeś mnie tutaj tylko dla zabawy.

Obserwowała jego twarz. Osadzony popatrzył na nią, a zaraz potem na strażników.

— Po prostu nie lubię być podsłuchiwany — rzekł luzacko. — Ci strażnicy nie wiedza co to jest prywatność.

Jungmi od razu załapała o co chodzi.

— Wyjdźcie — rzuciła do stojących obok strażników.

— Ale jeżeli… — zaczął jeden z nich.

— Dam sobie radę.

— Nie możemy panią zostawić.

— Wyjdziecie po dobroci? — jej głos był surowy, lecz opanowany. — Dam sobie radę. On ma ciężkie kajdanki, a ja ukrytą berettę.

Strażnik patrzył to na komisarz to na osadzonego. Zdawałoby się, że nie jest zadowolony z jej pomysłu, jednak jego towarzysz pociągnął go w stronę drzwi.

— Chodź — wyszeptał do partnera. — Lepiej jej nie podpaść.

Funkcjonariusz więzienny poddał się i razem z kolega wyszli za drzwi. Oczywiście dodali, że w razie potrzeby będą interweniować.

— Jestem pod wrażeniem — rzekł z uznaniem Shownu.  — Jesteś kobietą, a oni trzęsą gaciami przed tobą.

— W tym zawodzie kobieta musi być twarda, jeżeli chce przeżyć.

Jungmi nużyła rozmowa o jej zasadach. Nie chciała rozmawiać o sobie, a zdawała sobie sprawę, że skazany próbuje odwrócić uwagę od siebie. Nie wiedziała jedynie, co chce przez to uzyskać?

— Podobno masz do mnie sprawę — rzuciła akta na stolik. — Może jednak zaczniemy współpracować.

— To tylko i wyłącznie od ciebie zależy — odpowiedział. — Możemy zawrzeć umowę. Moje zeznania za przysługę.

— Nie wchodze we współpracę z kryminalistami.

— To, że jestem skazany nie oznacza, że jestem kryminalistą.

Jungmi prychnęła pod nosem. Co za tupet.

— Powiem ci co wiem, a ty załatwisz dla mnie informację na temat jednego faceta. Muszę wiedzieć, gdzie się znajduje. To będzie takie nasze give and take

— Po co ci te informacje?

Shownu uśmiechnął się dyskretnie. Następnie wypuścił powietrze.

— Ponieważ chcę go zabić.

— Nie bawisz się w półśrodki?

— Nie lubię marnować czasu.

— Wiesz, że właśnie przyznajesz się przed funkcjonariuszem do zabójstwa.

— Do planu, niekoniecznie ja go wykonam.

Jungmi kolejny raz prychnęła, a później pokręciła z niedowierzaniem głową.

— Tak jak mówiłam, nie będę twoją wtyką w policji. Szukaj innej naiwnej osoby. Życzę powodzenia.

— Dobre wiesz, że mogę to zrobić — westchnął. — Jednak cię lubię i chciałbym ci dać kilka cennych informacji. Ale rozumiem, kiedy sprawa jest przegrana.

Komisarz patrzyła jak Shownu wzywa strażników, a później tak po prostu zostawił ją z wieloma znakami zapytania i bolącą od rozczarowania głową.



Choć kolejne spotkanie było krótkie, Jae Hee czuła satysfakcję. Rozmowa z więźniem przebiegła w inny sposób niż to sobie wyobrażała, ale nie mogła narzekać. Wonho – tak kazał się nazywać Ho Seok – był nadwyraz pewny siebie. Choć zazwyczaj Lee nie przepadała za takimi jednostkami, było w nim coś magicznego. 

Coś tak cholernie pociągającego… uzależniającego… niczym ta pieprzona morfina…

Kobieta pokiwała głową, by pozbyć się ze swoich myśli obrazu przestępcy. 

Oparła się o ścianę, gdy zamykała swój gabinet. Nie była w stanie zapomnieć o uroczym uśmiechu Wonho. Przybliżyła złączone dłonie do klatki piersiowej, by móc uspokoić swoje myśli. Powinna wrócić do rzeczywistości i wreszcie wziąć się za swoją pracę. Niestety szybko bijące serce utrudniało jej trzeźwe myślenie. 

Jae Hee uśmiechnęła się pod nosem, po czym podeszła do blatu biurka, na którym położone były karty pacjentów. Wzięła do ręki pierwszą papierową kopertę i zaczęła ją przeglądać. 

Kojarzyła imię i nazwisko zapisane na kartce, ale nie potrafiła przypisać do tego mężczyzny wyglądu któregoś z więźniów. To był dopiero początek jej pracy, więc musiała się przyzwyczaić do więzienia oraz jego mieszkańców. Czekało ją mnóstwo wysiłku, by zapamiętać wszystkich pacjentów – ale cóż… taka była jej praca. 

Uwagę kobiety odwróciło wejście do jej gabinetu dobrze znanego strażnika. Mina Chang Kyuna nie zdradzała żadnych emocji. 

— Coś się stało? — zapytała od razu i odłożyła kartę, by skupić uwagę na mężczyźnie. 

— Nie możesz już dłużej spotykać się sam na sam z Ho Seok’iem — powiedział spokojnie, stojąc na baczność. — Między więźniami zaczynają się robić plotki… Nie możemy pozwolić na to, by krążyły historie o tobie i przestępcy. Nie tylko twoja kariera wisi na włosku w takim przypadku, ale i moja. 

— Ale…

— Tutaj nie ma żadnego „ale”, pani doktor — odparł. — Musimy utrzymać swoje stanowiska, by móc wyżywić się w tym świecie. Nie możemy tego zaprzepaścić przez jednego przestępcę. 

— Rozumiem — odpowiedziała Jae Hee ze smutkiem wypisanym na twarzy. 

— Wybacz, że ci to mówię…

— Nie, spokojnie — powiedziała kobieta i usiadła na swoim krześle. — To zrozumiałe. Dziękuję, że przyszedłeś. 

 — Lepiej współpracować. 

Po wypowiedzeniu dość dziwnego zdania wyszedł. Jae Hee wpatrywała się w zamknięte drzwi przez dłuższą chwilę. Chang Kyun od początku był jakiś dziwny i podejrzany, ale zdecydowanie wynikało to z jego charakteru. 

— Ech… — westchnęła Lee, gdy jej myśli znów zaczęły krążyć wokół Wonho. — Głupia jesteś… Nie rozmawiaj z nim nigdy więcej… Nie możesz pozwolić na to, byś straciła swoją posadę…



Coś w tej całej układance nie dawało jej spokoju. Jungmi była taką osobą, że gdy coś zaczęła, trudno było ją powstrzymać przed ukończeniem. Tak było w życiu prywatnym i zawodowym. Po ojcu odziedziczyła trudny charakter, co z resztą było szanowane w społeczności, jaką tworzyli funkcjonariusze.

Siedząc w samochodzie przeglądała notatki, które do tej pory sporządził Kihyun. Coś w tej sprawie jej nie pasowało. Podniosła wzrok, obserwując budynek więzienia. Było już późno i na tyle wcześnie, żeby móc na spokojnie poukładać swoje myśli.

Postanowiła sprawdzić bilingi szefa całej bandy. Od razu postawiła na jego miejscu Shownu, który wyjątkowo odznaczał się intelektem i swego rodzaju odpowiednią aparycją. Wzrokiem brązowych tęczówek śledziła więzienne mury i odnalazła okno odpowiedniej celi. Światło w niej było zgaszone, aczkolwiek ujrzała delikatny płomyk. Zapewne więzień zapalił świeczkę i nawet myślał, jak wydostać się na wolność.

Jungmi nie mogła odrzucić tej wersji wydarzeń. Musiała być przygotowana na wszystko. Nawet próbę sabotażu, czy ucieczki przestępcy.

Ponownie pochyliła się nad papierem zapełnionym nieznajomym numerem. Ciężko było go zlokalizować, a ponieważ nie był zarejestrowany w systemie, nijak mogli go namierzyć.

— W co ty pogrywasz kolego? — powiedziała w eter i przygryzła wargę.

Stukała nerwowo w kierownice palcami, wybijając tylko sobie znany rytm. To pomagało jej skupić myśli.

Grupa przestępcza zajmowała się szeroko pojętym zorganizowanym rozbojem, praniem brudnych pieniędzy, oraz była powiązana z seulskim kartelem. Prowadzili nie tylko interesy w państwie, ale próbowali swych sił poza granicami Korei. Poza wytwarzaniem i dystrybucją narkotyków, w tym kokainy, benzodiazepin, morfiny i LSD, trudnili się sprzedażą broni, wyłudzaniem haraczy i nawet zamachem terrorystycznym w niewielkiej urzędniczej dzielnicy.

Jungmi wertowała kartki, próbując się zbliżyć do końca, lecz siedząc już dobrych parę godzin w samochodzie, nie dotarła nawet do połowy materiałów. Oceniła, że Kihyun troszkę zaniedbał swojej pracy, co było dziwne jak na niego. W materiałach przygotowanych przez Yoo brakowało kilku stron i raportów.

Po kolejnej godzinie zaczęły jej cierpnąć nogi i drętwieć ręce. Jungmi postanowiła wysiąść z samochodu i rozprostować się trochę. Już świtało.

Zamknęła samochód i skierowała się do bramy dla odwiedzających. Zauważyła kilku strażników, którzy zdziwieni pytali, co robi tu o tak wczesnej porze?

— Zaprowadźcie mnie do sali przesłuchań — powiedziała krótko.

Każdy z nich nie był zadowolony z jej rozkazu, tłumacząc się przepisami.

— Widziałam jak spaliście na warcie — rzuciła sucho. — Jeżeli Sohn nie będzie w tej sali za pięć minut, dostaniecie warunkowy urlop. Jeżeli nie będzie go za dziesięć, możecie pakować się do Daegu. Za piętnaście wydalą was ze służby.

Kim Jung Mi znana była, że nigdy nie żartuje. W dodatku wśród naczelników uchodziła za prawdziwą piranię i zawsze osiągała swój cel.

Gdy zajęła miejsce przy stole, drzwi do sali się otworzyły, a w nich stanął nie kto inny niż Sohn Hyun Woo. Na jego twarzy nie znalazła ani grama zdziwienia. A nawet zanotowała, że kąciki ust podniosły się niebezpiecznie do góry.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥