1 marca 2024

Wszystkie jej imiona [ 27 ]

 


ENISA's POV

Przerażające obrazy wracają do mnie we śnie. Dom na przedmieściach, pełen strachu wzrok mojej przyjaciółki, groźby skierowane w naszą stronę, ucieczka, pościg i poślizg. Potem już tylko huk i ból. Gdy śpię, podświadomość przypomina mi sceny, które wyparłam i o których dowiedziałam się dopiero z relacji świadków.

Chcę ją uratować. Chcę uwolnić moją przyjaciółkę spod kontroli tego obrzydliwego typa. Ale żeby to zrobić, muszę wcześniej uwolnić ją z dymiącego samochodu. To nie jest proste, kiedy ona się nie rusza. Wtedy znów pojawia się on. Coś do mnie krzyczy. Nazywa mnie jej imieniem. Przyciska moje ramiona do siedzenia samochodu, a ja wiem, że muszę walczyć. Mobilizuję więc wszystkie siły, by odepchnąć go od siebie. Teraz to ja krzyczę. Krzyczę, krzyczę, krzyczę, a emocje wybudzają mój mózg ze stanu uśpienia.

Leżę cała oblana potem w hotelowym pokoju w Neum. Nie mogę zaczerpnąć tchu, jakby ktoś wyssał stąd cały tlen. Ktoś przyciska moje ramiona do łóżka. To Bojan, więc przestaję walczyć, poddaję się mu i rozluźniam wszystkie, wręcz boleśnie napięte, mięśnie.

– Safija. Safija, już dobrze, to tylko zły sen – mówi i bierze mnie w ramiona, jak przerażone dziecko budzące się z koszmaru. Nie mogę mu odpowiedzieć. Nie mogę w ogóle wydobyć z siebie głosu. Z moich ust wydostają się tylko żałosne jęki. Bojan podnosi się lekko, by nie uciskać mnie ciężarem swojego ciała, lecz pozostaje pochylony nade mną. – Ciii, oddychaj, powoli, oddychaj. – To przecież proste... – Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech... – Nie wiem, jak długo Bojan powtarza mi te czynności, ale w końcu się uspokajam. Nie chcę rozmawiać o tym, co mi się śniło. Przede wszystkim nie mam na to siły. Jestem wyczerpana, psychicznie i fizycznie, moje nogi i ręce są drętwe, jakby ogarnął mnie chwilowy paraliż. Bojan na szczęście o nic nie pyta. Układam się na boku, zwijając się w kłębek jak mały bezbronny kociak, a Bojan przytula się do moich pleców, pewnie z nadzieją, że rano nie będę o niczym pamiętała.

Ale niestety pamiętam, postanawiam tylko udawać, że nie.

To byłby mój dzień wolny, gdybym nie zamieniła się z kumplem, by móc wczoraj zorganizować urodziny Vladki. Gdy dzwoni mój budzik, jest więc bardzo wcześnie. Powoli wyswobadzam się z objęć Bojana, tak by go nie obudzić. Idę do łazienki, a kiedy wracam, zauważam, że on już nie śpi. Siedzi na łóżku, zupełnie rozbudzony, z zabawnie potarganymi włosami.

– Safija... ja... nie chce na ciebie naciskać, ale... zostały dwa dni do mojego wyjazdu... czy ta noc to była odpowiedź na pytanie, które zadałem ci przedwczoraj w restauracji? – w końcu wyrzuca to z siebie i widzę, że się stresuje, samym wypowiedzeniem tych słów oraz moją reakcją.

Przysięgam, nigdy z nikim nie kochałam się tak namiętnie jak z nim tej nocy. Czy mógł to wziąć za odpowiedź? Pewnie, że mógł. Ale to akurat nie jest proste, o wielu rzeczach muszę mu jeszcze opowiedzieć i wtedy jego reakcja okaże się decydująca.

– Pogadamy o tym wieczorem, OK? – odpowiadam z uśmiechem, który czuję, że wychodzi mi tak jakoś sztucznie.

– OK. – Bojan wodzi za mną wzrokiem, gdy ubieram się w ciuchy z wczoraj, bo przecież wszystkie inne są w moim pokoju na ostatnim piętrze. Będę musiała tam jeszcze iść, wykąpać się i założyć strój do pracy. Zanim wychodzę, przysiadam jednak na chwilę obok Bojana. Cmokam go w usta, na co on dotyka delikatnie mojej rozciętej wargi. – Nie chcę, żeby więcej kiedykolwiek ktokolwiek cię skrzywdził – oznajmia.

– Zdrzemnij się jeszcze – mówię w odpowiedzi i wymykam się na korytarz.

Zanim ogarniam się w pokoju i schodzę do restauracji, widzę jeszcze, że wczoraj wieczorem dzwoniła do mnie mama, ale jest już późno i nie mam czasu teraz się na tym koncentrować.

– Wyglądasz, jakbyś była na kacu – oznajmia na mój widok Hana, a ja przyznaję jej rację.

– Bo tak właśnie jest... jakkolwiek to zabrzmi, upiłam się na urodzinach Vladki – mówię konspiracyjnym szeptem, bo obok krąży Amira i przygląda się nam podejrzliwie, a nie chcę, by miała kolejny powód do czepiania się mnie i mojej pracy.

Oczywiście chłopacy zjawiają się na śniadaniu dopiero, kiedy kończymy je wydawać. Wtedy na szczęście czuję się już trochę lepiej i mam nadzieję, że tak też się prezentuję. Bojan, Martin, Kris i Lara siedzą po mojej stronie sali. Jan i Jure znowu przenieśli się na tę, którą obsługuje Hana.

Myślę o dzisiejszym wieczorze. Układam sobie w głowie, co chcę powiedzieć Bojanowi, choć wiem, że pewnie gdy przyjdzie co do czego, i tak wszystko zapomnę. Muszę pomyśleć w spokoju, usiąść i zastanowić się, jak opowiedzieć mu o sprawach, które wciąż bolą i które również jemu pewnie przyniosą ból. Co z tego, że moje uczucia do niego są szczere, nic nie zmieni faktu, że go oszukiwałam. Udawałam kogoś, kim nie jestem. Podawałam się za osobę, która nie żyje. I to nie żyje przeze mnie.

Dlatego gdy kończymy sprzątać po wydawaniu śniadań, odrzucam zaproszenie Bojana na plażę pod pretekstem, że chcę się wyspać. Idę do swojego pokoju, który znowu nagrzał się do piekielnych temperatur, więc włączam wentylator.

Od czego mam zacząć? Bojan już zna historię mojej przyjaźni z Safiją do momentu, kiedy nasza relacja na chwilę osłabła, a potem na nowo rozkwitła. Wie, że to się zdarzyło na studiach. Ale to Safija na nich była, ja jeszcze uczyłam się w technikum. Od tego powinnam zacząć. Od prawdziwych informacji na swój temat. A potem powoli przejść do kontynuowania historii, której najważniejszy fragment pominęłam, gdy opowiadałam mu o swojej przyjaciółce podczas wycieczki na jachcie.

Z rozmyślań wyrywają mnie wibracje dzwoniącego telefonu. W pierwszej chwili jestem przekonana, że to Bojan, choć skoro napisałam mu, że chcę jeszcze trochę pospać, to trochę do niego niepodobne, żeby mi przeszkadzał. Zerkam na ekran i widzę, że to mama. No tak, dzwoniła już wcześniej, a ja ani nie odebrałam, ani nie oddzowniłam. Naciskam zieloną słuchawkę.

– Tak?

– Eni... – Głos mamy brzmi niepokojąco poważnie i ja już wiem, że stało się coś bardzo złego i że od dawna już to przeczuwałam, rosło we mnie napięcie, a dzisiejszy koszmar był jego zwieńczeniem. – Eni, sama nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. Wczoraj była u nas policja. Odkryli coś nowego w sprawie... wypadku i chcą z tobą rozmawiać. Musisz się do nich zgłosić.

Nie! To nieprawda. Ja nic nie wiem, nic więcej nie pamiętam, nie chcę pamiętać! Czemu to znowu się dzieje? Czemu ponownie muszę przez to przechodzić? Strach odbiera mi mowę. Rozłączam się, kiedy mama tłumaczy mi, że obiecała policji, że skontaktuje się ze mną i ściągnie mnie z powrotem. Działam jak w amoku, wypadam na korytarz, po czym uświadamiam sobie, że to tu, w swoich czterech ścianach jestem chwilowo najbezpieczniejsza. Cofam się do pokoju, zatrzaskuję za sobą drzwi i oparta o nie plecami, osuwam się na podłogę. Ukrywam twarz w dłoniach. Nie płaczę. Nie krzyczę, jestem zupełnie oniemiała.

To koniec. Nie wiem, co robić. Przez chwilę tracę poczucie rzeczywistości, tak jakbym ja to wcale nie była ja. Jakby to wszystko dotyczyło kogoś innego. Kiedyś już czułam coś w tym stylu. Kiedy obudziłam się w szpitalu po wypadku i nie mogłam sobie nic przypomnieć. Może później też nie będę pamiętała tego, co dzieje się ze mną w tej chwili?

Chcę, by ktoś mnie przytulił, ktoś, kto o wszystkim wie, bo wtedy nie musiałabym nic tłumaczyć, niczego wyjaśniać. Jedyne, o czym marzę, to czułe ramiona mojej mamy. Gdy się w nich znajdę, będę mogła pozwolić sobie na żal, rozpacz i łzy. Wstaję i działając jak automat, zaczynam pakować swoje rzeczy. To, co się nie mieści, na przykład kwiaty od Bojana, pakuję do dużego czarnego worka do śmieci i po prostu wyrzucę. Kiedy wyłączam wentylator, przyglądam mu się ze smutkiem. Przez chwilę rozważam, czy nie zabrać go ze sobą, ale jest dość duży i byłoby mi z nim niewygodnie, poza tym za bardzo przypominałby mi o osobie, od której go dostałam, a której po prostu nie mogę w to wszystko wciągać. Głupia idiotka!, walę się otwartą dłonią w czoło. To prawdopodobnie jedyny świadomy i w pełni kontrolowany gest, który w tym momencie wykonuję.

Opuszczam hotel, wymykając się bocznym wyjściem. Jak tchórz. Jak oszust. Jak przestępca. Wyjmuję kartę SIM z telefonu.

Dwie godziny później siedzę już w autokarze, który zabierze mnie do Sarajewa. Stamtąd dojadę do domu podmiejskim busem. Przez całą drogę jestem zupełnie nieobecna. Choć słucham muzyki w słuchawkach, nie umiem potem powiedzieć, jakie piosenki właściwie w nich leciały. Czuje się, jak gdyby tak naprawdę mnie tu nie było. Wiem, że ta blokada, którą narzuciłam na swoje myśli, to jedyny sposób, by się nie rozpaść, i staram się ją utrzymać jak najdłużej. Z każdą kolejną nazwą miejscowości te myśli jednak coraz bardziej na nią napierają. Co ze mną będzie, gdy ją sforsują?

Jak mogłam uwierzyć we własne szczęście? Czy sądziłam, że żyjąc, jakbym była Safiją, pewnego dnia naprawdę się nią stanę? Czy myślałam, że jeśli opowiem swoją prawdziwą historię Bojanowi, zamknę przeszłość? Wystarczył jeden telefon, bym zrozumiała, że to nie mogło trwać.

To nie mój ból próbuje wycisnąć mi z oczu łzy. To świadomość bólu, który on poczuje. Ale tak jest lepiej, tak naprawdę jest lepiej.

Niech uzna, że stchórzyłam, nie miałam dość odwagi, by przyjąć jego propozycję wspólnego życia i nie potrafiłam nawet powiedzieć mu tego wprost. Chyba lepiej wspominać dziewczynę, która okazała się po prostu naiwna i niedojrzała, niż która okazała się oszustką...

Sama jestem zdziwiona, że tak długo jakoś się trzymam.

Gdy wchodzę do domu, rodzice oglądają telewizję. Dalili nie ma, a Lina układa puzzle na podłodze w swoim pokoju. Nie odzywam się. Skąd więc oni wiedzą, że to ja? Po chwili wszyscy stoją w korytarzu i wpatrują się we mnie, jakby zobaczyli ducha. Czy oni też się ich boją?

– Mamo! – wołam, wpadając jej w objęcia i wreszcie wybuchając tymi tak długo powstrzymywanymi łzami. – Czy to się nigdy nie skończy?

 

BOJAN's POV

– Daj jej się wyspać – mówi Martin, kiedy po raz kolejny sprawdzam telefon, czy może Safija do mnie nie napisała.

Czuję dziwny niepokój, od kiedy w nocy obudził mnie jej koszmar. To dlatego obiecałem sobie, że już nigdy nie pozwolę nikomu jej skrzywdzić. Chociaż nie zamierzam na nią naciskać, zapytałem o jej decyzję, bo przestraszyłem się, że może jej wczorajszy wybuch namiętności nie był zapowiedzią wspólnej przyszłości, a pożegnaniem. Safija powiedziała, że porozmawiamy wieczorem. Czyżby do tego momentu postanowiła mnie unikać? A może naprawdę po śniadaniu miała ochotę po prostu odpocząć w swoim pokoju?

Kiedy siedzę z chłopakami oraz Larą i Haną na plaży, mam nadzieję, że może jednak później do nas dołączy, ale tak się nie dzieje. Obserwuję, jak inni dobrze się bawią, a ja nie potrafię. Za bardzo się boję.

Wreszcie idziemy z powrotem do hotelu ogarnąć się przed obiadem. Wtedy piszę do Safiji SMS–a "Wyspałaś się?☺️". Nie odpisuje. Nie wierzę, żeby jeszcze spała, bo powinna być już w restauracji. A może jest i dlatego nie odpowiada, bo ma dużo pracy?

Choć wyszła rano, w pokoju, w którym spędziła ze mną noc, wciąż wyczuwam jej energię.

Przebrany spotykam się z chłopakami w hotelowym lobby i idziemy razem do restauracji. Pierwsze, co rejestruję, to zaniepokojony wyraz twarzy Hany. Gdy posyłam jej pytające spojrzenie, mam wrażenie, że odwraca wzrok. Podchodzi do stolika Jana i Jure. Mówi im coś i na ich twarzach też pojawia się niepokój. Co więcej, oni również zaczynają unikać mojego wzroku.

Co tu się dzieje?

Gdzie jest Safija?

Czemu naszą stronę sali obsługuje ta wredna baba, jak jej tam było, Amira???

– Przepraszam – zaczepiam ją, gdy podaje nam nasze porcje. – Gdzie jest Safija?

Amira posyła mi mordercze spojrzenie. Kiedy się odzywa, jej ton jest podszyty nutką złośliwości. Pewnie gdybym nie był gościem hotelu, a ona jego obsługą, już dawno stałbym się ofiarą jednego z jej słynnych wybuchów złości, o których tyle opowiadały dziewczyny.

– Myślałam, że pan mi to powie.

Choć Amira nigdy nie robiła Safiji uwag odnośnie do jej znajomości ze mną, oboje wiedzieliśmy, że musi być świadoma tego, jak wiele się między nami dzieje. Nie dziwi mnie więc jej odpowiedź. Nie podoba mi się tylko ten ironiczny ton. W zasadzie już od dawna mam ochotę przygadać tej babie.

– Może powinna pani do niej zadzwonić? Safija od rana trochę słabo się czuła. Jestem pewien, że zaraz wyjaśni nam, czemu nie pojawiła się w pracy. – Amira wciąż stoi przy naszym stoliku, gdy wybieram numer Safiji. Nie odzywa się. Z równym przejęciem na rozwój wypadków czekają Martin, Kris i Lara. – Nie odbiera.

– No widzi pan, tak to jest, kiedy przyjmuje się do pracy osobę, która zamiast na swoich obowiązkach, skupia się na szukaniu rozrywki – komentuje Amira, po czym odchodzi.

Rozumiem, że jest zajęta, ale taka obojętność i złośliwość wobec swojego pracownika, to moim zdaniem po prostu skandal.

– Co za typiara – rzuca Kris, kiwając głową z niedowierzaniem.

– Wyluzuj, na pewno Safiji nic nie jest – dodaje Martin, zdając sobie sprawę z tego, że z każdą chwilą bardziej i bardziej martwię się o nią.

– Może rzeczywiście zdrzemnęła się i zaspała – uspokaja mnie Lara, zabierając się do jedzenia, co przypomina reszcie o tym, że mają przed sobą stygnące porcję. To wtedy wstaję od stolika, głośno odsuwając krzesło, przez co zwracam na siebie uwagę nie tylko przyjaciół, ale i obcych ludzi wokół.

– Idę do jej pokoju – oznajmiam.

Czy już wtedy wiem, jak to się skończy? Czy w jakiś sposób to przeczuwam? Być może, a mimo to ten widok i tak wywołuje we mnie szok.

W drzwiach jej pokoju jest klucz. Nie muszę go przekręcać. Nie zamknęła ich. Bo i po co, skoro nie zostawiła tam nic poza stojącym w rogu wentylatorem? Z niedowierzaniem wchodzę do jej pustego pokoju i już wiem, że nasza ostatnia noc to jednak było pożegnanie.

 

VLADANA's POV

W końcu nie ustaliłam z Safiją, czy mam dziś czekać na nią na plaży. W poniedziałki nigdy nie pracowała i nie przynosiła nam niczego z kolacji. Dziś jednak miała odrabiać wczorajszą zmianę, z której zrezygnowała, by móc przygotować dla mnie niespodziankę. To były zdecydowanie najlepsze urodziny w moim życiu. Chciałabym jeszcze raz podziękować Safiji i Bojanowi za to, że je dla mnie zorganizowali. Piszę więc do nich, czy widzimy się wieczorem, ale chyba są sobą zbyt zajęci, bo mi nie odpowiadają.

Z nudów i tak mimo wszystko postanawiam wyjść na plażę. To lepsze niż siedzenie w domu w wakacje. Cieszyłam się, kiedy się zaczęły, ale teraz już po prostu mi się dłużą.

Nucąc sobie piosenki Joker Out, spaceruję wzdłuż morza w tę i z powrotem. Rodzice nie każą mi się za bardzo oddalać od domu, więc trzymam się tego kawałka plaży, który można zobaczyć od nas z ogrodu. Na dworze powoli robi się ciemno i wiem, że zaraz mama albo tata i tak zaczną mnie wołać.

A więc Safija nie przyjdzie.

Kiedy już dochodzę do tego wniosku, gotowa wracać do domu, zauważam zbliżającą się z naprzeciwka znajomą sylwetkę. Nie jestem pewna, czy to on, bo idzie jakoś koślawo i chwiejnie, za co pewnie odpowiada opróżniona butelka, którą trzyma w ręce. Nie widzi mnie? Nie chce widzieć? Przechodzi obok, jakbym była niewidzialna. Nie mam już wątpliwości, to on.

– Bojan! – wołam, trochę rozżalona, że mnie zignorował.

Przez chwilę wydaje mi się, że znowu to zrobi, ale na dźwięk mojego głosu się odwraca.

– O, cześć Vladka – mówi z jakimś smutnym uśmiechem i podnosi dłoń w powitalnym geście. Mierzę go czujnym spojrzeniem, starając się odgadnąć, co mu się stało, że doprowadził się do tego stanu, i przede wszystkim, czemu jest sam.

– O co chodzi? – pytam, bo nic już z tego nie rozumiem.

– Safija zabrała wszystkie swoje rzeczy i wyjechała – odpowiada Bojan, wzruszając ramionami, obojętnie, jakby nic a nic go to nie obeszło. Przez moment myślę, że po prostu sobie pójdzie. Dopiero wtedy osuwa się na plażę i zaczyna płakać, a ja zupełnie nie wiem, co robić.

 

MARTIN's POV

Bojan wyszedł z restauracji, zostawiając swój niedojedzony obiad i tyle go widzieliśmy. Z każdą godziną nasz niepokój o niego wzrasta, a fakt, że nie mamy już bladego pojęcia, gdzie go szukać, doprowadza nas do szału.

Gdy dotarliśmy do pustego pokoju Safiji, który musiał odkryć przed nami Bojan, już wiemy, że jest gorzej niż źle. Tak długo dobijałem się do jego pokoju, aż ktoś zwrócił mi uwagę. Założyłem więc, że nie ma go w środku. Nie zastaliśmy go też w hotelowym barze ani w kilku okolicznych. Podzieliliśmy się. Jure został w naszym wspólnym pokoju, ja w hotelowym lobby, a Kris i Lara oraz Jan i Hana poszli go szukać. Niestety bezskutecznie. Całe szczęście, że przynajmniej jego auto stoi na parkingu i że nie był tak głupi, by wsiąść w tym stanie za kółko. Ale nie był też na tyle mądry, by nie wyłączać telefonu czy chociaż napisać nam, że chce pobyć sam i żebyśmy się o niego nie martwili.

Na dworze jest już ciemno, kiedy spotykamy się wszyscy przed hotelem, by ustalić jakiś plan działania. Chyba wykorzystaliśmy już każdy możliwy pomysł, więc zamiast rozmawiać, milczymy. Jan, Jure i Kris palą papierosy.

To wtedy mój telefon zaczyna dzwonić. Głośno wypuszczam z ulgą powietrze z płuc. BOJČI – te pięć liter na ekranie mojego smartfona sprawia, że z serc spadają nam przysłowiowe kamienie.

– Jezu, wreszcie! Bojči, wszyscy cholernie się o ciebie martwimy. Gdzie ty się podziewasz?

Moje zdziwienie jest wielkie, gdy po drugiej stronie słyszę głos... kobiety.

– Dobry wieczór, z tej strony Fatima, mama Vladki. Bojan jest na plaży, trochę za dużo wypił. Branko, mój mąż, przyprowadzi go do hotelu.

To nie jest dobra wiadomość, lecz zła wiadomość to i tak lepsza wiadomość niż jej zupełny brak.

Gdy tata Vladki przyprowadza do nas Bojana, ten przedstawia sobą naprawdę żałosny widok. Dziękujemy za skontaktowanie się z nami i za odprowadzenie go, a potem biorę na siebie obowiązek zaopiekowania się pijanym przyjacielem. Nie uważam, by zabranie Bojana do pokoju, który dzielił z Safiją, było dobrym rozwiązaniem, lecz on tylko tam zgadza się ze mną iść. Chociaż pozostali deklarują swoją gotowość pomocy, zapewniam, że sobie poradzę. Nie chcę się przechwalać, po prostu wiem, że są w życiu Bojana momenty, w których toleruje obok siebie tylko moją obecność. Na początku rozbieram go do bokserek, bo jest cały spocony, a potem kładę do łóżka. Sam układam się obok na pościeli, bo jakoś niezręcznie mi się położyć w niej, mając świadomość, że wcześniej Bojan dzielił ją z Safiją. Cieszę się, gdy ten natychmiast zasypia, lecz spokój nie trwa długo. Absolutnie nie jest to pod żadnym względem spokojna noc. Bojan na zmianę płacze w poduszkę, awanturuje się, żeby dać mu alkohol, wymiotuje nad sedesem albo płacze dla odmiany na podłodze w łazience. O świcie zasypiamy wreszcie obaj trochę dłuższym i spokojniejszym snem, choć wiemy, że to jedynie początek naprawdę trudnych dni.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥