Wszystkie jej imiona [ 25 ]

 


ENISA's POV

Dzisiejszy poranek przypomina ten, który przeżyłam po imprezie z Bojanem w wieczór po naszych wspólnych zakupach w supermarkecie i wizycie na poczcie, gdzie wysyłał babci paczkę na urodziny.

Czuję to samo zmęczenie i ten sam tępy ból głowy, typowe skutki najgorszego w świecie połączenia – alkoholu i zbyt małej ilości snu.

Oczywiście gdy wyszykowana wychodzę do restauracji podawać śniadania, Bojan smacznie sobie jeszcze śpi, z ręką pod głową i uchylonymi ustami.

Co więcej, ledwie zabieram się do przygotowywania bufetu, już słyszę pytania kucharzy oraz Amiry o moją rozwaloną wargę, pod którą w dodatku powstał przez noc brzydki siniak. O ile w przypadku współpracowników jest to szczera troska, szefowej chodzi tylko o jedno:

– Idź zrób coś z tym, bo przestraszysz gości.

Z jednej strony cieszę się, że nie pyta, co mi się stało i kto mnie tak urządził. Z drugiej, to bezduszne. Co gdybym naprawdę była ofiarą przemocy i potrzebowała wsparcia?

– Co niby mam z tym zrobić? – odpowiadam lekko poirytowanym tonem, którym na pewno nie powinnam zwracać się do przełożonej, ale chwilowo mam to wiadomo gdzie (w dupie). Amira już nie odpowiada.

– Czekaj, pójdę po kosmetyczkę i jakoś temu zaradzimy – mówi wspaniałomyślnie Hana. Oczywiście jej wyjście z restauracji tylko wzmaga złość Amiry. Już dawno pogodziłyśmy się z tym, że tej wiedźmie nie da się dogodzić. No chyba że znalazłby się ktoś, kto chciałby ją porządnie przelecieć (to był mój tekst, który kiedyś gorszył Hanę, ale od niedawna ją śmieszy). Dzięki koleżance na szczęście siniak pod moją wargą po chwili prawie znika pod warstwą podkładu i pudru, trochę za jasnego, ale już trudno.

– Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – mówię i pospiesznie ściskam Hanę, bo w restauracji pojawili się już pierwsi hotelowi goście, a bufet nadal nie jest gotowy.

Chłopacy zjawiają się dopiero, gdy kończymy wydawać śniadania. Cud, że w ogóle przyszli. Szukam wzrokiem twarzy Bojana z nadzieją, że jego uśmiech poprawi mi nastrój, a najlepiej, jeśli on jak zwykle do mnie podejdzie i szepnie mi do ucha coś miłego. Niestety. Siedzi jakiś naburmuszony, co więcej, mam wrażenie, że celowo unika patrzenia na mnie. To może być efekt niewyspania albo faktu, że zostały nam jedynie cztery pełne wspólne dni i on wyjdzie. Tylko po co marnować czas na fochy, kiedy jest go mało? Zamierzam spytać o to Bojana, gdy wracam do pokoju po wydaniu śniadań i posprzątaniu bufetu. Tak jak przypuszczam, zastaję go w naszym pokoju. Siedzi na łóżku równie naburmuszony jak w restauracji. Cholera, ma naprawdę poważną minę.

– Co to za fochy od rana? – pytam go, by rozładować atmosferę. Chcę zobaczyć wreszcie ten piękny uśmiech. Bojan jednak jest daleki od tego, żeby mnie nim obdarzyć. W jego spojrzeniu odczytuję złość. I coś jeszcze. Rozczarowanie.

– Dlaczego mnie okłamałaś? – pyta. Zamieram w połowie drogi między drzwiami a łóżkiem. Czy on już wie? Czy zaraz nazwie mnie Enisą? Czy powie, że to koniec i nie będzie już nawet tych ostatnich wspólnych dni? Boję się. Czuję, że kolana się pode mną uginają, ale staram się nie dać niczego po sobie poznać. To dobrze, że milczę, bo przynajmniej z niczym się nie zdradzam, a Bojan kończy: – Dlaczego nie powiedziałaś mi prawdy, co się wydarzyło wczoraj w klubie?

Z ulgą, której wcale nie powinnam poczuć, wypuszczam powietrze.

– Skąd wiesz?

– To nie ma najmniejszego znaczenia, Safija.

– Bałam się twojej reakcji. Bardzo się przejąłeś, kiedy naskoczyłam na tę kobietę na wyspie Hvar, i nie chciałam znowu cię zawieść swoim zachowaniem.

Co jeszcze mam mu powiedzieć? Że pragnęłam być jak prawdziwa Safija, która w szkole uratowała mnie przed szyderstwami wrednych dzieciaków? Że przywłaszczyłam sobie nie tylko jej imię, lecz i jej misję? Że w przeciwieństwie do Bojana, mimo wielkiej porażki, którą poniosłam kilka miesięcy temu, nadal się nie poddałam i próbuję zmieniać świat? Uzna, że oszalałam.

– Naprawdę zaatakowałaś tego typa w klubie? Nie było tam kogoś innego, ochroniarza, który by interweniował, kogokolwiek? Naprawdę to musiałaś być ty?! – Bojan podnosi głos.

– Nie krzycz.

– Przecież tamta sytuacja na wyspie to było coś zupełnie innego! Raczej nic ci się nie stanie, jeśli zwrócisz uwagę w miejscu publicznym kobiecie z dzieckiem, najwyżej obrazi się i cię zwymyśla, ale pijany, wkurwiony koleś, serio?!

– Masz nie krzyczeć.

– Safija, kurwa, to czy krzyczę, czy mówię spokojnie nie ma tu nic do rzeczy! Lubisz narażać się na niebezpieczeństwo?! Jara cię to?! A co byś zrobiła, gdyby ten koleś wyjął nóż albo broń?!

Nie mówię Bojanowi, że w takiej sytuacji również już byłam i zachowałam się dokładnie tak samo, więc wczorajsza akcja to dla mnie pikuś. Zamiast tego ja również wpadam we wściekłość. Kim on jest, żeby dyktować mi, co mam robić i się na mnie drzeć? Kto dał mu do tego prawo? Ja na pewno nie będę tego znosić.

– Wyjdź! – unoszę się. – Wyjdź stąd, jeśli nie masz zamiaru się uspokoić. Wynocha!

Bojan jest oszołomiony moim wybuchem. Nie spodziewał się go, ja też. Niestety, tym pewnie tylko pogorszyłam swoją sytuację, pokazałam, że rzeczywiście jestem impulsywna i agresywna. Nienawidzę siebie w tym momencie. Nienawidzę siebie, kiedy widzę, jak Bojan podnosi się z łóżka, mija mnie obojętnie i dochodzi do drzwi.

– Ej, zaraz, czemu to ja mam sobie iść? – pyta, utkwiwszy we mnie zranione spojrzenie. – Jestem w końcu u siebie.

– To również mój pokój – przypominam.

– Tylko że ja za niego płacę. – Słowa Bojana mnie ranią. Już wiem, że nie mogę zostać tu ani minuty dłużej, bo zupełnie się rozkleję, a nie chcę, by on widział moje łzy. I co z tego, że to, co powiedział, było szczere? Dla mnie było też przede wszystkim okrutne. Dał mi jasny komunikat, więc odpowiadam:

– Dobrze, rozumiem. Już mnie tu nie ma.

Bojan stoi przy drzwiach oszołomiony wszystkim, co się przed chwilą między nami wydarzyło. Widzi, że pakuję swoje rzeczy do torby, z którą kilka dni temu tutaj przyszłam, ale nie reaguje i nie próbuje mnie zatrzymywać. To również boli. Wolałam kiedy był zły i krzyczał. Ta cicha rezygnacja wygląda, jakby już się poddał i o nas nie walczył, jakby wybrał święty spokój zamiast mnie. A ja tymczasem marzę tylko o tym, by się do niego przytulić. Dlatego tak trzęsą mi się ręce, kiedy zbieram wszystkie swoje rzeczy, które znalazły się w naszym wspólnym (o nie, przepraszam, JEGO) pokoju. Bojan wciąż stoi w bezruchu, zastawia sobą drzwi.

Czy gdybym upadła przed nim na kolana i poprosiła, żeby nie wyrzucał mnie ze swojego życia, pozwoliłby mi zostać?

– Możesz się odsunąć? – pytam. – Bo chcę wyjść.

Nie. Nie chcę.

– Pomóc ci z rzeczami? – rzuca bez zastanowienia, robiąc mi w końcu miejsce. Nie wiem, czy się rozpłakać, czy wybuchnąć śmiechem. Jak dotąd żaden chłopak nie zaproponował mi pomocy w zabieraniu moich rzeczy z JEGO mieszkania. To miało być miłe czy złośliwe?

– Dzięki. Dam sobie radę – odpowiadam lodowatym tonem, a gdy jestem już na korytarzu, o czymś sobie przypominam. Cofam się więc, a Bojan nadal stoi tam, gdzie stał. Na mój widok chce wykonać w moim kierunku jakiś ruch, być może przyciągnąć mnie do siebie i przytulić... Ale jest już za późno. Wyciągam dłoń z kartą do pokoju i to go powstrzymuje.

– Oddaję, żeby potem nie było, że włamałam się do TWOJEGO pokoju czy coś – mówię, również pozwalając sobie na tę nutkę złośliwości, a żeby efekt był jeszcze lepszy, specjalnie podaję mu kartę tak, by wylądowała na podłodze, a on musiał się po nią schylić. Gdy ją podnosi, mnie już tam nie ma.

 

MARTIN's POV

Co za nudne przedpołudnie. Bojan pewnie obściskuje się gdzieś z Safiją. Jan pomaga Hanie przenieść swoje rzeczy do siebie, bo zaproponował, by przeprowadziła się do niego na te ostatnie dni naszego pobytu tutaj. Kris poszedł gdzieś z Larą. Jure za to wybrał się na basen z nadzieją poderwania jakichś dziewczyn i wkurzył się, że nie mam ochoty do niego dołączyć. Czy on naprawdę nic nie rozumie? W końcu za parę tygodni odchodzę z zespołu, nie potrzeba mi jeszcze dokładać do tego smutnych pożegnań z jakąś zapoznaną tu dziewczyną.

Wreszcie, zrezygnowany, postanawiam przejść się na siłownię. Plan był taki, że ja i Bojan będziemy chodzić na nią codziennie. Wzięliśmy stroje, buty sportowe, bidony. Ile razy poszliśmy poćwiczyć? Do tej pory zero.

Dzisiejsze przedpołudnie wydaje się za to odpowiednią porą.

W siłowni jest niewiele osób. Nic dziwnego, przy takiej pogodzie wszyscy wolą iść na plażę czy siedzieć przy basenie. Od razu go więc zauważam. Ma słuchawki w uszach i ćwiczy na bieżni. W zasadzie to mało powiedziane, on po prostu zapierdala. Ciekawe, że obaj w tym samym momencie wpadliśmy na pomysł, by tu przyjść.

– Bojan – mówię do niego, ale oczywiście mnie nie słyszy. Trudno przebić się przez muzykę, tę w sali, i tę w jego słuchawkach. – Bojan! – A może celowo mnie ignoruje? Chyba widzi, że przy nim stoję... Zniecierpliwiony, wciskam przycisk STOP na bieżni. – Bojči!

Rezultat jest dokładnie taki, jak się spodziewałem, przy tej prędkości coś takiego nie mogłoby się nie wydarzyć. Bojan traci równowagę, ale jestem na to przygotowany, więc go przytrzymuję i uchraniam przed upadkiem na twardą podłogę.

– Co ty, kurwa, robisz? Pojebało cię? – drze się na mnie.

Ups, trafiłem na zły moment.

– Sorry, było mnie nie ignorować.

Bojan wyciąga z uszu słuchawki i chowa je do kieszeni spodenek. Sięga po telefon, który został na bieżni. Idziemy usiąść na ławkę.

– To co chcesz?

– Ja nic, przyszedłem tu poćwiczyć, ale widzę, że mój kumpel pilnie potrzebuje kogoś, na kim mógłby się wyżyć. – Bojanowi chyba robi się głupio, gdy słyszy moje słowa.

– Nie, to ja przepraszam. Safija mnie rzuciła. A może to ja ją rzuciłem? Cholera wie, rozstaliśmy się w każdym razie.

– Jak to??? – Bojan opowiada mi o ich wcześniejszej kłótni. Ja natomiast dochodzę do wniosku: – Czyli to przeze mnie... Ale naprawdę byłem pewien, że ty o wszystkim wiesz, kiedy zapytałem cię przed śniadaniem o tę bójkę w klubie, którą sprowokowała Safija. Jure przedstawił mi to w taki sposób... Chociaż Jure też dowiedział się prawdy od Jana, a Jan podobno od Krisa...

– Nieważne. – Bojan przerywa moje rozważania.

– Racja. Nieważne, co kto gdzie i kiedy. Liczy się, co z tym zrobisz. Chyba że zamierzasz po prostu już do końca pobytu tutaj nie gadać z Safiją.

– Nie mogę, bo jutro wspólnie wyprawiamy urodziny Vladki.

– O widzisz, to dobry pretekst, by wyciągnąć rękę na zgodę.

– Martin, nie chodzi o to, że ja nie mam ochoty przepraszać pierwszy. Bo... zrozum... ja nie wiem, czy ona w ogóle tego chce, kompletnie mnie zaskoczyła. Nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś, kto w moim poczuciu powinien czuć się chociaż trochę winny, zamiast przyznać się do błędu, kontratakuje.

– Doskonale wiem, Bojči, jak wyglądają kłótnie z tobą. Drzesz na wszystkich mordę i odgrażasz się, że nie chcesz mieć już z nimi nic wspólnego. Inni biorą winę na siebie, wychodzisz, trzaskasz drzwiami, a potem wracasz spokojny, uśmiechnięty od ucha do ucha i liczysz na to, że nikt ci nie wypomni, jak okropnie się przed chwilą zachowywałeś. Z ciebie jest większa drama queen niż z Jure.

– Świetne podsumowanie mojej osoby.

– Safija cię kocha, po prostu wreszcie natrafiłeś na godnego rywala do kłótni.

– Nie chcę, by była moim przeciwnikiem, ja też ją kocham, chcę ją...

– OK, to, co chcesz z nią zrobić, zachowaj już dla was – śmieję się.

Bojan posyła mi pełne politowania spojrzenie.

– Więc jak ja mam to odkręcić?

– Może po prostu porozmawiaj z nią szczerze? Wymyśl coś, postaraj się. A przypominam, że skoro urodziny Vladki są jutro, to zostało ci niewiele czasu.

– Dzięki.

Po minie Bojana widzę, że już nad czymś myśli, a ja dodaję:

– Chociaż raz udało nam się odwiedzić siłkę!

 

BOJAN's POV

"Jeśli to wszystko, co się między nami wydarzyło, cokolwiek dla ciebie znaczy, spotkajmy się o 21.30 na parkingu. Chyba musimy pogadać. PS Sorki za wcześniej😢" – tak brzmi wiadomość, którą po kolacji wysyłam do Safiji. Trudno mi rozszyfrować jej emocje, bo gdy widzimy się w hotelowej restauracji, jest po prostu opanowana i chłodna.

Na szczęście zjawia się o umówionej porze w ustalonym miejscu. Ma na sobie krótką jeansową spódniczkę i seksowny top bez stanika pod nim, bo jak powiedziała mi kiedyś, latem rzadko go nosi, a do tego trampki.

– Zapraszam – mówię, wpuszczając ją do auta.

– Gdzie jedziemy? – pyta, gdy i ja zajmuję już miejsce na siedzeniu kierowcy. Pewnie nie liczy na to, że tak szybko zdradzę jej cel tej wyprawy, lecz dziś nie mam zamiaru robić z tego niespodzianki.

– Do restauracji w centrum.

– O, to dobrze, że już coś zjadłam, bo nie miałabym za bardzo z czego za siebie zapłacić, jeśli znowu wybrałeś lokal według swoich, a nie moich standardów.

– Safija, nie bądź złośliwa.

– Czemu nie?

– Nie chciałem tego wtedy powiedzieć...

– Ale powiedziałeś samą prawdę, to ty zapłaciłeś za pokój, ja jedynie odwdzięczyłam ci się za to swoim ciałem, co chyba świadczy o mnie jeszcze gorzej.

Choć już zdążyłem wyjechać z parkingu, zjeżdżam na pobocze i zatrzymuję się. Safija sprawiła mi przykrość swoimi słowami. Wymuszam, żeby spojrzała mi w oczy i pytam:

– Naprawdę uważasz, że w tym wszystkim, co wspólnie przeżyliśmy, chodziło tylko o seks, i czy w którymkolwiek momencie poczułaś się, jakbym tak to traktował?

W oczach Safiji pojawia się nareszcie odrobina łagodności. Cóż, wychodzi na to, że nie trafiłem na równego sobie, a lepszego od siebie rywala. O ile mi złość zwykle mija bardzo szybko, Safija zdaje się dłużej chować urazę.

– Nie. Nie czułam się tak choćby przez chwilę, i właśnie to mnie zwiodło.

– Czemu zwiodło?

– Bo zamierzasz ze mną zerwać. A żeby zachować pozory, że wszystko zakończyło się z klasą, zabierzesz mnie do restauracji. Już wiem, powiesz mi, że to było dla ciebie ważne, że nigdy nie zapomnisz, ale że to nie ma sensu, bo po pierwsze nie chcesz dziewczyny wariatki, a po drugie to i tak się nie uda, bo dzieli nas zbyt duża odległość. Dla świętego spokoju zaproponujesz, że możemy zostać przyjaciółmi, na szczęście oboje stwierdzimy, że nie jesteśmy masochistami, więc lepiej urwać to tutaj niż pławić się w bólu i cierpieniu nie wiadomo jak długo. – Wybucham mimowolnym śmiechem. – Co jest, Bojan? Aż takie to zabawne? Bo dla mnie smutne.

– Gówno wiesz, nie wymyślaj więc bajek, zanim po prostu nie usłyszysz, co mam ci do powiedzenia.

Ponownie uruchamiam auto i ruszamy.

– Ale to będzie niemiłe?

– Nieee.

W innych okolicznościach pewnie obawy Safiji rzeczywiście by mnie bawiły. W tych nie jest mi do śmiechu. Przeciwnie, trochę się denerwuję. Gdy docieramy do restauracji, pozwalam, by kelnerka odprowadziła moją partnerkę do stolika, a sam idę po zamówione do lokalu i pozostawione za barem kwiaty. Odbieram bukiet i kieruję się z nim do Safiji, zwracając na siebie uwagę innych gości.

– Bojan... Co ty robisz? Wszyscy się na mnie gapią.

– A przeszkadza ci to?

– Gdyby nie fakt, że nie jestem odpowiednio ubrana jak na tak eleganckie miejsce, a w dodatku mam rozwaloną wargę, pewnie by nie przeszkadzało.

– Nie przejmuj się.

– Śliczne te kwiaty, serio, są piękne. To frezje? Chyba tak, moja mama je uwielbia. A jak pachną. Nie wiem, co powiedzieć, wybacz.

– Wystarczy: Dziękuję.

– Dziękuję ci, Bojan.

Dostaję całusa w policzek, więc chyba jest już OK, nie?

– I jeszcze coś – mówię z uśmiechem, po czym wręczam Safiji nową bransoletkę "I ♥️ BOJAN", którą na moją prośbę w trybie błyskawicznym wykonała dziś Vladka. – Chyba, że już mnie nie kochasz.

– Oczywiście, że kocham.

Jak łatwo przychodzi nam to powiedzieć...

Zamawiamy ekskluzywne dania i szampana bezalkoholwego (to już nasza tradycja). Ze smakiem jemy i rozmawiamy o błahych sprawach. Dopiero potem zaczynam poważną rozmowę.

– OK, więc posłuchaj mnie teraz...

– A co jeszcze chcesz mi powiedzieć?

– No... wszystko, jeszcze nie zacząłem tej rozmowy, którą ci zapowiedziałem.

Safija robi niezadowoloną minę.

– A ja myślałam, że po prostu chciałeś dać mi kwiaty i bransoletkę...

– Cóż, to też. Ale zbyt długo już beztrosko się bawiliśmy, czas porozmawiać serio – mówiąc to, rzeczywiście muszę mieć poważną minę, bo Safija wygląda na lekko przestraszoną. – Ale nie bój się, to nic strasznego, po prostu posłuchaj i mi nie przerywaj. Dobrze?

– No...

– Nie wiem, czy kiedyś powiedziałem ci to wprost więc od tego zacznę: kocham cię. – Safija uśmiecha się lekko. – Nie chcę kończyć tego wszystkiego wraz z moim wyjazdem. Nie mogę jednak wymagać od ciebie, byś dostosowała się do życia, które prowadzę. Tak, należę do najpopularniejszego zespołu w Słowenii. Oprócz tego jestem aktorem, sporadycznie prezenterem telewizyjnym, generalnie cholernie zajętym człowiekiem. Jeśli więc zdecydujesz się pozostać ze mną, musisz coś wiedzieć. Przenigdy już nie będzie tak jak teraz. Chyba że na kolejnych zagranicznych wakacjach. W dodatku poza mnóstwem aktywności, którymi się zajmuję, muszę jeszcze dzielić czas pomiędzy moich bliskich i przyjaciół. Obiecuję, że nigdy nie zabrakłoby go dla ciebie, ale czasami byłoby to kilka godzin, a czasami pięć minut. I są jeszcze moje fanki, bardzo różne. Niektóre to zwykłe miłe dziewczyny. Lubią naszą muzykę i po prostu uważają, że jesteśmy przystojni. Inne niestety wymyślają o nas przeróżne niestworzone, często chore i upokarzające historie. Trzeba być silnym, by to znieść, i zdystansowanym, by umieć oddzielić prawdę od kłamstwa. Ja wiem, że to, co ci proponuję, to trudne i wymagające wielu wyrzeczeń życie. Rozumiem, że możesz nie być na nie gotowa. W dodatku jesteś jeszcze bardzo młoda, a to, o czym mówię, to już coś całkiem poważnego. Gdybyś jednak chciała tego wszystkiego, byłbym najszczęśliwszym facetem na ziemi. Ale musisz chcieć naprawdę. – W oczach Safiji dostrzegam łzy. – Nie płacz, proszę, po prostu pomyśl o tym i daj mi odpowiedź.

– Czy... Czy powinnam dać ci ją dzisiaj?

– Nie, możesz się zastanowić, przespać się z tym. Nawet w swoim pokoju, jeśli wolisz. A ja zaczekam.

Safija wpatruje się we mnie w milczeniu i widzę, jaka jest przerażona.

 

 OD AUTORKI:

Zachęcam do posłuchania nowej piosenki Joker Out!

 

Czyż nie jest piękna???😭💓


Komentarze

Popularne posty