5 stycznia 2024

Wszystkie jej imiona [ 19 ]

 


WSPÓŁCZEŚNIE, SŁOWENIA, LUBLANA

HANA's POV

Kiedy autokar wjeżdża na dworzec, moje podekscytowanie sięga zenitu i z tego wszystkiego o mało co zapominam ubrać przeciwsłoneczne okulary (oczywiście, że w kształcie serc!), a na głowę kapelusz z szerokim rondem. Ponieważ jest lato, mój kamuflaż, mam nadzieję, nie wygląda bardzo dziwnie, a nie mogę ryzykować pokazaniem się bez niego. Gdy jest się dziewczyną znanego w całej Europie, a może i poza nią, muzyka, którego odwiedza się w dodatku nie tylko w jego rodzinnym kraju, lecz i mieście, trzeba włożyć wiele wysiłku w pozostanie anonimowym.

Wysiadam, mieszając się z tłumem pozostałych przyjezdnych. Po 8 godzinach drogi, mimo że udało mi się zdrzemnąć, czułam pod koniec lekkie zmęczenie, lecz ono zniknęło, gdy tylko autokar wjechał do Lublany.

Odbieram walizkę i staję trochę z boku. Widzę go z oddali, a on mnie jeszcze nie. Gasi papierosa, którego palił. Może to lepiej, że póki co mnie nie dostrzegł, bo pewnie tak jak i mi, trudno byłoby mu się powstrzymać przed publicznym okazywaniem uczuć. Piszę do niego wiadomość "Hej, mój słodki:*". Tłum nieco się przerzedza. Wtedy on też mnie zauważa. Idzie do mnie. Taki... przystojny i poważny, że aż chce mi się śmiać. To udawanie przed innymi, że się nie znamy, że nic pomiędzy nami nie ma, że jesteśmy co najwyżej znajomymi, czasami okazuje się też zabawne. On ma na sobie koszulkę z krótkim rękawem i z zarzuconym na głowę kapturem. Jedyne, co może nas zdradzić, to to, że założył podobne do moich okulary przeciwsłoneczne. Ale tego akurat mogłam się spodziewać i sama wybrać dla siebie inne. Mój błąd.

– Witam panią. Jak minęła podróż? – pyta, podając mi rękę.

W Bośni nie musimy udawać, że się nie znamy. W Słowenii robimy to dopiero drugi raz. Może więc za wcześnie jeszcze na wnioski, ale stwierdzam, że coraz lepiej nam idzie. Co więcej, odkrywam, że to odgrywanie ról zaczyna nas odrobinę kręcić. Czuję się trochę tak, jakbyśmy byli szpiegami, tajnymi agentami lub kimś takim, z tym że naszą jedyną tajemnicą jest nasza miłość.

– Dzień dobry. Cieszę się, że mnie pan odebrał. A podróż w porządku, tylko dłużyła mi się niemiłosiernie.

– Zapewniam, że Lublana dostarczy pani tyle rozrywek, że będzie pani jeszcze żałować, że czas nie płynie wolniej.

– Och, w to nie wątpię!

On bierze moją walizkę. Ja idę obok. Gdybym chociaż mogła pójść z nim pod ramię. Ledwie powstrzymuję palącą wręcz potrzebę, by go dotknąć, a jednocześnie wiem, że to za duże ryzyko, bo wciąż jesteśmy w miejscu publicznym. Wreszcie dochodzimy na parking. Kiedy on pakuje do bagażnika moją walizkę, ja wsiadam do samochodu na siedzenie pasażera. Ściągam kapelusz i okulary, zanim on zdąży usiąść za kierownicę. To również jest ryzykiem, a jednak jestem gotowa je podjąć. On wygląda na zaskoczonego, że tak szybko pozbywam się kamuflażu, lecz mimo to nie protestuje, gdy i jemu go zdejmuję. Najpierw okulary, potem kaptur z jego głowy. Zatapiam dłonie w jego włosach. Nie jesteśmy już "panią" i "panem", obcymi sobie ludzi, jesteśmy po prostu sobą, parą stęsknionych kochanków. Nasz pocałunek trwa bardzo długo, stanowczo za długo, biorąc pod uwagę, że wciąż stoimy pośrodku publicznego parkingu. Każdy może nas zobaczyć i rozpoznać, a wtedy staniemy się pożywką dla prasy i mediów społecznościowych. Czy to przetrwamy? W tym momencie jestem przekonana, że przetrwamy każdą próbę.

On kładzie ręce na moich ramionach i przyciąga mnie jeszcze bliżej do siebie, a ja wciąż trzymam dłonie wplecione w jego włosy. Zupełnie nieświadomie opuszczam je potem niżej i niżej, aż trafiają pod jego koszulkę. Dotykam włosków na jego klatce piersiowej. Moje ciało rozpala pełen pożądania płomień, lecz jednocześnie też powoduje, że sama przywołuję się do porządku. Lekko odsuwam się od mojego chłopaka, a jego przyspieszony oddech sprawia, że wiem, że i on jest mnie spragniony. Nasze twarze pozostają wciąż tak blisko siebie, że czuję wydychane przez niego powietrze na swoim policzku. A czy on czuje miłość, którą ja oddycham? Tak patrzymy na siebie, oślepieni słońcem, które wpada do samochodu prosto przez przednią szybę. To dobrze, może przez nie nikt nie zdoła nas rozpoznać, jeśli zajrzy do środka. Chciałabym pozostać w tej słonecznej bańce. Boże, proszę, niech ona nigdy nie pryśnie.

– Chyba powinniśmy zaczekać, aż dotrzemy do domu – mówi on już bez tej udawanej powagi.

Zgadzam się, nie używając słów, tylko kiwając głową. Z powrotem przywdziewamy swoje kamuflaże, stajemy się "panią" i "panem". Ta krótka chwila wyjścia z roli była nam jednak potrzebna. Teraz znowu odgrywamy je świetnie, już odrobinę spokojniejsi, choć on i tak wyjeżdża z parkingu z piskiem opon – w końcu oboje doskonale wiemy, że dopiero w domu dokończymy, co zaczęliśmy w samochodzie. I nam obojgu bardzo się do tego spieszy.

 

ENISA's POV

Siedzę na łóżku w pokoju w hostelu, który wynajęła dla mnie Hana i w którym ma mnie jutro odwiedzić. Przyglądam się bransoletkom, które dostałam od Vladki. Na jednej jest jej imię. Na drugiej imię Bojana.

Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że aby odzyskać dawną miłość, znowu wsiądę za kierownicę samochodu, który przez następne tygodnie będzie moim domem, pojadę do innego kraju, a potem zacznę przemieszczać się według planu letniej trasy koncertowej najpopularniejszego zespołu w Słowenii, najpierw bym się roześmiała, a potem zemdlała ze strachu na samą myśl o tym.

Gdyby Bojan mógł wiedzieć, jak wiele emocji mnie to kosztuje.

Gdyby mógł już poznać prawdę.

Gdybym mogła mu powiedzieć, że to dzięki niemu pokonałam swoją traumę i że nawet jeśli nie życzył mi dobrze po tym wszystkim, co jemu, co nam zrobiłam, to i tak cały czas ciągnie mnie w górę, zamiast spychać w dół.

W Neum miałam tyle okazji, by opowiedzieć mu o swojej przeszłości z najciemniejszymi jej odcieniami; żeby wyznać, że w tej historii oprócz mnie i Safiji był ktoś jeszcze. I że to on odebrał jej, a o mało co również mnie to, co najcenniejsze. Życie.

Nie wykorzystałam swojej szansy. Później sama rozpadłam się na kawałki i nie chciałam obarczać jego ciężarem, jakim znowu stałam się dla swoich bliskich.

Na szczęście dziś z powrotem jestem silna. Żyję. I walczę.

Trochę się łudziłam, że przez kolejne wyzwania, do których zmusił mnie Bojan, wraz z najgorszą z nich wszystkich wizytą na policji, przestanę go kochać. Nic z tego. Kiedy ujrzałam go na scenie w Sežanie, aż nogi mi zmiękły, nie mówiąc o sercu. Jednocześnie też czułam się zazdrosna. Wiem, to głupie i nieodpowiednie. Przez cały koncert miałam ochotę wykrzyczeć tym wszystkim szalejącym fankom, że jestem od nich ważniejsza, bo kiedyś Bojan należał do mnie naprawdę. Wkurzałam się na nie, bo pozostało mi bycie jedną z tysiąca, twarzą pośród twarzy. A przecież rok temu znaczyłam więcej, o wiele więcej niż one wszystkie razem. Bolało mnie to, jak nieważna się stałam, że muszę znieść kolejne upokorzenie. Chociaż moja duma została zraniona, to miłość do Bojana pozostała wciąż taka sama.

Potem koncert w Ptuj. Na to wspomnienie wciąż łzy cisną mi się do oczu. Przyjechałam tam z nadzieją i dobrym nastawieniem. Udało mi się stać przy samych barierkach. Tak bardzo się z tego cieszyłam. Chociaż zachciało mi się siku, nie poszłam do toalety, żeby nie stracić tego miejsca. Za barierkami stał Martin, który pewnie podczas wakacyjnego pobytu w Słowenii chciał towarzyszyć przyjaciołom w ich letniej trasie. Zauważył mnie, w tym momencie wyraz jego twarzy od razu stał się groźny. Gdyby spojrzenie mogło zabić, już by mnie tu nie było. Wiedzieliśmy oboje, że nie może sam ani przez nikogo innego mnie stąd usunąć. W końcu zapłaciłam za bilet, miałam prawo tu przyjść. Czy powiedział Bojanowi, że tutaj jestem?

Nie wiem. Nie mam mimo tego wątpliwości, że i on mnie zobaczył. Obserwowałam jego reakcję i sama miałam chęć stamtąd wyjść. Bojan nie był sobą. Nie mógł się skupić, pocił się, miał dreszcze i panikę w oczach. Tak bardzo pragnęłam zabrać od niego wszystkie negatywne uczucia, przyjąć je na siebie i wreszcie mi się udało. Ale jemu wcale a wcale nie przeszło. Już po chwili oboje walczyliśmy z atakiem paniki, który podszeptywał nam okropne przepowiednie, że zaraz coś złego się wydarzy. Z tym, że to on był na scenie, to na niego wszyscy patrzyli, na mnie nikt.

Znam Bojana dość dobrze, umiem czytać w jego twarzy i jestem przekonana, że tego wieczoru nie chciał tam być. Nie cieszył się tym koncertem, walczył ze sobą, ze swoimi lękami, z mdłościami i tym, by po prostu nie zemdleć. Pozostali chłopacy też to widzieli. A fani? Wtedy sądziłam, że nie, oni byli poza tym i znowu istnieliśmy tylko my, ja i Joker Out. Czy to nie znak, że zostaliśmy jakoś połączeni? Aż nagle przyszła mi do głowy straszna myśl. Skoro ja odczuwam uczucia Bojana, to on może odczuwać moje, i tak tworzy się to błędne koło. W końcu moje serce też biło już jak oszalałe, na czole lśniły kropelki potu, ledwie łapałam oddech i miałam wrażenie, że zaraz albo tu zwymiotuję, albo padnę na ziemię. Chociaż pragnęłam patrzeć na Bojana jak najdłużej, wolałam to pragnienie porzucić, byle tylko on poczuł się odrobinę lepiej. Bo gdy widzi się, że ktoś, kogo się kocha, cierpi, to gorsze, niż jakby samemu przechodziło się tortury. I mimo że koncert jeszcze się nie skończył, zaczęłam wycofywać się z pierwszego rzędu, przepychać się do tyłu. "Przepraszam, przepraszam, przepraszam", powtarzałam cały czas, bo rozszalały tłum w ogóle mnie nie zauważał, a co dopiero to, że jestem bliska zemdlenia. Ja też ich nie widziałam, po prostu parłam przed siebie. Jak zwykle... uciekałam.

Nie wiem, jak dotarłam do samochodu. W pewnej chwili po prostu zorientowałam się, że siedzę na tylnej kanapie i ponownie poczułam, że chce mi się siku. Niestety lęk sprawił, że bałam się wysiąść. Dookoła było pełno ludzi, więc pewnie koncert już się skończył. Choć na dworze nadal panował upał, ja trzęsłam się z zimna. Założyłam oversizową bluzę, kaptur na głowę i schowałam dłonie w rękawy. Chciałam zniknąć, stać się niewidzialna. Zamiast tego, postanowiłam podciągnąć nogi pod brodę, pochylić głowę, by nie widzieć ludzi za szybą, i sprawić, by i oni mnie nie widzieli. Zasłoniłam uszy dłońmi.

Straciłam poczucie czasu. Ile trwałam w tej pozycji? Kilka minut? Kilkanaście? Gdy się ocknęłam, na ulicy było już niemalże pusto.

Dopiero późnym wieczorem przeczytałam, że Bojan rzeczywiście przeżył na scenie atak paniki. Nie zdziwiło mnie to w przeciwieństwie do ludzi, którzy komentowali: "Serio?", "Naprawdę?", "Nie dał tego po sobie poznać!", "Są przepracowani", "Biedny Bojči:(((".

Dziś siedzę w pokoju w hostelu i zastanawiam się, jak wytrzymam sama ze sobą te puste godziny. Patrzę na zdjęcia Bojana w telefonie, już nie te z koncertu w Ptuj, a z Neum, gdzie byliśmy tacy zakochani i szczęśliwi... Kiedy pocałował mnie w Dubrowniku, gdy jakaś obca babka nas fotografowała. Kiedy popłynęliśmy w rejs po naszym pierwszym wspólnym miłosnym zbliżeniu, a tam... tam zrobiliśmy to jeszcze raz. Czy on też tęskni do tamtych chwil? Do tej cudownej bliskości? Do uścisku naszych rąk? Do porozumienia naszych serc? Czy skoro moja obecność doprowadziła go dziś w Ptuj do tak okropnego stanu, nadal mam prawo go pragnąć?

Łzy już strumieniem płyną po moich policzkach, kapią na ekran telefonu i na nasze zdjęcia. Chcę, żeby Hana przyszła już dzisiaj, wzięła mnie w ramiona, pozwoliła mi się wypłakać jak najlepsza przyjaciółka i powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Chociaż boję się, że nic nie będzie.

 

JAN'S POV

To, co mówi mi Hana, zwala mnie z nóg. Dosłownie. Kiedy więc stoję obok łóżka, ubrany tylko w bokserki, mimowolnie opadam na jego skraj i wpatruję się z niedowierzaniem w moją dziewczynę. Ona wciąż leży, tak cudowanie zrelaksowana i tak cudownie... naga. Przy niej śpi zwinięty w kłębek Igor.

– Jak mogłaś? – pytam, ledwie powstrzymując się, by nie podnieść głosu. Hana doskonale wyczuwa emocje innych. Moje nerwy sprawią, że tylko się zestresuje, a gdy się stresuje, przestaje wystarczająco jeść. Z drugiej strony obiecałem, że nie będę traktował jej ulgowo z powodu jej choroby, bo ona chce wiedzieć, co czuję i co myślę, również wtedy, kiedy są to nieprzyjemne uczucia i refleksje. A poza tym, jak nie być złym na kogoś, kto z pełną świadomością, co robi, podał adres mojego przyjaciela jego byłej dziewczynie, bez której on już od roku stara się nauczyć normalnie żyć?

Hana sięga po moje papierosy. Kiedy zapala jednego, Igor budzi się, przeciąga i zeskakuje z łóżka, a ja wynoszę go z sypialni, by nie wdychał dymu.

– Nie złość się, miałam ku temu pewne powody – odpowiada Hana, a ja jestem ciekawy, jakie przedstawi mi argumenty i czy zdołają mnie one przekonać do jej racji.

– No to słucham.

– Enisa skrzywdziła Bojana tym, że tak nagle zniknęła z jego życia, to prawda. Nie działała jednak wtedy racjonalnie, bo była załamana, a przede wszystkim przerażona. Nie chciała wciągać go w swoje sprawy z przeszłości, które myślała, że już dawno rozwiązała, a które bez ostrzeżenia dały o sobie znać. Później, gdy już się z tym uporała, on nie życzył sobie z nią kontaktu, choć usiłowała go nawiązać.

Już zamierzam zapytać, kiedy, gdy sobie przypominam. Byliśmy w Liverpoolu, kilka dni przed Eurowizją. Enisa zadzwoniła do Bojana. Wtedy on zdążył dowiedzieć się już o niej paru rzeczy. Przede wszystkim tego, że nigdy nie zdradziła mu swojego prawdziwego imienia. Dlatego powiedział jej, że nie chce jej znać i zmienił numer telefonu, żeby więcej nie próbowała nawiązywać z nim kontaktu. A potem... wolę nie pamiętać o tym, co było potem.

– I dziwisz się? Bojan do tej pory się po tym nie pozbierał, choć już zaczynało być lepiej. Dlaczego chcesz zniszczyć spokój, który z takim trudem udało mu się na nowo osiągnąć?

– Bo istnieje kilka rzeczy, o których on musi wiedzieć, by zdecydować, czy rzeczywiście nie chce Enisy w swoim życiu.

– Jakich?

– Ważnych, naprawdę, i bardzo smutnych.

– Powiedz mi o nich. Pozwól, że sam ocenię.

– Nie mogę, to tajemnica.

Jakoś nieprzyjemnie mi się robi, kiedy słyszę tę odpowiedź. Hana, od kiedy jesteśmy razem, nie ma przede mną sekretów, tak mi się przynajmniej do dziś wydawało. Fakt, że od kilku tygodni była w stałym kontakcie z Enisą i nie pisnęła o tym choćby słówkiem, mnie zaskakuje. Gdyby mi ufała, to chyba wspomniałaby cokolwiek, prawda?

– Przecież zachowam to dla siebie – oznajmiam.

– O to samo prosiła mnie Enisa. O niedzielenie się z nikim jej tajemnicą. Muszę to uszanować, tu chodzi o moją przyjaciółkę.

– A ja kim dla ciebie jestem, co? – Pomimo wszystko trochę się unoszę.

– Gdybyś ty poprosił mnie o zachowanie dla siebie swojego sekretu, oczywiście też dotrzymałabym słowa.

– Wiem. Nie o tym mówię.

– A o czym? – Hana siada na łóżku, już nie leży w tej prowokującej pozie. Zamyka się przede mną.

– Nie musiałaś dzielić się ze mną historią Enisy, mogłaś mi po prostu wspomnieć, że masz z nią kontakt. Czemu tego nie zrobiłaś?

– Bo wiedziałam, że się na mnie wkurzysz.

– No i jestem wkurzony! Co to za różnica, czy prędzej, czy później, skoro efekt jest taki sam? W dodatku dopiero przyjechałaś, a już mówisz mi, że jutro idziesz do niej na noc do hostelu.

– A więc o to ci chodzi – śmieje się Hana i celowo kusi mnie, przybierając znowu seksowne pozy. Jeśli myśli, że tym mnie przekupi, to się myli. Nie jestem z nią tylko po to. Przede wszystkim kocham w niej jej delikatną naturę. A może to ta natura narzuca jej unikanie wszelkich konfliktów? Ta myśl sprawia, że jestem na nią już odrobinę mniej zły. Nie chcę jednak dać tego po sobie poznać. Podchodzę do stolika nocnego, a Hana sądzi, że do niej. Szykuje usta do pocałunku, i przysięgam, przez chwilę jestem gotów temu ulec, lecz ostatecznie tylko zabieram papierosy oraz zapalniczkę i wychodzę z pokoju.

Hana, owinięta prześcieradłem, po kilku minutach dołącza do mnie, gdy stoję na tarasie, wpatrzony w krajobraz gór i wsłuchany w łagodny szelest kołyszących się na letnim wietrze drzewek owocowych. Obejmuje mnie ramionami w pasie i przytula się do moich gołych pleców, bo wciąż mam na sobie tylko bokserki. Chętnie bym się odwrócił i też ją przytulił, ale postanawiam jeszcze przez moment potrzymać ją w niepewności i pozwolić jej się wykazać. Hana wypowiada moje imię.

– Co – pytam.

– Jan.

– Co?

– Jaaan.

– No co?

– Janči... – Ta rozmowa nie jest może zbyt ambitna, chociaż mnie bawi. Gdy odwracam się do Hany twarzą, nie umiem już powstrzymać uśmiechu. Ona też się śmieje. – Proszę, nie złość się na mnie – mówi.

– Więc co mam z tobą zrobić? – pytam, puszczając jej oko.

– Ugotuj coś dla mnie, dobry w tym jesteś, nakarm mnie, pozabawiaj mnie rozmową. – Hana ma tak słodką minę, kiedy po kolei wymienia swoje pomysły, że śmieję się już razem z nią. Obejmuję ją ramieniem i wprowadzam z powrotem do domu. A kiedy wspólnie gotujemy kolację, przyznaję po przemyśleniu:

– Skoro uważasz, że wspierając Enisę, robisz coś dobrego również dla Bojana, to chociaż tego nie rozumiem, wiedz, że jestem w tym z tobą.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥