7 stycznia 2024

Reckless Pain [ 17 ]

 .



Woda zawsze dawała jej ukojenie. Potrafiła pomagać, gdy natłok myśli wkradał się pod czaszkę, ściskając zwoje mózgowe. Dawała chwilę odprężenia i spokoju. Prowadziła do relaksacji.

Poczuła ciepłe dłonie, które pieściły jej brzuch. Przygryzła wargę, próbując powstrzymać jęk rozkoszy. Na nagim obojczyku czyła kąsanie miękkich warg.

— To przeze mnie ci to zrobili — usłyszała ponury ton.

Odwróciła się powoli, odnajdując twarz Parka. Jimin stał tuż obok. Po muskularnych ramionach spływała woda. Jego twarz była przystojna, pomimo bólu, który utrzymywał.

— Nie przez ciebie — powiedziała spokojnie, przybliżając się do chłopaka.

— Cholera — Jimin uderzył pięścią w kafelki.

— Powinieneś się zrelaksować.

Eri patrzyła na nastolatka, który wciąż ze smutną miną opierał się o ścianę. Przygryzła wargę, a później stwierdziła, że powinna mu jakoś pomóc. Skoro miał ponure myśli.

To raczej moja wina, pomyślała.

Patrząc w ciemne oczy, zaczęła delikatnie całować jego policzek. Sunęła w dół, kąsając tors. Czuła jak na ciele zaczyna mieć gęsią skórkę, a wraz z kolejnymi pocałunkami, głośniej oddychał.

Eri tak bardzo chciała, aby Jimin choć na chwilę przestał się obwiniać. Pragnęła dać mu rozkosz i pomóc w przepędzeniu mrocznych scenariuszy.

Dłonią zeszła wzdłuż mięśnia prostego brzucha, całując wciąż klatkę piersiową. Jimin wydał z siebie cichy jęk zadowolenia, gdy palcem drażniła mięsień krawiecki. Wypchnął do przodu biodra, kiedy dłońmi dotknęła twardych pośladków.

— Co ty ze mną wyrabiasz? — wyszeptał w ekstazie.

Eri uśmiechnęła się zadziornie, po czym uklęknęła na płytkach.

Czuła jak woda spływa po jej twarzy. Zamknęła oczy i pochwyciła w usta już gotowego członka. Zassała pierwszy raz. Był wprost idealny i proporcjonalny.

Ponowiła czynność, tym razem pomagając sobie ręką. Poczuła na twarzy dłoń nastolatka, a później Jimin docisnął jej głowę.

Wydobył się z jego gardła jęk, gdy Kan zaczęła przyśpieszać. To wszystko ją nakręcało — jego jęki ekstazy, zaborcze ruchy bioder.

Po chwili to nie ona sprawiała mu przyjemność, a to Jimin pieprzył jej nabrzmiałe wargi. I nie przeszkadzało jej to, a wręcz powodowało, że czuła się coraz bardziej wilgotna.

— Dość! — rzekł stanowczo, wyciągając z kobiecych ust członka. Szybko lewą ręką chwycił jego głowę, prawą jej ramię.

Eri stanęła na nogi, a później poczuła chłód kafelek na twarzy. Park obrócił ją, dłonią sunąc po plecach. Zamknęła oczy, gdy poczuła cudownie piekący ślad na pośladku. Instynktownie wypięła się w kierunku jego dłoni, oczekując drugiego razu.

— Jesteś bardzo wulgarna, panno Kan.

Jimin uderzył drugi pośladek, cały czas kontrolując siłę. Nie chciał jej skrzywdzić. Jednak poznali się na tyle by wiedzieć, co partner potrzebuje, aby było mu przyjemnie.

— I co ja mam z tobą zrobić?

Wyszeptał do ucha, gdy pochylił się do przodu.

— Wejdź we mnie — błagała, chcąc dosięgnąć ręką łechtaczki.

Nie musiała długo czekać. Poczuła go w sobie.

— Jak zawsze gotowa — westchnął z uwielbieniem.

Jimin zaborczo wchodził w nią, krzyżując ręce na plecach. W pewnym momencie Eri nie wiedziała, kto tak naprawdę kogo posuwa? Opadała i unosiła się. Czuła każdym centymetrem jego ciało. Oboje byli w najlepszej ekstazie.

W momencie kulminacyjnym poczuła, jak chłopak dochodzi.

Dochodzi w niej. Bez prezerwatywy.

Nim zdążyła coś powiedzieć, Jimin szybko wyszeptał w usta.

— Eri Kan, bądź moją żoną.


✯✯✯


Chingyu zaczęła rozchylać lekko powieki. Uwagę zmęczonej dziewczyny jako pierwsze zwróciły brązowe panele na ścianie. Żaden z pokoi w rodzinnym mieszkaniu nie był w ten sposób urządzony. Kim wsparła się na łokciach, by przeanalizować sytuację, w której się znalazła. Nim jednak zdążyła pomyśleć o czymś naprawdę głupim (porwanie), poczuła uścisk na dłoni. Tuż obok nastolatki siedziała Chaewon z głową opartą o łóżko. Miała głęboki, ale spokojny sen. 

Niepokój Chingyu wzrósł, gdy drzwi do nieznajomego pokoju zaczęły się otwierać. Dziewczyna szybko zaczęła szukać wzrokiem jakiejś broni, którą mogłaby ochronić siostrę, ale niestety pomieszczenie było pozbawione przydatnych narzędzi. 

— Widzę, że ktoś się obudził… 

Licealistka szeroko otworzyła oczy. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie przed sobą widziała. Chingyu przyłożyła rękę do ust, by powstrzymać się przed piskiem. Nie zdążyła jednak zatrzymać łez. Same zaczęły spływać po policzkach nastolatki, gdy tylko jej oczom ukazał się starszy brat. 

— Oppa…

— Hej, Chin… — szepnął zaskoczony Joongki z lekkim uśmiechem na ustach. Odłożył na nocną szafkę deskę z jedzeniem i przytulił do siebie siostrę. — Jestem już. Przepraszam, że tak późno. Już nic wam nie grozi…

— Oppa!

— Obie jesteście bezpieczne. 

W momencie gdy wymówił słowo „bezpiecznie” Chingyu rozkleiła się. Pomieszczenie zaniosło się niekontrolowanym szlochem. Dziewczyna nie chciała wypuścić z uścisku brata. Potrzebowała jego obecności jak nikogo innego. Cieszyła się z tego, że był pierwszą osobą, którą dzisiejszego poranka zobaczyła. Dzięki niemu… wszystko mogło się zmienić.   

— Spokojnie, Chin… 

— Unnie! — Krzyk Chaewon zwrócił uwagę rodzeństwa. Dziewczynka rzuciła się w ramiona starszej siostry. — Unnie! 

— Chaewon… — szepnęła Chingyu i przygryzła dolną wargę, by powstrzymać napływ emocji. Nie chciała więcej płakać. Nie mogła być słaba przy siostrze… 

— Płacz — wtrącił Joongki, jakby czytał w myślach licealistki. — Już za długo się przed tym powstrzymywałaś. Teraz my was obronimy i nikt już wam nie będzie zagrażał. 

Chingyu uśmiechnęła się lekko i pogłaskała młodszą siostrę po włosach. 

— Kocham was — jęknęła nastolatka. — Przepraszam, że musiałeś przyjechać… Jak się dowiedziałeś? 

— Twój chłopak…

— Chłopak? 

— Wiedziałem, że coś z nim było nie tak… — mruknął Joongki. 

— Jungkook-oppa nas uratował, unnie! 

Licealistka rozchyliła usta, które po chwili powędrowały w górę. 

— Będę musiał mu podziękować. 

— Ja to zrobię, oppa — wtrąciła Chingyu, po czym spojrzała jeszcze raz na brata. — Specjalnie przyjechałeś… Przepraszam… Ile musiałeś wziąć urlopu…? 

— Chin, to nie jest ważne — westchnął Joongki i dłonią poczochrał włosy dziewczyny. — Dostałem dwa tygodnie urlopu na to, aby załatwić rodzinne sprawy. Muszę znaleźć dla was opiekuna prawnego. — Żołnierz odwrócił wzrok od siostry. — Nie będę w stanie opiekować się wami tutaj na miejscu…

Chingyu zaczęła nerwowo ruszać oczami. Czyżby chciał je oddać do domu dziecka? Przecież za dwa lata będzie miała osiemnastkę i sama będzie w stanie zająć się Chaewon… 

— Nie rozdzielaj nas…

Spojrzała najpierw na brata, a chwilę później przeniosła wzrok na Chaewon. Joongki od razu zareagował krótkim śmiechem, po czym położył dłoń na jej głowie. 

— Tym się nie przyjmuj — odparł. — Przecież nie pozwolę wam trafić do obcego domu. Spróbujemy zadzwonić do wujka.   

— Wujek Kim Ji Sung? — zapytała Chingyu, a Joongki przytaknął. 

— Pewnie go nie pamiętasz. Z ojcem pokłócili się, jak byłaś jeszcze mała. Chaewon w ogóle go nie zna. 

— Jest dla nas obcym człowiekiem…

— Jest dobrą osobą — wtrącił Joongki. — Utrzymuję z nim kontakt od paru lat. Myślę, że wy też byście go polubiły. Na początku na pewno będzie ciężko, ale poradzimy sobie. — Chingyu kiwnęła, a brat, jakby czytał jej myśli, kontynuował wypowiedź. — Idź do szkoły. Jungkook na pewno czeka na wiadomości od ciebie. Ja się zajmę całą resztą. Wyglądem się nie przejmuj jak coś. Wyglądasz okropnie, ale on i tak cię kocha. 

Twarz nastolatki pokryła się czerwienią… Musiała zobaczyć się z ukochanym. To dzięki niemu życie sióstr miało się zmienić na lepsze…  


✯✯✯


Kiedy Jimin wyszedł z posiadłości Kan, Eri wciąż miała dylemat. Jego wyznanie było dosyć niespodziewane i widząc wahanie w jej reakcji, Jimin postanowił nie drążyć tematu. Ostatecznie skomentował to tylko twierdzeniem, że oczywiście poczeka, aż dziewczyna skończy liceum.

Usłyszała dźwięk telefonu, który oznajmił, że przyszła do niej wiadomość. Niepewnym krokiem, jakby wciąż z wahaniem, dobyła aparat i zauważyła na wyświetlaczu wiadomość od Taehyunga.

Most Banpo. 22. Będę na Ciebie czekać.

Przygryzła wargę. Wciąż nie była pewna tego wszystkiego. Nie wiedziała, co czuje do V, który komunikował, że nie był nią zainteresowany. Impreza u Namjoona wyraźnie jej to zakomunikowała.

Czego może ode mnie chcieć?, pomyślała, spoglądając raz jeszcze na wyświetlacz. Nie wiedziała czy coś odpisać, dlatego pozostawiła to bez odpowiedzi.

Taehyung był sympatyczny i przystojny, sprawiał, że zapomniała o bożym świecie. Kiedy niósł ją do bazy, niczym pierdolony superbohater, poczuła jak jego serce szybciej bije. Jakby dotyk jej ciała wprawiał go w wariację.

Jimin nie wracał, więc Eri stwierdziła, że pewnie noc spędzi gdzieś indziej. Może nawet wrócił do domu? Czytając notatki na kolejną lekcję matematyki, nie mogła zapamiętać odpowiednich wzorów. Jej myśli wciąż krążyły wokół Taehyunga.

Ubrała kurtkę i buty, a następnie wyszła z pokoju. Musiała wsiąść w samochód i dotrzeć na miejsce. Niby droga nie była skomplikowana, lecz coś nie dawała jej spokoju. Jakby czegoś zapomniała.

V już na nią czekał. Zobaczyła znajomy, zielony samochód. Stał oparty o jego maskę, patrząc w kierunku spokojnej rzeki Han. Most wyglądał olśniewająco, zwłaszcza o tej godzinie.

— Most Banpo ma to do siebie, że ogromna fontanna Moonlight Rainbow wzbudza zachwyt zawsze. A już szczególnie nocą — zaczął nie patrząc na jej twarz. — Wiesz, że ten obiekt mierzy 1140 m długości i jest najdłuższą fontanną na świecie?

 — Chyba nie chciałeś się spotkać tu ze względu na most?

Taehyung patrzył wciąż przed siebie, jakby chcąc pozbierać myśli. Na jego twarzy dostrzegła niepokój i pewnego rodzaju zadumę.

— Po co chciałeś bym tu przyjechała? — zapytała Eri, podchodząc bliżej.

V podniósł się z maski, stając naprzeciwko niej. Zmniejszył dzielącą ich odległość i przez moment patrzył w oczy nastolatki. Kan nie wiedziała, co to wszystko ma znaczyć i gdzie ich zaprowadzi ta rozmowa.

— Widzę, że jednak przyjechałaś — uśmiechnął się szeroko. — Czyli jeszczę coś dla ciebie znaczę.

Dziewczyna stała zmieszana, obserwując jak Taehyung przygryza wargę. Najwidoczniej bił się z myślami i przez moment nastała między nimi cisza.

— Nie mogę zbyt długo tu zostać — powiedziała, gdy zebrała w sobie troszkę odwagi. — Muszę wracać.

— Do Jimina?

— Do domu — westchnęła. Czuła narastającą w środku obawę.

— Wtedy, kiedy wpadliśmy do kryjówki Sunwoo… Bałem się, że nie zdążymy — powiedział ciężko. Najwidoczniej to wyznanie sprawiało mu dość wielki trud. — Gdy niosłem cię do kryjówki, czułem jakbym cały świat miał w swoich rękach. Byłaś tak blisko, a ja nie mogłem cię ochronić…

— Po co mi to mówisz? — wtrąciła. — Nie jesteś mi nic winien.

— Ponieważ… — urwał i wziął głęboki wdech. Następnie chwytając dłoń nastolatki, pociągnął ją ku sobie. — Ponieważ cię kocham.

Jeżeli Eri Kan miała być czegoś pewna w życiu, to tego, że wszyscy kłamią. Nauczona przeszłością nie potrafiła uwierzyć w puste obietnice bez pokrycia. Jednak V najwidoczniej mówił jej prawdę, a nim się spostrzegła, wpił się w jej wargi.

— V… — zaczęła Kan, starając się odzyskać panowanie.

— Ciii... — wyszeptał błagalnie Taehyung. — Wiem, że jesteś z Jiminem. Wiem, że on rości sobie do ciebie prawo… Jednak nic nie poradzę, że przy tobie wariuję. To wszystko jest chore, na sto jebanych sposobów.

Język V delikatnie wdarł się między lekko rozchylone wargi Eri. Był delikatny, lecz zaborczy. Nieśmiały, a odważny. Był tak zupełnie inny.

— Ucieknijmy — jęknął.

— Co?

Eri natychmiast oprzytomniała, jakby chcąc wybudzić się z nocnego letargu. To wszystko było snem, ona się obudzi i wyłączy pieprzony budzik.

Jednak silne dłonie Taehyunga przytrzymywały ją, a głowę oparł o jej czoło.

— Czy ty go kochasz? — wyszeptał.

Lecz nim zdążyła coś odpowiedzieć, usłyszała tylko pisk opon, a później stała się tragedia.


✯✯✯


Po tym jak Joongki pomógł Chingyu ogarnąć twarz pod warstwą plastrów, maści i makijażu, zawiózł ją pod szkołę. Z początku dziewczyna chciała zrezygnować z pobytu na lekcjach ze względu na swój wygląd, ale gdy tylko Kim ujrzała opartego o mur Jungkooka, wyszła z samochodu bez słowa. Cały czas wpatrywała się w skupionego na oglądaniu lekko kołyszającej się trawy ukochanego.

Miała ochotę się popłakać na jego widok. Tak bardzo chciała, by jej wybaczył. Bała się, że uratował ją tylko ze względu na wyrzuty sumienia. Chingyu pragnęła, aby ich relacja wróciła do normalności… 

— O-Oppa… — szepnęła niepewnie, gdy była już wystarczająco blisko. 

Chłopak nieoczekiwanie podniósł gwałtownie głowę zaskoczony, po czym podbiegł do nastolatki i bez ostrzeżenia załapał ją za policzka i namiętnie pocałował. Kim z początku nie wiedziała, co zrobić. W końcu jednak dała ponieść się emocjom i odwzajemniła pieszczotę. Po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy.  

— Kocham cię, kocham cię, kocham cię.

Jungkook nie potrafił się powstrzymać, by nie wyznać ukochanej swoich uczuć. Całował dziewczynę po buzi, nie zwracając uwagi na wygląd. Starał się jednak nie sprawiać jej bólu swoimi czułościami. 

— Oppa…

— Nic nie mów — szepnął, po czym przytulił ją do siebie. — Nikt cię już nigdy nie skrzywdzi, rozumiesz? — Odsunął ją od siebie i spojrzał w oczy Kim. — Kocham cię. 

— J-Ja ciebie też… 

— Cieszę się, że jesteś przy mnie. 

— Oppa… — Chingyu odwróciła wzrok, a chłopak zmrużył powieki. Nie podobało mu się zachowanie ukochanej. — Rozmawiałam z Joongkim… 

— I jak? — zapytał wyraźnie zmartwiony. — Wszystko dobrze?

— Oppa chce zadzwonić do wujka… Nie pamiętam go, ale jeżeli Joongki mówi, że to dobry człowiek to mu zaufam…

— To samo mówił o twoim ojcu — warknął zirytowany Jungkook na samą myśl o alkoholiku. 

— T-To nie to samo…

— Ale co w związku z twoim wujkiem?

— Najprawdopodobniej Joongki z nim porozmawia, żeby nas zaadoptował…

— Przecież możecie mieszkać ze mną — wtrącił. — Ja zajmę się wami najlepiej. 

— To nie byłoby takie proste — jęknęła Chingyu, a Jeon wziął głęboki wdech, aby się uspokoić. — Nie jesteśmy spokrewnieni, twoja rodzina mnie nie zna… No i nie masz osiemnastu lat ani stałego źródła utrzymania. 

— Mogę znaleźć robotę. 

— Oppa…

— Pieniądze mam — powiedział nieco rozpaczliwie, jakby chciał za wszelką cenę zachować przy sobie ukochaną i jej młodszą siostrę. — Mogę też załatwić pieniądze. 

— Jungkook — wtrąciła ostro. — Dziś mamy mieć spotkanie z wujkiem. Nie chcesz pójść ze mną? Dzięki temu spotkaniu będziemy wiedziały czy nie będziemy musiały wylądować w domu dziecka…

— Domu dziecka? 

— Joongki nie może się nami zająć, więc jeśli wujek nam odmówi, to zamieszkamy w sierocińcu… 

Jeon westchnął ciężko, ale zaraz pocałował ukochaną w czubek głowy. 

— Pójdę z wami. Muszę wiedzieć czy traficie do dobrego miejsca. Martwię się o ciebie, kochanie…

Chingyu uśmiechnęła się lekko i znów wtuliła w ukochanego. W jego ramionach czuła się naprawdę bezpieczna. 


✯✯✯


To wszystko działo się tak szybko. Ledwo usłyszeli pisk opon, a z camaro wyszedł Jimin. Nie był zły, był wkurwiony. W takich okolicznościach zapewne nikt nie chciałby wchodzić mu w drogę. Park agresywnie patrzył w stronę znajomych.

— Eri wsiadaj do samochodu — zarządził oschle.

— Sama powinna decydować, co chce zrobić — odrzekł V.

— Przypomnę ci, że to moja kobieta.

— Jak widać nie chcę nią być — ciągnął dalej Taehyung.

— Proszę — wyszeptała Eri. — Prze… Przestańcie.

Jednak im bardziej Kan chciała przerwać to nieporozumienie, tym bardziej przyjaciele zaczęli się kłócić.

— Myślałem, że jesteś dla mnie jak brat!

Jimin uderzył w twarz V, który nie został mu dłużny.

— Od małego byliśmy razem! — Jimin okładał twarz Teahyunga.

— Przestańcie! — krzyczała Eri, którą nastolatkowie zignorowali.

— Co z ciebie za chłopak, skoro nie potrafisz jej bronić?! — odrzekł V, plując krwią na ziemię. Miał rozcięte usta i najpewniej przestawiony nos.

— Nie daruję ci tego!

— Eri od dawna była tylko mną zainteresowana!

— Doczepiłeś się do niej!

— Niech ci sama powie, jak dobrze nam było!

Eri kręciła głową z niedowierzaniem. Jednak wiedziała, że to wszystko dzieje się przez nią. Przez jej głupotę.

— Przestańcie! — krzyczała.

— Kiedy ty byłeś na dywaniku u ojca… To mnie potrzebuje w swoim życiu. To ja będę mógł ją obronić!

— Jak możesz?!

Jimin kolejny raz uderzył twarz V. Teahyung nie pozostał mu dłużny i znów wymieniali kilka ciosów. Obalali się na plecy. Raz jeden był na górze, raz drugi.

Kan coraz bardziej prosiła, aby się uspokoili. Ostatecznie chciała wejść między nich. Byle tylko przestali walczyć.

Lecz to, co wydarzyło się później, przerosło wszystkich. Kiedy ruszyła w stronę mężczyzn, usłyszała strzał. A później krew.


✯✯✯


Zbliżała się godzina dwudziesta piętnaście, gdy Jungkook podjechał pod ogromny hotel. W budynku znajdowała się jedna z najlepszych restauracji miasta o nazwie Flavors, która zdecydowanie nie należała do najtańszych. Z początku Jeon był zaskoczony wyborem miejsca spotkania – w końcu rodzina Chingyu nie była bogata, a w restauracji zazwyczaj jadały osoby z wyższych sfer. Doskonale o tym wiedział, bo przecież sam nieraz był gościem lokalu. 

Odrobinę nerwowo Jungkook zaparkował motor na jednym z miejsc parkingowych, podbiegł do stróża nocnego i zapłacił mu za parking. Chłopak doskonale znał ochroniarza. Niejeden raz mieli ze sobą styczność podczas różnych misji lub zleceń. Wszędzie można było znaleźć ludzi, którzy mieli swoje za uszami. 

Gdy wreszcie nastolatek pojawił się przed wejściem, czekała na niego rodzeństwo Kim. Cała trójka stała bez ruchu. Widocznie byli zestresowani tą sytuacją, a sama myśl o rozmowie z wujkiem o problemach w domu, stanowiła dla nich nielada wyzwanie. 

 — Cześć — powiedział Jungkook i pocałował ukochaną w policzek, Chaewon przytulił lekko, a Joongki’emu podał rękę. 

— Spóźniłeś się… — mruknęła nastolatka, a chłopak podrapał się z tyłu głowy. Żołnierz odpowiedział na uścisk i wskazał dłonią na wejście budynku. 

— Przepraszam was za spóźnienie — szepnął Jeon, a rodzeństwo Kim spojrzało na siebie z lekkim zdziwieniem.

— Przecież nic się nie stało — powiedział Kim i zaprowadził ich na salę, którą widocznie sam już znał. — Wujek mi też napisał, że się spóźni, więc się nie przejmuj.  

Licealista kiwnął lekko, po czym złączył rękę z dłonią ukochanej. Chingyu spuściła głowę, by nikt nie zauważył jej zmieszania. Zachowanie dziewczyny trochę rozmieszyło Jungkooka, lecz chłopak nie miał zamiaru teraz parsknąć śmiechem. 

— Siadajcie — odezwał się Joongki, gdy znaleźli się w środku restauracji. Z ust sióstr wydobyły się odgłosy zdziwienia i zachwytu. — Zamówcie co chcecie. Dzisiaj jest na koszt wujka, więc nie musicie się ograniczać. 

— Kim jest wasz wujek? — zapytał Jungkook, a żołnierz puścił oczko do nastolatka. 

— Kimś genialnym. 

— Joongki! 

Męski krzyk zwrócił na siebie uwagę grupki. Joongki niemal natychmiast wstał ze swojego miejsca i przywitał się ze starszym, ale wciąż przystojnym mężczyzną. Co prawda Chingyu i Chaewon rozchyliły lekko wargi, wyrażając zdziwienie, ale Jungkook po prostu zamarł w miejscu. 

Znał tego człowieka. Doskonale wiedział, kim był Kim Ji Sung. Przecież to był pieprzony lekarz współpracujący z grupą, do której należał Jungkook! Wiele razy korzystali z jego usług, gdy groziło im niebezpieczeństwo związane ze zdrowiem. Z kolei Ji Sung oczekiwał od nich ochrony, gdy tylko będzie tego potrzebował. 

— Chingyu i Chaewon — odezwał się Ji Sung, spoglądając na bratanice. — I Jungkook, jak widzę. 

— Znacie się? — zapytała zdziwiona nastolatka. 

— Oczywiście — odparł mężczyzna, a Jungkook drgnął lekko. — Czasami był moim pacjentem. 

— Na kardiochirurgii?

— Zdarza mi się pracować jako internista — zaśmiał się Ji Sung, gdy Joongki zadał niezbyt przejmne pytanie. — Skupmy się na sprawie dziewczyn. Brat stał się alkoholikiem i wylądował na policji za znęcanie się nad nimi, tak? 

Joongki spojrzał na siostry, a potem kiwnął. 

— Dokładnie, wujku… Potrzebujemy twojej pomocy… 

— Jako żołnierz nie masz czasu zająć się nimi. 

— No tak… 

— Rozumiem przekaz — powiedział najstarszy, ale nim zdążył kontynuować, wypowiedź przerwała mu kelnerka. 

Po zamówieniu przez siebie dań rodzina wraz z Jungkookiem postanowiła w dalszym ciągu prowadzić dialog. Każdemu z nich zależało na znalezieniu najlepszego wyjścia z tej sytuacji. 

— Wujku… — Jako pierwsza odezwała się ku zdziwieniu wszystkich Chaewon. — Chce… Chce mieszkać z wujkiem i… i… Chingyu… 

— Prosimy bardzo — szepnęła nastolatka i przybliżyła się do młodszej siostry, która zdecydowanie stresowała się najbardziej.

— Nie mówię nie — powiedział spokojnie Ji Sung i skrzyżował ręce przy piersi. — Dzięki wyraźnym dowodom na policji proces adopcji będzie ułatwiony. Dodatkowo jesteśmy rodziną, a ja jestem szanowanym kardiochirurgiem, który będzie w stanie was utrzymywać. 

— Ale? — zadała pytanie nastolatka. — Musi być jakieś ale… 

— Jako lekarz nie będę miał dla was też tyle czasu ile…

— Będą go spędzały ze mną — wtrącił od razu Jungkook. — Będę do nich codziennie przychodził lub będę je do siebie zabierał. 

— Daj mi spędzić trochę czasu z rodziną — zaśmiał się mężczyzna. — Przy mnie będą bezpieczne. 

— Wiem — mruknął Jeon. 

— Znasz lepiej mojego wujka niż ja sam — wtrącił Joong Ki z lekkim uśmiechem. 

Do stolika podeszła kelnerka z częścią dań, po czym poszła po kolejną porcję. Rodzina Kim wraz z Jungkookiem rozmawiali o nowym życiu, które czeka ich w najbliższym czasie. Zmienić miało się dosłownie wszystko… ale miało stać się lepsze. 



Od K: No nie mogę z tym gifem, musiał tu być. Kisne :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥