Niszczyciel [ 5 ]



DEPRESJA 


Przez większość dni siedziałam zamknięta w pokoju. Nie chciałam z nikim rozmawiać i unikałam jak ognia wszystkich, z wyjątkiem Jimina. Park był natarczywy i miałam ochotę udusić go gołymi rękami, lecz dzięki niemu nie pozostałam w tym bagnie sama. Kilkakrotnie na korytarzu spotkałam Mei, która jako druga osoba w tym towarzystwie, uśmiechała się na mój widok, kiwała głową i pytała, jak moje samopoczucie?

Starałam się grać twardą, lecz blondynka nie wydawała się być przekonana. Możliwe, że to wszystko przez kobiecą intuicję, której nie można było jej odebrać.

Pewnego dnia, kiedy nie chciałam zejść na śniadanie, zapukała do drzwi. Nie potrafiłam nic odpowiedzieć, ponieważ pomyślałam, że to Jin. Seokjin jak zawsze odgrywał rolę doręczyciela i zaprowadzał mnie siłą do jadalni. Kim stała w progu, a w ręku trzymała tacę z posiłkiem.

— Pomyślałam, że jesteś głodna — powiedziała spokojnie.

Nie potrafiłam się zebrać na odwagę, aby jej podziękować. Właściwie nie chciałam jeść, choć organizm odpowiadał coś innego. Mei cicho zachichotała, gdy burczenie w brzuchu się nasiliło, a ja przełknęłam głośno ślinę.

— Chyba jednak mam rację.

Popatrzyłam kątem oka, jak stawia tacę na nocnym stoliku, a potem przysiada na końcu łóżka. Choć starałam się ją ignorować, wlepiając beznamiętnie wzrok w ogród, ona ciągle czekała.

— Dziękuję — wyszeptałam z rezygnacją, czując suchość w ustach.

— To nic takiego.

Chciałam zacząć jakiś temat, albo po prostu spojrzeć na jej twarz. Miałam ochotę zajrzeć w głąb bursztynowych oczu i zrozumieć, dlaczego jest tak miła dla całkiem obcej osoby? Moje nieme pytanie zostało zrozumiane i po chwili usłyszałam swoją odpowiedź.

— Ciężko być samej w tak dużym świecie.

Przygryzłam wargę, czując metaliczny posmak. Miałam głupią nadzieję, że poświęcenie życia dla miłości było warte. Z czasem zrozumiałam, że to był bezsens.

— Wiem, że nasza rodzina nie jest zbytnio normalna. — Poczułam jej dłoń na wierzchu własnej. — Jednak nie chcę, byś się mnie bała. Nawet źli ludzie mają w sobie pierwiastek człowieczeństwa.

Patrzyłam przez moment w bursztynowe oczy. Mei wydawała się być szczerą i godną zaufania osobą, która najwidoczniej rozumiała, w jakim położeniu znalazłam się przez swoją głupotę. Nawet kilkakrotnie wtrąciła, że gdybym czegoś potrzebowała, mogę zwrócić się do niej. Podziękowałam, wiedząc, że i tak nie uratuje mnie spod ręki sadysty, który za nic ma ludzkie życie.

— Miłość — wyszeptała. — Ostateczność, którą każdy pragnie i którą nie zawsze jest w stanie utrzymać.

Mówiąc to, widziałam, jak na usta wkrada się zmartwienie, jakby nad czymś myślała. Choć z początku chciałam ją zapytać, ostatecznie zrezygnowałam. W końcu jej życiu uczuciowe to nie była moja sprawa.

— Poświęcenie z miłości wydaje się być okej — podsumowałam.

— Tak — uniosła kącik ust do góry. — Chyba masz rację.

Patrzyłam przez moment, jak siostra Jina siedziała obok, pogrążona w zadumie. Po chwili jednak wstała i chwyciła za tacę. Zaprotestowałam, chwytając za drugi uchwyt. Szybko rzuciłam, że sama zaniosę do kuchni, a Mei to skomentowała skinieniem głowy. Ostatecznie założyłam leżącą na krześle bluzę zostawioną przez Jimina, podczas jednego z tych wieczorów, w których starał się poprawić mi humor.

Blondynka nie skomentowała tego, choć wiedziała, do kogo należy ubranie. Potem wyszłyśmy z pomieszczenia, a ja zamknęłam drzwi na klucz. Potem rozdzieliliśmy się na schodach. Mei weszła do gabinetu, a ja schodami skierowałam się w dół.


✖️


Choć Taehyunga widywałam bardzo rzadko, co niezmiernie mnie cieszyło, musiałam przywyknąć do obecności kilku Bangtanów obok siebie. Wyjątkiem była “głowa rodziny” oraz kat w postaci Jungkooka. Ten pierwszy podobno był zapracowany, natomiast drugi, tak jak wspominałam, nie przepadał za moją osobą i wyraźnie to komunikował.

Tym razem ujrzałam JK na dziedzińcu w towarzystwie Hobiego. Jak zawsze posłał mi mordercze spojrzenie. Potem zastanawiałam się, dlaczego tak bardzo mnie nienawidzi? Aczkolwiek zrezygnowałam z doszukiwania się odpowiedzi.

Wszystko skończyłoby się dobrze, gdybym nie ujrzała podjeżdżającego samochodu. Przez wszystkie dni, w których byłam w niewoli, przywykłam do widoku gangsterów, czy innych typów spod ciemnej gwiazdy. Tym razem jednak zaskoczyłam się i to bardzo, widząc znajomą twarz.

— Kim Jungmi — usłyszałam jego cyniczny głos.

Momentalnie spięłam się, co nie uszło uwadze Yoongiemu, który w tym dniu pełnił nade mną wartę. Choć nie cierpiałam tego określenia, Jin często je stosował. Suga jednak dość wylewnie okazał swoje zainteresowanie. Praktycznie nie zrobił nic.

— Widzę, że jednak żyjesz — ciągnął dalej znajomy Sehuna.

— Za to ty niestety też — odparłam beznamiętnie.

Huang Zitao stał przede mną, w całej swej okazałości, ubrany w ciemny garnitur, a na jego ustach gościł szeroki i fałszywy uśmiech. Nigdy nie przebadaliśmy za sobą, jednak przez wzgląd na narzeczonego, tolerowałam tego parszywego głupka.

Inaczej nie mogłam go nazwać.

— Jak zawsze wygadana. Nic dziwnego, że Oh tak szybko się podniósł po stracie. — Te słowa sprawiły, że mimowolnie przystanęłam w miejscu. — Choć tak naprawdę, nigdy po tobie nie rozpaczał.

— Kłamiesz.

— Może chcesz się przekonać? — uniósł brew do góry.

Nie potrafiłam dłużej słuchać jego słów. Zatao ciągle mówił o narzeczonym, który podczas mojej śmierci spakował cały nasz dorobek, sprzedał mieszkanie, zabrał wszystkie oszczędności, wyczyścił wspólne konto i okradł mnie, pozbawiając wszystkiego.

— Ale przecież tak jest zawsze w przypadku tych, którzy nie mają rodziny.

Dziedziniec zabrzmiał cynicznym chichotem. Przez moment starałam się złapać oddech, czując ból w klatce piersiowej. Natomiast śmiech Chińczyka został przerwany szybkim i mocnym ciosem.

W tamtej chwili czułam się jak uczestnik dość żałosnego przedstawienia. Zitao trzymał się za szczękę, plując krwią na kostkę brukową, a naprzeciw niego nie kto inny, jak Suga pocierający kostki dłoni.

— Nowy ochroniarz? — powiedział wściekły Huang. — Sehun miał rację, jesteś tylko zwykłą dziwką.

Kolejny raz zauważyłam, jak Chińczyk słania się na nogach, tym razem przyjmując cios od osoby, którą najmniej bym się spodziewała.

JK stał wyprostowany i ponownie uderzył przybyłego faceta. Huang coś mamrotał, próbując powstrzymać żałosny jęk. Kiedy Jeon miał zamiar poprawić swój cios, został powstrzymany przez Yoongiego.

Patrzyłam na ten obrazek, chcąc zapaść się pod ziemię. Zitao wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon, a po drugiej stronie ujrzałam Namjoona, kręcącego głową.

— Jeon, Min do mnie — powiedział bez emocji.

Mężczyźni pokiwali głową na znak akceptacji. Nim jednak Suga mnie całkowicie wyminął, chwyciłam jego dłoń. Zaskoczony spojrzał w moją stronę.

— Dlaczego? — wyszeptałam.

— Musi być powód? — odparł jak zawsze swoim surowym tonem.

Patrzyłam jeszcze chwilę, jak znikają za drzwiami zachodniego skrzydła, a po chwili poczułam za sobą kolejną osobę. Nie musiałam patrzeć, poczułam jego perfumy.

Osunęłam się do przodu, upadając na kolana. A przed spotkaniem z podłożem, uratowały mnie jego dłonie. Silne i pewne.

Jimin nie skomentował całego zajścia ani jednym głupim komentarzem.


✖️


Od zajścia na dziedzińcu, nie pojawiałam się na śniadaniu, obiedzie, ani kolacji. Omijałam wszystkich szerokim łukiem, nie tylko Jungkooka. Czułam wstyd i żal, przeradzające się z czasem w pustkę. A po wszystkim przyszła depresja.

Choć ciągle żyłam, nie odczuwałam tak naprawdę niczego. Byłam martwa w środku. Nawet nie odpowiadałam na zaczepki Jina, ani żarty Jimina. Nie skomentowałam nic, gdy Mei opowiedziała kilka historii z ostatnich dni.

— Jungmi — wyszeptała spokojnie. — Nie był cię wart.

Nie potrafiłam się poruszyć, ani wydać żaden dźwięk. Samo wspomnienie ukochanego bolało, a słowa Zitao były niczym przebijający serce miecz.

Jimin często mówił, że z czasem zapomnę i przywyknę, aczkolwiek nie potrafiłam zapomnieć tych wszystkich chwil, w których, choć sztucznie, byłam szczęśliwa.

Na stoliku wciąż leżała taca z porannym śniadaniem, a moja głowa była nakryta kołdrą. Chciałam się zaszyć i zniknąć, spowodować, że Kim Taehyung zechce mnie zabić i  pozwolić odejść z tego świata. Jednak wiedziałam, że był sadystą, czerpiący przyjemność z cudzego bólu. Nigdy nie pozwoli mi wygrać.

Usłyszałam ponownie, że drzwi od pokoju się otwierają. Poznałam charakterystyczny dźwięk, lecz nie zareagowałam w żaden sposób.

— Powinnaś coś zjeść — usłyszałam ten głos i mimowolnie się spięłam.

Nie chciałam oglądać, ani słyszeć osoby, do której należał. Niemniej jednak Taehyung miał rację, powinnam zacząć normalnie funkcjonować. Ciało jednak odmówiło mi posłuszeństwa.

Poczułam, jak silnym ruchem zrywa kołdrę z głowy, a potem ujrzałam jego twarz. Brązowe oczy przepełnione były nieodgadniętymi dla mnie uczuciami. Czasami zastanawiałam się, co tak właściwie myśli V? Dlaczego tak bardzo się nade mną znęca i jaki w tym wszystkim jest sens?

Chciałam wyrwać z jego ręki kołdrę, którą ciągle trzymał między palcami. Jednak Taehyung nie zamierzał mi tego ułatwić. Przez moment mierzyliśmy się wzrokiem, a potem pościel wylądowała na podłodze.

— Powiedziałem, że powinnaś coś zjeść — powtórzył zirytowany.

— Nie jestem głucha — odpowiedziałam.

— Nie zauważyłem.

Przez moment, niezbyt długą chwilę, zastanawiałam się, jaki jest sens tej rozmowy, a potem jak gdyby nigdy nic, Taehyung się odezwał:

— Oto cała ironia miłości. Ty mi oddałaś swe życie, abym go ocalił. A on po prostu uciekł.

Jego baryton był beznamiętny i tak bardzo odległy. Jakby kiedyś sam doświadczył zawodu. 

— Oj wbił ci nóż w serce? Porzucił jak rzecz i teraz…

Taehyung nie zdążył powiedzieć nic więcej, ponieważ zamachnęłam się, a moja dłoń powędrowała wprost w kierunku jego policzka. W ostatnim momencie poczułam silny uścisk na przegubie nadgarstka.

Wiedziałam od zawsze, że nic nie dzieje się bez przyczyny. W tamtym momencie byłam zrozpaczona, zła i naiwna. Kim Taehyung pociągnął mnie do siebie, a potem, patrząc prosto w oczy, wypowiedział słowa, które ponownie sprawiły zamęt w mojej głowie:

— Nie powinnaś podnosić ręki na swojego pana, Kim Jungmi.





Komentarze

  1. Ostatnia wypowiedź Taehyunga jest taka hoot, że o ja... Teraz jestem zbyt ciekawa, co na to to powie Jungmi =/ Szybko dawaj nexcik :D Kocham postać JK w tym opowiadaniu tak bardzo... On jako kat... no cudo!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥

Popularne posty