Niszczyciel [ 6 ]

 

TELEFON


Kiedy Taehyung wyszedł z pokoju, opadłam na łóżko. Wydało ono charakterystyczne skrzypienie. V jak zawsze potrafił spowodować, że krew pulsowała w żyłach, a jego chłód i opanowanie, wyprowadziły mnie z równowagi. Mężczyzna nigdy nie zaakceptuje mojego istnienia i jak zawsze wyjątkowo uprzykrzył mi życie.

Miałam ochotę płakać i wyć. Wtuliłam się mocniej w poduszkę i czułam, jak policzki zalewają się łzami. Kolejny raz pomyślałam o śmierci i zdałam sobie sprawę, że niczego nie pragnę tak bardzo jak zakończyć swoje niezbyt udane życie.

Z tak żałosną myślą, zasnęłam tamtego wieczora. A Kim Taehyung bynajmniej nie przyśnił mi się w nocy.

Przez następnie dni byłam wyjątkowo małomówna, tak samo jako Jimin i Mei. Jedynie Kana czasami wpadała i opowiadała, że incydent z Zitao odbił się bardzo na interesach. Bliźniaczka Jimina siedziała w fotelu i relacjonowała negocjacje pomiędzy Bangtanami a innym chińskim kartelem, do którego należał Hyuang. Dowiedziałam się także, że Taehyung razem z Namjoonem i Jinem wyjechali do Zhongguo, załagodzić konflikt, jaki spowodowała cała ta nieszczęsna akcja.

— Jungmi! — chwyciła moją dłoń, gdy chciałam powiedzieć, że to wszystko przeze mnie. Przez moment patrzyłam w jej oczy, po czym Kana się zaśmiała. — Nikt nie wini Yoongiego za to, co zrobił. Poza tym JK też przekroczył granicę.

Park wstała z miejsca, kiedy w progu pokoju zjawił się jej brat. Wymieniła z nim tylko spojrzenie, a potem ponownie skierowała się do mnie.

— Naprawdę nie masz się czym martwić.

Patrzyłam, jak Kana się odwraca i wychodzi, wymijając Jimina. Nie odezwali się do siebie, aczkolwiek zanotowałam ich spojrzenie. Z drugiej strony wiedziałam, że istnieje coś takiego jak bliźniacza więź. Tak sobie tłumaczyłam ich ciszę.

Zerknęłam na Jimina, wciąż stojącego w progu. Nie wyglądał za dobrze. Park był blady i miał podkrążone oczy. Zapewne niewiele spał, a sądząc po tym, że był początek dnia, śmiałam stwierdzić, że wcale.

Poprawiłam się na łóżku i podciągnęłam kolana pod brodę. Oparłam na nich głowę i objęłam ramionami. Czułam się krucha i bezwartościowa. Pech był moim drugim imieniem. Wszyscy wokół mnie tylko cierpieli.

Jimin przekroczył próg i bez słowa zajął miejsce, na którym wcześniej znalazła się Kana. Nie odzywał się, co zazwyczaj by mi odpowiadało. W obecnej chwili potrzebowałam jego głupich żartów. Nawet tych najbardziej sprośnych i żałosnych.

— Będziesz tak milczał? — zapytałam beznamiętnie.

Mężczyzna wzruszył ramionami. Chciałam wiedzieć, co siedzi mu w głowie i dlaczego stał się taki niewzruszony? Czemu nie zachowuje się normalnie? Miałam mętlik w głowie i tysiąc pytań, na które nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.

Kolejny raz zrezygnowałam z nakłonienia go do rozmowy.

Siedzieliśmy w milczeniu. Nawet nie pamiętam przez jaki okres czasu. Wszystko było dla mnie zbyt skomplikowane i wyjątkowo męczące. Począwszy od zachowania JK, obrony Yoongiego i milczenia Jimina. Nikt nie chciał mi opowiedzieć, jakby przeczuwali coś niepokojącego.

Przez moment do moich myśli ponownie wkradł się obraz Taehyunga. Wzdrygnęłam się na wspomnienie czekoladowych oczu i karcącego szeptu. Nie uszło to uwadze Jimina, który pomimo zmęczenia, wciąż siedział w fotelu.

— Przepraszam — wyszeptał w pewnym momencie.

Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Dlaczego powiedział to słowo i czemu jego głos się łamał?

— Jako przyjaciel powinienem tam stać. Nie Yoongi, nie JK.

— Nikt nie powinien tam być — wtrąciłam. — Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca i dobrze o tym wiesz.

— Zitao to skurwiel — podsumował. — Zawsze tylko prowokuje. Zazwyczaj z mizernym skutkiem. 

— Jednak tym razem Suga stracił cierpliwość.

— Min nie jest facetem, którego dasz radę sprowokować.

Popatrzyłam w bursztynowe oczy Parka. Był pewny swoich słów i nie za bardzo rozumiałam, co miał na myśli?

— Zrozum Jungmi — wtrącił. — Tutaj nie chodziło o to, że Hyuangowi się udało. Obraził osobę należącą do rodziny. A żaden z nas nie może na to pozwolić.

Zamrugałam. Potem wzięłam głębszy oddech. Nie wiedziałam, czy Jimin mówi prawdę i dlaczego to powiedział?

— Należysz do rodziny — chwycił moją dłoń. — Odkąd tutaj jesteś. Każdy o tym wie — przerwał, by po chwili dodać — tak, nawet JK.

Westchnęłam głośno. Nigdy tak naprawdę nie miałam rodziny i nie ukrywałam, że sytuacja, w której się znalazłam, była dość mocno skomplikowana. Słyszałam codziennie słowa domowników, piękne aforyzmy o rodzinie, aczkolwiek myślałam, że za nimi kryje się znaczenie słowa gang. Teraz Jimin wyraźnie zakomunikował, że to coś o wiele ważniejszego.

Machnęłam ręką, komunikując mu, że nie powinien być tym zasmucony. Blondyn uśmiechnął się, jednak dość sztucznie, a potem wstał z miejsca i wyszedł. Później dowiedziałam się, że w nocy był “w terenie” i dopiero wrócił.


✖️


Usłyszałam ciche pukanie i zanim zdążyłam odpowiedzieć, drzwi pokoju się otworzyły. Od razu poznałam osobę, która stała oparta o framugę. Suga patrzył na mnie, a jego mina jak zawsze nie zdradzała nic.

Przewróciłam oczami, kiedy Min przystanął obok łóżka, w którym się obecnie znalazłam. Nie wiedziałam, która była godzina, jednak musiało być na tyle późno, że przespałam powrót delegacji z Chin. Dowiedziałam się tego, patrząc przez okno. W oddali zanotowałam postać Namjoona, który ze słuchawką przy uchu, rozmawiał i palił papierosa.

— Masz — powiedział Yoongi, rzucając niedbale na pościele pudełko.

Popatrzyłam na “prezent” i oniemiałam. Może nie był to najnowszy, ale zdecydowanie dobry model telefonu komórkowego.

— Podobno potrzebowałaś do kogoś zadzwonić.

Głos mężczyzny nie zdradzał nic, do czego zresztą się przyzwyczaiłam. Suga był skrytą osobą i pomimo próby nawiązania z nim kontaktu, nie potrafiłam rozbić jego żelaznej skorupy. Gdy zapytałam o to Mei, nie skomentowała zbyt wylewnie, mówiąc, że sama już pogubiła się w odczuciach, co do Yoongiego.

Niepewną i lekko drżącą dłonią sięgnęłam po pudełko. Telefon nie był nowym nabytkiem, ponieważ w rogach zauważyłam kilka zagięć, jednak i tak byłam wdzięczna. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek pozwoli wykonać mi choć jedno połączenie. Miałam w głowie mętlik, aczkolwiek wiedziałam, do kogo powinnam zadzwonić.

— Masz tylko jedną szansę — wtrącił Min.

Pokiwałam głową na znak akceptacji i włączyłam aparat. Pragnęłam usłyszeć kojący głos Chingyu, którego już być może nigdy nie usłyszę.

Yoongi pozostał w pokoju, co i tak mnie nie zaskoczyło. Przecież musiał przypilnować, by nie zdradziła położenia, w którym się znalazłam. Choć lekko skrępowana, wprowadziłam numer i przyłożyłam aparat do ucha.

Po kilku sygnałach, które okazały się być ostatecznością, w końcu udało mi się połączyć.

Jungmi? 

Jej głos był taki, jaki zapamiętałam. Spokojny, głęboki i pełny. Jednak wyczułam nutkę niepewności i zapytania.

— Hej, Chin — westchnęłam.

Przez moment słyszałam, jak Lee opowiada o życiu w szpitalu, a potem zamieszaniu spowodowanym moim nagłym wyjazdem. Zaskoczona zapytałam, skąd się dowiedziała.

Sehun powiedział, co się wydarzyło.

Na sam dźwięk zrobiło mi się niedobrze. Imię ukochanego powodowało ból i niechęć. Parę razy wzdrygnęłam się i nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

— To znaczy, co powiedział?

Czy to ważne? Wiedziałam, że nie można mu ufać.

Zaskoczona chciałam dowiedzieć się, jaką tanią wymówkę powiedział. Chingyu przyznała się, że starał się wmawiać, że tak po prostu mi odbiło i odwróciłam się od wszystkich. W dodatku Oh miał czelność sprzedać mieszkanie i powiedzieć, że zdradziłam go, wyjeżdżając z kochankiem za granicę.

Suga odchrząknął, a ja wiedziałam, że mój czas dobiegł końca. Z tego powodu zrobiło mi się aż nadto przykro.

— Muszę już kończyć — rzekłam smutno.

Dlaczego mam wrażenie, że brzmi to jak pożegnanie?

Słowa Lee sprawiały mi ból, bo choć nie chciałam, musiałam się z nimi zgodzić. Mogłam już więcej nigdy jej nie zobaczyć.

Po zakończeniu połączenia Yoongi wziął pudełko i spakował telefon. Otworzył aparat i złamał na pół kartę.

— Tak będzie lepiej — powiedział.

Nie mogłam się z nim zgodzić. Tak nie było lepiej. Po chwili Min skierował się do wyjścia, pozostawiając samą w pokoju.

Czułam się żałośnie. Wciąż miałam świadomość, że zaczęłam brodzić w bagnie, które z czasem zaczęło stawać się gównem. I nie mogłam już robić tego, co kochałam najbardziej.

Niedługo później do pokoju wszedł Jimin. Park miał uśmiechniętą twarz, dumnie prężąc się przede mną.

— Mówiłem, że załatwię ten telefon — powiedział, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

— Nigdy w ciebie nie zwątpiłam — odpowiedziałam ponuro.

— Jednak nie cieszysz się z niego?

Przez moment byłam naprawdę wdzięczna Parkowi. Postarał się, załatwił to, co obiecał. Wiedziałam, że mogło być trudno, zwłaszcza że Taehyung nie chciał, bym pamiętała o starym życiu. A tak właściwie o jedynym, które miałam.

— Jestem wdzięczna, naprawdę — odpowiedziałam, czując, jak łzy pojawiają się w oczach, a obraz zamazuje. — Jednak jestem naiwna.

— Jungmi.

Poczułam ciepłą klatkę piersiową, gdy Jimin przytulił mnie i objął. Dłonią głaskał włosy, dając poczucie bezpieczeństwa.

— Nie uważam, aby naiwność była zbyt głupia.

Wdychałam jego zapach i czułam miarowy oddech. Jimin w tamtej chwili był jedną z osób, które potrafiły sprawić, że się uspokoiłam.

— Moje życie było, jakie było — z gardła wydobył się niekontrolowany szloch. — Jednak miałam pracę i poczucie, że robię coś z sensem. Chciałam zostać kardiologiem, pomagać innym. Ratować zagrożone życie.

— Jesteś dobrym człowiekiem — wtrącił Park. — Poświęciłaś się dla osoby, która na to nie zasługiwała.

Przez moment zadrżałam. Każda myśl o Sehunie powodowała, że moje ciało wprawione zostało w niekontrolowany ruch.

— JK jedzie do szpitala — zdradził Jimin, wciąż głaszcząc moje włosy. — Powiedzieć, że już się tam nie pojawisz.

Odsunęłam się od mężczyzny i zamrugałam szybko oczami. Starałam się ułożyć w głowie to, co powiedział. Jungkook miał jechać do szpitala? Gangster chciał wszystko załatwić i obawiałam się, co z tego wyjdzie. Przez moment pomyślałam, że powinnam tam być i wszystko sama załatwić.

Szybko odepchnęłam Jimina i wstała z łóżka. Nie odpowiedziałam, gdy zapytał, co chcę zrobić. Nie przejmując się wyglądem i tym, że jestem w połowie roznegliżowana (bo wciąż miałam na sobie piżamę z krótkimi, jedwabnymi spodenkami), ruszyłam w kierunku gabinetu. Nie zwracałam uwagi na wołanie Jimina, wyminęłam zdziwioną Mei, Kanę i Hobiego, wparowałam do głównego pomieszczenia obrad.

Przy stole zauważyłam czterech Bangtanów. Namjoon patrzył na mnie badawczo, a Jin się zaśmiał.

— Mówiłem, że tak będzie — zachichotał.

Taehyung jak zawsze się nie odzywał, tylko patrzył wprost na mnie. Jego twarz, kamienna i surowa, nie zdradzała niczego.

— Chcę z nim jechać — wskazałam na siedzącego z boku Jeona.

Kolejny raz usłyszałam śmiech Jina, a potem zobaczyłam, jak kąciki ust V unoszą się do góry.

Przez moment nastała cisza, gdy boss uniósł rękę do góry.

— Naprawdę uważasz, że pozwolę ci na to?

Jego baryton był jak zawsze głęboki, lecz zanotowałam w nim sarkazm. Wiedziałam, że Taehyung nie zgodzi się na ten pomysł.

— Tak — odpowiedziałam z przekąsem, choć to była tylko dobra mina do złej gry. Nie byłam niczego pewna, jak tego, że ten pomysł jest absurdalny.

— Zabawna jest — ponownie zachichotał Jin.

— Podnosisz na mnie rękę — przeszedł mnie dreszcz na jego słowa. — A teraz o coś prosisz, Kim Jungmi?

Nim zdążyłam odpowiedzieć, Taehyung prychnął, a pozostała reszta wyglądała na bardzo zaskoczona. No tak, w końcu kto normalny bije swojego właściciela, a potem prosi o przysługę?

— Tak — odpowiedziałam ponownie. — Wiem, to nie było zbyt rozsądne…

— Pozwól jej — wtrącił się RM, który wciąż patrzył prosto w moje oczy. — Pojadę z nimi. Przypilnuje, aby wszystko poszło zgodnie z planem.

Ponownie V popatrzył na mnie, a przez głowę przeszło mi milion myśli. Nie byłam pewna, czy przystanie na prośbę.

Jednak rzeczywiście Kim Namjoon miał największą siłę przebicia w tej rodzinie.


✖️


Pobiegłam szybko do pokoju, ponieważ Jeon zakomunikował, że mam tylko dziesięć minut do wyjazdu. Musiałam przebrać piżamę i naciągnąć na siebie coś przyzwoitego. W dodatku nie pozwoliłam, aby Jeong Guk zdążył zaprotestować i podważyć moją obecność w samochodzie.

Jimin dobijał się do drzwi, podczas ubierania przeze mnie dresowych spodni. Lekceważyłam jego słowa, które mówiły, że nie powinnam jechać. Park uważał, że to się źle skończy i w niczym mi nie pomoże.

Przez moment pomyślałam, że blondyn ma rację. Jednak nie mogłam się powstrzymać od zobaczenia przyjaciółki. Nawet jeśli miałabym widzieć ją tylko przez szybę.

Kiedy byłam gotowa, poprawiłam włosy, szybko potraktowałam rzęsy maskarą i wybiegłam na korytarz, uderzając Jimina drzwiami z rozpędu, usłyszałam hałas.

Przeprosiłam chłopaka, jednak zaskoczona, tak samo jak Park, spojrzeliśmy przez poręcz. To, co ujrzeliśmy, bynajmniej nie należało do normalnych obrazów.

— Zawsze to musisz być ty?!

Twarz Yoongiego była zakrwawiona i opuchnięta. Min ledwo trzymał się na nogach. Jednak nie rezygnował z wyprowadzenia serii ciosów, które dosięgły jego rywala. A nim okazał się nie kto inny jak Jeon Jeong Guk.

— Nie moja wina, że ty odpychasz od siebie wszystkich — odpowiedział mu JK.

— Trzymaj się od niej z daleka!

Razem z Jiminem popatrzeliśmy na siebie. Od razu rzuciliśmy się w ich kierunku, ponieważ ktoś musiał rozdzielić tę dwójkę. Na nasze i jak się potem okazało swoje nieszczęście, pomiędzy nich weszła Mei.

Zbiegając po schodach, próbowałam zdążyć na czas. Pierwszy jednak dopadł ich Jimin i razem z Hobim rozdzielili walczących mężczyzn.

— Czy wyście zgłupieli do reszty?! — warknęła dziewczyna. — Banda pajaców!

Przez moment zapadła cisza, którą przerywały niemiarowe oddechy poszkodowanych. JK z poszarpanym ubraniem i podbitym okiem, ledwo trzymał się na nogach, natomiast Suga leżał na posadzce, a jego twarz była w nie lepszym stanie. Choć powinnam najpierw udzielić im pierwszej pomocy, zauważyłam, jak po ramieniu Mei spływa szkarłatna strużka.

Choć księgowa machnęła ręką, udając silną i bagatelizując swoją ranę, nie odpuściłam jej i pociągnęłam do łazienki. Wiedziałam, że tam znajduje się apteczka i będę mogła zdezynfekować ranę. Szybko przemyłam ją środkiem odkażającym, co spowodowało pieczenie, a Mei wydobyła z siebie dźwięk syknięcia.

— To o co poszło? — zapytałam, gdy wstępnie obejrzałam rozcięcie.

— Z facetami tak jest — odpowiedziała przez zęby. — Testosteron uderza im do głowy.

Ciężko było się z nią nie zgodzić. Jednak po słowach Jimina wiedziałam, że Yoongiego bardzo ciężko sprowokować. Musiało być jakieś drugie dno.

— Będę zobligowana ją zszyć — wskazałam na ranę.

— Jasne. 

Mei pokiwała głową, a potem zaprowadziła mnie do miejsca, w którym mogłam znaleźć różne narzędzia medyczne. Podczas zabiegu dowiedziałam się, że tak naprawdę Suga, źle zinterpretował sytuację między kobietą, a Jeonem. JK jak zawsze flirtował z księgową, a siostra Jina po prostu traktowała go jak młodszego brata. Po wszystkim zapytałam jej, co tak właściwie jest między nimi.

Między Mei a Yoongim.

— Sama chciałabym to wiedzieć — odparła smutno.

Gdy skończyłam zabieg, pochwaliłam przyjaciółkę za jej spokój i odwagę. Potem poleciłam Jinowi, aby kupił specjalną maść i rozpisałam Mei dawkowanie.

Na parkingu już na mnie czekali, Namjoon i JK. Do pierwszego się uśmiechnęłam, drugiego zignorowałam. Z nosa Jeona przestała lecieć krew, aczkolwiek nie wyglądał najlepiej. Postanowiłam jednak nie wtrącać się i usiadłam z tyłu razem z RM. Potem wyruszyliśmy do szpitala. 

Kiedy przejeżdżaliśmy przez bramę, serce mocno zabiło. Działo się to, ponieważ w oknie posiadłości zauważyłam wręcz onyksowe tęczówki Taehyunga.





Komentarze

Popularne posty