ENISA's POV
Gdy kończę wydawać obiady i sprzątać po nich, przechodzę akurat przez recepcję, w której spotykam szeroko uśmiechniętego Bojana. Rozumiem, że to typ człowieka, który szczerzy się wszędzie do wszystkich, ale taki banan na twarzy, nieskierowany w dodatku do nikogo konkretnego, to już lekka przesada. Co innego, gdyby śmiał się do mnie, ale jeszcze mnie nie widzi.
– A z czego ty się tak cieszysz? – pytam, zachodząc go od tyłu i przypadkowo strasząc. Bawi mnie, jak się odwraca, jego uśmiech znika i ustępuje miejsca przerażeniu, a kiedy on zauważa, że to tylko ja, jego twarz znowu się rozpromienia.
– Zobacz, co mam! – woła i wręcza mi... kartę do hotelowego pokoju, bynajmniej nie swojego, a z zupełnie przypadkowym numerem 320. Domyślam się, że właśnie go wynajął. Dla nas! To mnie odrobinę przytłacza.
– Czy wy wszyscy powariowaliście z tymi pokojami? – Udaję oburzoną, by zamaskować zmieszanie.
Pamiętam, jak nie mogliśmy opanować rozbawienia, kiedy Martin, Kris i Lara opowiadali o nieporozumieniu, które między nimi zaszło. Od tego czasu zakochana para zamieszkała w pokoju 214. Jan został sam w apartamencie, który wcześniej dzielił z Krisem, i aż trochę mi żal, że Hana nie skorzysta z tych wszystkich luksusów, bo ostatecznie wybrała drugiego ze swoich adoratorów.
– Spokojnie, to tylko na jedną noc – wyjaśnia mi Bojan i chyba sam dochodzi do wniosku, że to brzmi jeszcze gorzej. Wychodzimy na dziedziniec, by nie zwracać na siebie uwagi innych hotelowych gości. Siadamy na niezbyt wygodnym kamiennym murku.
– Bojan, powiedziałam ci przecież, że nie zamierzam iść z tobą do łóżka...
– I dlatego wynająłem pokój z dwoma. Zrobiłem to po to, byśmy mogli wyspać się przed naszą jutrzejszą wycieczką, bo przynajmniej ja swoją noc przed wypadem do Dubrownika wspominam strasznie. No wiesz, dzielenie tak małej przestrzeni z Jure bywa ryzykowne. Hana jeszcze nie ma pojęcia, na kogo postawiła.
– Może jej opatrywanie po nocach rozwalonych nosów i słuchanie śpiewania pod prysznicem nie będzie przeszkadzało – stwierdzam, choć sama w to wątpię, i oboje wybuchamy śmiechem.
– Czyli jak, przyjedziesz spać ze mną w tym pokoju? – pyta Bojan, machając mi przed nosem swoją kartą.
– To zależy.
– Od czego zależy?
– Od tego, czy powiesz mi wreszcie, gdzie jedziemy jutro na wycieczkę.
– Lepiej zapytaj, gdzie nie jedziemy – odpowiada Bojan z zagadkowym uśmiechem. Chyba zaraz go walnę... Nie ze mną te zabawy w kotka i myszkę. Lubię niespodzianki, ale tylko wtedy, kiedy nie wiem, że ktoś je dla mnie szykuje. Gdy już się z tym zdradzi, nie mogę na niczym się skupić poza zastanawianiem się, co dla mnie przygotował.
– To gdzie nie pojedziemy?
– Do Serbii. Do Słowenii. Do Wielkiej Brytanii. Do USA. Do Meksyku. Do... – Bojan wymieniałby tak bez końca wszystkie możliwe kraje, gdybym wreszcie mu nie przerwała.
– Dobra, skończ, bo to już się robi nudne. Powiedz mi chociaż, czy mam brać że sobą dokumenty.
– Oczywiście, że tak, zawsze należy mieć przy sobie dokumenty.
Przewracam oczami.
– Czyli jedziemy za granicę.
– Yhm.
– Do Chorwacji?
– Poniekąd.
– Co znaczy: Poniekąd? – Bojan nabija się z mojego zdenerwowania, a potem chamsko wyrzuca mi brak inteligencji!
– Gdybyś trochę pomyślała, to przypomniałabyś sobie naszą rozmowę w Dubrowniku i obietnicę, którą ci złożyłem, a ty wmawiałaś mi, że jej nie spełnię. Otóż postanowiłem ci udowodnić, że ja zawsze dotrzymuję słowa. I co, coś ci świta?
Na chwilę się zamyślam. Zaczynam przypominać sobie, jak oglądaliśmy jachty i żaglówki cumujące w starym porcie. To wtedy opowiadałam Bojanowi o swoich dziecięcych zabawach, podczas których wyobrażałam sobie, że pływam na statku i wyznałam, że do dziś marzę, by wybrać się choćby w krótki rejs. Na mojej twarzy widać teraz chyba wszystkie emocje. Bojan bezbłędnie je odczytuje i już wie, że się domyśliłam.
– Naprawdę, będziemy pływać po morzu? – pytam, a
on przytakuje. Odruchowo zarzucam mu raniona na szyję. Obsypuję jego policzki
pocałunkami, a kiedy akurat tego nie robię, to krzyczę i piszczę jak dziecko z
radości, że dostało wymarzony prezent. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Bojan obejmuje dłońmi moją twarz i odpowiada znów z tym samym bananem na
ustach:
– Nie dziękuj, tylko przyjdź wieczorem do tego pokoju. No sex, just sleep, obiecuję. A jak przekonasz się jutro, obietnice to dla mnie rzecz święta.
– No właśnie, jutro. Do jutra nie mam jeszcze tej pewności.
Bojan robi smutną minę.
– Nie ufasz mi?
Dotykam ustami jego ust i szepczę:
– Nie ufam sobie, kiedy jesteś blisko.
JAN's POV
Gdy po wydaniu kolacji i posprzątaniu po niej Hana wsiada do windy, postanawiam skorzystać z okazji. I tak wybieram się na trzecie piętro, na którym Bojan wynajął pokój na noc z Safiją. Muszę zdążyć, zanim on wyjdzie na plażę, gdzie codziennie wieczorem się spotykają, bo zamierzam przekazać mu coś ważnego, o czym zapewne zapomniał...
Hana jedzie co prawda aż na szóste, ostatnie piętro, ale to zawsze wspólna droga przez aż trzy kondygnacje.
Nie chcę znowu walczyć z Jure o jej względy. Nie o to chodzi. Mi po prostu... brakuje Hany. Tak bardzo, że zamierzam pocieszyć się wspólną chwilą sam na sam w jednym pomieszczeniu. Jure ma ją non stop. Czy ja nie mogę pożyczyć jej sobie przynajmniej na kilka minut? Przysięgam, że oddam ją w nienaruszonym stanie. To znaczy... nie do końca, ale wtedy, gdy między nami do czegoś doszło, Jure jeszcze się nią nie interesował, więc nie liczy się, prawda? Od teraz będę lojalnym kumplem. Poza tym i tak nie miałbym szans stać się nielojalny. Musiałyby być do tego chętne dwie osoby. A Hana mnie nie chce.
Pochłonięty tymi myślami, omal się nie zgapiam, w ostatnim momencie dopadłam do windy i na siłę rozpycham drzwi, po czym wsiadam. Hana chyba dopiero teraz zdaje sobie sprawę z mojej obecności i mierzy mnie podszytym irytacją spojrzeniem, a następnie wbija wzrok w podłogę. Cóż, widocznie ten widok jest przyjemniejszy niż mój.
– Nie mogłeś wziąć innej windy? – pyta oskarżycielskim tonem. Pomimo tego, że czerpię radość z każdej minuty w jej towarzystwie, boli mnie, że ona zwraca się do mnie w taki sposób. To nie jest fair, w końcu dałem jej spokój, usunąłem się w cień, gdy wybrała Jure. O co jej chodzi?
– Nie mogłabyś być dla mnie trochę milsza? – odpowiadam złośliwym pytaniem na jej złośliwe pytanie. Dla odmiany ja wbijam wzrok w sufit. Gdyby ktoś nas widział, to musiałoby zabawnie wyglądać: ona patrzy w dół, a ja w górę, byle tylko nie spotkać się spojrzeniem. – Powiedz, co ci zrobiłem, że jesteś dla mnie taka nieprzyjemna? Przecież to, że wybrałaś Jure, nie oznacza, że musimy na każdym kroku schodzić sobie wzajemnie z drogi i nie możemy znaleźć się choćby na chwilę w jednej windzie.
– Jan, ty nic mi nie zrobiłeś, to ja... to ja cię zraniłam i wolę cię unikać, by więcej tego nie robić.
Słowa Hany mnie paraliżują. Nie powinna czuć się winna. Według mnie nie zrobiła niczego złego. Ona po prostu wybrała tego, dla którego jej serce biło mocniej. To nie zbrodnia i choć odrzucając mnie, rzeczywiście sprawiła mi przykrość, nie mogę jej oskarżać o swoje złamane serce. Hana miała prawo podjąć taką decyzję, jaką chciała, a ja powinienem to zaakceptować.
– O czymkolwiek pomyślałaś, mówiąc, że mnie ranisz, wiedz, że ja nie mam do ciebie żalu – wyznaję i wtedy dzieje się coś niespodziewanego.
Hana podnosi wzrok, a ja go opuszczam, dochodzi więc do tego, czego tak bardzo się obawialiśmy: spotykamy się spojrzeniem. Napięcie sięga zenitu. Wystarcza chwila, by spotkały się również nasze usta. Całujemy się namiętnie, z pasją i dziko, mimo że przecież tego nie planowaliśmy! Hana oplata mnie ramionami, zaciska dłonie na materiale mojej koszuli, ciągnąc ją do tyłu, co sprawia, że z przodu podchodzi mi ona pod samą szyję i zaczyna brakować mi tchu. Ale nic sobie z tego nie robię. Też obejmuję Hanę. Niestety... jeszcze tylko jedno piętro. Kiedy drzwi windy się otwierają, odrywam się od Hany i widzę jej przerażoną minę.
– To nie powinno się stać! – woła ona, krzyżując ramiona na piersi.
– Luz, nikt się o tym nie dowie. Poza tym mamy już wprawę w zapominaniu różnych rzeczy, które się między nami wydarzyły – rzucam, wysiadając z windy i bez spoglądania się za siebie, kieruję swoje kroki do pokoju, który wynajął Bojan. Serce bije mi jak oszalałe. Oblizuję usta, by jeszcze raz poczuć smak ust Hany, która została w windzie i ruszyła na swoje piętro.
Tak, mamy wprawę w zapominaniu różnych rzeczy, które się między nami wydarzyły... Albo w udawaniu, że o nich zapomnieliśmy.
BOJAN's POV
Kiedy przychodzę wieczorem na plażę, moim oczom ukazuje się następujący widok: Safija i Vladka siedzą obok siebie na pomoście. Koło nich leży pusta płócienna torba i pełen plecak dziewczynki (ten w księżniczki), w który zapewne spakowała już przyniesioną jej nielegalnie z restauracji kolację. Obie dzielą się słuchawkami podłączonymi do telefonu Safiji i rozmarzonym wzrokiem wpatrują się w ekran, nie kryjąc uśmiechów. Wpadam na pomysł, by je przestraszyć. Tak jak sam się przestraszyłem, gdy w hotelowej recepcji, gdzie odbierałem karty do wynajętego na dzisiejszą dobę pokoju, nagle pojawiła się przy mnie moja wakacyjna dziewczyna.
Zachodzę je od tyłu i gdy nadal są skupione na oglądaniu czego by innego, jak nie wywiazdu ze mną, nachylam się nad nimi i krzyczę: buuuu!
Ale efekt nie jest taki, jakiego się spodziewałem. Żadna z nich bynajmniej nie wygląda na przestraszoną, a raczej sprawiają wrażenie niezadowolonych przerywaniem im ulubionej rozrywki. Wyjmują z uszu słuchawki i posyłają mi pełne politowania spojrzenia. OK, rozumiem jeszcze, że dorosła osoba może czasami popatrzeć na mnie z góry, ale dziesięciolatka? Czy ja naprawdę przedstawiam swoim poczuciem humoru tak niski poziom, że zażenowane są nawet dzieci?
– Mogłyście poudawać, że chociaż trochę się boicie – oznajmiam, dosiadając się do nich tak, że Vladka jest w środku pomiędzy mną a Safiją.
– Ale jak, skoro nie boimy się w ogóle? – dogryza mi moja wakacyjna dziewczyna.
– Poza tym to ty, nie my, boisz się takich rzeczy. Duchów na przykład – dodaje Vladka.
Marszczę brwi.
– A skąd ty to możesz wiedzieć?
– A z wywiadu! – odpowiada mi, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
– Serio, nie ma ciekawszych filmików do oglądania niż wywiady ze mną i chłopakami? – pytam, tym razem to ja okazując jawne politowanie.
– Nie – odpowiadają jednocześnie, jak na komendę, dziewczyny.
– Zachowujecie się jak psychofanki.
– Nie marudź tyle, tylko patrz, co przygotowała Vladka – przerywa te przekomarzania Safija.
– Zrobiłam dla nas po jeszcze jednej bransoletce. Ale nie dla par. Wiecie, nie mam rodzeństwa, chociaż zawsze chciałam mieć. A starsze to już w ogóle! Safija zgodziła się być moją siostrą, czy ty zgodzisz się być moim starszym bratem, Bojči? – pyta mnie Vladka, a ja czuję, że serce mi topnieje, gdy zwraca się do mnie tym zdrobnieniem. Safija na dowód pokazuje swoją bransoletkę, na której jest napisane "VLADANA". Vladka ma natomiast taką samą tylko z literami układającymi się w imię "SAFIJA". Z kieszeni wyjmuje jeszcze dwie. Z uśmiechem biorę od niej tę z jej imieniem.
– W zasadzie ja też zawsze chciałem mieć młodszą siostrę, a mam tylko starszą. Więc chętnie zostanę twoim bratem! Tylko wtedy już nie będziesz mogła wzdychać do mnie, oglądając moje wywiady.
Vladka trochę się peszy.
– Jakoś to przeżyję, bo starszy brat to bardzo fajna sprawa. I to jeszcze taki! – oznajmia.
Wyciągam zatem rękę, by mogła zawiązać na niej bransoletkę ze swoim imieniem, która będzie mi o niej nieustannie przypominała.
– A ty, zgodzisz się być moją ulubioną młodszą siostrą? – pytam przekornie, bo przecież oboje już wiemy, że nie mam takiej drugiej. Vladka się zgadza, a ja zawiązuję jej na nadgarstku bransoletę z literami układającymi się w moje imię.
Gadamy jeszcze przez jakiś czas. Wreszcie Vladka podnosi się i mówi, że musi już iść, bo jej rodzice na pewno czekają głodni na kolację. Żegnamy się i odprowadzamy ją wzrokiem, gdy biegnie w kierunku swojego domku przy plaży.
– Urocza jest, prawda? – zagaduje mnie Safija.
– To jakiś podstęp, próba przekonania się, czy nadal masz być o nią zazdrosna?
– Daj spokój, już przestałam – upiera się Safija, a kiedy posyłam jej pytające spojrzenie, wyjaśnia: – No w końcu teraz wszyscy jesteśmy rodzeństwem.
– Cóż, nie wszyscy, tylko ty i Vladka oraz ja i Vladka, ale ty i ja absolutnie nie. Tak więc nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy dziś dzielili ze sobą pokój.
Safija udaje zirytowaną, choć widzę, że samo brzmienie słów "ty i ja" poruszyło jakaś strunę w jej sercu.
– A ty nadal swoje...
– Nie zamierzam ustąpić tak długo, aż ostatecznie się zgodzisz.
– Wciąż to rozważam – odpowiada zagadkowo.
Wieczór jest przyjemny i naprawdę piękny. Przy
Safiji czuję, jakby z każdym kolejnym zmierzchem gwiazdy jaśniały. A może to
tylko efekt tzw. białych nocy. Co prawda te nie występują w naszych
szerokościach geograficznych, lecz podobno i u nas latem niebo nigdy nie jest
tak granatowe jak zimą. Aż dziwne, że nigdy dotąd nie zwróciłem na to uwagi.
Pomimo tego, że mam ochotę siedzieć tutaj do rana z dziewczyną, która zupełnie
zawróciła mi w głowie, wypadałoby się wyspać przed jutrzejszą wyprawą do
Chorwacji, skąd wyruszamy w jednodniowy rejs. Oznajmiam więc Safiji:
– Ja w każdym razie idę do łóżka. A ty?
– A ja tu jeszcze trochę posiedzę i może, może później do ciebie przyjdę. Znaczy, nie do ciebie, tylko do tego drugiego łóżka, bo wspominałeś, że w pokoju są dwa. I że ty nigdy nie kłamiesz...
Nie odpowiadam, tylko odchodzę z zagadkowym uśmiechem. Nie kłamię... Czasami jedynie w dobrej wierze zdarza mi się lekko nagiąć prawdę.
HANA's POV
Wcale nie chciałam tego zrobić. Domyślam się, że Jan też nie zamierzał mnie całować. Od chwili, kiedy znaleźliśmy się wspólnie w pustej windzie, czułam jednak, że to skończy się źle. Gdy tylko on wysiada na trzecim piętrze i drzwi się za nim zamykają, opieram czoło o zimną ścianę kabiny i walę w nią pięściami, wyobrażając sobie, że znęcam się tak nad samą sobą. W pewnym momencie drzwi znowu się rozsuwają. Na czwartym piętrze wsiada jakaś pani w dojrzałym wieku i przyłapuje mnie na tym dziwnym zachowaniu. Przez moment chyba rozważa, czy w ogóle wsiąść ze mną do windy, ale kiedy się uspokajam, decyduje się jednak zaryzykować. Oczywiście na pewno mój dekolt jest cały czerwony, jak zwykle, gdy targają mną silne emocje. Kiedy moja współpasażerka wysiada na następnym piętrze, jestem już na tyle opanowana, że nie wracam do atakowania ściany. W jakimś dziwnym oszołomieniu docieram na samą górę hotelu i idę do swojego pokoju.
Od razu włączam wentylator i rzucam się na łóżko z twarzą ukrytą w poduszce, by ukryć wstyd i poczucie winy. Jure jest dla mnie taki dobry... A ja tak mu się odwdzięczam, całuję się w windzie z jego przyjacielem! Nie wiem, ile czasu leżę w bezruchu i próbuję ochłonąć. Z tego dziwnego letargu wyrywa mnie pukanie do drzwi. Cholera... kto to może być? Czyżby Jure jakoś się o wszystkim dowiedział i przyszedł zakończyć ze mną znajomość, przy okazji dogadując mi jeszcze w kwestii mojej niewierność? A jeśli... jeśli to Jan? Gdyby tu przyszedł, to tylko w jednym celu, do którego ja dążyłabym wspólnie z nim. Nie chcę więc, by był to Jan, a jednocześnie tego pragnę...
– Kto tam? – pytam. Zawsze mogę przecież po prostu nie otworzyć drzwi...
– Safija. – Ufff, ze wszystkich możliwych opcji, o dziwo przytrafia mi się ta najlepsza. Przywołując na usta uśmiech, otwieram.
– O hej, a ty jeszcze nie śpisz? Podobno jutro z samego rana wyruszasz z Bojanem na wycieczkę.
– No tak... właśnie chcę iść spać. Nie mam tylko w czym.
– Że co?
– Bojan wynajął pokój, żebyśmy mogli dobrze się wyspać, a mi jakoś tak głupio zjawiać się w takich luksusach w koszulce nocnej z myszką Mickey, która lata świetności ma już dawno za sobą.
– Uuuu! – wyrywa mi się. – Skoro wynajął dla was pokój, to może w ogóle nie będziecie potrzebować ubrań?
– Hana, masz brudne myśli – mówiąc mi to, używa tytułu piosenki Joker Out "Umazane misli". Co mam poradzić? Odkąd poznałam Jana, mam je non stop, z nim w roli głównej. Kiedy patrzę na różnych zakochanych, to też wyobrażam sobie natychmiast bliskość między nimi. Co do Safiji i Bojana nie miałam dotąd wątpliwości, że sypiają ze sobą.
– W końcu jesteście parą – przypominam.
– Ale nie robimy takich rzeczy.
– Serio?
– Serio. A co? Ten romans niedługo się skończy, nie zamierzamy więc niczego komplikować – wyjaśnia i uświadamia mi boleśnie prawdę. Został ledwie ponad tydzień, potem i Jan i Jure wyjadą. Znikną i moje życie wróci na normalne tory. Dlaczego mnie to nie cieszy? Nie zamierzam ciągnąć poprzedniego tematu, podsumowuję zatem:
– Więc przyszłaś pożyczyć ode mnie coś do spania. Tylko że nie mam nic poza haleczką, którą dostałam od koleżanek na osiemnastkę, bo wierzyły, że dzięki niej znajdę sobie chłopaka, i w której niestety sama akurat śpię. A na zmianę zakładam po prostu majtki i koszulkę. Nie mam ci co pożyczyć.
– OK, szkoda.
– Poza tym utopiłabyś się w moich rzeczach.
– Nie przesadzaj.
– Założę się, że nosisz ubrania o rozmiar albo dwa rozmiary mniejsze ode mnie – rzucam, nie chcąc pokazać, jak jej tego zazdroszczę. Safija nie zaprzecza.
– Trudno się dziwić, skoro jestem kurduplem niższym od ciebie o jakieś dziesięć centymetrów.
– A może zapytaj dziewczynę Krisa, czy nie pożyczy ci czegoś seksownego?
– Ona jest jeszcze wyższa niż ty.
– Ale szczuplejsza.
– Ej, co ty masz z tymi rozmiarami, wagą i szczupłością? Wrzuć na luz. Wyglądasz świetnie – odpowiada Safija i patrzy na mnie przymrużonymi oczami, co, z tego na ile ją znam, oznacza, że stała się wobec mnie podejrzliwa. Nie mogę się wysłowić, wpadam w popłoch, że ona zaraz domyśli się prawdy o mnie i mojej chorobie.
– To co w końcu zrobisz? – pytam.
– Nic. Pójdę w swojej ulubionej koszulce z myszką Mickey. Bojan i tak mnie już w niej widział. Nie będę go przynajmniej kusić, taki tego plus! – oznajmia Safija i już jej nie ma.
W każdej sytuacji potrafi znaleźć jakieś pozytywy. Ja niestety nie posiadam tej zdolności. Kiedy wychodzi, zamykam za nią drzwi i rzucam się z powrotem na łóżko.
Nie mam siły czytać książki. Nie mam siły iść się umyć. Nie mam siły myśleć o umówionej na pojutrze randce z Jure ani odpisywać na jego wiadomości, które cały wieczór do mnie wysyła... Od pewnego czasu moje problemy wysysają ze mnie całą energię, a ja zamiast ją uzupełnić, dostarczam jej sobie wciąż mniej i mniej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥