Wszystkie jej imiona [ 15 ]

 


LARA's POV

Jestem w Neum! Chyba w samą porę, bo sądząc po relacjach Martina, które regularne mi zdaje, mój chłopak już niemal spisał nasz związek na straty przez to, że prawie wcale się do niego nie odzywam. Ale kiedy miałam się odzywać? Żeby zrobić Krisowi niespodziankę i móc tu przyjechać, pracowałam przez tydzień po dwie zmiany, by zastąpić koleżankę i kolegę, którzy teraz zastąpią mnie. Nie bardzo miałam czas korzystać z telefonu w kawiarni, a kiedy wracałam do domu, byłam tak padnięta, że od razu szłam spać. Co więcej, w tym wszystkim musiałam jeszcze zarezerwować dla siebie i Krisa osobny pokój w hotelu oraz ogarnąć transport. 

Na szczęście się udało, dotarłam do Neum autobusem, a potem taksówką. Oczywiście mogłam poprosić Bojana albo Jure, żeby przyjechali po mnie na dworzec autem, ale wtedy musiałabym ich wtajemniczyć w swój plan. Gdyby byli nieostrożni, Kris mógłby się wszystkiego dowiedzieć lub też sami by mu się wygadali... Nie. Im mniej osób wie, tym lepiej. Najważniejsze, że bez przeszkód dotarłam co celu. Jestem tu! – powtarzam sobie z niedowierzaniem, taszcząc dość sporą walizkę. Gorąco mi i cała już się spociłam. Zanim spotkam Krisa, muszę koniecznie wziąć prysznic. Z wiadomości Martina wiem, że chłopacy są teraz na plaży, mogę więc bez obaw wejść do hotelu, co robię i się melduję. Recepcjonista, kiedy słyszy moje nazwisko i sprawdza numer mojego pokoju, jakoś dziwne mi się przygląda, jakby chciał powiedzieć "A więc to pani wywołała tyle zamieszania!". Zastanawiam się, o co mu chodzi. Przysięgam, że go nie znam.

– Ktoś wcześniej pytał o panią – oznajmia wreszcie chłopak za ladą, dając mi dwie karty do pokoju 214.

– Kto? – pytam, ale on tylko wzrusza ramionami, więc zakładam, że chodzi o Martina.

Idę do windy, ciągnąc za sobą walizkę. Recepcjonista odprowadza mnie wzrokiem. Zakładam, że pokój 214 będzie na drugim piętrze i tam się udaję. Ale gdy na nim wysiadam, zauważam tylko jeden długi korytarz bez przejścia, a tam numery od 225 do 240. O co chodzi? Lekko poirytowana wracam na parter. Jestem zmęczona podróżą, spocona i niewyspana. Jak najszybciej chciałabym rzucić się na łóżko, umyć i chwilę zdrzemnąć. Czy to tak wiele? Recepcjonista znowu patrzy na mnie jak na wariatkę, kiedy pytam go, gdzie znajdę swój pokój.

– Bo pani wsiadła nie do tej windy, co trzeba. Musi pani przywołać tę z tyłu.

A nie dało się tak od razu, kiedy odbierałam pokój? – zastanawiam się, lecz już się nie odzywam, nie chcąc wszczynać kłótni.

Ten hotel jest ogromny. I zupełnie nielogiczny.

Idę do dobrej (mam nadzieję!) windy, a kiedy ta się przede mną otwiera, zauważam w niej przyglądającego mi się z uwagą mężczyznę koło czterdziestki. Powoli zaczynam się zastanawiać, czy wyglądam tak źle, czy mam coś na twarzy, czy może po drodze zmieniłam się w kosmitkę, że wszyscy tu tak się na mnie gapią. Co więcej, ten facet nie wysiada na parterze, lecz jedzie ze mną z powrotem na piętro. Nie przyciska żadnego guzika, więc zakładam, że robi to bez celu.

– Nie może pani znaleźć pokoju? – pyta, przerywając ciszę, a ja prawie podskakuję, zaskoczona trafnością pytania i tym, że zwraca się do mnie po słoweńsku.

– Na to wygląda.

– Niestety ten hotel taki jest. Od tygodnia tu mieszkam, pilnuję dzieci na koloniach, a wciąż trudno mi się połapać, gdzie co się znajduje. Może jakoś pomogę? Niech pani powie, który ma pani pokój?

– 214.

– No to tutaj, dobrze pani wsiadła.

– Super.

Nareszcie widna się zatrzymuje. Wysiadam, a ten opiekun koloni za mną. Przynajmniej nie zmierza w tę samą stronę.

– Ja mam pokój tutaj, a pani będzie po przeciwnej stronie – mówi na koniec, żegnając się ze mną.

– Dziękuję!

Z ulgą docieram do drzwi z numerem 214, otwieram je kartą i wchodzę do środka. Pierwsze, co czuję to, że tu również jest okropnie duszno... Na szczęście działa klimatyzacja. Ustawiam ją na dwadzieścia dwa stopnie i rzucam się na łóżko, żeby chwilę odsapnąć. Wyjmuję z kieszeni dżinsowych szortów telefon i piszę do Martina.

LARA: Gdzie jesteście?

MARTIN: Spokojnie, jeszcze na plaży, jemy 🍉🍉🍉

LARA: Kris niczego się nie domyśla?

MARTIN: Chyba nie, ale kij go tam wie, od przedwczoraj zachowuje się, jakby miał muchy w nosie 🪰 bzzz

LARA: Dzisiaj go udobrucham

MARTIN: No udobruchaj, udobRUCHAJ😂

LARA: Martin😏

MARTIN: Coooo

LARA: Nico. Wpadnij potem do mojego pokoju, żeby obgadać szczegóły, i przynieś tego szampana, którego kazałam ci kupić

MARTIN: Oki doki!

Podnoszę się i zauważam, że z okna mam widok akurat na wybrzeże. Z oddali dostrzegam chłopaków na plaży. Towarzyszą im również jakieś dwie dziewczyny. Bojan z jedną z nich jest w wodzie. Jure z drugą smarują się wzajemnie kremem do opalania. Jan chyba pływa, bo go nie widzę. Kris leży z słuchawkami w uszach i coś ogląda w telefonie, a to standardowe zachowanie mojego chłopaka, gdy jest obrażony na cały świat, czyli na mnie. Martin stoi metr od maty i pisze ze mną. No serio... mógłby to robić dyskretniej.

Po wymianie wiadomości z ich jeszcze aktualnym basistą biorę kąpiel. Trochę odprężam się pod prysznicem, wyobrażając sobie, że wreszcie po długiej rozłące spotkam się z Krisem i spędzimy razem wiele cudownych chwil. Wcześniej muszę jeszcze tylko odpowiednio udekorować pokój. Z domu przywiozłam kilka świeczek, płatki róż, kadzidełka, seksi bieliznę i prezent dla swojego chłopaka. Nic więc dziwnego, że moja walizka ważyła tonę. Za to będziemy tu mieli naprawdę romantyczny nastrój i w końcu wynagrodzę Krisowi to, że tak rzadko się ostatnio do niego odzywałam.

Gdy wychodzę spod prysznica z turbanem z ręcznika na włosach, słyszę dziwny odgłos na korytarzu, jakby coś komuś spadło. I zapewne rzeczywiście coś komuś spadło, a ja niepotrzebne panikuję. W pośpiechu przykrywam drugim ręcznikiem nagie ciało i nasłuchuję. Chociaż już niczego nie słyszę, nie mogę się uspokoić. Od razu w mojej głowie pojawiają się przerażające scenariusze. A co jeśli ten dziwny facet z windy jest jakimś zboczeńcem, seryjnym gwałcicielem lub zabójcą? A co jeśli to on pytał o mnie w recepcji? Albo przyjechał tu za mną ze Słowenii i prowadzenie koloni jest tylko przykrywką? W dodatku poznał mój numer pokoju. W każdej chwili może tu przyjść i zrobić mi krzywdę. Coraz bardziej się boję i nie pomaga tłumaczenie sobie, że przecież bez odpowiedniej karty i tak nie wejdzie. To motywuje mnie do działania. Jak najszybciej muszę udekorować pokój i ściągnąć do niego Krisa. Szczerze to nie wiem, czy mój chłopak zdołałby mnie obronić przed doświadczonym w niecnych zamiarach, a może jeszcze i uzbrojonym gwałcicielem i zabójcą. Ale coś sprawia po prostu, że przy nim zawsze i wszędzie czuję się bezpiecznie.

 

MARTIN's POV

Nie jest łatwo wymknąć się czwórce kumpli, z którymi spędza się prawie cały swój wolny czas, tak by żaden z nich nie zapytał, gdzie idziesz, albo i gorzej, nie poszedł za tobą. A ponieważ nie zamierzam łamać obietnicy, którą złożyłem Larze, nie mogę powiedzieć im prawdy, a już na pewno nie mogę doprowadzić ich pod jej pokój.

– Wiecie co? – mówię, gdy po obiedzie chłopacy odpoczywają przy basenie. – Jakoś nie czuję się dziś najlepiej, chyba pójdę się trochę położyć.

To nie był dobry pomysł. Oczywiście swoim rzekomo złym samopoczuciem zwracam na siebie jeszcze więcej uwagi. Oprócz tego, że mam wyjątkowo wścibskich kumpli, muszą w dodatku być troskliwi...

– Ale co ci jest? – pyta Bojan.

– Może coś ci zaszkodziło? – sugeruje Jan.

– Może za dużo wczoraj wypiłeś? – pyta Jure. Rzucam mu pełne politowania spojrzenie.

– Chyba ty. Rano jeszcze czułem się dobrze, to teraz jakoś tak mi dziwnie. Chwilę poleżę i na pewno mi przejdzie.

– Iść z tobą? – pyta wspaniałomyślnie Bojan.

– A po co? Żeby mi trzymać włosy, jak bym zaczął rzygać? To nie będzie potrzebne, bo nie noszę długich. A może, by podawać mi papier, gdybym dostał sraczki? Dzięki, Bojči – rzucam w żartach, by ukryć irytację, że troska przyjaciela, która zwykle by mnie ucieszyła, w tych okolicznościach jedynie utrudnia mi zadanie. Bojan nie wygląda na szczęście na urażonego. Tak często oferuje innym swoją pomoc, że pewnie przywykł już do faktu, że nie każdy ochoczo z niej korzysta. Widzę, że przez cały czas nie odzywa się tylko Kris. W zasadzie to już od dwóch dni ze mną nie gada... W stosunku do reszty też nie jest zbyt rozmowny, zatem specjalnie mnie to nie martwi, ale teraz... teraz patrzy na mnie tak jakoś nieprzyjemnie i podejrzliwie. Już nic nie mówię, po prostu się wymykam. Idę najpierw do swojego pokoju, by zabrać ukrytego przez moimi współlokatorami szampana, którego kupiłem dla Lary i Krisa na jej prośbę. Modląc się, by przez najbliższy kwadrans Bojan, Jure lub Jan nie przyszli sprawdzić, jak się czuje, udaję się na drugie piętro. Rozglądam się po korytarzu, ale oprócz jakiegoś typka koło czterdziestki, nie spotykam tu nikogo. Odważam się więc zapukać do drzwi pokoju Lary.

– Kto tam? – słyszę po chwili jej niespokojny głos.

– Ja.

– Ja czyli Martin?

– No. – Lara wpuszcza mnie do środka i sprawia wrażenie przestraszonej, choć w takim stroju powinna czuć się bardziej pewna siebie. Ma na sobie satynowy czerwony szlafrok, a pod nim zapewne seksowną bieliznę... Do tego jeszcze szpilki. Długie włosy opadają swobodnymi falami aż za jej talię. Oh... wow. By ukryć efekt, jaki na mnie wywarła, pytam: – A na kogo czekałaś? Kris ma wpaść wcześniej? Odkrył twoją niespodziankę?

– Nieee, znowu wystraszyłam się, że to ten zboczeniec.

– Co, jaki zboczeniec? Krisko jest zboczony? A to dziwne... nigdy z niczym takim nam się nie zdradził.

Lara wybucha śmiechem.

– Nie. Nie jest zboczony. Nie Kris, po prostu przedtem w windzie spotkałam jakiegoś zboczeńca, któremu niepotrzebnie zdradziłam numer swojego pokoju, ale wtedy sądziłam, że chce mi tylko pomóc go znaleźć.

– Skąd wiesz, że to zboczeniec?

– Nie wiem, wyczułam w jego zachowaniu coś dziwnego albo po prostu jestem przewrażliwiona. W każdym razie myślę o tym obsesyjnie i się boję.

– Spokojnie, niedługo będzie tu z tobą Kris.

– No właśnie. – Lara siada na łóżku i mi też wskazuje gestem, żebym usiadł. Robię to i dostrzegam, że cała jego powierzchnia jest obsypana płatkami róż, a dookoła stoją zapachowe świeczki i kadzidełka. Więc to one tak pachną!

– Ale to wszystko urządziłaś...

– Jak?

– Romantycznie.

– Dzięki, starałam się. A teraz posłuchaj, jak już zjecie kolację, napisz do mnie. Zaczekaj, aż ci odpowiem. Wtedy przyprowadź tu Krisa, będę czekała gotowa.

– OK. To dla was – mówię, przekazując jej wreszcie szampana, o którym zapomniałam i którego cały czas trzymam w ręce.

– Ile ci jestem winna?

– Daj spokój. To prezent dla was ode mnie na zmysłowy wieczór. I jeszcze bardziej zmysłową noc.

Lara kiwa głową, jakby miała już dość tego typu tekstów. Pewnie ma, ale jej reakcje na nie niezmiennie mnie bawią. Kiedy mam już stąd wychodzić, niespodziewanie rozlega się pukanie do drzwi. Patrzymy na siebie.

– To na pewno ten zboczeniec... – mówi z przerażeniem w głosie Lara.

– To otwórz mu, a ja już postaram się, by popamiętał, że nie opłaca się zaczepiać obcych dziewczyn.

– A jeśli jest uzbrojony?

– To nie film kryminalny. Poza tym, wezmę go z zaskoczenia. Śmiało, otwórz mu jak gdyby nigdy nic, nie będzie się spodziewał, że masz gościa.

– Na pewno jesteś gotowy stanąć w mojej obronie?

– Na luzie – przytakuję. Lara zbliża się do drzwi. Przez moment tylko stoi przy nich i nasłuchuje. Potem zdobywa się na odwagę.

– Łapy precz, ty pieprzony zboczeńcu! – krzyczy, jednocześnie otwierając drzwi, aż niespodziewanie zamiera. Z tego wnioskuję, że jest gorzej, niż myślałem. Odruchowo sięgam po pierwszą lepszą broń, jaką mam pod ręką. Okazuje się nią butelka szampana. Już zamierzam się nią na napastnika, kiedy również go dostrzegam i to mnie powstrzymuje, sprawia, że zamieram jak wcześniej Lara, zupełnie jak w zabawie "raz dwa trzy, baba Jaga patrzy", kiedy dzieci zastygają w bezruchu, gdy owa "wiedźma" na nie spogląda.

– Krisko? – To Lara.

– Kris??? – To ja.

– Martin?! – To Kris, z furią w oczach i zaciśniętymi pięściami. 

No to się doigraliśmy. Nie, to ja się doigrałem.

 

KRIS' POV

Gdy wpadam do pokoju 214, rejestruję kilka rzeczy. Najpierw rzuca mi się w oczy strój Lary: seksowny czerwony szlafrok, spod którego, rozchylonego wskutek jej wzburzenia, wystaje jeszcze bardziej seksowna bielizna, a do tego szpilki, wszystko w tym samym kolorze. Ten widok zapewne w innych okolicznościach wzbudziłby we mnie o wiele przyjemniejsze emocje, ale obecność stojącego za moją, już chyba ex, dziewczyną Martina skutecznie psuje efekt. W dodatku mój, najwyraźniej już też ex przyjaciel zamachuje się na mnie butelką z szampanem. W końcu okazuje się, że jednak to nie ja miałem być celem ataku, bo odkłada broń i tylko gapi się na mnie zaskoczony i jakby... spłoszony, co potwierdza jego winę. Natomiast obsypane płatkami róż łóżko jest już tylko uzupełnieniem tego "cudownego" obrazka.

Nie rozumiem jedynie, o co chodzi z tym "zboczeńcem", którego spodziewali się ujrzeć w drzwiach, zamiast mnie. Czyżby Lara romansowała z jeszcze jedną osobą, a potem zorientowała się, że to nie jest ktoś odpowiedni dla niej? Czyżby oboje wdali się w jakąś dziwną relację z kimś trzecim? Bawili się w pieprzonych swingersów? Jeśli tak, sami są zboczeni!

Nie, powtarzam sobie. Niemożliwe. Lara nie szukałaby takich doznań. Racja, jest wymagająca, lecz chce dzielić czułość i rozkosz tylko z osobą, z którą się związała. A Martin? Czy możliwe, że ukrywał przed nami wszystkimi swoje niekonwencjonalne skłonności? Chociaż nie mogę w to uwierzyć, to w tym momencie nie potrafię pozbyć się irracjonalnych myśli.

– Co wy sobie, kurwa, wyobrażacie?! – krzyczę, bo tylko na to mnie strać, wciąż jestem jeszcze w szoku. Chcę rzucić się na Martina, ale Lara powstrzymuje mnie gestem, opiera dłonie na mojej klatce, a ja je z niej strząsam. Nie życzę sobie, żeby mnie dotykała po tym, co mi zrobiła.

– Eee, Kris, to nie tak – zaczyna Martin i zauważam, że jest zażenowany, a jednocześnie... ledwie hamuje śmiech. Bawi go to?! Nie wytrzymuję, podbiegłam do niego, chwytam go za koszulkę i przyciągam do siebie.

– Jak mogłeś mi to zrobić? Jak oboje mogliście?! Od kiedy to, kurwa, trwa? I przede wszystkim, dlaczego? – Targają mną żal i złość, a z drugiej strony mam ochotę po prostu usiąść i płakać. Wkurza mnie jeszcze jedna rzecz. Nie umiem uderzyć Martina, choć przecież zasłużył. W głowie mam przeświadczenie, że to nadal mój przyjaciel...

– Nie tak ostro, wysłuchaj, co mamy ci do powiedzenia i sam wtedy stwierdzisz, czy jest się o co pluć – mówi Martin i usiłuje odepchnąć mnie od siebie. Chociaż porzucam myśl o daniu mu w mordę, nie zamierzam tak po prostu odpuścić, więc szarpię go, nadal przeklinając.

– Uspokójcie się! – krzyczy przestraszona Lara, a kiedy nie reagujemy, po prostu wpycha się pomiędzy naszą dwójkę i nas rozdziela. Teraz stoi z jedną ręką na mojej klatce (już jej nie strząsam), a z drugą na klatce Martina i tworzy z siebie między nami barierę.

– Krisko, to miała być niespodzianka dla ciebie – wyznaje. Kiedy zamierzam jej powiedzieć, że nie ma już nigdy więcej zwracać się do mnie tym zdrobnieniem, w pokoju zjawia się jakiś koleś, na oko koło czterdziestki.

– Co tu się dzieje? – pyta po słoweńsku. Lara zaczyna piszczeć z przerażenia, jakby zobaczyła ducha.

– Kto to jest? – zwracam się do Martina, bo ona wygląda na zbyt przestraszoną, żeby odpowiedzieć.

– Sam chciałbym wiedzieć...

– Boże to... to on... to ten zboczeniec! – wyrzuca z siebie w końcu Lara.

– Jaki zboczeniec? Czy pani oszalała? Usłyszałem krzyki, przyszedłem pomóc, a pani jeszcze mnie obraża? – mówi oburzony mężczyzna. Lara się czerwieni.

– W takim razie przepraszam pana. Nie wiem czemu po tej rozmowie w windzie ubzdurałam sobie, że ma pan jakieś złe zamiary i dlatego chciał pan znać numer mojego pokoju. Dziękuję, ale sytuacja jest pod kontrolą. Nie potrzebuję tym razem pomocy.

Wciąż niezadowolony z jej zachowania mężczyzna prycha, kręci z politowaniem głową i wreszcie wychodzi.

– Więc co to, do chuja, miała być za niespodzianka? – pytam, żądając wreszcie wyjaśnienia tej sytuacji.

– Martin, zostaw nas samych – prosi Lara. Niezbyt mi się to podoba, bo sprawa dotyczy również jego i zastanawiam się, co ma mi do powiedzenia w tej kwestii. Z drugiej strony wolę, żeby zszedł mi z oczu, bo wtedy będę musiał znieść widok już tylko jednej osoby, która tak okrutnie mnie zraniła.

– Na pewno chcesz zostać sama z Krisem? – dziwi się Martin, czym dodatkowo mnie denerwuje. Jak może mnie tak traktować? Zna mnie nie od dziś, powinien wiedzieć, że na pewno, niezależnie od okoliczności, nie sprawiłbym celowo najmniejszej przykrości Larze.

– Tak. To mój chłopak – odpowiada ona, a ja chcę dodać, że już nie.

– Ale jest bardzo... wzburzony i wygląda na to, że wszystko źle zrozumiał – kontynuuje Martin, który sam chyba nie chwyta, co się do niego mówi...

– A więc mu to na spokojnie wytłumaczę – upiera się Lara, więc Martin wychodzi, zamykając za sobą drzwi.

Siadam na łóżku i z ciężkim westchnieniem ukrywam twarz w dłoniach.

– Od jak dawna to trwa i kiedy zamierzałaś mi wreszcie powiedzieć? – pytam.

Lara usadawia się obok i... obejmuje mnie ramionami.

– Nie mam żadnego romansu, idioto.

– Więc co to ma znaczyć? Widziałem, jak napisałaś mu, że będziesz dziś w naszym hotelu w pokoju 214. Próbowałem dowiedzieć się w recepcji, na kogo został on zarezerwowany, ale recepcjonista nie dał się przekupić. Kiedy więc Martin nagle zniknął pod głupim pretekstem, zdecydowałem, że sprawdzę ten pokój. Od dwóch dni żyłem w napięciu i nadziei, że może to nie jest prawdą, ale wszedłem tu i dowiedziałem się, że niestety jest.

– Och, Krisko. – Lara przytula mnie jeszcze mocniej i nie bronię się już przed tym, bo nie mam siły, a poza tym to nadal tak miłe uczucie... – Kiedy powiedziałeś mi, że powinnam być z tobą na wakacjach, odebrałam to jako zarzut. Na szczęście później przemyślałam wszystko i zrozumiałam, że po prostu za mną tęsknisz, postanowiłam więc zrobić ci niespodziankę. Musiałam wtajemniczyć w nią kogoś, żeby było mi łatwiej wszystko ogarnąć, i tak jakoś padło na Martina. Przez cały tydzień harowałam na dwóch zmianach, by wyrobić godziny i dostać tydzień wolnego, który spędzimy tu wspólnie.

– Więc to dlatego tak rzadko się do mnie odzywałaś... od rana do późna pracowałaś.

– No tak. Dziś przyjechałam, miałam zarezerwowany pokój, więc udałam się do niego. Oczywiście nie obyło się bez przygód... – Lara opowiada mi o sytuacji w windzie i o "zboczeńcu". – Martin obiecał, że załatwi nam twojego ulubionego szampana, żebym nie musiała się kręcić niepotrzebnie po okolicy, ryzykując, że na ciebie wpadnę i popsuję niespodziankę... Ale to ty ją popsułeś!

Nie mogę przyjąć do wiadomości, że to wszystko jest takie proste. Teraz i ja wybucham śmiechem. To jednak nie rekompensuje mi całego stresu i wszystkich emocji, które przeżywałem w związku z zaistniałym... nieporozumieniem.

– To nie była przemyślana niespodzianka – stwierdzam, odrywając wreszcie ręce od twarzy, by móc popatrzeć na Larę i przypomnieć sobie, jaka jest piękna. – Wiesz, co ja tu przeżywałem?

Lara też się śmieje. Głaszcze mnie po włosach.

– Nie trzeba było zaglądać do telefonu Martina – rzuca ripostę. Lekko popycham ją na łóżko i nachylam się nad nią, muskając jej usta swoimi.

– Będziesz musiała mi to wszystko wynagrodzić – szepczę. W odpowiedzi Lara zrzuca mnie z siebie, tak bym to ja położył się na plecach, a sama z zagadkowym uśmiechem siada na mnie. Kiedy się pochyla, jej długie blond włosy łaskoczą mnie w policzki.

– Chętnie to zrobię – oznajmia również szeptem i delikatnie przygryza moją wargę.

Chyba to ten moment, w którym powinienem skończyć relację z dzisiejszego wieczoru...

Wspomnę jeszcze tylko, że później Lara daje mi prezent, a jest nim mój portret. To nad nim pracowała podczas rozmowy, w której pokłóciliśmy się o to, że według mnie nie chce spędzać ze mną czasu i że kiedy do mnie mówi, to nawet na mnie nie patrzy. Cóż, okazało się, że patrzyła – prosto w moje oczy, tylko że na płótnie, a ja jak ostatni cham robiłem jej wtedy wyrzuty.

 

Komentarze

Popularne posty