Reckless Pain [ 15 ]

 .



Eri nigdy nie była w środku budynku, który zapamiętała jako ostatni. Zdziwiła się, że było tutaj tak schludnie i czysto. W sumie nie wiedziała czego może się spodziewać. W końcu przypuszczała, że to siedziba przynajmniej siedmiu nastolatków. Liczyła na jakieś atrakcje typu rozrzucane płyty, pady od playstation, popcorn czy opakowanie po chipsach paprykowych.

Całą drogę musiała przespać, bo obudziła się dopiero przy wejściu. Wciąż czuła silne ramiona V, który trzymając ją w objęciach, delikatnie położył na kanapie.

— Co się znowu stało? — usłyszała znajomy głos Jina.

— Też byśmy chcieli się tego dowiedzieć — mruknął RM, przecierając sobie dłońmi twarz. — Eri była w jednym z magazynów Sunwoo.

— Jak ona się tam dostała? — wtrącił się Suga.

— Tego też bym chciał się dowiedzieć.

Kan niewiele widziała, zwłaszcza, że wciąż odczuwała ból głowy. Niczym migrena, zaczynała mieć światłowstręt. To było najgorsze. Nawet rozcięcia tak bardzo nie piekły, co ból spowodowany uderzeniem w głowę.

— Teraz nie jest to najważniejsze — zakomunikował Jin.

Kim Seok Jin skierował się do szafek, we wnęce, która przypominała aneks kuchenny. Otworzył jedną z szuflad, chwilę pogrzebał, a później wyciągnął potrzebne opatrunki.

— Ma rozciętą głowę — powiedział poważnie Taehyung.

— Z tego co widze, nie tylko głowę — wtrącił kolejny raz Suga.

— Dajcie już spokój — Jin podszedł blisko Eri. — Mogę? — zapytał.

Kan nie miała siły nic powiedzieć więc pokiwała na przyzwolenie. Seok Jin najpierw delikatnie szturchnął V, który natychmiast zrobił mu miejsce. Oczywiście nie pozwalając Eri upaść.

Zawstydzona dziewczyna patrzyła na Jina. Seok uśmiechnął się przyjaźnie, a następnie delikatnie chwycił za materiał kurtki. Gdy zauważył rozcięcie na plecach, podniósł wzrok.

— Zostawcie nas samych.

Kan była bardzo wdzięczna, choć nie mogła nic powiedzieć, a jedynie starać się utrzymać równowagę. Była osłabiona, poturbowana i zmęczona. W uszach jej dzwoniło, a głowa pękała.

Zostali w pokoju sami. Jin znów wrócił do czynności, którą było ostrożne zabezpieczenie rany.

— Wpierw zajmiemy się głową — zakomunikował. — Mam nadzieję, że to tylko kiepsko wyglądające rozcięcie.

Eri kiwnęła znów delikatnie, lekko podnosząc kąciki ust. Osiemnastolatek odgarnął lepiące się do jej czoła włosy. Następnie delikatnie usunął prowizoryczny opatrunek założony przez V. Czuła jak ze skupieniem przemywa ranę, a następnie dookoła rozwiązuje bandaż. Na samym końcu rozpruł go i zawiązał.

— To najgorsze mamy z głowy — uśmiechnął się znów, jednak obydwoje wiedzieli, że to tylko dobra mina do złej.

— Oppa — zaczęła ciężko Kan. — Robi-robiłeś to już wcześniej?

Seok Jin popatrzył w jej oczy, a później zauważyła, że zamrugał. Gdy popatrzył na kolejne opakowanie z gazą, kąciki jego ust uniosły się do góry.

— Ciężko być matką grupy sześciu łobuzów.

Oboje się zaśmiali. W Jinie było coś, co pozwoliło na ten moment rozluźnić się nastolatce.

— Fakt.

— Zazwyczaj ja zajmuję się pierwszą pomocą — podsumował, powoli rozsuwając rozcięty materiał koszulki. — Z resztą… U nas to normalne.

— Z całym szacunkiem… Jednak to nie jest normalne.

Jin skupił się na nałożeniu odpowiedniego środku na odkażenie.

— Uwaga — wtrącił. — Może zapiec.

Eri chciała machnąć dłonią, jakby przekonując chłopaka, że nic jej nie straszne. Jednak kiedy gaza spotkała się z raną, poczuła najgorsze pieczenie jakie mogła przejść.

— Ssss… — syknęła z bólu.

— Ostrzegałem — szybko dodał, — Masz to — podał dziewczynie miękką kulkę. — Mocno zaciśnij zęby.

Eri wykonała polecenie. Z początku myślała, że spali się ze wstydu, kiedy Jin oglądał ją bez koszulki i biustonosza. Jednak, gdy zobaczyła jego skupioną twarz, porzuciła myśl, że mężczyzna chciałby ją wykorzystać. Z całą pewnością Jin patrzył na nią, jak na kolejną osobę potrzebującą pomocy. Nieważne, że była półnagą kobietą.

— Skończone — rzekł i chwyciła za zdjęcie i przesiąknięte krwią prowizoryczne opatrunki. — Przyniosę ci coś na przebranie.

— Dziękuję — odpowiedziała z ulgą.

Jin wyszedł i skierował się w stronę korytarza. Po sekundzie w jego miejscu pojawił się Taehyung.

— Miałaś szczęście, że udało mi się cię zlokalizować — powiedział, patrząc na jej twarz.

Po chwili na policzkach wkradły się rumieńce. Dopiero wtedy Eri zrozumiała, że wciąż jest naga od pasa w górę, a chłopak widzi jej biust. V szybko odwrócił głowę, a kiedy zanotował, że Jin wraca z ubraniami, nie poruszał już więcej tematu.

Gdy Kan się ubrała i dała znać, że nastolatkowie mogą wejść, ujrzała wszystkich w pomieszczeniu. Taehyung stał najdalej, oparty o ścianę, Jin zajął miejsce przy stoliku, tak samo jak Suga. J-Hope rozgościł się na kanapie, tuż przy Kan. Jedynie RM chodził tam i z powrotem, to w jedną, to w drugą stronę. Do ucha miał przystawiony telefon i najwidoczniej z kimś rozmawiał.

— Jimin ma zebranie ze starym — rzekł ponuro, rozłączając się. — Nie jest w stanie się wyrwać tak szybko.

— Jego ojciec jest tragiczny — podsumował JK.

— Jest jaki jest — rzekła Kan.

— To nie zmienia faktu, że jest kretynem skoro go tutaj nie ma — wtrącił Taehyung. — W końcu… Podobno mu na tobie zależy.

Eri popatrzyła na V, który hardo patrzył jej w oczy. Poczuła, jak na policzki wstępuje rumieniec, więc szybko spuściła głowę, chcąc ukryć zawstydzenie.

— Dobra nie ważne — powiedział stanowczo RM. — Eri chyba musisz nam coś wytłumaczyć. Dlaczego znalazłaś się w tamtym miejscu?

— Po prostu — odpowiedziała ze wstydem.

— Ludzie Sunwoo nie porywają ludzi od tak — Namjoon nie odpuszczał.

— Przecież Jimin odwiózł cię do domu — zauważył J-Hope. — Chyba nie porwali cię z domu?

— Co się tak wszyscy na nią wzięliście?! — V podszedł bliżej i stanął obok Eri. — Ważne, że jest cała. Może nie do końca zdrowa, ale udało się.

— V ma rację — wtrącił Jin. — Nie ważne jak to zrobili.

— Musimy się tylko liczyć z tym, że Sunwoo nie zostawi tego tak — westchnął Namjoon, przeczesując włosy.

— Skąd będzie wiedział, że to my? — odezwał się Jungkook.

— Mingkook połączył się z Sunwoo, więc zostaliśmy tylko my… — wtrącił Suga, który w ręku trzymał szklankę z whisky.

— Dobra — przerwała Kan, którą coraz bardziej zaczynała prawda ciążyć. — Śledziłam Jimna, zadowoleni?

Cała grupa popatrzyła na nią ze zdziwieniem. Jedynym pewnym był V. Ale to musiał od razu wiedzieć.

— Ale… — JK potarł sobie brew. — Po co?

— Słyszałam jak rozmawiał z tobą — wskazała wzrokiem na J-Hopa. — Usłyszałam dragi, lufy. Nie mogłam się powstrzymać. Z resztą… To nie jest normalne! Co wy tutaj robicie i dlaczego… Dla-dlaczego te oblechy chciały…

— Powiedz jej — przerwał V, patrząc na RM. — Inaczej sam jej powiem.

— No dobra, dobra — Namjoon uniósł ręce w geście poddania. — Słuchaj Eri… My nie jesteśmy zwykłą paczką nastolatków. To coś więcej niż tylko grupka kolegów. Nie bawimy się w niegrzecznych chłopców… My tacy jesteśmy.


✯✯✯


Minęło parę godzin, odkąd Jungkook opuścił dzielnicę zamieszkałą przez rodzinę Kim. Od tego czasu chłopak nie kontaktował się z Chin Gyu, a ona jedynie siedziała w swoim pokoju, zajmując miejsce przy kącie. Oczekiwała jakiejkolwiek reakcji z jego strony, ale z drugiej strony nie dziwiła się jego zachowaniu – przecież sama chciała, aby odszedł. 

Dziewczyna zacisnęła w dłoni telefon. Wciąż miała nadzieję, że wkrótce Jungkook do niej zadzwoni, aby zapytać czy wszystko jest w porządku… W końcu tak bardzo martwił się o nią i jej młodszą siostrę… Zaczął je traktować, jak członków własnej rodziny… prawda? Nie zostawiłby je w takiej sytuacji same.

Doskonale wiedział jaką osobą był Kim Jong Shik…

Chingyu czuła, że już za niedługo ukochany skontaktuje się z nią i wtedy siostry znów będą bezpieczne. 

— Unnie! 

Krzyk Chaewon sprawił, że nastolatka wypuściła komórkę z dłoni, po czym wybiegła na korytarz. Widok młodszej siostry biegnącej w jej kierunku ze łzami w oczach załamał Chingyu. Za plecami dziewczynki szedł chwiejącym się krokiem ich ojciec. Był mocno pijany, a w ręce trzymał szklaną butelkę. Licealistka musiała stanąć w obronie siostrzyczki, więc szybko zasłoniła ją swoim ciałem. 

— Zabiję ją! — wrzasnął mężczyzna. — Szmata upieprzyła…

— Nie mów tak o niej! — warknęła drżącym głosem Chingyu. — To twoja córka! Ma tylko siedem lat! Na pewno nie zrobiła tego specjalnie! 

— W dupie to mam! 

— Uspokój się…

— Zamknij sę wreszcie — odparł ojciec, po czym uderzył butelką w ścianę, tworząc tym samym „tulipana”. Odłamek szkła trafił Chingyu w policzek, po którym od razu zaczęła spływać strużka krwi. 

— Unnie…

— Cichutko, Chaewon… — Nastolatka obróciła się w stronę siostry, a następnie objęła ją ramionami. Człowiek, który nazywał się ich ojcem właśnie był w stanie je zabić. — Nic nam nie będzie…

— Taka sama dziwka jak wasza matka! — krzyknął mężczyzna, po czym rzucił w kierunku Chingyu banknotami. — Chcesz pieniędzy? To chodź! Załatwię ci świetną zabawę z moimi kumplami! 

— O czym ty…

— Myślisz, że nie wiedziałeś, że się ruchasz za hajs? — parsknął śmiechem i napluł na podłogę. — Mam córkę dziwkę! Jak jej matka! 

— Ja…

— Na jutro załatwiłem ci mojego starego przyjaciela… 

Ojciec uśmiechnął się od ucha do ucha, a następnie chwycił Chingyu za koszulkę i mocno pociągnął do tyłu. Upadła tyłkiem na podłogę, wpatrując się w pijanego mężczyznę ze łzami w oczach. Spojrzała jeszcze tylko na siostrę, która zasłaniała usta ręką, by nie krzyczeć. 

— Nie rób nic Chaewon…

— Zamknij się — warknął, po czym uderzył starszą w twarz, a następnie kopnął ją w brzuch. Zaczęła zwijać się z bólu i kaszleć. — Chaewon, do pokoju! Natychmiast! 

— Idź, Chae… — szepnęła Chingyu. — Ale nic jej nie rób! 

— Za kogo ty mnie masz?!

Dziewczynka szybko wbiegła do swojego pokoju, a Chingyu zacisnęła dłonie. Pieprzona patologia. Dlaczego ona musiała żyć w takich warunkach? Poszła z ojcem tylko dlatego, żeby nie zabrali jej młodszej siostrzyczki… Ale czy wtedy obie nie byłyby szczęśliwsze?

 Chingyu jęknęła cicho, pozwalając sobie na przyjmowanie ciosów i kopniaków. Pierwszy raz w życiu ojciec podniósł na nią rękę. Nastolatka musiała jednak wytrwać… Nie mogła pozwolić, aby ten człowiek zrobił krzywdę Chaewon… 

Nie człowiek – prawdziwy potwór…


✯✯✯


Zdecydowanie nie potrafił dłużej wysiedzieć. Nie obawiał się tego, że ojciec znów postawi przed nim sprawę, której nie będzie mógł się przeciwstawić, a tego, że ukochanej mogło coś się stać. 

— Czyżbyś się nudził? — zapytał z powagą ojciec.

Jimin zaprzeczył głową. Cały czas trzymał w ręce telefon. Chciał dostać wiadomość. Jedną, po której będzie mógł odetchnąć z ulgą.

Ojciec wciąż mówił o planach na najbliższą przyszłość — o firmie, podboju kolejnego państwa, przejęcia udziałów Kan Enterprises Holdings. Zawsze mówił wiele, nigdy nie słuchając innych.

W końcu poczuł wibracje i skierował wzrok pod blat okrągłego stołu.

Jest bezpieczna — zauważył wiadomość od Taehyunga. Poczuł wielką ulgę i mógł odetchnąć.

— Czy ty wciąż mnie nie słuchasz?! — usłyszał zdenerwowany głos ojca.

— Co mówiłeś? — odpowiedział.

— Mam już dosyć twoich wybryków — starszy Park uderzył dłonią o stół. — Tolerowałem twoją zabawę i przymykałem oczy na wszystko co zrobiłeś poza moimi plecami. Wyciągałem cię z tarapatów, ponieważ wierzyłem, że to tylko pomoże ci zrozumieć jakim powinieneś być człowiekiem. Razem z tym swoim gangiem opanowaliście ulice Seulu.

— Nie rozumiem, co chcesz mi przekazać?

— Byłem pewny, że w końcu zrozumiesz co to jest władza. Jak powinieneś postępować i czym kierować.

— Uważasz, że będę taki jak ty?

Jimin zacisnął pięść. Nigdy nie chciał być taki jak ojciec.

— To jest twoje przeznaczenie. Powinieneś go zaakceptować!

Jimin gwałtownie wstał od stołu. Nie mógł dłużej słuchać niedorzecznych rozkazów ojca, który pragnął władzy.

— Nie chce! — zdenerwowany wydusił to z siebie. — Nie mam zamiaru być taki jak ty!

Oczy ojca rozeszły się w zdziwieniu. Pan Park nie wiedział, co w syna wstąpiło, ani dlaczego tak zareagował.

— Przez ciebie i twoje bezsensowne wywody mogłem stracić kogoś ważnego!

— Chodzi ci o tą dziewuchę? — zaśmiał się mężczyzna. — Daj spokój. To tylko dziewczyna, nikt ważny.

— Dla mnie jest bardzo ważna!

— Przejdzie ci — zakpił biznesmen. — To nie miłość. Kan jest tylko nikim więcej jak zwykłą…

Jimin nie wytrzymał i zbliżył się do ojca. Nie myślał racjonalnie. Wziął kołnierz koszuli i uniósł do góry.

— Co ty robisz?!

— Ostrzegam cię — Jimin wycedził. — Nie waż mi się jej obrażać.

— Czy ty wiesz, co robisz?! W życiu nie ma miejsca na miłość.

— Nie rozumiesz, że ją kocham.

— Nie żartuj sobie! W życiu nie ma miejsca na miłość! Liczy się tylko potęga.

Jimin puścił ojca i uderzył ręką w stos dokumentów. Następnie wywrócił stół i wyszedł z gabinetu. Miał dosyć ojca tyrana, który z każdym dniem udowadniał jak bardzo jest zdegenerowany.


✯✯✯


Jungkookowi wystarczył dzień, aby ochłonąć. Całą noc myślał o sytuacji jaka zaszła przed domem ukochanej. Wkurzył się na dziewczynę, że go okłamała i  wybrała ojca, który się nad nią znęcał. Dopiero po nocnym przemyśleniu chłopak zrozumiał, że Chingyu zrobiła to, aby ochronić młodszą siostrę, a sam Jeon zachował się jak ostatni dupek. Powinien był z nią porozmawiać na spokojnie i przede wszystkim ją wysłuchać. 

— Kurwa — syknął pod nosem i zacisnął dłonie na kierownicy.

Dodał gazu, by szybciej znaleźć się na motorze w wybranym miejscu. Chciał porozmawiać z Chingyu, dlatego postanowił przed szkolnymi zajęciami podjechać pod jej dom. Droga zajęła mu paręnaście minut, ale gdy wreszcie pojawił się przed budynkiem przełknął głośno ślinę.

Jungkook czuł się okropnie ze świadomością, że zachował się jak samolubny idiota. Przecież znał Kim i przede wszystkim wiedział, jaką ukochana ma sytuację z ojcem. 

Nastolatek wyłączył motor i zszedł z niego, gdy tylko pojawił się przed domem Chingyu. Zacisnął mocno dłonie, by poradzić sobie ze stresem. 

— Chin! — krzyknął, kiedy pojawił się przy bramie. 

Chłopakowi odpowiedziała jednak cisza. Przez piętnaście minut Jungkook starał się zwrócić na siebie uwagę domowników, lecz wreszcie się poddał. Nie miał jednak zamiaru rezygnować z walki o ukochaną. Po zajęciach znów chciał podjechać pod budynek i próbować się z nią skontaktować. Chingyu była dla niego wszystkim, więc chciał się dowiedzieć od niej, co się dzieje w jej domu oraz uratować przed potworem. 

W szkole pojawił się po pół godzinie. Na szczęście udało mu wyrobić w odpowiednim czasie, by nie spóźnić się na zajęcia. Jeszcze zanim pojawił się przed swoją klasą, postanowił znaleźć Eri. Dziewczyna stała przed salą numer piętnaście i przeglądała coś w telefonie. 

— Widziałaś dzisiaj Chingyu? — zapytał, zwracając na siebie uwagę koleżanki. Ta zmarszczyła brwi i zgasiła ekran. 

— Nie odpisuje mi od wczoraj — odparła Kan i skrzyżowała ręce. — Jeśli coś jej zrobiłeś to… 

— Dowiedz się od niej o co chodzi i mi powiesz.  

— Pieprz się — warknęła dziewczyna, po czym odeszła z telefonem w dłoni. Prawdopodobnie wysyłała smsa do Kim. Tyle wystarczyło Jungkookowi, by nieco się uspokoił. 

Ale gdy Jeon zobaczył przy ścianie Sugę, rozmawiającego z V, podszedł do niego i wytłumaczył zaistniałą sytuację. Co prawda Yoongi z początku był wkurzony, jednak ostatecznie zgodził się na to, by podać nastolatkowi numer do starszego brata sióstr Kim. 

— Hyung powinien pomóc — stwierdził Min. — Ale jest na służbie, to pewnie nie ma tak dużo czasu. 

— Domyślam się — westchnął Jungkook. — Muszę wszystkiego spróbować.

— Mhm… — odparł Suga. — Kurwa, nie mam jego numeru. 

Jeon uderzył w ścianę. 

— Kurwa — warknął nastolatek. 

— Spoko, znajdę go — wtrącił Taehyung, a Jeon przytulił się do przyjaciela, który początkowo nie wiedział, jak powinien się zachować. 

— Jesteś najlepszy, Tae! 

Kim parsknął pod nosem, a Jungkook był szczęśliwy, że wreszcie uda mu się pomóc ukochanej. 




Komentarze

Popularne posty