Wszystkie jej imiona [ 14 ]

 


BOJAN's POV

Vladka przechodzi samą siebie. Gdy następnego dnia, zgodnie z umową, przychodzę razem z Safiją, by się z nią zobaczyć, wręcza mi chyba największego arbuza, jakiego widziałem w życiu. Nie dość, że jest ogromny, to jeszcze ciężki i aż załamuję ręce, gdy go od niej przejmuję.

– Jak ty go tu przytachałaś, dziewczyno?! – wołam, patrząc na szczupłe ramiona dziesięciolatki. Vladka rzuca w odpowiedzi, że ma swoje sposoby. Orientuję się po chwili, że prawdopodobnie przyniosła go w plecaku, z którym codziennie przychodzi na plażę, by spakować w niego jedzenie nielegalnie wyniesione z restauracji przez Safiję. Dziś wspaniałomyślnie proponuje, że mi go pożyczy. Odmawiam, bo nie chcę wyjść na cieniasa, jestem przecież silny i na pewno dam radę donieść arbuza do hotelu. Inną kwestię stanowi to, że plecak Vladki przedstawia disneyowskie księżniczki, do których absolutnie nic nie mam, ale pewnie kumple mieliby coś do mnie, gdybym pojawił się wystrojony w taki motyw.

– Przyniosłam dla was coś jeszcze! – woła Vladka, więc odkładam arbuza, bo wszystko wskazuje na to, że nasza wizyta na plaży trochę się przedłuży. Zaciekawieni patrzymy na dziewczynkę, która wygrzebuje tym razem z kieszeni swoich szortów wykonaną z koralików ode mnie biżuterię. – Wasze bransoletki dla par.

– To przecież miał być żart – zaczyna Safija, przewracając oczami, ale wyciąga rękę po jedną z bransoletek, z serduszkiem i swoim imieniem.

– Ta jest Bojana – wyjaśnia jej Vladka. Chyba dopiero teraz Safija rejestruje fakt, który ja zarejestrowałem już dawno: na mojej bransoletce literki układają się w napis "I ❤️ SAFIJA", a na jej w "I ❤️ BOJAN".

– Czy ty widzisz, jak ona mnie traktuje? – pytam Vladkę, skarżąc się na swoją wakacyjną dziewczynę. – Dla niej moja miłość jest żartem.

Vladka się śmieje, a Safija robi wielkie oczy.

– Co ty powiedziałeś?

I wtedy coś sobie uświadamiam. Dla mnie to oczywiste, że kocham Safiję. Dla niej może jednak wcale nie, w końcu tak naprawdę nigdy jej tego wprost nie powiedziałem.

Nie boję się swoich uczuć, ale boję się wypowiadać je głośno, bo kiedy inni je poznają, będą mogli mnie zranić. Wiem, że Safija czuje to samo. Z tego powodu ona też nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha. Wiem o niej sporo rzeczy, o których nigdy mi nie opowiedziała, ale których domyśliłem się sam, bo były ukryte między jej słowami. Wiem, że nie jest niewinną i pokorną dziewczyną, chociaż ma dobre serce. Wiem, że już kogoś kochała i że się sparzyła. I że chociaż bolało, ona chce spróbować jeszcze raz, a jednocześnie się przed tym broni. Ja też tak mam – ilekroć poniosę porażkę mówię sobie: JUŻ NIGDY WIĘCEJ, a potem i tak planuję, jak udowodnić sobie i wszystkim dookoła, że potrafię zmienić tę porażkę w sukces. Chcę być sukcesem Safiji. Chcę, żeby ona stała się moim.

– Zdaje mi się, że powiedziałem "miłość" – przyznaję, po czym biorę od Vladki bransoletkę z napisem "I❤️ BOJAN" i zwracam się z nią w kierunku Safiji. – A więc czy przyjmiesz moją miłość i będziesz ją odwzajemniała do końca wakacji? – pytam, a ona kiwa potakująco głową i wyciąga do mnie dłoń. Bez słowa, trochę drżącymi dłońmi zakładam jej na nadgarstek bransoletkę, jakbym zakładał obrączkę.

– A ty? – pyta potem Safija. – Czy przyjmiesz moją miłość i nie odtrącisz jej... do końca wakacji?

Ja też przytakuję skinieniem głowy i pozwalam, by ona zawiązała na moim nadgarstku bransoletkę z napisem "I ❤️ SAFIJA". Nie myślę, co powiedzą o tym kumple ani fanki podczas przyszłych koncertów. Nie mam zamiaru zdejmować jej z ręki. Nigdy.

Patrzymy sobie w oczy, a za nami szumi ciemne morze i na chwilę chyba zapominamy, że nie jesteśmy sami. Dopiero oklaski Vladki przywołują nas do rzeczywistości.

– Teraz musicie się pocałować! – woła z podekscytowaniem. Delikatnie muskamy się ustami, wiedząc, że gdy tylko zostaniemy sami, powtórzymy ten pocałunek tak, jak należy. Vladka oczywiście jest niezadowolona. – To już moi rodzice po dwunastu latach małżeństwa całują się z większym uczuciem niż wy. Przy mnie nie musicie się krępować, nie jestem małym dzieckiem i wiem trochę o tych sprawach. A poza tym mama i tata uważają, że lepiej okazywać sobie publicznie miłość niż się kłócić.

– Vladka, spakuj lepiej kolację – odpowiada Safija, znowu przewracając oczami.

– Ej, ja też mam coś dla ciebie! – przypominam sobie niespodziewanie i wręczam dziewczynce swój autograf z dedykacją.

– Dzięki, tylko tak sobie pomyślałam... Może udałoby ci się załatwić autografy od was wszystkich? – Vladka posyła mi proszący uśmieszek.

– Jak podzielę się z chłopakami twoim arbuzem, na pewno nie odmówią.

– Super! Ale wiesz, ciebie i tak lubię najbardziej.

Kłaniam się przed nią, a potem podnoszę z powrotem tego wielkiego arbuza i staram się unieść go jedną ręką, bo w drugiej trzymam dłoń Safiji.

– Z tobą też się nim podzielę – zapewniam ją. Safija rzuca mi zaskoczone spojrzenie.

– Teraz będziemy go jeść? Tu???

– Nie, później. Teraz znajdziemy jakieś spokojne miejsce i pójdziemy się całować. Na jedzenie arbuza mamy jeszcze czas. – Sprawdzam w telefonie, że jest dopiero przed dwudziestą drugą.

Safija uśmiecha się szeroko.

– No, cieszę się, że przynajmniej mamy te same priorytety.

 

KRIS' POV

Siedzimy wszyscy w pokoju Bojana, Martina i Jure, zajadając się arbuzem. Towarzyszą nam również Safija i Hana. Na szczęście Jan chyba już odpuścił sobie miłosne podboje, bo przynajmniej stara się zachowywać normalnie i znosić dość obojętnie widok swojej sympatii u boku swojego przyjaciela. W restauracji też z powrotem zaczął siadać przy stoliku z nami, o ile się tam zjawia, bo śniadania znowu zwykle przesypia. A może to tylko taka poza?

– O kurwa, ten arbuz jest zarąbisty – wyrywa mi się w pewnym momencie.

– Ej, może by tak kulturalniej, gościmy u siebie damy – zwraca mi uwagę Jure, tak jakby sam nigdy nie używał takich słów.

– W porządku, damą też zdarza się przeklnąć – uspokaja go Hana, kładąc ręce na jego ramieniu.

– No raczej, kurwa – dodaje dla efektu Safija i wszyscy się śmiejemy.

– Wracając jednak do tematu tego zarąbistego arbuza, myślę, że powinniśmy podjechać jutro na targ, gdzie mama Vladki je sprzedaje, i kupić kilka – proponuję.

– O tak, to super pomysł, połączymy przyjemne z pożytecznym – zauważa Bojan, który już się spieszy, by zrobić coś dobrego, choć nie powiem: my wszyscy cieszymy się, jeśli możemy komuś pomóc.

– No, to wręcz zajebisty pomysł – wtrąca Hana, której chyba spodobała się zabawa w przeklinanie.

– Tak, zajebiście wykurwisty! – wykrzykuje Safija i zanosi się śmiechem.

– Wy coś dzisiaj piłyście, dziewczyny? – pyta również niemniej rozbawiony Jure.

– Ja piłam wodę, kawę, oranżadę z tobą, i to by było tyle – podsumowuje Hana.

– A ja i Bojan wypiliśmy wino na plaży, przyznaję się – mówi Safija, unosząc ręce w geście poddania.

– Pewnie dlatego oboje macie takie czerwone usta – kpi sobie z nich Jan. – I jeszcze te bransoletki... Czy to jakaś biżuteria dla par?

Safija i Bojan wymieniają porozumiewawcze spojrzenie i już wszyscy wiemy, że nasze przypuszczenia się potwierdzają. Nie tylko pili wino, ale jeszcze całowali się i wymieniali inne czułości.

Nie powiem, trochę im zazdroszczę. Zwłaszcza ostatnio, kiedy od czasu naszej ostatniej kłótni prawie w ogóle nie gadam z Larą...

Apropos Lary... W pewnym momencie spoglądam na Martina, który jako jedyny z nas nie je arbuza i nie rozmawia z nami (jeśli te idiotyczne przekomarzania można nazwać rozmową), tylko cały czas jest zajęty swoim telefonem. Nie ekranie jego smartfona pojawia się dymek z messengera ze zdjęciem, które... wręcz podejrzanie bardzo przypomina mi ikonkę Lary. Szybko wyciągam własny telefon i zauważam, że jest akurat dostępna, chociaż do mnie nie raczyła napisać nic więcej poza zwykłym "pozdro z pracy🙂".

Ale o czym miałaby gadać z moim przyjacielem?

– Z kim piszesz? – pytam Martina, a on omal nie wypuszcza smartfona z rąk i natychmiast wygasza ekran.

– Z kolegą – odpowiada.

– A może nie z kolegą, tylko z koleżanką?

– Hm, no, może.

– I to jeszcze nie swoją.

Martin wreszcie podnosi wzrok i patrzy mi w oczy, choć wcześniej skutecznie tego unikał. Wygląda na zirytowanego. Jakby miał powód...

– O co ci chodzi, Krisko? – pyta.

– O to, że wydawało mi się, że piszesz z Larą.

– No wiesz! – oburza się Martin. Wszyscy pozostali przerywają jedzenie i rozmowy. Z uwagą nam się przyglądają. – Kris, to że wam się nie układa, nie znaczy, że możesz rzucać na nas wszystkich bezpodstawne oskarżenia. A poza tym, dlaczego miałbym pisać z twoją dziewczyną?

– Choćby dlatego, że nie masz swojej – odpowiadam.

A najgorsze jest niestety to, że następnego dnia w restauracji moje obawy się potwierdzają.

Kiedy chłopacy podczas śniadania są zajęci nakładaniem sobie jedzenia, udaje mi się na chwilę dorwać telefon Martina. Nie mam czasu sprawdzić całej historii rozmowy, ale to, co widzę, gdy tylko wchodzę w jego messengera, wystarcza. Nie myliłem się. Martin pisze z Larą. A ostatnia wiadomość od niej do niego brzmi "OK, mam pokój 214, będę pojutrze☺️".

Szok, który mnie ogarnia, powoduje, że przez chwilę nie mogę oddychać. Zauważam chłopaków wracających do stolika. W tym momencie mam ochotę po prostu podejść i uderzyć Martina, jednak jestem nadal zbyt oszołomiony, by choćby się ruszyć.

A co jeśli to trwa już od dawna? A co jeśli Martin odchodzi z zespołu, bo wie, że po czymś takim i tak już byśmy go w nim nie chcieli? Nie wiem, czy bardziej jestem zły, rozczarowany, czy bardziej chce mi się płakać. Znam Martina od lat. Znam Larę od lat... Jak oni mogli mi to zrobić?!

– Krisko, wszystko OK? – pyta Bojan, bo widocznie widać po mnie, że nic, absolutnie nic OK nie jest.

Ta chwila oszołomienia sprawia, że zmieniam strategię. Nie mam już zamiaru urządzać sceny w restauracji. Postanawiam, że wstrzymam się z reakcją. Zaczekam, a pojutrze przyjdę do pokoju 214 i postaram się o to, by oboje jeszcze tego pożałowali.

– Tak, wszystko ok, po prostu pomyślałem, że potowarzyszę dziś Jure, żeby nie musiał siedzieć sam – odpowiadam i brzmię zadziwiająco normalnie jak na kogoś, komu właśnie cały świat się zawalił.

A następnie dosiadam się do przyjaciela po drugiej stronie sali, bo po prostu nie wyobrażam sobie, bym mógł jeść śniadanie przy jednym stoliku z człowiekiem, którego uważałem za przyjaciela i który niestety okazał się podłym zdrajcą.

 

ENISA's POV

– Teraz! Teraz! Teraz! – woła Bojan, szturchając mnie tak, że o mało co spadam z leżaka, na których wylegujemy się przy basenie. Rzucam mu wymowne spojrzenie, mówiące, że mógłby być bardziej dyskretny. Poza tym sama dobrze wiem, że to idealny moment, bym tak, jak wcześniej zaplanowaliśmy, porozmawiała z Haną i dowiedziała się czegoś więcej o jej sercowych sprawach.

Jure, który nie odstępuje jej ostatnio na krok, idzie akurat z Janem na papierosa. Martin pisze z kimś w telefonie. Kris natomiast, od kiedy tylko przyszłyśmy tu po śniadaniu, ma w uszach słuchawki i słucha muzyki.

Wstaję z leżaka, poprawiając na sobie sukienkę (nie rozebrałam się do stroju, bo kończy mi się okres i nie chcę jeszcze się kąpać w basenie), po czym podchodzę do Hany, trzymając w dłoni swojego drinka. Przysiadam na leżaku obok, który wcześniej zajmował Jure.

– Hejka, jak tam? – silę się na neutralny ton, co chyba średnio mi wychodzi, bo ona od razu odgaduje moje zamiary.

– Niech zgadnę, umówiłaś się z Bojanem, że dowiesz się czegoś ciekawego o mnie i o Jure, a potem bezczelnie mu to powtórzysz – mówi, marszcząc brwi.

Hana ma na sobie czarny jednoczęściowy kostium kąpielowy ze spódniczką, w którym wygląda trochę jak mała dziewczynka. Zastanawiam się, czemu nie chce pokazać więcej ciała. Bez kitu, ma świetną figurę.

– Hm, po części mnie rozgryzłaś, a po części nie. Zamierzałam cię spytać o Jana – wypalam w odpowiedzi, a Hana omal nie opluwa się swoim drinkiem.

– To chyba pytanie nie do mnie...

– A ja odnoszę wrażenie, że to nim wcześniej byłaś zainteresowana, w dodatku z wzajemnością. I może nadal jesteś... Nawet jak spędzasz czas z Jure, cały czas zerkasz ukradkiem na Jana.

Hana pokornieje, spuszcza wzrok i pyta:

– Aż tak to widać?

– Yhm.

– Czasami mam już dość tych pytań, bo nie wiem, jak na nie odpowiedzieć. Niedawno Jan zapytał mnie, co jest między mną i Jure. Potem Jure zapytał, co jest między mną i Janem. A teraz ty.

– Ale oni są rywalami, ja jestem neutralna.

– Chyba już nie są – rzuca Hana, wskazując na nich, jak stoją za basenem, palą papierosy i wspólnie się z czegoś śmieją, jak najlepsi kumple.

– To, że się dogadali, a Jan odpuścił, nie znaczy, że wyleczył się z ciebie.

– Safija, ja sama mam totalny mętlik w głowie – odpowiada Hana, po czym dodaje: – Rozum podpowiada mi, że powinnam trzymać się Jure, a serce, że Jana, choć już chyba i tak nie mam wyboru, skoro jak to ujęłaś, jeden z nich odpuścił...

– Jan też cały czas się na ciebie gapi, nawet teraz. Zobacz. Może więc wcale się nie poddał? – oznajmiam, a kiedy on orientuje się, że pochwycamy jego spojrzenie, szybko odwraca wzrok.

– Jedyne, czego teraz chcę, to wyleczyć się z Jana – oznajmia Hana z powagą. Nie do końca jej wierzę, za to wpadam na pewien pomysł.

– Powiedz mi, spod jakiego znaku zodiaku jesteś? – zwracam się do niej z ekscytacją.

– Ja? Waga.

– A Jure?

– Nie wiem, urodził się w maju.

– Masz przy sobie telefon? – Ja zostawiłam smartfona na moim leżaku. Hana podaje mi swojego, więc szybko sprawdzam dokładną datę urodzenia Jure. – 25 maja, czyli bliźnięta. Waga i bliźnięta to podobno bardzo kompatybilne znaki.

– I to ma sprawić, że zapomnę o Janie?

– A jaki znak zodiaku ma Jan?

– Nie wiem.

Wyszukuję szybko jego datę urodzenia.

– 1 stycznia. O, noworoczny chłopak, koziorożec. Przykro mi, moja droga. Waga i koziorożec to nie jest dobre połączenie. A poza tym słuchaj tego – zawieszam głos, by podnieść napięcie i skutecznie zniechęcić ją do Jana, skoro tego właśnie chce i ode mnie oczekuje. – Otóż zodiakalny koziorożec ma również swoje wady, może traktować innych materialistycznie, surowo, z nadmierną powagą, a poza tym być niedostępny, chłodny emocjonalnie, zbyt ambitny, formalny, autorytarny, wykazywać despotyzm i bezlitosne zachowania. – Gdy kończę, jestem osobiście przerażona tym, co właśnie wyczytałam, ale Hana... Hana zanosi się śmiechem. Super... miałam ją zniechecić do tego chłopaka, a nie rozbawić.

– To cały Jan – powtarza z przekąsem, a ja wiem, że naprawdę nie zgadza się z ani jednym słowem, które przeczytałam i które mnie też zaczynają coraz bardziej bawić. Po chwili obie niemal dusimy się ze śmiechu nad telefonem Hany.

– A co wam tak wesoło? – pyta Jure, który zdążył wrócić już z papierosa. Gdy podnosimy na niego wzrok, zauważamy, że obok niego stoi również Jan. To przypomina nam wszystko, co przed chwilą czytałam o zodiakalnych koziorożcach, i znowu wybuchamy śmiechem.

– Sorry, przed chwilą przeczytałyśmy coś zabawnego o Janie – wyjaśniam.

– Tak? A co? – pyta bohater naszego rozbawienia i już sięga po telefon Hany, żeby to sprawdzić.

– Nic! Nieważne! – wykrzykuje ona i pospiesznie chowa swojego smartfona. Jan mierzy nas podejrzliwym wzrokiem, a potem rzuca coś w stylu "bardzo śmieszne" i odchodzi.

– O tym też tam było: nadmierna powaga – zauważam, a Hana powtarza:

– Nie mówiłam, że to cały Jan?

I znowu konspiracyjnie chichoczemy.

– Powiecie mi wreszcie, o co chodzi, dziewczyny? Ja też chcę się pośmiać – dopomina się Jure. Robię mu miejsce, zostawiając tam swoją szklankę po wypitym już drinku, i wracam na swój leżak. Niech Hana mu się tłumaczy, ciekawe, co mu powie!

– I czego się dowiedziałaś? – pyta mnie z zainteresowaniem Bojan, zanim zajmę z powrotem swoje miejsce.

Wtedy przypominam sobie, że on też jest zodiakalnym koziorożcem!

– A wielu interesujących rzeczy... – oznajmiam. – Na przykład tego, że jesteś zbyt ambitnym, chłodnym emocjonalnie, despotycznym materialistą, skłonnym do bezlitosnego zachowania.

– Że co?! Natychmiast to odwołaj! Jeśli tego nie zrobisz, to się doigrasz – grozi mi i wygląda przy tym tak zabawnie, że znowu wybucham śmiechem.

– Nie mogę, tak twierdzi horoskop...

W odpowiedzi Bojan podnosi się z leżaka i... z impetem popycha mnie prosto do basenu! Potrzebuję chwili, by wyjść z szoku i wypłynąć. Niech tylko dorwę tego idiotę w swoje ręce... Zemszczę się na nim podwójnie, nie potrójnie! Dla odmiany to on teraz zanosi się niepohamowanym śmiechem, a wszyscy wokół się na mnie gapią. Łącznie z Krisem, który wreszcie wyjął z uszu słuchawki i którego chyba po raz pierwszy cokolwiek dziś zainteresowało.

– A nie ostrzegałem? – pyta mnie Bojan.

Oskarżycielskim gestem wskazuję na niego, krzycząc:

– I to był właśnie klasyczny przykład bezlitosnego zachowania!

 

OD AUTORKI:

Chociaż nie wierzę w horoskopy i ich nie śledzę, to przypadkowo trafiłam na artykuł o wadach koziorożców i omal nie popłakałam się ze śmiechu😂 Więc to true story xD

 

 

Komentarze

Popularne posty