Wszystkie jej imiona [ 13 ]

 


JAN's POV

Siedzę już z Krisem w barze przy piwie, kiedy zjawiają się Jure i Martin. To, że nie ma z nimi Bojana, akurat w ogóle mnie nie dziwi. Zastanawiam się tylko, czemu Mačkowi nie towarzyszy Hana. Z jednej strony smuci mnie ten fakt, bo miałbym okazję przynajmniej trochę na nią popatrzeć i posłuchać jej przyjemnego, łagodnego głosu. Z drugiej natomiast widok Hany jako osoby towarzyszącej Jure to jednak nie jest dla mnie nic miłego. Z jego słów, gdy już rozsiada się wygodnie na kanapie przy naszym stoliku, dowiaduję się, że i ona ma zaraz tutaj przyjść. Od razu czuję narastające w sobie napięcie. To dziwne, działamy na siebie z Haną jak dwa magnesy. Zależy, którymi biegunami na siebie trafimy, albo się przyciągamy, albo odpychamy. Ale zawsze, za każdym razem wytwarza się między nami jakaś energia.

Hana zjawia się w barze ubrana w seksowną czarną sukienkę i sandałki, ma lekki makijaż, a jej czarne loki swobodnie opadają na ramiona. Przychodzi właściwie w tym samym momencie, w którym dołączają do nas również Safija i Bojan, dziwnie pobudzeni i rozchichotani. Kiedy pytamy ich, gdzie byli, nasz przyjaciel wyjaśnia:

– Na plaży. Właśnie poznałem koleżankę Safiji. Jest naszą fanką.

– Jak ma na imię? – pyta zainteresowany Martin.

– Przedstaw ją nam. Ty już w końcu masz dziewczynę, a my cierpimy na ich deficyt – dodaje Kris, na co Martin szturcha go w ramię i przypomina:

– Ty również w końcu masz dziewczynę, drogi kolego.

– Nie byłbym tego taki pewien – przyznaje z rezygnacją Kris, mając pewnie na myśli to, że jego dziewczyna Lara od kilku dni praktycznie się do niego nie odzywa. Martin zaczyna go pocieszać, a wtedy Bojan wyjaśnia:

– Vladka ma dziesięć lat, idioci. To dziewczynka, której rodzinie pomaga Safija.

Buczymy z rozczarowaniem.

– A tak poza tym to ja wcale nie jestem dziewczyną Bojana – wtrąca ona.

– Nie??? – pytamy wszyscy, trochę zaskoczeni, bo to, jak klei się do niego, świadczy zupełnie o czymś innym. Bojan za to chyba postanawia jej dopiec za te przykre słowa. Z konspiracyjnym uśmiechem, który pewnie rozumie tylko ona, mówi:

– Safija ma ciekawą teorię, od kiedy podobno jest się parą. Zastanawiam się, czy powinienem ją tu przytoczyć, czy może jednak dla swojego dobra przyzna wszem i wobec, że jest moją dziewczyną?

Safija przewraca oczami, jednocześnie popijając piwo ze szklanki Bojana.

– No dooobra, jestem twoją wakacyjną dziewczyną.

Wszyscy bijemy brawa. Choć podążam za rozmową, która się toczy, nie odrywam wzroku od Hany. Co więcej, widzę, że ona też ukradkiem na mnie zerka. Martwię się o nią, bo wyczuwam, że jest jakaś zdenerwowana. Przez chwilę robi mi się głupio, że może to moja rywalizacja z Jure o nią jakoś ją stresuje. Ale mimo tego i tak nie zamierzam odpuszczać.

W pewnym momencie on prosi Hanę na parkiet, nie powstrzymując się od komentarza, że jest ona wyjątkowo dobrą tancerką, bo uczyła się kiedyś w profesjonalnej szkole tańca. Wkurza mnie, że wie o niej rzeczy, których ja nie wiem. Jednocześnie myślę sobie, że skoro podczas tych swoich "randek" tyle rozmawiają, nie mają na nich czasu na inne sprawy. Hana posyła mu wymowne spojrzenie, jakby chciała powiedzieć, że wcale nie tańczy tak dobrze, jak on uważa, ale idzie z nim na parkiet.

Niedługo potem z głośników dobiegają do nas dźwięki kawałka "Stumblin' in", a wtedy Safija zarzuca Bojanowi ramiona na szyję i woła, tak jakby nie skapnęła się jeszcze, że tu w kółko grają tę samą playlistę:

– To nasza piosenka!

On też zabiera ją więc na parkiet. Chyba rzeczywiście dużo słuchają tego hitu, bo oboje znają słowa. Śpiewają i tańczą, znów skupiając na sobie uwagę pozostałych osób na parkiecie, również Hany i Jure, którzy teraz stoją i się im przyglądają.

Kris i Martin nadal rozmawiają o trudnej sytuacji w związku tego pierwszego. Też chciałbym wesprzeć swojego przyjaciela, ale kiedy sam przeżywam sercowe rozterki, jakoś nie potrafię skupić się na cudzych. Uznaję, że to doskonały moment, by wreszcie zacząć działać i wkraczam do akcji. Jure patrzy na Safiję i Bojana z szerokim uśmiechem. Hana za to przygląda im się tak jakoś... tęsknie.

– Odbijany – mówię i po prostu porywam ją do tańca. Hana jest tym trochę zaskoczona, ale nie protestuje, nie unika mojej bliskości, a kilka razy przyciągam ją do siebie tak, jak raczej nie przyciągają się zwykli partnerzy na parkiecie. Zauważam, że Jure nas obserwuje. – Dlaczego wtedy na plaży powiedziałaś, że powinienem się cieszyć, jeśli coś by się między wami wydarzyło? – pytam. Hana sztywnieje, chce mi się wyrwać, lecz przytrzymuję jej dłonie w swoich. – Proszę, odpowiedź mi, tylko tyle.

– W końcu sam pozwoliłeś Jure się ze mną spotykać, prawda? – rzuca nieprzyjemnym tonem. Wiem, że jest na mnie zła. Rozumiem, że ma powód. Nagle dociera do mnie, jak idiotycznie to wszystko rozegrałem.

– Jeśli chcesz, mogę ci to wytłumaczyć.

– Nie wiem, czy chcę. Nie mam ochoty znowu dowiadywać się czegoś, co potem przez cały czas zabiera mi spokój. Jestem tym zmęczona.

– Kiedy Jure zapytał mnie, czy może poznać cię bliżej, byłem na ciebie trochę zły, bo nie dość, że po naszym pierwszym ehe... spotkaniu wyrzuciłaś mnie z pokoju, to jeszcze nie przyjęłaś ode mnie prezentu i urządziłaś mi scenę w restauracji, przychodząc tam z tym wentylatorem. Wtedy uważałem, że cokolwiek się między nami zadziało, to koniec. A potem, w windzie, wszystko sobie wytłumaczyliśmy... i... i zrobiliśmy to drugi raz. Wtedy za to pomyślałem, że cokolwiek ubzdura sobie Jure, ty i tak nie dasz mu szansy, ale się pomyliłem, bo się z nim umówiłaś. Wiesz, jak się poczułem?

– Dlaczego cały czas przedstawiasz to tak, jakbym to ja raniła cię swoim zachowaniem?

– Bo mogę wypowiedzieć się tylko za siebie. Nie mam pojęcia, co ty myślisz i czujesz. Bardzo chciałbym się tego dowiedzieć.

Kończy się jeden utwór i zaczyna się następny. Nie puszczam jednak dłoni Hany. Widzimy, jak zrezygnowany Jure idzie z powrotem usiąść, lecz nie odwraca od nas oczu, gotowy interweniować, gdyby tylko była taka potrzeba.

– Ja... przyszłam na spotkanie z Jure, bo byłam taka głupia, że pomyślałam, że to ty mnie zaprosiłeś – wyznaje Hana, spuszczajac wzrok. A więc miałem rację! Ona uznała, że to nie Jure, a ja zostawiłem jej pierwszy liścik.

– Bo cię zaprosiłem, tylko trochę później – przyznaję.

– Co?

– To drugie zaproszenie, na plażę, było ode mnie. Ty dla odmiany założyłaś błędnie, że od Jure. Prawdziwa komedia, nie? – Hana nie reaguje na moją próbę rozładowania atmosfery. – A wracając do tego, że przyszłaś na spotkanie z Jure... Kiedy już zamiast mnie, zjawił się tam on, mogłaś przecież odmówić mu tej randki.

– Wtedy dowiedziałam się od niego, że dałeś mu pozwolenie, by się ze mną umówił. Założyłam, że chcesz się mnie pozbyć. Zabolało mnie to, i to bardzo.

– Ja... Przepraszam.

– A wiesz, co nadal mnie boli? Nieważne, kiedy Jure cię o to zapytał. Nieważne, co wtedy myślałeś. Rozmawianie z nim o mnie w ten sposób sprawia, że czuję się jak jakaś rzecz, o której możecie sami decydować, do kogo będzie należeć.

Hana ma rację. Choć to wszystko wydawało nam się niewinną rywalizacją o jej względy, sprawiało jej przykrość. Nie wiem już, którą piosenkę z rzędu udajemy, że tańczymy. Ale nikt już nie patrzy na Safiję i Bojana, tylko na nas. I to jest trochę... stresujące.

– Uwierz, że nigdy tak o tobie nie pomyślałem i nie zamierzałem traktować cię... jak rzecz – zapewniam i odkrywam, jakie samo brzmienie tego słowa jest już okropne.

– Tak? Ale to Jure chce spędzać ze mną czas. To on ciągle pyta mnie, co lubię, czego nie lubię, i po prostu się mną interesuje. To on opowiada mi różne historie o sobie. A ty tylko... – "Spałeś ze mną dwa razy" nie przechodzi jej przez usta. Zabawne, że o niektórych czynnościach trudniej się rozmawia niż je wykonuje. Choć w tym momencie wcale a wcale nie jest mi do śmiechu. Znowu przyciągam Hanę do siebie i mówię jej, po cichu, by nikt inny nie mógł usłyszeć:

– Dla mnie to nie było "tylko". Dla mnie to było "aż". Czy kiedy zrobiliśmy to ten drugi raz, też tak nie pomyślałaś?

– Jak mogłam myśleć wtedy o czymkolwiek, kiedy sprawiłeś, że po prostu zapomniałam o całym świecie? – rzuca Hana bez zastanowienia, a mnie zalewa niespodziewanie przyjemne ciepło i lekkie... zawstydzenie? Hana chyba dochodzi do wniosku, że powiedziała coś, czego absolutnie powiedzieć mi nie chciała, i tak uroczo się czerwieni. Kiedy zamierzam wyznać jej, że mi też było z nią wtedy tak cholernie dobrze, ona mnie powstrzymuję. – Błagam, Jan, nic już nie mów, ta rozmowa za bardzo mnie krępuje.

– Jeśli mam być szczery, to mnie trochę też... – Niestety błędnie zakładam, że szczerość to idealny sposób, by z powrotem dotrzeć do Hany, która w tej chwili stanowczo odsuwa się ode mnie i oznajmia:

– A więc pozwól, że w tym miejscu ją zakończę.

 

HANA's POV

Głupia. Gruba. Brzydka. Puszczalska. Brzydka. Gruba. Głupia. Wszystkie te niechciane myśli plączą mi się po głowie, gdy opieram się plecami o zimną ścianę toalety. Aby poczuć się lepiej, próbuje znaleźć dla siebie usprawiedliwienie, że to po prostu musiało się tak skończyć. Najpierw piknik z Jure. Potem obiad, który w siebie wmusiłam, tylko dlatego, by uspokoić chłopaka, że się nie głodzę. I drink wypity w barze, by móc jakoś znieść jednocześnie tak bliską i tak daleką obecność Jana.

Wszystko popsuł, kiedy przyszedł i po prostu porwał mnie do tańca. Byłam przekonana, że już dawno ze mnie zrezygnował. Sama już z niego zrezygnowałam...

Wychodzę z kabinki i przepłukuję usta pod kranem, bo nadal czuję nieprzyjemny smak. Potem wycieram buzię wierzchem dłoni. Unikam patrzenia na siebie w lustro, lecz mimowolnie przez chwilę w nie zerkam i... dostrzegam tam jego odbicie. Omal nie krzyczę.

– Znowu przyszedłeś podglądać mnie w toalecie? – pytam, piorunując go wzrokiem i obojętnie mijając w drodze do wyjścia z ubikacji. Zastanawiam się, ile widział, ile słyszał i czy domyśla się, co robiłam. W dodatku niestety już nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni, bo ostatnim miał być już ten w zniszczonej kawiarni, do której na naszym poprzednim spotkaniu zabrał mnie Jure.

– Hana, przyszedłem ci tylko powiedzieć, że ja też chcę spędzać z tobą czas, pytać cię o różne rzeczy i opowiadać ci historie ze swojego życia – mówi mi Jan, a ja czuję, że rozpadam się w środku.

Na początku umówiłam się z Jure tylko po to, by zemścić się na Janie, ale było mi z tego powodu głupio, więc starałam się uczynić to spotkanie jak najmilszym. Później naprawdę zaczęłam lubić tego zabawnego blondyna o niebieskich oczach i szczerym sercu. Może nie jak potencjalnego chłopaka, ale jak przyjaciela. Gdyby tylko pojawił się w moim życiu wcześniej, pewnie nawet rozważyłbym, czy dać mu szansę. Jure jest starszy ode mnie o kilka lat, wydaje się odpowiedzialny i poukładany. Jeśli nawet nie przeżyłabym przy nim wielkich uniesień, nie musiałabym też przeżywać tej wiecznej huśtawki emocji. A kto wie, czy z czasem bym go nie pokochała? Nie taką szaloną miłością od pierwszego wejrzenia, tylko rozsądną, przemyślaną i przez to szlachetniejszą.

Patrzę na Jana i dochodzę do wniosku, że nie chciałam wiedzieć, że ja i on, że my... że to jeszcze jest możliwe. Bo jeżeli jest, to domyślam się, co zrobię. Porzucę to, co szlachetne, i wybiorę szaleństwo. Z wrażenia nie umiem jednak wydobyć z siebie choćby jednego słowa.

Patrzę na Jana i myślę "ja też tego chcę... chcę każdą chwilę z Jure zamienić na chwilę z tobą". Ale ja milczę.

Patrzę na Jana i widzę, że on odczytuje w moich oczach to, że wciąż go pragnę. Bez słowa zbliża swoją twarz do mojej, zamierza mnie pocałować, tu, przy barowych ubikacjach, tak po prostu. Choć moje serce rozkwita, uchylam się i nie dopuszczam do tego pocałunku. To nie tak, że go nie chcę. Ja zwyczajnie nie umiem powiedzieć Janowi, że nie mogę się z nim pocałować, bo przed chwilą w toalecie po raz kolejny w ciągu ostatnich tygodni włożyłam sobie palec do gardła i wywołałam wymioty, bo tylko to pozwala mi pozbyć się z głowy niechcianych myśli.

Głupia. Gruba. Brzydka. Puszczalska.

– Przepraszam... – szepczę.

– OK, rozumiem, że po prostu już wybrałaś jego, nie będę się więc narzucać – mówi Jan bez wyrzutu, lecz z rezygnacją i smutkiem, który wiem, że jest prawdziwy. Idzie do swojego stolika, a ja spieszę za nim, żeby mu powiedzieć, że odtrącenie go nie ma niczego wspólnego z jakimkolwiek wyborem, którego dokonałam. Ledwie jednak znów znajduję się w barze, pojawia się przy mnie Jure i obejmuje mnie ramieniem, którego ja nie strącam, bo jestem zbyt oszołomiona, by wykonać choćby najdrobniejszy gest. Zauważam tylko, że Jan się nam przygląda. I że po raz kolejny bierze moje zachowanie za wybór, który tego wieczoru za moim udziałem, lecz nie za moją wolą dokonał się sam.

Głupia. Gruba. Brzydka. Głupia. Głupia. Głupia.

 

 

 

Komentarze

Popularne posty