14 MIESIĘCY WCZEŚNIEJ, BOŚNIA I HERCEGOWINA
ENISA's POV
Odkąd Bojan pojawił się w moim życiu, zobaczyłam zupełnie inny świat. Jest tyle rzeczy, których nie znałam, a które on mi pokazał i które dopiero pokazać zamierza. Od kilku dni chodzę pijana szczęściem, chociaż byłam przekonana, że w moim przypadku to już niemożliwe. Któregoś dnia leżę w łóżku, słucham piosenek Joker Out i próbując jakoś określić własne uczucia, wpisuję w internet hasło "oznaki zakochania". Z tego, co tam piszą, dowiaduję się, że to naprawdę okropny stan. Zakochani nie śpią, nie jedzą, nie myślą o niczym i nikim innym poza obiektem swoich westchnień. Rozpoznaję u siebie wszystkie te objawy. Powinnam być więc stałe niewyspana, głodna i nieskoncentrowana. Jak to więc możliwe, że czuję się tak cudownie? Nie odczuwam ani senności, ani głodu, a podczas wykonywania codziennych obowiązków rozpiera mnie energia. Zakochani żyją miłością, czytam na koniec. I dochodzę do wniosku, że to prawda.
Moje życie w tych dniach wygląda tak:
ŚNIADANIE
Chłopacy zjawiają się na nich regularnie. Nadal siadają osobno: po jednej stronie Bojan, Martin i Kris, po drugiej Jan i Jure. Czasami podchodzę do ich stolików, by się z nimi przywitać. Czasami tylko macham do nich, posyłam Bojanowi swój najpiękniejszy uśmiech, który nie jest ani w połowie tak piękny jak jego. Gdy dokładam jedzenie do bufetu, on podchodzi z talerzem, niby chcąc sobie coś nałożyć. Kiedy to robi, dyskretnie dotyka mojej dłoni, szepcze mi coś miłego do ucha i sprawia, że już mam dobry dzień, choć dopiero się zaczął.
MIĘDZY ŚNIADANIEM A OBIADEM
Idę z chłopakami na plażę. W teorii spędzamy czas z nimi. W praktyce istniejemy tylko dla siebie nawzajem. Najczęściej wygłupiamy się w wodzie. Bojan uczy mnie nurkować, bo nie jestem w tym dobra. Gdy się zanurzamy, próbuje skraść mi całusa.
OBIAD
Podaję dania do stolika, który zajmują Bojan, Martin i Kris, a oni wszyscy chyba w obecnej sytuacji zaczynają czuć się niezręcznie, że ich obsługuję. Bojan usiłuje odbierać ode mnie talerze i sam serwować kolegom ich porcje, ale mu na to nie pozwalam. To moja praca. I mój mężczyzna, którego kocham.
MIĘDZY OBIADEM A KOLACJĄ
To czas na odpoczynek, którego nie spędzamy razem. Nie chcę, by przeze mnie Bojan zaczął olewać swoich przyjaciół. To z nimi w końcu przyjechał bawić się na wakacjach. Sama też potrzebuję chwili wytchnienia. Leżę więc na łóżku w swoim pokoju, słucham jego piosenek i wyobrażam sobie, że on jest tuż obok.
KOLACJA
Gdy serwuję bufet, czuję coraz większe podekscytowanie, bo o ile popołudnia spędzamy osobno, wieczory są nasze. Bojan chyba też o tym myśli, bo zamiast jeść, cały czas wodzi za mną wzrokiem i się szczerzy. Raz dla śmiechu pokazuję mu język, a on zaczyna udawać, że płacze. Jest taki głupi... głupi, ale kochany.
WIECZÓR
Czasami spotykamy się na plaży. Całujemy się namiętnie, spacerujemy brzegiem morza, słuchamy wspólnie muzyki w jednych słuchawkach. Bojan cały czas coś mi opowiada i zależnie od chwili, jest to albo ciekawe, albo zabawne, albo głupie. Nie wymaga tego samego ode mnie. Gdy już coś mówię, zwykle nie dotyczy to bezpośrednio mnie, a on słucha, lecz nie stara się na siłę wyciągać ze mnie informacji i akceptuje fakt, że wolę, kiedy to on dzieli się historiami ze swojego życia. Czasami idziemy do baru. Parę razy jest z nami również Hana i zauważam, że rzeczywiście więcej czasu spędza ostatnio w towarzystwie Jure niż Jana. O tym też ja i Bojan dużo rozmawiamy, bawiąc się w detektywów.
Pewnego razu słyszę dźwięki znanego hitu z lat 80., który uwielbiam. Bojan widzi chyba moją ekscytację albo sam lubi tę piosenkę. W pewnym momencie klęka przede mną i przechodzi mi przez głowę przerażająca myśl, że chce mi się tu i teraz oświadczyć. Ale on wyciąga w moim kierunku rękę i pyta:
– Czy mogę prosić panią do tańca?
A ja uśmiecham się tajemniczo, jakbym się zastanawiała, i odpowiadam wyważonym tonem, godnym pełnej klasy damy z dziewiętnastowiecznych powieści.
– Cóż, myślę, że mogę ofiarować panu ten taniec.
Szalejemy na parkiecie i śpiewamy razem z Chrisem Normanem i Suzi Quatro:
Our love is alive, and so we begin
Foolishly layin' our hearts on the table
stumblin' in
Our love is a flame, burning within
Now and then firelight will catch us
stumblin' in*
Gdy kawałek się kończy, zabieram Bojana na taras, a potem prowadzę stromymi, kamiennymi schodkami na plażę.
– Ej, to jest to tajemne przejście, którym chciałaś się kiedyś wymknąć! – wykrzykuje. – Zastanawiałem się później, dokąd prowadzi. Planowałem to sprawdzić, ale jest tak zarośnięte, że nie wiedziałem, czy w ogóle można bezpiecznie tędy chodzić, chociaż Jan twierdzi, że można.
– Tak. Ale prawdopodobnie nie wie o tym nikt oprócz mnie i Hany, której je pokazałam.
– No i jeszcze Jana – dodaje Bojan z zagadkowym błyskiem w oku. To daje mi do myślenia.
Gdy jesteśmy już na dole, na mniej popularnej, lecz również uczęszczanej plaży, oznajmiam:
– Tak czy siak, to idealny sposób, by wymknąć się z imprezy.
– I idealne miejsce, by pocałować piękną dziewczynę. – Nie zdążam odpowiedzieć, bo usta Bojana już przylegają do moich. Niestety ten pocałunek trwa o wiele za krótko.
– Co? Już wymiękasz? – pytam, żeby go sprowokować.
– Nie, po prostu to czas iść do łóżka.
– Słucham???
Bojan w odpowiedzi zaczyna się śmiać, a przy tym wydaje się jakby trochę... zawstydzony? Nie wiem, o co mu chodzi, ale w każdym razie moja mina pozostaje poważna. Domagam się wyjaśnień.
– Nie w tym sensie – mówi on, wciąż zanosząc się śmiechem. – Każdy do swojego. Jutro musimy wcześnie wstać.
– Jutro mam wolne, mogę spać, do której chcę. Natomiast ty codziennie śpisz, do której chcesz.
– Od rana zabieram cię na wycieczkę.
– Ale ja w zasadzie miałam już plany... – odpowiadam bez zastanowienia, bo raz: to prawda; i dwa: perspektywa wspólnej wycieczki wydaje mi się niespodziewanie czymś bardzo... znaczącym.
– Jakie plany? Nie wiesz, że plany zawsze można zmienić?
– Chciałam pooglądać serial.
– Obejrzysz serial, kiedy już stąd wyjadę.
Obawiam się, że wtedy nie będę w stanie tego zrobić, bo moim jedynym zajęciem będzie płacz i leczenie złamanego serca.
– No dobra... A co to za wycieczka?
– Niespodzianka. Mogę ci tylko powiedzieć, żebyś zarezerwowała sobie na nią cały dzień i ubrała się swobodnie. Wyjazd jest o szóstej.
– Rano?!
– Przecież nie wieczorem.
– Ale ja nigdy tak wcześnie nie wstaję, kiedy mam wolne. Nie wspominając o tobie. To w końcu jedyny dzień, kiedy możesz pozwolić sobie na przespanie śniadania. Nie wstaniesz.
– Nastawię budzik.
– A jak go wyłączysz i pójdziesz spać dalej?
– Nastawię dwa.
– A jak wyłączysz dwa?
– To przyjdziesz mnie obudzić.
– OK...
Bojan odprowadza mnie do wind i cmoka mnie w czoło na dobranoc.
– To bądź jutro o szóstej na parkingu.
– Zamierzałeś powiedzieć: wal w drzwi mojego pokoju, dopóki półprzytomny ci nie otworzę?
– To nie będzie potrzebne, obiecuję.
Nie za bardzo mu wierzę, a i tak postanawiam mu zaufać.
KRIS' POV
Tęsknię za Larą i bardzo mi jej brakuje. Zwłaszcza odkąd Bojan każdą wolną chwilę spędza z Safiją, a Jan i Jure uganiają się za tą drugą kelnerką, Haną, kłócąc się i dogryzając sobie wzajemnie. Martin natomiast jest ostatnio jakiś wycofany, jakby nie chciał za bardzo przywiązywać się do nas, skoro wraz z początkiem jesieni i tak odchodzi z zespołu. Trudno jednak nie być przywiązanym po wielu latach wspólnej kariery. To wszystko mnie przytłacza. Nieobecność mojej dziewczyny. Kolejne zmiany w składzie Joker Out. I wakacje, które miały być naszymi wspólnymi męskimi wakacjami, a nie jednym wielkim matrymonialnym spektaklem. Dlatego pewnego wieczoru, gdy chłopacy idą do baru, ja zostaję w pokoju i przelewam na Larę wszystkie swoje frustracje. Ona siedzi akurat przy sztalugach i maluje, w swoim przytulnym zakątku na poddaszu rodzinnego domu. Ubrana jest tylko w majtki i moją koszulkę z poplamionym farbami nadrukiem z postaciami Rick & Morty, a swoje długie jasne włosy związała w niechlujnego koka na czubku głowy.
– Hm, co ci mogę na to odpowiedzieć, Krisko? – zaczyna, kiedy kończę swój pełen wyrzutów wywód. – Nie wiem, czy rzeczywiście masz do kogoś pretensje, czy po prostu szukasz winnych, że coś popsuło twoje z góry ustalone plany. Ale wyżywanie się na innych nic nie da. Nie możesz dopasowywać wszystkich pod swoje oczekiwania.
Przez chwilę mam wrażenie, że moja dziewczyna zupełnie mnie nie rozumie.
– Przecież tego nie robię.
– Więc o co ci chodzi? Mówisz mi, że jesteś zły, bo chłopacy nie chcą spędzać wspólnie czasu i każdy jest zajęty swoimi sprawami. Czemu więc teraz nie poszedłeś z nimi do baru, tylko zostałeś w pokoju i się zadręczasz?
– No bo chciałem pogadać z tobą, a później będziesz już spała, żeby wstać rano do pracy.
– Nie musimy rozmawiać codziennie. Nie chcę cię ograniczać, jeżeli zamierzasz w wakacje spędzać czas głównie z kumplami. Nie rezygnuj z tego czasu z mojego powodu.
– Właśnie próbuje ci powiedzieć, że chciałbym go spędzać z tobą. Nie tylko rozmawiając przez kamerkę. Zwłaszcza że ty nawet nie patrzysz na mnie, tylko na to swoje płótno.
Ma ustawiony telefon na sztalugach, tak więc nie widzę, co konkretnie tworzy. Larze chyba nie podoba się mój ton. I to, że tym razem ona stała się obiektem moich zarzutów.
– A więc to ja jestem winna twojego kiepskiego nastroju?
– Powinnaś być tu ze mną.
– Nie mogę, pracuję.
– Niech ktoś cię zastąpi.
– Zatrudniłam się specjalnie na okres wakacji, nie dostanę urlopu.
– Myślę, że przez kilka dni poradziliby sobie bez ciebie z parzeniem kawy.
– Dlaczego zawsze musi być tak, jak ty chcesz?! – unosi się Lara, na co ja też odpowiadam złością.
– A ty nie chcesz być ze mną?!
– Oczywiście, że chcę, ale już dawno ustaliliśmy, że nie pojadę z wami, bo mam pracę. Ja nie miałam nic przeciwko, żebyś wybrał się z kumplami na miesięczne wakacje, a ty nie miałeś nic przeciwko, żeby na tak długo zostawić mnie samą w Lublanie.
– Wiesz co? – pytam, czując się urażony, że odpowiada mi atakiem na atak. – Ta rozmowa nie ma sensu.
– Ta rozmowa od początku nie miała sensu, więc lepiej już ją zakończmy – postanawia Lara i rozłącza się, zanim zdążam jej powiedzieć "przepraszam", "kocham cię", "rozumiem, że pracujesz, i doceniam to, po prostu tak mi tu bez ciebie pusto...". Kiedy próbuję ponownie do niej zadzwonić, ona odrzuca połączenie. No super. Do tej pory rozmowy na video jakoś rekompensowały mi tę odległość, a teraz nie pozostało mi nawet to. Zdołowany, dołączam do chłopaków w barze. Bojana oczywiście z nimi nie ma, już wymknął się gdzieś z Safiją. Martin próbuje rozładować napiętą atmosferę pomiędzy Janem i Jure, ale średnio mu to wychodzi. Ci dwaj kłócą się zaciekle o nazwę jakiejś potrawy, jakby to była najistotniejsza rzecz na świecie. Ostatecznie więc nasz basista idzie do pokoju położyć się wcześniej. Przy stoliku zapada cisza. Jan nie ma ochoty gadać z Jure. Jure nie ma ochoty gadać z Janem. Ja nie mam ochoty gadać z nikim. Zamawiamy więc po piwie i w milczeniu pijemy. Coś mi mówi, że ten wieczór nie skończy się dobrze.
BOJAN's POV
Powiedzcie komuś, kto codziennie od dwóch tygodni kładzie się spać o drugiej w nocy, żeby zasnął o dziesiątej. Nie da się. To była moja największa zmora, kiedy jeszcze chodziłem do liceum i potem na studia – cały weekend bawiłem się z przyjaciółmi i nawet perspektywa wczesnego wstawania w poniedziałek nie mogła przekonać mnie, by w niedzielę wieczorem położyć się o godziwej porze. Dziś mam o wiele lepszą motywację niż czekający na mnie sprawdzian z matmy, więc jakoś udaje mi się znaleźć w łóżku przed jedenastą, ale sen nie nadchodzi. Jestem zbyt podekscytowany wizją wspólnej wycieczki z Safiją. Czy jej się spodoba? Czy ją zaskoczę? Przede wszystkim cieszę się, że wreszcie spędzę z nią cały, calutki dzień. Bez pośpiechu i wiecznego pilnowania godzin jej pracy.
Żeby zasnąć, liczę przeskakujące przez ogrodzenie owce, ale w pewnym momencie się gubię, co wzbudza we mnie irytację. Próbuję więc innej metody. Uspokajam oddech, przy każdym wdechu zatrzymuję na chwilę powietrze w płucach, a kiedy je wypuszczam, wyobrażam sobie, że wtapiam się w poduszkę i staram się nie myśleć o niczym. To, jak się okazuje, działa lepiej. Ale oczywiście gdy już prawie zasypiam, do pokoju wraca Martin i robi wokół siebie mnóstwo hałasu.
– Jezu, nie mogę wytrzymać z tymi idiotami! Jan i Jure wciąż się nienawidzą, a Krisko chodzi jakiś nabzdyczony, jakby się obraził na cały świat. Chyba pokłócił się z Larą.
– Cóż, już niedługo nie będziesz musiał z nami wytrzymywać...
– Bojči. To było niemiłe... I przykre. I chamskie.
– To, że mnie obudziłeś, również.
– A co ty, już śpisz??? Źle się czujesz? Może to porażenie słoneczne? – Zanim protestuję, dłoń Martina już ląduje na moim czole, sprawdzając, czy nie mam gorączki.
– Daj spokój, nic mi nie jest, po prostu jutro muszę wcześnie wstać, bo zabieram Safiję na wycieczkę – wyjaśniam, po czym wtajemniczam Martina w swoje plany, co zupełnie mnie rozbudza. Nie śpię więc, kiedy bierze prysznic i kiedy wreszcie sam kładzie się do łóżka. Za to śpię już, gdy do pokoju wraca Jure, robiąc przy tym o wiele więcej hałasu niż wcześniej Martin.
– Chłopaki, pomocy, zdarzył się mały wypadek! – woła i zapala światło. Chociaż obaj jesteśmy zaspani, a nagła jasność razi nas w oczy, od razu zauważamy dwie rzeczy: Jure jest pijany. I krwawi z nosa, przykładając do niego chusteczkę.
– Co się stało? – pytam już zupełnie przytomnie.
– To wszystko przez Jana!
– Jan ci to zrobił?! – wykrzykujemy obaj.
– Cooo? – Jure patrzy na nas, jakbyśmy właśnie oznajmili, że ziemia jest płaska, woda sucha, a ogień ziębi. – Nie! No gdzie Jan... mi?! W końcu jestem przecież jego ulubionym Kotkiem.
– Więc czemu mówisz, że to przez Jana? – dopytuję.
– Wpadł na mnie, pijany. Wypuściłem z ręki telefon. Nowy telefon! Przestraszyłem się, że go rozbiłem, schyliłem się więc po niego szybko i uderzyłem nosem w stolik.
– Wygląda na to, że Jan nie zrobił tego specjalnie – podsumowuje Martin.
– No tak, tylko że akurat pisałem z Haną. Śmiem twierdzić, że Jan wytrącił mi ten telefon celowo. Oczywiście nie zakładał, że zaryję nosem w stół (chociaż znając moje szczęście, mógł się tego spodziewać), uważam mimo wszystko, że jego zachowanie czyni go współwinnym mojej krzywdy.
Ja i Martin wydajemy z siebie tylko pełne politowania westchnienia. Uświadamiam sobie też, że jeśli zaraz nie przejmiemy kontroli nad sytuacją, Jure może tak żalić się do rana. Tymczasem rano muszę być wyspany, zwarty i gotowy. Każę mu więc usiąść, pochylić głowę do przodu i przynoszę mokry ręcznik, by zrobić mu okład.
– Siedź nieruchomo.
– A nie powinienem raczej przechylić głowy do tyłu? – pyta i już się rusza, choć miał tego nie robić. – A. Auaaa!
– Wiem, co mówię – odpowiadam tylko, a Martin przypomina mu, że w końcu mam rodziców lekarzy. Gdy krwotok jest wreszcie zatamowany, Jure sprawia wrażenie już zupełnie trzeźwego. Liczę na to, że teraz pójdzie spać, umożliwiając przy okazji to samo mi i Martinowi, ale niestety jestem w błędzie.
– Nie położę się do łóżka bez kąpieli! – upiera się, chociaż gdy ostatnio trochę za dużo wypił, to mu nie przeszkadzało...
Przez kolejny kwadrans słuchamy więc lecącej wody i śpiewającego Jure, który zaskakująco szybko odzyskał dobry humor i zapomniał o bólu spowodowanym urazem. Gdy w końcu kładzie się do łóżka, a ja z powrotem podejmuję wyzwanie pod tytułem "zaśnij jak najszybciej", dochodzi pierwsza trzydzieści w nocy. A więc chciałem dobrze, tymczasem wyszło jak zwykle i nie mam nawet ochoty myśleć o nastawionym na dzwonienie dokładnie za cztery godziny budziku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥