WSPÓŁCZEŚNIE, SŁOWENIA
BOJAN's POV
Zapłakany
wchodzę do domu, pozostawiając przed nim oszołomioną Safiję. Pomimo tego, że
doskonale wiem już, jak ona naprawdę ma na imię, nie umiem nazywać jej Enisą.
Nie zapalam światła i staram się zachowywać cicho, by nie obudzić Martina. Na
całe wakacje zatrzymał się u mnie, by w październiku wrócić na studia w
Londynie. Niestety, dopadł go wczoraj jakiś wirus. W związku z tym nie mógł być
na naszym dzisiejszym koncercie i o ile któryś z chłopaków lub ktoś z naszej
ekipy technicznej nie doniósł mu, co się po nim wydarzyło, on jeszcze o niczym
nie wie. A najprawdopodobniej zmęczony gorączką dawno już śpi.
Nie chcę go budzić z kilku powodów. Oczywiście po pierwsze dlatego, że
potrzebuje wypoczynku, by szybko dojść do siebie. Natomiast wszystkie pozostałe
powody zlewają się w jeden: nie jestem teraz w stanie i nie wiem w ogóle, jak
miałbym opowiedzieć mu o ponownym spotkaniu S... Enisy.
Idę więc, ostrożnie stawiając kroki, do swojego pokoju, ale zanim moje oczy
przyzwyczajają się do ciemności, potykam się o pozostawiony w salonie karton po
pizzy. Przez moment usiłuję jeszcze utrzymać równowagę. Chwytam się odruchowo
zasłony i pociągam ją za sobą. Razem z karniszem, który też ląduje na mnie.
– Aaaaaaa!!! – wydaję z siebie rozdzierający krzyk, który (o ile nie spowodował
tego wcześniejszy huk mojego upadku) na pewno budzi Martina.
– Bojan? Jezu! Bojan, co ci się stało? – Mój przyjaciel wpada do salonu i
zapala światło, które dociera do moich oczu jedynie przez materiał zasłony.
Muszę przedstawiać sobą żałosny widok, leżąc w jej zwojach na podłodze,
przygnieciony karniszem. W głębi duszy mam tylko nadzieję, że Enisa zdążyła już
sobie pójść i nie miała okazji obserwować zza okna mojego spektakularnego
upadku.
– Tu jestem.
Martin odrzuca karnisz i zaczyna odkopywać mnie z zasłony. Na widok mojej
zapłakanej twarzy panikuje. Nie wie, że te łzy są spowodowane tym, że Enisa
znowu wtargnęła w moje życie, a nie (co prawda również dość bolesnym)
wypadkiem, który właśnie mi się przydarzył.
– Cały jesteś? – Nie mogę dłużej udawać, że wszystko w porządku, kiedy
ewidentnie dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie potrafię powstrzymać wspomnień,
myśli, zalewa mnie fala wszystkich możliwych emocji. To dla mnie za dużo. Tak
zwykle zaczyna się u mnie atak paniki. Nie chcę przez to przechodzić, siadam na
podłodze i z rozpaczy znowu zaczynam płakać. Ale nie cicho jak podczas
pocałunku z Enisą, wyję jak rozhisteryzowane dziecko, które każdą porażkę
odbiera jak koniec swojego świata. Martin chyba nadal myśli, że to reakcja na
skutki wypadku, bo z przerażeniem, które dodatkowo potęguje i moje przerażenie,
wyrzuca z siebie potok słów: – O kurdę, pewnie coś sobie złamałeś... Gdzie cię
boli? Nie ruszaj się. Zaczekaj, wezwę karetkę...
Chcę mu powiedzieć, żeby się uspokoił. Nie mogę. Jak tylko otwieram usta,
wydobywają się z nich trudne do określenia dźwięki. Kręcę więc przecząco głową,
żeby nie wzywał pogotowia i zrozumiał, że przynajmniej fizycznie nic mi nie
dolega. – A więc to przez tę dziewczynę – mówi w końcu Martin, co wywołuje u
mnie kolejny potok łez, bo okazuje się, że ktoś jednak zdążył powiedzieć mu o
tym, co chociaż do rana starałem się przed nim ukryć. Ale Martin nic już nie
dodaje. Zachowuje się jak prawdziwy przyjaciel. Bez słowa siada koło mnie na
podłodze i po prostu mnie przytula. Gdyby ktoś nas widział, musielibyśmy
wyglądać dziwnie, co nic a nic mnie jednak w tym momencie nie obchodzi.
To najcenniejsze dla osoby, która przechodzi akurat załamanie nerwowe.
Pokazanie jej, że jesteś z nią, że rozumiesz i że to, że czasami nie jest z
tobą OK, też jest OK. Martin również zdaje się nie przejmować, że moczę mu
koszulkę swoimi łzami i smarkami. W zasadzie nie powinien się do mnie zbliżać,
kiedy jest chory, ale to także zdajemy się mieć gdzieś. Kiedy wreszcie
przestaję trząść się spazmatycznie i trochę się uspokajam, pytam:
– S... Skąd... Skąd wiesz, że wróciła?
– Bo was widziałem.
– Co?
– No przez okno, widziałem, jak się całowaliście. Specjalnie wyszedłem, żeby
pobudzić fotokomórkę, by zapaliło się światło i wam przeszkodziło. Enisa nie
zasługuje na to, byś choćby z nią rozmawiał, a co dopiero ją całował.
– Wieeem. Ale czemu po prostu nie podszedłeś do nas i nam nie przerwałeś?
– Bo nie chciałem, żebyś pomyślał, że wtrącam się w twoje sprawy. Jak wszedłeś
do domu, udawałem, że śpię. Ale ty narobiłeś takiego hałasu, że dłużej udawać
się nie dało.
– Sorry. Nie zapalałem światła tylko po to, żeby cię nie budzić. Gdybyśmy od
początku obaj nie odwalili tej szopki, to nie leżałbym chwilę później zaplątany
w zasłonę i przygnieciony karniszem.
Absurd tego wszystkiego sprawia, że niespodziewanie wybuchamy śmiechem.
– Bojči, już dobrze – mówi mi potem Martin, klepiąc mnie po kumpelsku po
plecach.
– Powiedziałem jej na koniec, że nie chcę jej znać.
– I bardzo dobrze, pewnie więcej już tu nie przyjdzie. A jeśli przyjdzie, to
tym razem ja nagadam jej tak, że pójdzie jej w pięty. Nie martw się.
Ale martwię się... martwię się, bo uświadamiam sobie, że pierwszym uczuciem,
które poczułem, gdy dostrzegłem ją w tłumie fanów, zanim jeszcze pojawiły się
złość, żal i frustracja, była najszczersza radość.
ENISA's
POV
Bojan musi być na mnie wściekły – dochodzę do tego wniosku, gdy widzę przez
okno, jak po wejściu do domu zrywa zasłonę, a z nią cały karnisz i wydaje z
siebie przerażający krzyk. Aż przechodzą mnie ciarki. Nie chcę, by cierpiał.
Poza tym wiem, że to ja zasłużyłam na jego złość, a nie ta biedna zasłona. Gdy
się pocałowaliśmy i zobaczyłam, że Bojan płacze, wspomniałam ten pierwszy raz,
kiedy nasze usta się spotkały, na plaży w Neum. Wtedy to ja płakałam, a on
przytulił mnie i obiecał, że zostanie ze mną do końca swoich wakacji. Teraz ja pragnęłam
mu obiecać, że zostanę przy nim do końca życia. Bojan niestety nie chce słyszeć
z mojej strony żadnych obietnic.
Przygnębiona wracam do swojego starego opla, który miesiąc temu kupiłam za
ostatnie oszczędności, którym wyruszyłam w drogę do Słowenii i w którym od
kilku dni spędzonych w Lublanie mieszkam, żywiąc się tanimi fast foodami i
kąpiąc się na stacjach benzynowych.
Jestem taka zmęczona i rozczarowana. Na co liczyłam? Że on ucieszy się, gdy
mnie zobaczy? Zwijam się w kłębek na tylnym siedzeniu, włączam piosenkę Pink
"Just give me a reason", bo ją lubię, a poza tym doskonale
odzwierciedla mój nastrój i moją sytuację w tym momencie.
Odczytuję wiadomości, które przyszły do mnie podczas i po koncercie, ale do
których nie miałam natchnienia wcześniej zajrzeć.
"Wszystko ok?", pyta mama. "Spotkałam go, ale on nie chce mnie
już znać. Spieprzyłam to, mamo. Jak wszystko w życiu", odpisuję. "Nie
mów tak. Jesteś dobrym człowiekiem i zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Daj
mu czas, żeby to zrozumiał. Nie poddawaj się, kochanie. Nigdy", słowa mamy
mnie pocieszają. A potem zauważam wiadomość od Hany. "I jak???". Robi
mi się ciepło na sercu, że tyle osób trzyma za mnie kciuki. Od śmierci Safiji
myślałam, że nigdy już nie będę miała przyjaciółki. Teraz podnoszę się do
pozycji siedzącej, ze splecionymi nogami, i oddzwaniam do Hany.
– Hej, nie obudziłam cię? – pytam.
– Hej, no co ty, czekałam na wieści od ciebie.
– Nie są dobre.
– Co się stało? Nie spotkałaś Bojana?
– Cóż, spotkałam go. Nie chce mnie znać. Nie dziwię mu się, a mimo tego i tak
boli.
– Nie odpuszczaj. Idź jutro z powrotem pod jego dom. Musisz z nim porozmawiać i
wszystko wyjaśnić. Niech dopiero wtedy zdecyduje, czy powinien dać ci jeszcze
jedną szansę. Niech pozna wreszcie całą prawdę.
Ledwie parę dni temu wyznałam ją Hanie, wymuszając na niej, że zachowa to dla
siebie.
– Nie wiem, czy to ma sens.
– Przyznasz, że stawka jest wysoka. Co więcej, nie po to ci pomagam, byś tak
szybko odpuszczała. Gdyby chłopacy się dowiedzieli, że zdradziłam ci adres
Bojana, to by mnie zabili, a ja mam zamiar jeszcze trochę pożyć.
– Spokojnie, nie wydam cię. I jeszcze raz dziękuję za pomoc. – Wzmianka o życiu
przypomina mi, żeby spytać o coś istotnego. – A jak z twoim zdrowiem?
– Wszystko pod kontrolą.
– Kiedy przyjedziesz do Słowenii?
– Jeśli dobrze pójdzie, za tydzień powinnam tu być.
– Zobaczymy się?
– No pewnie!
– W tajemnicy przed chłopakami?
– Hm, mam nadzieję, że już jawnie, a jeśli nie, to będzie nasz mały babski
sekret.
– Nie powinnaś tak dla mnie ryzykować.
– Przestań. Jestem dorosłą osobą i żaden chłopak, nawet należący do
najpopularniejszego zespołu w Słowenii, nie będzie mi mówił, co mogę robić, a
czego nie – zapewnia mnie Hana.
Może brzmi to dziecinnie, ale pytam:
– Zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami?
– A już nimi nie jesteśmy?
Kocham ją tak bardzo jak moje siostry. I jak dawniej Safiję. Podniesiona na
duchu, całą noc śpię spokojnie w samochodzie.
Następnego dnia, po kanapce i kawie oraz prysznicu na stacji benzynowej,
zjawiam się z powrotem pod domem Bojana. Jest mi tak okropnie gorąco, lecz jak
kazały mama i Hana – nie odpuszczam. Czekam, aż mężczyzna mojego życia wyjdzie
wreszcie z domu i będę mogła opowiedzieć mu moją prawdziwą historię. Zamiast
niego niestety w pewnym momencie pojawia się Martin. Zaczyna krzyczeć na mnie
po słoweńsku, a kiedy przypomina sobie, że nie wszystko rozumiem, przerzuca się
trochę na serbski, a trochę jeszcze na angielski. W każdym razie przesłanie
jest proste, Martin każe mi stąd spadać. Próbuję mu wytłumaczyć, że muszę
zobaczyć się z Bojanem i że mam mu kilka kwestii do wyjaśnienia. Martin nie
słucha. Jest na mnie wściekły. Jak wczoraj Bojan, gdy ściągnął zasłonę. Martin
chwyta mnie za ramię i usiłuje odciągnąć od drzwi. Ja nie zamierzam ustąpić i
staram się wyrwać z tego uścisku. Z boku wygląda to pewnie tak, jakbyśmy się
szarpali. I tak na pewno widzi to Bojan, który niespodziewanie pojawia się w
drzwiach, ubrany w krótkie spodenki i biały T–shirt, rozczochrany, jakby
dopiero wstał z łóżka i... taki piękny... taki cholernie piękny.
– Zostaw ją – mówi do Martina. I Martin rozluźnia ucisk. Bojan prosi go, by
wrócił do domu. A więc ochłonął, przemyślał wszystko na spokojnie, chce ze mną
porozmawiać!
– Pozwól, że wszystko ci wyjaśnię... – zaczynam z euforią, która jednak trwa
tylko chwilę.
– Nie. – Głos Bojana brzmi lodowato. – Nie będziemy rozmawiać. Nie przychodź
tu. Wyszedłem tylko po to, by powiedzieć ci to samo, co mówił Martin, ale
osobiście. Jeśli znowu tu przyjdziesz, wezwę policję i złożę oskarżenie, że
mnie prześladujesz.
Bojan nie może wyczytać w mojej twarzy, jak bolą mnie jego groźny, bo już
odwraca się na pięcie i wchodzi z powrotem do domu. Jestem zdruzgotana. Ale nie
to okazuje się najgorsze. Trzy dni później naprawdę spełnia swoją groźbę.
Kolejny z rzędu ranek stoję pod jego domem, aż nagle zauważam parkujący w rogu
ulicy policyjny radiowóz. Wysiada z niego dwóch funkcjonariuszy, kobieta i
mężczyzna, którzy podchodzą do mnie.
– Pani Enisa Petrović? – pyta kobieta. Działam instynktownie. Jak zwykle, kiedy
czuję się zagrożona, rzucam się do ucieczki. Pędzę, ile sił w nogach, ale
oczywiście nie mam tak dobrej kondycji jak wyszkoleni funkcjonariusze. Dogania
mnie mężczyzna. Wykręca mi ręce jak przestępcy. I tak się w tym momencie czuję,
choć przecież nie robię nic złego. Stalkerzy mają zazwyczaj niecne zamiary lub
działają z niedobrych motywów. Tymczasem ja życzę, i zawsze życzyłam, Bojanowi
jak najlepiej... Przez chwilę wierzę, że on znów zjawi się obok i tak jak
ostatnio kazał Martinowi zostawić mnie w spokoju, tak nakaże też tym
funkcjonariuszom. To płonne nadzieje. Bojan już nigdy nie wstawi się za mną,
nigdy mnie nie uratuje. Może wcale nie chce jak najlepiej dla mnie. Może życzy
mi źle... Z przerażenia nie mogę oddychać. Łapczywie łapię powietrze, jakbym
walczyła o każdy oddech. Policjant zdaje się tego nie zauważać. Policjantka już
tak. Domyślam się, że prosi swojego kolegę, żeby mnie puścił, bo on to robi.
Następne ona zwraca się do mnie po słoweńsku. Widząc, że nie każde słowo
rozumiem, przechodzi na angielski.
– Niech się pani nie boi, chcemy tylko porozmawiać. W tym celu musimy jechać na
komisariat. Nie zrobimy pani krzywdy.
Nie mam wyjścia. Wsiadam z nimi do radiowozu. Bojan widzi to z okna i w tym
momencie go nienawidzę.
Na komisariacie dają mi kawę i ciastka. Na szczęście przesłuchuje mnie ta
funkcjonariuszka. Nie jej porywczy kolega. Pomimo tego oraz jej zapewnień, że
nie chcą dla mnie źle, i tak się boję. Wszystko mi się przypomina...
Ten ostatni dzień w Neum. Telefon od mamy. "Eniso, musisz wrócić do domu i
złożyć zeznania. Policja cię szuka". Te wszystkie pytania Bojana. "Co
się stało?". Powiedziałam mu wtedy, że wyjaśnię mu wieczorem. Ale
wieczorem już mnie tam nie było...
Jak mógł? – zastanawiam się. Jak mógł skazać mnie na to, przez co już raz z
takim trudem przechodziłam, przywołać bolesne wspomnienia i strach? Szybko
jednak dociera do mnie, że przecież on nic nie wiedział o tamtym dochodzeniu...
nadal nie wie. I wiele wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości raczej się
nie dowie. Tak więc mogę mieć do niego żal, że nasłał na mnie policję, ale nie
mogę go winić, że zmusił mnie, bym przypomniała sobie najgorsze chwile w swoim
życiu i poczuła się tak, jakbym przeżywała je na nowo.
– Kim jest dla pani pan Bojan Cvjetićanin? – pyta mnie policjantka. A co ci do
tego?! – chcę odpowiedzieć, po czym przypominam sobie, że przecież to
przesłuchanie. Upijam łyk kawy, spuszczam wzrok.
– Kocham go.
– Rozumiem, że jako osoba publiczna ma wiele fanek...
– Nie jestem jego fanką. To znaczy... jestem. Ale nie tylko. Byłam jego
dziewczyną.
– Nie może pani jednak stać pod jego domem, skoro on nie życzy sobie pani
towarzystwa. Według prawa to się nazywa nękanie i są na to paragrafy. Tym razem
skończy się upomnieniem, ale jeśli zgłoszenie się powtórzy i wniesione zostanie
oskarżenie, może pani stanąć przed sądem, dostać zakaz zbliżania się do pana
Cvjetićanina lub ponieść inną karę.
Czy za "nękanie" wsadzają do więzienia? A może tylko każą mi zapłacić
grzywnę? I tak nie mam z czego, więc to niewiele lepsze rozwiązanie...
Funkcjonariuszka pyta, czy rozumiałam jej słowa.
– Tak, zrozumiałam.
Jestem wolna. Nadal przerażona i upokorzona, ale wolna. Jedyne, na co mam
ochotę, to wsiąść z powrotem do swojego samochodu i wrócić do domu. Zawsze,
kiedy przeżywam trudne chwile albo z niego uciekam, albo do niego wracam. W
głowie cały czas słyszę jednak głosy mamy i Hany. Nie poddawaj się. Nie
odpuszczaj. To sprawia, że podejmuję decyzję. Zostanę tu. Nieważne, jak jeszcze
Bojan mógłby mnie zranić, przyjmę wszystko z pokorą, bo zasłużyłam sobie na to.
Wierzę, że pewnego dnia powiem mu prawdę. Wtedy to on zdecyduje, co dalej. Ze
mną. Z nami. To fakt, nie mogę pojawiać się więcej pod jego domem, ale skoro
póki co nie dostałam zakazu zbliżania się do niego, nikt nie zabroni mi
przecież przychodzić na jego koncerty. Z uśmiechem na twarzy sprawdzam w
internecie harmonogram ich letniej trasy. Plus mieszkania w samochodzie jest
taki, że można nim jeździć z miejsca na miejsce... I tak właśnie zamierzam
zrobić.
Podkład muzyczny do rozdziału:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥