Wszystkie jej imiona [ 9 ]

 


WSPÓŁCZEŚNIE, SŁOWENIA

BOJAN's POV

Zapłakany wchodzę do domu, pozostawiając przed nim oszołomioną Safiję. Pomimo tego, że doskonale wiem już, jak ona naprawdę ma na imię, nie umiem nazywać jej Enisą. Nie zapalam światła i staram się zachowywać cicho, by nie obudzić Martina. Na całe wakacje zatrzymał się u mnie, by w październiku wrócić na studia w Londynie. Niestety, dopadł go wczoraj jakiś wirus. W związku z tym nie mógł być na naszym dzisiejszym koncercie i o ile któryś z chłopaków lub ktoś z naszej ekipy technicznej nie doniósł mu, co się po nim wydarzyło, on jeszcze o niczym nie wie. A najprawdopodobniej zmęczony gorączką dawno już śpi.
Nie chcę go budzić z kilku powodów. Oczywiście po pierwsze dlatego, że potrzebuje wypoczynku, by szybko dojść do siebie. Natomiast wszystkie pozostałe powody zlewają się w jeden: nie jestem teraz w stanie i nie wiem w ogóle, jak miałbym opowiedzieć mu o ponownym spotkaniu S... Enisy.
Idę więc, ostrożnie stawiając kroki, do swojego pokoju, ale zanim moje oczy przyzwyczajają się do ciemności, potykam się o pozostawiony w salonie karton po pizzy. Przez moment usiłuję jeszcze utrzymać równowagę. Chwytam się odruchowo zasłony i pociągam ją za sobą. Razem z karniszem, który też ląduje na mnie.
– Aaaaaaa!!! – wydaję z siebie rozdzierający krzyk, który (o ile nie spowodował tego wcześniejszy huk mojego upadku) na pewno budzi Martina.
– Bojan? Jezu! Bojan, co ci się stało? – Mój przyjaciel wpada do salonu i zapala światło, które dociera do moich oczu jedynie przez materiał zasłony. Muszę przedstawiać sobą żałosny widok, leżąc w jej zwojach na podłodze, przygnieciony karniszem. W głębi duszy mam tylko nadzieję, że Enisa zdążyła już sobie pójść i nie miała okazji obserwować zza okna mojego spektakularnego upadku.
– Tu jestem.
Martin odrzuca karnisz i zaczyna odkopywać mnie z zasłony. Na widok mojej zapłakanej twarzy panikuje. Nie wie, że te łzy są spowodowane tym, że Enisa znowu wtargnęła w moje życie, a nie (co prawda również dość bolesnym) wypadkiem, który właśnie mi się przydarzył.
– Cały jesteś? – Nie mogę dłużej udawać, że wszystko w porządku, kiedy ewidentnie dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie potrafię powstrzymać wspomnień, myśli, zalewa mnie fala wszystkich możliwych emocji. To dla mnie za dużo. Tak zwykle zaczyna się u mnie atak paniki. Nie chcę przez to przechodzić, siadam na podłodze i z rozpaczy znowu zaczynam płakać. Ale nie cicho jak podczas pocałunku z Enisą, wyję jak rozhisteryzowane dziecko, które każdą porażkę odbiera jak koniec swojego świata. Martin chyba nadal myśli, że to reakcja na skutki wypadku, bo z przerażeniem, które dodatkowo potęguje i moje przerażenie, wyrzuca z siebie potok słów: – O kurdę, pewnie coś sobie złamałeś... Gdzie cię boli? Nie ruszaj się. Zaczekaj, wezwę karetkę...
Chcę mu powiedzieć, żeby się uspokoił. Nie mogę. Jak tylko otwieram usta, wydobywają się z nich trudne do określenia dźwięki. Kręcę więc przecząco głową, żeby nie wzywał pogotowia i zrozumiał, że przynajmniej fizycznie nic mi nie dolega. – A więc to przez tę dziewczynę – mówi w końcu Martin, co wywołuje u mnie kolejny potok łez, bo okazuje się, że ktoś jednak zdążył powiedzieć mu o tym, co chociaż do rana starałem się przed nim ukryć. Ale Martin nic już nie dodaje. Zachowuje się jak prawdziwy przyjaciel. Bez słowa siada koło mnie na podłodze i po prostu mnie przytula. Gdyby ktoś nas widział, musielibyśmy wyglądać dziwnie, co nic a nic mnie jednak w tym momencie nie obchodzi.
To najcenniejsze dla osoby, która przechodzi akurat załamanie nerwowe. Pokazanie jej, że jesteś z nią, że rozumiesz i że to, że czasami nie jest z tobą OK, też jest OK. Martin również zdaje się nie przejmować, że moczę mu koszulkę swoimi łzami i smarkami. W zasadzie nie powinien się do mnie zbliżać, kiedy jest chory, ale to także zdajemy się mieć gdzieś. Kiedy wreszcie przestaję trząść się spazmatycznie i trochę się uspokajam, pytam:
– S... Skąd... Skąd wiesz, że wróciła?
– Bo was widziałem.
– Co?
– No przez okno, widziałem, jak się całowaliście. Specjalnie wyszedłem, żeby pobudzić fotokomórkę, by zapaliło się światło i wam przeszkodziło. Enisa nie zasługuje na to, byś choćby z nią rozmawiał, a co dopiero ją całował.
– Wieeem. Ale czemu po prostu nie podszedłeś do nas i nam nie przerwałeś?
– Bo nie chciałem, żebyś pomyślał, że wtrącam się w twoje sprawy. Jak wszedłeś do domu, udawałem, że śpię. Ale ty narobiłeś takiego hałasu, że dłużej udawać się nie dało.
– Sorry. Nie zapalałem światła tylko po to, żeby cię nie budzić. Gdybyśmy od początku obaj nie odwalili tej szopki, to nie leżałbym chwilę później zaplątany w zasłonę i przygnieciony karniszem.
Absurd tego wszystkiego sprawia, że niespodziewanie wybuchamy śmiechem.
– Bojči, już dobrze – mówi mi potem Martin, klepiąc mnie po kumpelsku po plecach.
– Powiedziałem jej na koniec, że nie chcę jej znać.
– I bardzo dobrze, pewnie więcej już tu nie przyjdzie. A jeśli przyjdzie, to tym razem ja nagadam jej tak, że pójdzie jej w pięty. Nie martw się.
Ale martwię się... martwię się, bo uświadamiam sobie, że pierwszym uczuciem, które poczułem, gdy dostrzegłem ją w tłumie fanów, zanim jeszcze pojawiły się złość, żal i frustracja, była najszczersza radość.

 

ENISA's POV
Bojan musi być na mnie wściekły – dochodzę do tego wniosku, gdy widzę przez okno, jak po wejściu do domu zrywa zasłonę, a z nią cały karnisz i wydaje z siebie przerażający krzyk. Aż przechodzą mnie ciarki. Nie chcę, by cierpiał. Poza tym wiem, że to ja zasłużyłam na jego złość, a nie ta biedna zasłona. Gdy się pocałowaliśmy i zobaczyłam, że Bojan płacze, wspomniałam ten pierwszy raz, kiedy nasze usta się spotkały, na plaży w Neum. Wtedy to ja płakałam, a on przytulił mnie i obiecał, że zostanie ze mną do końca swoich wakacji. Teraz ja pragnęłam mu obiecać, że zostanę przy nim do końca życia. Bojan niestety nie chce słyszeć z mojej strony żadnych obietnic.
Przygnębiona wracam do swojego starego opla, który miesiąc temu kupiłam za ostatnie oszczędności, którym wyruszyłam w drogę do Słowenii i w którym od kilku dni spędzonych w Lublanie mieszkam, żywiąc się tanimi fast foodami i kąpiąc się na stacjach benzynowych.
Jestem taka zmęczona i rozczarowana. Na co liczyłam? Że on ucieszy się, gdy mnie zobaczy? Zwijam się w kłębek na tylnym siedzeniu, włączam piosenkę Pink "Just give me a reason", bo ją lubię, a poza tym doskonale odzwierciedla mój nastrój i moją sytuację w tym momencie.
Odczytuję wiadomości, które przyszły do mnie podczas i po koncercie, ale do których nie miałam natchnienia wcześniej zajrzeć.
"Wszystko ok?", pyta mama. "Spotkałam go, ale on nie chce mnie już znać. Spieprzyłam to, mamo. Jak wszystko w życiu", odpisuję. "Nie mów tak. Jesteś dobrym człowiekiem i zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Daj mu czas, żeby to zrozumiał. Nie poddawaj się, kochanie. Nigdy", słowa mamy mnie pocieszają. A potem zauważam wiadomość od Hany. "I jak???". Robi mi się ciepło na sercu, że tyle osób trzyma za mnie kciuki. Od śmierci Safiji myślałam, że nigdy już nie będę miała przyjaciółki. Teraz podnoszę się do pozycji siedzącej, ze splecionymi nogami, i oddzwaniam do Hany.
– Hej, nie obudziłam cię? – pytam.
– Hej, no co ty, czekałam na wieści od ciebie.
– Nie są dobre.
– Co się stało? Nie spotkałaś Bojana?
– Cóż, spotkałam go. Nie chce mnie znać. Nie dziwię mu się, a mimo tego i tak boli.
– Nie odpuszczaj. Idź jutro z powrotem pod jego dom. Musisz z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Niech dopiero wtedy zdecyduje, czy powinien dać ci jeszcze jedną szansę. Niech pozna wreszcie całą prawdę.
Ledwie parę dni temu wyznałam ją Hanie, wymuszając na niej, że zachowa to dla siebie.
– Nie wiem, czy to ma sens.
– Przyznasz, że stawka jest wysoka. Co więcej, nie po to ci pomagam, byś tak szybko odpuszczała. Gdyby chłopacy się dowiedzieli, że zdradziłam ci adres Bojana, to by mnie zabili, a ja mam zamiar jeszcze trochę pożyć.
– Spokojnie, nie wydam cię. I jeszcze raz dziękuję za pomoc. – Wzmianka o życiu przypomina mi, żeby spytać o coś istotnego. – A jak z twoim zdrowiem?
– Wszystko pod kontrolą.
– Kiedy przyjedziesz do Słowenii?
– Jeśli dobrze pójdzie, za tydzień powinnam tu być.
– Zobaczymy się?
– No pewnie!
– W tajemnicy przed chłopakami?
– Hm, mam nadzieję, że już jawnie, a jeśli nie, to będzie nasz mały babski sekret.
– Nie powinnaś tak dla mnie ryzykować.
– Przestań. Jestem dorosłą osobą i żaden chłopak, nawet należący do najpopularniejszego zespołu w Słowenii, nie będzie mi mówił, co mogę robić, a czego nie – zapewnia mnie Hana.
Może brzmi to dziecinnie, ale pytam:
– Zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami?
– A już nimi nie jesteśmy?
Kocham ją tak bardzo jak moje siostry. I jak dawniej Safiję. Podniesiona na duchu, całą noc śpię spokojnie w samochodzie.
Następnego dnia, po kanapce i kawie oraz prysznicu na stacji benzynowej, zjawiam się z powrotem pod domem Bojana. Jest mi tak okropnie gorąco, lecz jak kazały mama i Hana – nie odpuszczam. Czekam, aż mężczyzna mojego życia wyjdzie wreszcie z domu i będę mogła opowiedzieć mu moją prawdziwą historię. Zamiast niego niestety w pewnym momencie pojawia się Martin. Zaczyna krzyczeć na mnie po słoweńsku, a kiedy przypomina sobie, że nie wszystko rozumiem, przerzuca się trochę na serbski, a trochę jeszcze na angielski. W każdym razie przesłanie jest proste, Martin każe mi stąd spadać. Próbuję mu wytłumaczyć, że muszę zobaczyć się z Bojanem i że mam mu kilka kwestii do wyjaśnienia. Martin nie słucha. Jest na mnie wściekły. Jak wczoraj Bojan, gdy ściągnął zasłonę. Martin chwyta mnie za ramię i usiłuje odciągnąć od drzwi. Ja nie zamierzam ustąpić i staram się wyrwać z tego uścisku. Z boku wygląda to pewnie tak, jakbyśmy się szarpali. I tak na pewno widzi to Bojan, który niespodziewanie pojawia się w drzwiach, ubrany w krótkie spodenki i biały T–shirt, rozczochrany, jakby dopiero wstał z łóżka i... taki piękny... taki cholernie piękny.
– Zostaw ją – mówi do Martina. I Martin rozluźnia ucisk. Bojan prosi go, by wrócił do domu. A więc ochłonął, przemyślał wszystko na spokojnie, chce ze mną porozmawiać!
– Pozwól, że wszystko ci wyjaśnię... – zaczynam z euforią, która jednak trwa tylko chwilę.
– Nie. – Głos Bojana brzmi lodowato. – Nie będziemy rozmawiać. Nie przychodź tu. Wyszedłem tylko po to, by powiedzieć ci to samo, co mówił Martin, ale osobiście. Jeśli znowu tu przyjdziesz, wezwę policję i złożę oskarżenie, że mnie prześladujesz.
Bojan nie może wyczytać w mojej twarzy, jak bolą mnie jego groźny, bo już odwraca się na pięcie i wchodzi z powrotem do domu. Jestem zdruzgotana. Ale nie to okazuje się najgorsze. Trzy dni później naprawdę spełnia swoją groźbę.
Kolejny z rzędu ranek stoję pod jego domem, aż nagle zauważam parkujący w rogu ulicy policyjny radiowóz. Wysiada z niego dwóch funkcjonariuszy, kobieta i mężczyzna, którzy podchodzą do mnie.
– Pani Enisa Petrović? – pyta kobieta. Działam instynktownie. Jak zwykle, kiedy czuję się zagrożona, rzucam się do ucieczki. Pędzę, ile sił w nogach, ale oczywiście nie mam tak dobrej kondycji jak wyszkoleni funkcjonariusze. Dogania mnie mężczyzna. Wykręca mi ręce jak przestępcy. I tak się w tym momencie czuję, choć przecież nie robię nic złego. Stalkerzy mają zazwyczaj niecne zamiary lub działają z niedobrych motywów. Tymczasem ja życzę, i zawsze życzyłam, Bojanowi jak najlepiej... Przez chwilę wierzę, że on znów zjawi się obok i tak jak ostatnio kazał Martinowi zostawić mnie w spokoju, tak nakaże też tym funkcjonariuszom. To płonne nadzieje. Bojan już nigdy nie wstawi się za mną, nigdy mnie nie uratuje. Może wcale nie chce jak najlepiej dla mnie. Może życzy mi źle... Z przerażenia nie mogę oddychać. Łapczywie łapię powietrze, jakbym walczyła o każdy oddech. Policjant zdaje się tego nie zauważać. Policjantka już tak. Domyślam się, że prosi swojego kolegę, żeby mnie puścił, bo on to robi. Następne ona zwraca się do mnie po słoweńsku. Widząc, że nie każde słowo rozumiem, przechodzi na angielski.
– Niech się pani nie boi, chcemy tylko porozmawiać. W tym celu musimy jechać na komisariat. Nie zrobimy pani krzywdy.
Nie mam wyjścia. Wsiadam z nimi do radiowozu. Bojan widzi to z okna i w tym momencie go nienawidzę.
Na komisariacie dają mi kawę i ciastka. Na szczęście przesłuchuje mnie ta funkcjonariuszka. Nie jej porywczy kolega. Pomimo tego oraz jej zapewnień, że nie chcą dla mnie źle, i tak się boję. Wszystko mi się przypomina...
Ten ostatni dzień w Neum. Telefon od mamy. "Eniso, musisz wrócić do domu i złożyć zeznania. Policja cię szuka". Te wszystkie pytania Bojana. "Co się stało?". Powiedziałam mu wtedy, że wyjaśnię mu wieczorem. Ale wieczorem już mnie tam nie było...
Jak mógł? – zastanawiam się. Jak mógł skazać mnie na to, przez co już raz z takim trudem przechodziłam, przywołać bolesne wspomnienia i strach? Szybko jednak dociera do mnie, że przecież on nic nie wiedział o tamtym dochodzeniu... nadal nie wie. I wiele wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości raczej się nie dowie. Tak więc mogę mieć do niego żal, że nasłał na mnie policję, ale nie mogę go winić, że zmusił mnie, bym przypomniała sobie najgorsze chwile w swoim życiu i poczuła się tak, jakbym przeżywała je na nowo.
– Kim jest dla pani pan Bojan Cvjetićanin? – pyta mnie policjantka. A co ci do tego?! – chcę odpowiedzieć, po czym przypominam sobie, że przecież to przesłuchanie. Upijam łyk kawy, spuszczam wzrok.
– Kocham go.
– Rozumiem, że jako osoba publiczna ma wiele fanek...
– Nie jestem jego fanką. To znaczy... jestem. Ale nie tylko. Byłam jego dziewczyną.
– Nie może pani jednak stać pod jego domem, skoro on nie życzy sobie pani towarzystwa. Według prawa to się nazywa nękanie i są na to paragrafy. Tym razem skończy się upomnieniem, ale jeśli zgłoszenie się powtórzy i wniesione zostanie oskarżenie, może pani stanąć przed sądem, dostać zakaz zbliżania się do pana Cvjetićanina lub ponieść inną karę.
Czy za "nękanie" wsadzają do więzienia? A może tylko każą mi zapłacić grzywnę? I tak nie mam z czego, więc to niewiele lepsze rozwiązanie... Funkcjonariuszka pyta, czy rozumiałam jej słowa.
– Tak, zrozumiałam.
Jestem wolna. Nadal przerażona i upokorzona, ale wolna. Jedyne, na co mam ochotę, to wsiąść z powrotem do swojego samochodu i wrócić do domu. Zawsze, kiedy przeżywam trudne chwile albo z niego uciekam, albo do niego wracam. W głowie cały czas słyszę jednak głosy mamy i Hany. Nie poddawaj się. Nie odpuszczaj. To sprawia, że podejmuję decyzję. Zostanę tu. Nieważne, jak jeszcze Bojan mógłby mnie zranić, przyjmę wszystko z pokorą, bo zasłużyłam sobie na to. Wierzę, że pewnego dnia powiem mu prawdę. Wtedy to on zdecyduje, co dalej. Ze mną. Z nami. To fakt, nie mogę pojawiać się więcej pod jego domem, ale skoro póki co nie dostałam zakazu zbliżania się do niego, nikt nie zabroni mi przecież przychodzić na jego koncerty. Z uśmiechem na twarzy sprawdzam w internecie harmonogram ich letniej trasy. Plus mieszkania w samochodzie jest taki, że można nim jeździć z miejsca na miejsce... I tak właśnie zamierzam zrobić.

 

Podkład muzyczny do rozdziału: 

 


Komentarze

Popularne posty