Wszystkie jej imiona [ 8 ]


 

KRIS' POV

To zawsze mnie nazywano "panem punktualnym", jednak z nas dwóch, dzielących jeden pokój, wcale nie ja, a Jan od kilku dni nastawia budzik na wystarczająco wczesną porę, by załapać się na śniadanie. Kiedy się ubieram, on już stoi przy drzwiach i mnie ponagla. Idziemy po resztę chłopaków, bo wiemy, że Bojan na pewno też nie zrezygnuje z pojawienia się w restauracji i ponownego spotkania swojej sympatii. Nie mylimy się. Zarówno on, jak i Martin są już gotowi. Co więcej, nawet Jure kolejny z rzędu ranek również wstał wcześniej i właśnie szykuje się na śniadanie.

– Te kelnerki zupełnie zawróciły wam w głowach – mówię, choć wiem dobrze, że kiedy poznałem Larę, zachowywałem się zupełnie tak samo. – Ale niestety, zainteresowanych jest chyba więcej niż samych obiektów zainteresowania.

– Przecież Bojan ma Safiję, a ja mam Hanę. Wszystko się zgadza – odpowiada uśmiechnięty od ucha do ucha Jure, a ten uśmiech nie znika mu z twarzy od czasu randki, co do której nikt z nas nie wierzył, że się odbędzie. Jure jest z nas chyba najbardziej kochliwy, lecz najrzadziej udaje mu się nawiązać znajomość z dziewczyną, która akurat wpadła mu w oko. O dziwo, w przypadku Hany wszystko wskazuje na to, że tak się właśnie stało.

– Jan chyba też na nią leci, skoro codziennie siada z tobą po tej stronie sali, którą obsługuje Hana – przypominam mu, na co Jure ma już gotową odpowiedź.

– On robi to tylko do towarzystwa, bo wie, że nie lubię jeść sam.

– To prawda – zapewnia Jan, dziwnie jak na niego spięty i śmiem przypuszczać, że wciska nam ściemę.

– Byle nie skończyło się to kłótnią w zespole. Poza mną nikt już nie może z niego odejść. Pamiętajcie – grozi nam Martin. Śmiejemy się. 

Pogodziliśmy się już z tym, że wraz z nadejściem jesieni nas opuszcza, choć nie było łatwo. Oczywiście nadal jest nam przykro, bo mamy wiele cudownych wspólnych wspomnień związanych z naszą karierą i przyjaźnią, ale przecież to, że Martin nie będzie już z nami grać, nie znaczy, że nie możemy się więcej spotykać jako kumple. W dodatku nasz nowy basista Nace od razu przypadł nam do gustu.

Po komentarzu Martina zapada chwilowe milczenie. To wtedy wszyscy zauważamy, że Bojan jest dziś jakiś dziwnie milczący, choć zwykle najwięcej z nas gada.

– A tobie co? – pytam, czochrając mu włosy, które on natychmiast zaczyna sobie poprawiać.

– Niiic, chodźmy, bo chce mi się już jeść i pić – słyszę w odpowiedzi. Martin i Jure wybuchają śmiechem, jakby wiedzieli coś, czego ja i Jan jeszcze nie wiemy.

– O co chodzi? – dopytuję, spoglądając na nich i na Bojana spod przymrużonych powiek.

– Bojči mówi dziś tylko rymami – wyjaśnia rozbawiony Jure.

– Czemu? – dziwię się.

– Zapytaj go, to ci powie. I to jak. W istnie poetycki sposób! – śmieje się Martin.

– Czemu mówisz rymami? – zwracam się do Bajana.

– Safija wymogła na mnie taką obietnicę, wtedy zdradzi mi swoją tajemnicę. Muszę cały dzień gadać wierszem, chociaż mi się nie chce.

Teraz również ja i Jan wybuchamy śmiechem.

– Hm, poezji to z tego nie będzie – rzucam w końcu.

– Co to za tajemnica być może, że od rana w takim dobrym jesteś humorze? – podchwytuje tę słowną zabawę Jan, który stara się wszystkimi możliwymi sposobami odwracać uwagę od tematu siebie i Hany.

– Nie wasza sprawa, bałwany, jaką my tajemnicę mamy. Czy możemy iść już do restauracji? Czuję głód, który jest gorszy od... masakra, to słowo rymuje się chyba tylko z "kastracji". – Bojan sam z zażenowania chwyta się za głowę.

– Nieprawda, jeszcze z "ubikacji" – podpowiada mu Jure.

– I "palpitacji" – dodaje Jan.

– I "dominacji" – rzuca Kris. – Albo "determinacji" lub "manipulacji".

Ruszamy wreszcie na śniadanie, wciąż wynajdując Bojanowi kolejne rymy. Tak jak przypuszczałem, Jan i Jure siadają przy osobnym stoliku znajdującym się po tej stronie sali, którą obsługuje Hana. Po drugiej zajmujemy miejsce w składzie: Bojan, Martin i ja. Specjalnie cały czas prowokujemy tego pierwszego do mówienia, by musiał silić się na wymyślanie coraz ciekawszych rymów, i zadajemy mu trudne pytania. W pewnym momencie ma już dość i po prostu przestaje się do nas odzywać. Wtedy akurat obok pojawia się Safija.

– Hej, chłopacy. Bojan, jak ci smakuje śniadanie? – pyta z błyskiem w oku.

– Bardzo mi smakuje, ale trudno mi się je, kiedy ciągle rymuję – odpowiada on, na co dziewczyna wybucha głośnym śmiechem, jak my wcześniej, zanim przyzwyczailiśmy się już do tych wierszowanych wypowiedzi.

– O, ktoś tu chyba wywiązuje się z zadania.

– Tak, chcę poznać odpowiedź na swoje wczorajsze pytanie, dlatego sumiennie wykonuję zadanie.

– Dobrze ci idzie.

– Dziękuję ci pięknie, kiedy słyszę komplement z twoich ust, to serce mi mięknie.

Safija znowu się śmieje, po czym zwraca się do nas:

– Wczoraj o coś się założyliśmy. Pilnujcie go, żeby cały dzień mówił tylko rymami, bo jeśli nie dotrzyma słowa, to ja też.

– Tak, wiemy, będziemy go pilnować – zapewniam.

– I to jeszcze jak! – odgraża się Martin.

– Świetnie, mam kumpli donosicieli i sam nie wiem, jak wytrzymam z nimi do końca niedzieli – odpowiada niepocieszony Bojan, kiedy Safija odchodzi, a ja i Martin już wymyślamy sposoby, jak sprowokować go do układania kolejnych zabawnych wypowiedzi.

 

JAN's POV

Jestem zły na Jure, chociaż nie powinienem. W końcu sam pozwoliłem mu zbliżyć się do dziewczyny, która od początku mi się spodobała, choć cały czas staram się temu zaprzeczać. A ona miała wybór. Nie musiała iść z Jure na randkę, mogła po prostu olać jego zaproszenie. Nie zrobiła tego, więc widocznie sama też ma ochotę poznać go bliżej. Nie jest mną zainteresowana, mimo że wiele razy sprawiała wręcz przeciwne wrażenie. Zwłaszcza ostatnio... u niej w pokoju... kiedy przyszedłem pozbyć się nietoperza, jak się okazało, już niepotrzebnie, i przyniosłem jej wentylator. Nie lubię tego określenia, bo kojarzy mi się z typową plastikową lalą, ale Hana wydawała mi się wtedy taka... słodka. I wcale nie plastikowa, wręcz przeciwnie, tak cudownie... miękka. Czuję się zawiedziony, że po tym wszystkim tak po prostu umówiła się z innym. 

Jestem zły na Jure, bo tak naprawdę nie umiem, choć powinienem, być zły na Hanę. Kiedy jednak Kris wspomina o rzekomej rywalizacji pomiędzy mną i nim, zaprzeczam temu stanowczo, a jednocześnie postanawiam dać Hanie jeszcze jedną szansę. W tym celu korzystam z już sprawdzonej przez Jure metody i dyskretnie zostawiam jej ukrytą pod swoim talerzem karteczkę, podpisując ją krótko: Dziś, w południe, plaża. J. To prostsze niż rozmowa z nią twarzą w twarz. Choć nie jestem nieśmiały, w niektórych sytuacjach ta dziewczyna po prostu odbiera mi pewność siebie.

Od razu po śniadaniu przebieramy się w kąpielówki i idziemy na plażę. Zamiast materaca przynoszę dziś wielkie koło do pływania, lecz pożyczam je Krisowi, by sam obserwować, czy ona się zjawi...

Przychodzi, kiedy na rozłożonej na brzegu macie siedzimy tylko ja i Martin, a reszta chłopaków szaleje w wodzie. Natychmiast poprawia mi się dość kiepski od rana humor. Aby ukryć zdenerwowanie przed rozmową z nią, zapalam papierosa. Ale Hana... Hana wita nas jedynie skinieniem głowy, a potem kieruje się w stronę morza. Tam przystaje i z daleka zaczyna wesoło machać do Jure. Ma na sobie jednoczęściowy strój że spódniczką, przez co wygląda jakoś tak... niedzisiejszo. Jakby chciała ukryć swoje zmysłowe kształty. Ale ja na jej widok i tak o nich myślę.

Jure zauważa Hanę i wychodzi z wody, specjalnie ją przy tym chlapiąc, a ona z piskiem odskakuje.

– Jak miło cię widzieć! – dobiega do moich uszu jego głos.

– Skoro mnie zaprosiłeś, to przyszłam – odpowiada z uśmiechem Hana. Dopiero co uśmiechała się tak do mnie... Kiedy to robi, w jej policzkach pojawiają się urocze dołeczki.

Jure prowadzi ją tam, gdzie się rozłożyliśmy – są blisko, więc mogę usłyszeć każde słowo. Gdy Hana wspomina o zaproszeniu, on wygląda na nieco zmieszanego. Czy domyśla się, że zaproszenie było ode mnie? Jeśli tak, nie daje tego po sobie poznać i nie wyprowadza dziewczyny z błędu.

– Super, że jesteś! Masz ochotę na lody? – pyta.

– Nie, dzięki.

– A ja tak. No chodź, ja stawiam! – I już trzyma ją za rękę, ciągnąc w kierunku budek z lodami. Nagle zatrzymuje się jednak i woła za mną. – Janči, zapomniałem telefonu z pokoju i nie mam jak zapłacić! Poratuj nas.

No świetnie. Hana zapewnia, że wcale nie chce lodów, ale Jure nie odpuszcza. Wstaję zatem ze swoim telefon, by zapłacić nim zbliżeniowo.

– Chyba znowu go nie zgubiłeś... – rzucam.

– Nie. Na pewno jest w pokoju – upiera się Jure.

Długo wybierają smaki. A kiedy już się decydują, słyszymy z oddali głos Bojana, który właśnie wyszedł z wody.

– Ej, mi też kupcie loda, przyda mi się ochłoda!

My już nie reagujemy na jego rymy, ale Hana parska śmiechem. Wyjaśniamy jej, o co chodzi, a ona uznaje, że to słodkie. Ledwie się powstrzymuję, by jej odpowiedzieć, że sama jest słodka. Zamiast tego odpowiadam Bojanowi:

– Pfff, sam sobie kup!

– Nie bądź taki. Bojči, jaki chcesz smak? Jan stawia! – woła Jure i już biegnie do niego, bo ten akurat zmienił Martina i pilnuje naszych rzeczy na plaży, więc nie może się ruszyć z maty. 

Tym sposobem zostaję sam na sam z Haną i wtedy w mojej głowie pojawia się pewna myśl. Skoro Hana uznała, że to Jure zostawił jej dziś karteczkę, może przy poprzedniej założyła, że zrobiłem to ja? Co z tego, że on też podobno się podpisał? Nie zapytałem go, w jaki sposób. Może zrobił to tak, że Hana nie domyśliła się, kto naprawdę jest autorem liściku? Może zrobił to tak jak ja?! "J." Czemu obaj musimy mieć imiona zaczynające się na tę samą literę?! Może gdyby Hana wiedziała, że ten pierwszy "J" to był Jure, a nie Jan, nigdy by się z nim nie umówiła... Muszę się tego dowiedzieć, a mam na to niewiele czasu, bo Maček już przyjął zamówienie od Bojana i się do nas zbliża, przemierzając w podskokach plażę, jak szczęśliwe dziecko.

– Jest coś na rzeczy między tobą i Jure? – pytam. Hana rzuca mi zdziwione i trochę wrogie spojrzenie. Czasami nie rozumiem jej reakcji. To dlatego nie umiem normalnie z nią rozmawiać.

– Nie – odpowiada krótko i zwięźle, chociaż sądziłem, że nie doczekam się żadnej odpowiedzi, po czym ona ku mojemu rozczarowaniu dodaje: – Nie wiem. Nie da się tego stwierdzić po jednej wspólnej kawie.

– Ale jednak się z nim na nią umówiłaś.

– Tak.

– I zrobiłabyś to znowu, gdyby ponowił zaproszenie?

– Tak. To miły chłopak. I szczery.

– A więc rozumiem, że coś jednak będzie na rzeczy – odpowiadam niezbyt przyjemnym tonem, bo moje rozczarowanie postawą Hany sięga w tym momencie zenitu.

– Nie wiem – powtarza ona. – Ale jeśli nawet, to ty chyba powinieneś być z tego powodu zadowolony, prawda?

Zanim dociera do mnie cała treść jej wypowiedzi, dzieją się dwie rzeczy. Sprzedawczyni podaje gotowe porcje lodów, a także pojawia się Jure, który od razu wyczuwa panującą między nami dziwną atmosferę.

– Coś się stało? – pyta.

– Nie – rzucam pospiesznie, lecz mina Hany mówi co innego.

– Straciłam po prostu ochotę na lody – oznajmia ona, po czym oddaje mi swoją porcję, wręcz ze złością wciska mi wafelek w rękę, i odchodzi. Milczę, widząc wściekły wzrok Jure i słysząc jego głos:

– Co ty jej nagadałeś, idioto?!

 

ENISA's POV

Niepotrzebnie powiedziałam Vladce, że Bojan jest wokalistą w zespole Joker Out. Podobnie jak ja, naogladała się filmików w internecie i dziś mówi mi, że jeśli ja go nie zechcę, to ona się w nim zakocha. Odpuszczam sobie tłumaczenie jej, że ma dopiero dziesięć lat, czyli trzynaście mniej niż jej nowy idol, a zakochania nie da się zaplanować. Ponadto, sama w jej wieku bujałam się w chłopaku z One Directon, choć wcale nie był w moim typie, ale kochanie się w nich uchodziło wówczas za modne. Tyle że oni pozostawali poza moim zasięgiem, a Vladana niestety może spotykać Bojana codziennie i bez wątpienia zdobyć jego przyjaźń swoim urokiem osobistym.

Spaceruję więc wieczorem po plaży i czekam na niego, by pokazać, że chyba jednak trochę go chcę i nie musieć rywalizować o jego względy z małolatą, oraz dlatego, że rozmowy z nim, a w zasadzie samo przebywanie w jego towarzystwie sprawia mi przyjemność. Gdy zauważam, że idzie wreszcie w moją stronę, macham do niego, a on wita mnie w bardzo poetycki sposób:

– Dobry wieczór, Safijo, ty przebiegła żmijo. Wybacz, że cię tak nazwałem, ale przynajmniej zrymowałem.

– Dobry wieczór, Bojanie, ty przebrzydły orangutanie.

– Może skończmy już z tymi rymami, bo niechcący obrzucimy się przykrymi słowami?

Nie mogę powstrzymać śmiechu, kiedy on mówi do mnie wierszem. Serio, mógłby tak wyzywać mnie od najgorszych, a ja bym się śmiała jak nienormalna. Chętnie pomęczyłabym go trochę dłużej.

– Ale dzień jeszcze się nie skończył – przypominam.

– A więc mam rymować dla ciebie do północy? OK, zrobię, co w mojej mocy.

Spoglądam na zegarek. Jest dopiero przed dziesiątą. O nie, nie ma mowy, żebym spędziła tu z Bojanem tyle czasu, bo wtedy zrobię to, czym wcześniej groziła Vladka: zakocham się w nim.

– O północy będę już spała. Uznajmy więc, że dzień skończył się wraz z zachodem słońca. Od teraz możesz rozmawiać ze mną zwyczajnie. O ile potrafisz.

– A więc zauważyłaś, że kiedy tylko jestem z tobą, robię z siebie idiotę?

– Nie – odpowiadam. – Uznałam, że po prostu już taki jesteś.

– To jeszcze gorzej...

– Ale nie powiedziałam, że mi się to nie podoba. – Czy ja z nim flirtuję?!

Idziemy brzegiem morza.

– No to skoro wywiązałem się z zadania, zdradzisz mi w końcu tajemnicę, czego słuchałaś wczoraj na plaży?

– Oczywiście. Obiecałam ci w końcu. To był najpopularniejszy zespół w Słowenii. I miał taką dziwną nazwę... zaraz... Jak on się nazywał? Joker In? Albo Out? Jak dla mnie to zdecydowanie In.

Bojan patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Ale ty tak serio, słuchałaś naszych kawałków???

– A co, nie można?

– Pewnie, że można, tylko trochę mnie zaskoczyłaś. Cóż... to... miłe.

– Najbardziej podobały mi się "Umazane misli", "Metulji" i "Bele sanje". W "Gola" brzmisz jak dzieciak. W "Omamljeno telo" za to jak stary dziad, ale pewnie dlatego, że śpiewasz niżej. Widziałam też teledyski. Ten do "A sem ti povedal" jest magiczny. I dowiedziałam się, że niedługo będzie premiera waszej nowej płyty!

– Safija – przerywa mi on niespodziewanie.

– Co?

– Bardzo chcę cię teraz pocałować.

– Jeśli to zrobisz, uderzę cię w twarz – ostrzegam. 

Jeśli to by się wydarzyło, nie mogłabym dłużej bronić się przed swoimi uczuciami. Już nie mogę... Ale moje ostrzeżenie nie okazuje się dla Bojana wystarczająco poważne. Nie jest jeszcze za późno na unik z mojej strony, gdy dociera do mnie, że on i tak to zrobi. Nie reaguję jednak. Pozwalam, by dotknął ustami moich ust. Tak lekko, jak gdyby przysiadł na nich motyl. I to wszystko. Skoro już zaryzykował, mógł się bardziej postarać. Skoro już zaryzykował, mógł wykorzystać okazję i pogłębić pocałunek. Wtedy przynajmniej poniesione konsekwencje miałyby sens. Cała się trzęsę, kiedy Bojan odsuwa się ode mnie. Rozzłoszczona, że choć złamał zakaz, dał mi tylko tyle, wymierzam mu policzek, na który tak naprawdę niczym sobie nie zasłużył. Powinien wściec się na mnie. Obrazić się. Przestać mnie lubić. A co on robi? Wtedy dopiero całuje mnie tak, jak oczekiwałam, by pocałował poprzednio. Głęboko i czule. Tak nie całuje się kobiety, która właśnie cię uderzyła. Odwzajemniam ten pocałunek z czystej bezsilności, która sprawia, że po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Czy Bojan je wyczuwa? W pewnym momencie odsuwa się ode mnie lekko, lecz nadal obejmuje dłońmi moją twarz.

– Nie powinienem, przepraszam – mówi.

Naprawdę ON MNIE PRZEPRASZA. To sprawia, że rozklejam się jeszcze bardziej, beczę jak dziecko, jak wtedy, gdy siedziałam na kamieniach, a on po raz pierwszy zagadał do mnie.

– Nie, to ja przepraszam. – Delikatnie głaszczę go po policzku, w który wcześniej go uderzyłam. – Jestem okropna, sprawiłam ci ból, wszystkim tylko sprawiam ból. Nie warto się ze mną zadawać.

– Ciii. To nic – odpowiada, biorąc mnie w ramiona. – To pragnienie, żeby cię pocałować, było warte każdego ryzyka.

Mocno wtulam się w niego. Przylegam do niego całym ciałem i czuję, jak bije mu serce. Tak dawno nie byłam już w niczyich ramionach. Po wypadku nikt nie mógł mnie tulić, bo miałam na sobie mnóstwo gipsu i bandaży. Potem sama tego nie chciałam, bo wiedziałam, że nie zasługuję na to. I nadal tak twierdzę, a mimo to przytulam się do Bojana przez całą wieczność, wciskając zapłakaną twarz w jego koszulkę.

– Zostań przy mnie do końca swoich wakacji – proszę przez łzy, łamiącym się głosem. A on odpowiada:

– Zostanę.

 

Komentarze

Popularne posty