Wszystkie jej imiona [ 6 ]

 


JAN's POV

Idę do pokoju Bojana, Martina i Jure, bo mam dość siedzenia z Krisem, który cały czas tylko gada na video ze swoją dziewczyną. Nawet kiedy założyłem słuchawki i puściłem sobie wakacyjną playlistę, przez melodie i słowa przebijały się buziaki, które ta dwójka wysyłała sobie przez kamerę. Poza tym chcę być dobrym kumplem i dochodząc do wniosku, że może mają zamiar robić coś więcej, zostawiam ich samych. To okazuje się błędem, bo kumple w pokoju obok od razu na mój widok znowu zaczynają komentować, co wydarzyło się dziś w restauracji.

  – Wydaje mi się, że to taka gra – filozofuje Martin. – Hana jest tobą zainteresowana, ale udaje, że nie, żebyś jeszcze trochę się postarał.

  – W ogóle nie mam zamiaru się starać – odpowiadam, bo nadal jeszcze czuję się urażony jej jawnym okazywaniem niechęci do mnie. Czym sobie na nią zasłużyłem? To Hana wyrzuciła mnie wtedy po wszystkim ze swojego pokoju. A kiedy próbowałem mimo tego sprawić jej przyjemność miłym gestem i podarowałem jej wentylator, zachowała się, jakbym co najmniej obraził całą jej rodzinę. Dla odmiany, obdarowana przez Bojana takim samym prezentem Safija, podobno bez problemu go przyjęła.

  – Szkoda. Hana jest taka ładna. Chętnie bym ją... – zaczyna Jure z rozmarzonym uśmiechem, a kiedy wszyscy mamy już w głowie inną wizję, on kończy – lepiej poznał.

Bojan i Martin wymienianą porozumiewawcze spojrzenie i wybuchają śmiechem. Ja z ulgą wypuszczam z płuc powietrze i mam tylko nadzieję, że nikt tego nie zauważa. Chociaż jestem zły na Hanę, samo wyobrażenie sobie jej z kimkolwiek innym w intymnej sytuacji budzi we mnie... zazdrość. Ale nie mogę tego po sobie pokazać, odpowiadam więc:

  – To na co czekasz?

  – Na twoje pozwolenie.

  – Na moje pozwolenie?! – powtarzam.

  – No bo Hana wpadła ci w oko. Nie będę podrywał dziewczyny swojego przyjaciela – tłumaczy Jure.

  – Gdybyś to zrobił, musielibyśmy wyrzucić cię z zespołu, chyba że zatańczyłbyś na stole w barze taniec brzucha – wtrąca Bojan, zerkając w jego kierunku z wyrzutem. Jure wzrusza ramionami, popijając piwo z puszki.

  – Też mi coś.

Racja, on zatańczyłby taniec brzucha na stole w barze nawet o to nieproszony. Jure rzuca w Bojana poduszką. Ten mu oddaje. Wiem, że jeśli tego nie przerwę, zaraz rozegra się tu prawdziwa bitwa. Zwłaszcza że włącza się do niej Martin, bo oberwał przypadkowo.

  – Oczywiście, że możesz, Maček. W końcu chcesz ją tylko lepiej poznać – mówię. Jure odstawia piwo, z radości chwyta aż dwie poduszki naraz i zaczyna okładać nimi Bojana, na którym w podobny sposób pastwi się już Martin. Gdy w końcu zostawiają go w spokoju, ten oznajmia, że ma ich serdecznie dość i idzie się przejść po plaży.

  – Z Safiją? – pytamy. Bojan pokazuje nam środkowy palec i wychodzi, lecz w drzwiach spotyka się z Krisem.

  – Ej, co ty, podsłuchujesz nas? – oskarżamy go.

  – A coś przede mną ukrywacie? – odpowiada pytaniem na pytanie Kris, po czym zwraca się do mnie: – Janči, masz gościa. Pisałem do ciebie na messengerze, ale jak zwykle nie odpowiadasz.

  – Ja? Jakiego gościa?

Nie muszę czekać na odpowiedź, bo słyszę, jak idący korytarzem Bojan woła "O, cześć, Hana, wszystko ok?". Wtedy Jure natychmiast zrywa się z łóżka i już pędzi do drzwi. Powstrzymuję go.

  – Nie słyszałeś, co powiedział Kris? JA mam gościa – oznajmiam, odsuwając go lekko od drzwi i idę spotkać swoje przeznaczenie.

Hana przedstawia sobą obraz nędzy i rozpaczy. Ma na sobie kusą haleczkę, jest bosa i przerażona. Wygląda, jakby ledwie powstrzymywała łzy. I chyba jest już gotowa szukać ratunku u Bojana, który jak zwykle pierwszy wyciąga do wszystkich pomocną dłoń. Dyskretnie przypominam mu, że miał rzekomo iść na plażę, i obiecuję zająć się Haną.

  – Co się stało? – pytam, zapraszając ją do pokoju, do którego zdążył już wejść z powrotem Kris, lecz ona nie reaguje. – Chodź, nie będziemy przecież gadać na korytarzu. – I nadal nic. – OK, skoro tak, to muszę wysłuchać cię tutaj.

  – Myliłam się – wyrzuca z siebie Hana. Ach, więc zapowiada się na poważną rozmowę... Może nie chce prowadzić jej przy Krisie?

  – Z czym konkretnie?

  – Z tym wentylatorem. – Hana, która do tej pory z rozwagą dobierała słowa, nagle zaczyna je z siebie wyrzucać z zawrotną prędkością. – Nie mogłam już wytrzymać w tej duchocie, więc otworzyłam okno, tak szeroko. Ale nie dość, że nie zrobiło się wcale chłodniej, to jeszcze do pokoju wleciał mi nietoperz! Uciekłam stamtąd, tak jak stałam, i teraz boję się z powrotem tam wejść.

  – Oczywiście twój wentylator nadal na ciebie czeka – zapewniam, po czym wchodzę do pokoju, by go przynieść. Zostawiam uchylone drzwi i mam nadzieję, że Hana nie widzi, że suszę sobie na nim kąpielówki. Gdy wychodzę na korytarz z urządzeniem, ona chce je ode mnie zabrać, lecz ja proponuję, że zaniosę wentylator do jej pokoju.

  – Nie trzeba, poradzę sobie – bąka.

  – Z nietoperzem też sobie poradzisz?

  – A pomożesz mi się go pozbyć?

  – Coś wymyślę.

  – Co? Znasz jakiś skuteczny sposób na nietoperze? Ale nie rób mu krzywdy, proszę, on przecież niespecjalnie pchał się do mojego pokoju.

  – Nie znam. Ale wtedy zyskamy przewagę. My będziemy we dwoje, a on jeden. I obiecuję, że nikt na tym nie ucierpi – zapewniam ją, kiedy podchodzimy do wind. Czekamy w milczeniu, aż jedna z nich zatrzyma się na naszym piętrze. Gdy to następuje, przepuszczam Hanę jak na dżentelmena przystało, a potem wsiadam za nią. Między nami stoi trzymany przez dziewczynę wentylator. To wymusza zachowanie od siebie dystansu i w pewnym stopniu studzi napięcie. Ale w niewielkim. Ja się nie odzywam, bo nie bardzo wiem, co powiedzieć. Dopiero co Hana krzyczała na mnie w restauracji, a teraz prosi o pomoc, co może oznaczać, że zmieniła wobec mnie nastawienie. Nie chcę jednak wysnuwać pochopnych wniosków, bo mógłbym się rozczarować. Nie zamierzam też kpić sobie, że przyszła z powrotem wkupić się w moje łaski. Czy ona myśli o tym samym? Chyba tak, bo wygląda na taką skupioną, a potem zaczyna:

  – Wtedy... W restauracji... Trochę mnie poniosło. Byłam na ciebie zła.

  – O co?

  – O to, jak się zachowałeś po... no wiesz. O zostawienie mi pod drzwiami tego wentylatora, jakbyś chciał mi powiedzieć: OCHŁOŃ, DZIEWCZYNO. O to wszystko.

  – Co? Czemu tak pomyślałaś? – pytam zaskoczony jej wyznaniem. Winda zatrzymuje się na kolejnym piętrze. Wsiada do niej jakaś kobieta z dwójką małych dzieci. Czemu one o tej godzinie jeszcze nie śpią? Maluchy cały czas się przekrzykują i wiercą, potrącając wentylator Hany. W pewnej chwili oboje chcemy go przytrzymać i chwytamy się za ręce. Jak porażeni prądem, natychmiast cofamy dłonie. Winda przystaje, kobieta pogania dzieci. Wysiadają. Patrzę znacząco na Hanę, czekając na odpowiedź z jej strony. O ile jeszcze pamięta moje pytanie. Okazuje się, że tak.

  – Bo po wszystkim zabroniłeś mi komukolwiek o nas wspominać. Choć i tak nie miałam zamiaru! Pomyślałam, że masz kogoś innego.

  – Chodziło mi o to, że jakby to ująć, jestem osobą publiczną... – zaczynam. Hana mi przerywa:

  – Tak, wiem, jesteś gitarzystą najpopularniejszego zespołu w Słowenii. Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. A gdy się dowiedziałam, pomyślałam, że może wcale nie masz kogoś innego, tylko po prostu wziąłeś mnie za jakąś napaloną fankę i stąd twoja prośba, mimo że ja nie jestem ani jedną, ani drugą.

Czyżby? Hana rumieni się, jakby kłamała. Zastanawiam się, czy gdyby miała wybrać, czy bardziej jest napalona, czy bardziej jest moją fanką, to co by wybrała?

  – Nie znałem cię. Nie wiedziałem, co zamierzasz zrobić. Nie chciałem cię urazić, po prostu gdyby to się wydało... Muszę dbać o swój wizerunek.

  – Aha, czyli możesz sypiać z kim popadnie i póki to nie wycieknie do mediów, jest OK, tak?

Winda znowu się zatrzymuje. Kiedy drzwi się otwierają, zastajemy parę emerytów z mnóstwem walizek. Na szczęście chyba dochodzą do wniosku, że nie zmieścimy się wszyscy i tylko z rezygnacją machają ręką. Przy okazji rzucają jeszcze wzrokiem na skąpy strój Hany. Naciskam przycisk zamykający drzwi. Winda rusza dalej, a my możemy kontynuować rozmowę.

  – Nie. Nie sypiam z kim popadnie. I przypominam, że propozycja, byśmy to zrobili, wyszła od ciebie. W dodatku potem pozbyłaś się mnie, jakbym do niczego już nie był ci potrzeby. Też mogłem poczuć się urażony.

  – Świetnie, może jeszcze powiedz, że cię wykorzystałam. A tak w ogóle, to nikt ci nie kazał podejmować wyzwania, które ci rzuciłam, i przyjmować mojej propozycji. Sama nie wiem, po co to wszystko prowokowałam. Zresztą, przekonałeś się chyba, że tak naprawdę wcale a wcale taka nie jestem. Z nikim wcześniej nie byłam...

Prze chwilę chcę ją zapytać, czy żałuje, że była ze mną, lecz zamiast tego oznajmiam:

  – Wiesz co? Może po prostu już o tym nie gadajmy. Co było, to było, nikt nie chciał nikogo urazić i sprawa załatwiona.

Hana rzuca mi takie spojrzenie, że zaczynam się obawiać, czy dobrze to rozegrałem. A jeśli zaraz wybuchnie, że według niej nic nie jest załatwione, bo to był jej pierwszy raz, i niestety na zawsze pozostanie w jej pamięci? Ale ona zamiast tego... nieśmiało się uśmiecha.

  – Masz rację, zapomnijmy o tym. Udajmy, że dopiero się poznaliśmy. Hana.

  – Jan.

Nie podajemy sobie dłoni w obawie, że znowu poczujemy ten dziwny prąd. Winda zatrzymuje się już na ostatnim piętrze. Wysiadamy. Idziemy do końca korytarza, a potem zatrzymujemy się przed drzwiami do pokoju Hany. Ona wyraźnie nie ma zamiaru tam wchodzić. Skoro obiecałem, że jej pomogę, muszę tej obietnicy dotrzymać, choć prawdę mówiąc, nie wiem, jak postępować z nietoperzami. Nie miałem dotąd z żadnym do czynienia, a wizja tego zwierzęcia wplątanego w moje włosy średnio mi się podoba. Waham się tylko przez chwilę. Biorę głęboki oddech i wchodzę, a Hana pospiesznie zamyka za mną drzwi, sama zostając na korytarzu. Świetnie, zostawiła mnie temu nietoperzowi na pożarcie. Szybko zapalam światło, by go zlokalizować. Na pierwszy rzut oka pokój wydaje się pusty. Zaglądam we wszystkie kąty. Łącznie z szafą Hany, tłumacząc sobie, że to nie wścibstwo, ten nietoperz bowiem mógł się tam ukryć.

  – Jan, wszystko w porządku? – słyszę pytanie zza drzwi.

  – Tak, wydaje mi się, że jeśli był tu jakiś nietoperz, już go nie ma.

  – Co znaczy: jeśli był? Oczywiście, że był, przecież nie kłamałam.

  – To pewnie wyleciał przez okno. Nie zamknęłaś go, kiedy wybiegłaś szukać pomocy. Chodź. – Otwieram drzwi, by wpuścić ją do środka, ale Hana nie wygląda na przekonaną.

  – A jeśli ukrył się pod łóżkiem? Albo w szafie? – pyta.

  – Sprawdzałem.

  – Zaglądałeś mi do szafy?!

  – W imię twojego bezpieczeństwa.

Hana wchodzi wreszcie z wentylatorem do środka. Stawia go w rogu pokoju i rozgląda się dookoła. Sprawdza jeszcze raz wszystkie kąty i kiedy nie znajduje nigdzie nietoperza, wzdycha z ulgą. Ja tymczasem zamykam okno, by nie wpuścić kolejnego. Przez chwilę stoimy i wpatrujemy się w siebie

– Dzięki – mówi Hana. – Za wszystko.

  – Dobrej nocy – odpowiadam, po czym wychodzę, tylko po to, by zaraz z powrotem wejść do pokoju Hany i wpić się w jej usta. Odwzajemnia mój pocałunek przez chwilę. Potem odsuwa mnie od siebie i to studzi mój zapał. Ale jedynie trochę...

  – Wybacz. Już sobie idę. Wiem, chciałaś, żebyśmy o tym zapomnieli, a ja znowu to robię...

  – Nie. Nie, ja chciałam tylko włączyć wreszcie ten wentylator. A potem możemy dokończyć, co zaczęliśmy. Najwyżej znowu o tym zapomnimy.

 

ENISA's POV

Kiedy idę plażą z dużą płócienną torbą zarzuconą na ramię, już z daleka dostrzegam jej sylwetkę. Ubrana w luźny T–shirt, krótkie spodenki i znoszone sandałki, podskakuje na mój widok, wyrzucając w górę ręce i wymachując nimi. Uczesana jest w wysoką kitkę, a kolor jej włosów zlewa się ze złotym odcieniem jej opalenizny.

  – Hej! – wołam i wtedy ona wpada w moje objęcia. Stoimy tak przez chwilę, przytulone.

  – Hej, jak ci minął dzień? – pyta ona i to wywołuje we mnie niespodziewane wzruszenie. Vladana przypomina mi moje młodsze siostry: charakterem średnią z nas, Dalilę, a wyglądem i wiekiem najmłodszą, Linę – obie mają po dziesięć lat. Z tym że moje siostry nigdy nie były dla mnie tak miłe i nie pytały bez powodu, jak minął mi dzień. A na pewno nie przed wypadkiem. Już po nim wszyscy mi nadskakiwali, ale zamiast wzruszenia, budziło to we mnie wówczas irytację.

  – Nieźle, dostałam w prezencie wentylator, więc w moim pokoju nie będzie już tak strasznie gorąco – opowiadam i widzę w oczach Vladany figlarne iskierki.

  – Od swojego chłopaka?

  – Nie! Nie mam chłopaka – zaprzeczam, spłoszona, po czym odbijam pytanie, żeby zmienić temat. – A jak twój dzień?

  – Spoko. Sprzedałyśmy dziś z mamą na targu dużo arbuzów.

  – To świetnie! Na pewno jesteście głodne i chętnie zjecie pyyyszną kolację – mówię, wyjmując z torby plastikową reklamówkę pełną pojemników z jedzeniem, które zostało z dzisiejszych posiłków podawanych w restauracji i które nielegalnie z niej wyniosłam, by po raz kolejny dać je Vladanie.

  – Dzięki! Co dziś dla mnie masz? – pyta zaciekawiona i już chce zajrzeć do środka, ale ją powstrzymuję.

  – Zobacz dopiero w domu, to niespodzianka.

Vladana stroi smutne miny, a ja daję jej pstryczka w nos.

  – Ktoś ci się chyba przygląda – śmieje się ona w pewnej chwili, bezceremonialnie wskazując go palcem. Odwracam się i widzę Bojana. Kiwa do mnie, a potem szybko rusza w inną stronę, tak jakby nie chciał, by wyglądało na to, że go przyłapałam na obserwowaniu nas. – To od niego dostałaś wentylator? – Vladana z powrotem przywołuje mnie do rzeczywistości.

  – Yhm.

  – Od kilku minut się na ciebie gapi. I coś mi się zdaje, że nawet jeśli jeszcze nie jest twoim chłopakiem, to bardzo chciałby nim być. A wiesz... jest naprawdę przystojny.

  – Vladka! – wołam, wzburzona, lecz ona już biegnie z jedzeniem ode mnie w kierunku swojego domku przy plaży. Ja natomiast stoję w miejscu i patrzę tęsknym wzrokiem za Bojanem, osłaniając dłonią oczy od słońca. Choć dookoła spaceruje sporo ludzi, widzę tylko jego sylwetkę, oddalającą się w złocistej poświacie.

Tego wieczoru po kąpieli kładę się na łóżku przy włączonym wentylatorze i po raz pierwszy nie jest mi gorąco w koszuli nocnej. Ustawiam nawiew na siebie, odchylam do tyłu głowę, a wprawione w ruch powietrze rozwiewa mi włosy i sprawia, że czuję się jak modelka na sesji zdjęciowej. Aby jeszcze lepiej się zrelaksować przed snem, postanawiam zgasić światło i posłuchać swojej ulubionej playlisty. To wtedy wpadam na pewien pomysł. Włączam sobie na Spotify album Joker Out, zamiast piosenek, z którymi już dawno zdążyłam się osłuchać. W "Gola" głos Bojana brzmi tak bardzo młodo. "Umazane misli" nastrajają mnie do zabawy. "Vem, da greš" mnie wzrusza. Chociaż nie znam słoweńskiego, wydaje mi się, że rozumiem teksty, a już na pewno rozumiem zawarte w nich emocje. "Proti toku" podoba mi się trochę mniej. "Barve oceana"! Aż podskakuję, bo rozpoznaję, że to ten kawałek Bojan śpiewał mi na tarasie w barze. "Dopamin" brzmi inaczej niż pozostałe piosenki, ale lubię ten klimat. "Metulji" i "A sem ti povedal" znowu budzą we mnie jakąś tkliwość. "Bele sanje" to piosenka pełna bólu i złości. Pasuje do mnie. W "Omamljeno telo" Bojan śpiewa niżej niż zwykle, co mnie rozbawia.

Gdy przesłuchuję cały album, robi mi się smutno, że to już. Nadal mi mało. Przenoszę się więc na YouTube'a. Oglądam ich teledyski, starsze, kiedy zamiast Jure Joker Out mieli jeszcze innego perkusistę, i nowsze, do paru piosenek z płyty, której wcześniej słuchałam. To wciąż za mało.

Zaczynam czytać o Joker Out na Wikipedii. Potem wracam na YouTube'a i włączam jakiś wywiad z zespołem, i jeszcze jeden, i jeszcze... Aż wreszcie przerzucam się na filmiki, w których jest już tylko Bojan. Im więcej na niego patrzę, tym bardziej nie mogę przestać. Po chwili muszę to stwierdzić: jestem zakochana w jego uśmiechu. Widok jego roześmianej twarzy sprawia, że moje serce zalewa fala ciepła. Nie tylko serce... To uczucie promieniuje do brzucha. I jeszcze niżej. Nadal wpatrzona w jego śliczną buźkę w jednym z filmików, podciągam koszulkę i moja dłoń mimowolnie wędruje między uda. Niewiele brakuje, bym poddała się ogarniającej mnie rozkoszy. Do rzeczywistości przywołują mnie odgłosy z pokoju Hany. Słyszę jej śmiech. A potem głos. Męski głos! I nagle wszystko do mnie dociera.

Ta noc po imprezie, gdy przyśnił mi się sen erotyczny i wydawało mi się, że jęczę. To Hana miała gościa i jęczała! Następnego dnia zmieniała pościel i kłamała o swojej rzekomej alergii. Nie chciała też przyjąć prezentu od Jana. Co więcej, Jan skądś wiedział, gdzie znajdują się nasze pokoje.

A teraz... Nie umiem rozpoznać go po głosie, lecz jestem pewna, że to właśnie on gości u mojej koleżanki. No pięknie... W jednej chwili przypominam sobie, jaka była poruszona, kiedy odkryłyśmy, że ci chłopacy należą do najpopularniejszego słoweńskiego zespołu. Ale jakkolwiek układała się jej znajomość z jednym z nich i jakkolwiek Hana się przed tym broniła, ostatecznie dziś znowu zaprosiła go do siebie... Jestem tym zażenowana. Ale tylko przez moment. Nagle dociera do mnie, że sama właśnie oddaję się erotycznym fantazjom, wpatrzona w twarz Bojana na filmiku na YouTubie. Nie jestem lepsza od Hany... Zawstydzona, natychmiast wyjmuję rękę spomiędzy swoich ud, opuszczam koszulę i wygaszam ekran w telefonie.

Dość tego. Wystarczy. Ledwie pochowałam najlepszą przyjaciółkę, która zresztą zginęła przeze mnie. Nie mogę o tym zapomnieć i tak po prostu zacząć kręcić się u boku chłopaka, który w jakiś dziwny sposób mną zawładnął. Nie zniosę ponownie tego cierpienia, gdy traci się kogoś, kto był jasnym punktem w twoim szarym świecie. A prędzej czy później on stąd wyjedzie. Po co ryzykować dla chwili złudnego szczęścia?

Po tym, co się stało kilka miesięcy temu, nie umiem ofiarować tego uczucia nikomu, nie wierzę też, że sama będę jeszcze szczęśliwa. A co najważniejsze, czuję, że na to nie zasługuję.

 

 

 

Komentarze

Popularne posty