Leżałem na łóżku i próbowałem zasnąć. Choć na moment, na chwile. Spadające krople deszczu dudniły o parapet, a wdzierające się nikłe światło księżyca, raziło w oczy. Starałem się odpędzić dzisiejsze demony, lecz pogoda za oknem to skutecznie uniemożliwiała. Jedyne czego pragnąłem, to zakończyć ten cholerny dzień.
Sasuke.
Usłyszałem głos, który wewnątrz głowy, mącił i powodował, że bezskuteczne okazały się moje próby. Popatrzyłem na okno, później na stolik i drzwi wejściowe, które były zamknięte. Nim zdążyłem się odwrócić, okiennica otworzyła się z rozmachem. Nie czułem podmuchu, jednak doskonale wiedziałem, on wrócił.
— Nie mogłeś przyjść o jakiejś normalnej porze?
Uzumaki stał oparty o kuchenkę, a lazurowe oczy świeciły w ciemności. Westchnąłem.
— Nie radzisz sobie, jak widzę — odrzekł spokojnie i skrzyżował ręce na piersi.
— Przyszedłeś mnie pouczać, czy sprawdzać jak mi idzie?
— Wyruszam na misję, myślałem, że będziesz zainteresowany.
Spojrzałem na Naruto, który wciąż patrzył na mnie, a kąciki ust uniósł w parszywym uśmiechu. Doskonale wiedział, że Kakashi mnie nie wysyłał na misje, nie pozwalał trenować, ani chociażby ćwiczyć rzuty shurikenami. Uchiha Sasuke miał całkowity zakaz używania rodowego dōjutsu.
— Dzięki, ale przecież wiesz, że nie mogę wyruszyć poza wioskę — odparłem z żalem i opadłem na poduszkę. Po cholerę Uzumaki tu przyszedł?
— Rozmawiałem z nim i się zgodził.
— Nie wierzę, aby dał się przekonać.
— Czasem potrafię być przekonujący.
Na twarzy jinchūrikiego pojawił się jeszcze szerszy uśmiech i zaczął poruszać charakterystycznie brwiami.
Idiota, pomyślałem. Zachowywał się wciąż dziecinnie, chociaż mieliśmy po dwadzieścia lat..
— Kiedy wyruszamy?
— Za dwadzieścia minut pod główną bramą — rzekł, podnosząc się i kierując w stronę okno. — Zabierz coś ciepłego. Tam, gdzie się wybieramy, może się przydać.
Popatrzyłem na znikającego Naruto, a następnie pochwyciłem pelerynę. Nie miałem zbyt wielkiego dobytku, więc nie zajęło mi wiele czasu, spakowanie się na misje. Chociaż miałem obojętny wyraz twarzy, cieszyłem się jak małe dziecko. Ta misja była moją szansą.
Szansą na uwolnienie z sideł ciemności, która ogarniała moje samotne życie. Która na każdym kroku dawała do zrozumienia, że jestem słaby i kruchy.
Szansą na pozostawienie nieznanych mi uczuć w wiosce.
Jaki głupiec by z tego nie skorzystał?
*
Podszedłem do bramy i się zawahałem. Czy rzeczywiście Kakashi wyraził zgodę? Czy będę mógł spokojnie wyjść poza te mury, które skutecznie od kilkunastu miesięcy utrzymały mnie w wiosce?
Na granicy zauważyłem stojącego Hatake, a z nim Uzumakiego. Nie potrafiłem wyrazić, jak byłem wdzięczny gamoniowi, że ubłagał hokage, by puścił mnie na misje.
Deszcz padał, a burza się rozszalała. Nad naszymi głowami przecinały nieboskłon długie błyskawice. Nie bałem się. Jednak cała ta pogoda odzwierciedlała mój psychologiczny bałagan.
— Kogoś brakuje? — zapytałem, zatrzymując się obok blondyna.
Na jego twarzy widniał cwaniacki uśmiech. Czyżby przez te wszystkie lata się zmienił? Pewności siebie nigdy mu nie brakowało, ale teraz to już było zbyt przesadne.
Nim Kakashi zdążył wypowiedzieć słowo, poczułem jej zapach. Biegła w naszym kierunku. Nie chciałem przyjąć do wiadomości, że osoba, przez którą chciałem jak najszybciej wyruszyć, będzie mi towarzyszyć.
Kurwa, zakląłem w myślach, gdy Sakura stanęła przy Kakashim. Nie uraczyła mnie spojrzeniem, właściwie się nie zdziwiłem.
— A ona tu po co? — burknąłem do Hokage.
— Tylko dzięki niej zostajesz wysłany na tę misję — odparł spokojnie, trochę leniwie, tak jak miał to w zwyczaju. Westchnąłem oburzony.
— Dobrze wiem, że nie jesteś w pełni sił, więc potrzebujemy medyka — Uzumaki klepnął mnie w plecy, a ja starałem się nie zacząć kaszleć. Cholerny idiota.
Nie odezwałem się, tylko skinąłem głową i za chwile podążając za pozostałą dwójką, udałem się na północ.
*
Zanim po dwóch dniach dobiegliśmy do pierwszego, większego przystanku naszej wyprawy, byłem cały mokry i zmęczony. Deszcz przerodził się w istną ulewę. Burze przewijały się codziennie, odkąd wyruszyliśmy. Włosy lepiły się nieprzyjemnie do czoła, a silny wiatr targał płaszczami. Nad nami kłębiły się czarne chmury, przepowiadające zbliżające się wichury
Zaproponowałem, że będę pełnił wartę, ponieważ i tak nie mogłem usnąć. Oczywiście spotkało się to ze sporym niezadowoleniem ze strony Haruno, lecz ostatecznie, po namowie Uzumakiego, przestała się upierać, kończąc wypowiedź słowem: róbcie, co chcecie.
Patrzyłem przez okno gospody na szczyty gór, gdzieś w oddali. Obserwowałem przecinające błyskawice i liczyłem powoli: jeden, dwa, trzy... Wtedy usłyszałem piorun i dostrzegłem, jak w oddali ogromny konar osuwa się z hukiem na ziemię. Znajdowaliśmy się w niewielkim miasteczku, które swoim wyglądem przypominały te miejscowości, które może zobaczyć w nawiedzonych, przerażających filmach. Chociaż właściciel nie wydawał się być zadowolony z naszego przybycia, pozwolił wykupić nocleg. Zresztą i tak byliśmy jedynymi rezydentami.
Przenocowaliśmy w gospodzie, która była obita starymi deskami. Dach pokryty był czarnym gontem, a budowla, oprócz znajdującej się na parterze kuchni i recepcji, na pierwszym piętrze miała trzy pokoje. Zamieszkaliśmy w największym, chociaż wolałem, aby Sakura nie naruszała mojej przestrzeni. Może przez to zgodziłem się na objęcie warty
Zrobiło się tak ciemno, że praktycznie nic nie było widać. Musiałem być ostrożny i każdy usłyszany dźwięk zweryfikowałem. Kolejny huk i kolejny piorun uderzający w drzewo. Oparłem głowę o chłodną ścianę.
— Powinieneś się przespać — usłyszałem za sobą tak znajomy głos
Odwróciłem się, niespiesznie, by nie pomyślała, że coś zaczęła dla mnie znaczyć. Chociaż zabrakło mi tchu, ponieważ wiedziałem, że ma zielone oczy, ale teraz wyglądały inaczej — metaliczne, dwa duże spodki. Obijały widok za oknem, burze i błyskawice
— Dam sobie radę — z trudem wypowiedziałem, starając się brzmieć naturalnie. — Jeszcze jest czas, więc korzystaj. Z tego, co mówił Naruto, do końca naszej trasy pozostało więcej niż tydzień.
Sakura podeszła bliżej, a ja starałem się odsunąć. Nie chciałem, by zburzyła ten mur, który od początku wyprawy tworzyłem. Złapała mnie za nadgarstek i przystawiła twarz bliżej. Magiczne oczy przenikały w głąb, czułem pewnego rodzaju konsternację. Przygryzła różowe, pełne usta, a ja nie potrafiłem się skupić. Ostatkiem silnej woli, odsunąłem ją od siebie.
— Sprawdzę, czy na dole jest bezpiecznie, chyba coś usłyszałem.
Zostawiłem Sakurę przy oknie, a sam zszedłem na dół do recepcji. Mimo że ona, jak i ja, wiedzieliśmy, że nic nam nie grozi, nie chciałem przy niej zostać.
Ponieważ zacząłem znów czuć, jak grunt załamuje mi się pod nogami. A na to nie mogłem sobie pozwolić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥