Lunar loving [ 2 ]

 .


Nie tak wyobrażałam sobie nasze pierwsze spotkanie po trzech latach rozłąki. Chciałam z nim choć przez chwilę pobyć sam na sam, aby porozmawiać z nim na temat mojego odejścia i jego życia w rodzinnej miejscowości. Niestety nigdy nie byłam z nim na tyle blisko, aby przeprowadzić konwersację tego typu. Jako omega od zawsze starałam się trzymać na uboczu, przyglądając się rozwojowi stada, a przede wszystkim Jacoba. Od zawsze miał predyspozycje do stania się przywódcą watahy, dlatego nie potrafiłam ukryć zdziwienia, gdy pierwszy raz poczułam zapach Sama – to on był samcem alfą. 

Zmęczona długim pływaniem w wilczej postaci wreszcie pojawiłam się na suchym lądzie. Miałam ochotę zawyć, by oznajmić wszystkim swoje niezadowolenie. Zachowałam się jak tchórz pomimo początkowej pewności siebie. Wystarczyło tylko spojrzenie na Jacoba i już całe zdecydowanie zniknęło. Oczywiście nie bałam się go, ale najzwyczajniej w świecie nie wiedziałam, jak się zachować względem chłopaka. Wciąż nie zapomniałam o uczuciach, którymi darzyłam jego osobę. 

Westchnęłam ciężko, po czym spojrzałam na szczyt klifu, z którego jeszcze niedawno skoczyłam. To było szaleństwo. Nigdy nie zrobiłam czegoś tak bezmyślnego. Przybrałam ludzką postać i parsknęłam śmiechem. Wtedy do moich uszu dotarło wilcze wycie. Ku mojemu zdziwieniu wataha zachwyciła się moim głupim zachowaniem. Wywarłam na nich dobre wrażenie. 

Po paru minutach leżenia na trawie pojawiło się tuż obok mnie stado. Nagie ludzkie ciała eksponowały swoje wyrzeźbione klatki piersiowe razem z kaloryferem widocznym na brzuchu. Choć każdy z nich był przystojny, ja zauważałam wyłącznie Jacoba. Chłopak jako jedyny miał na sobie jednak czarny t-shirt. Ciekawe kiedy zdążył go założyć… 

— Zmieniłaś się od ostatniego spotkania — odezwał się Sam i podał dziewczynie dłoń. Od razu skorzystałam z pomocy. — Nikt cię nie poznał za pierwszym razem poza Jacobem. 

Na moje policzka wdarł się ogromny rumieniec. Już kolejny raz tego dnia. Informacja przekazana przez przywódcę sprawiła, że nie wiedziałam, co tak właściwie powinnam odpowiedzieć.  

— Rozumiem — odparłam po dłuższej przerwie. 

— Wracasz z nami? — zapytał Uley, ale dalszą wypowiedź przerwał mu śmiech Blacka.

— Głupie pytania zadajesz czasem, Sam — powiedział Jacob, po czym chwycił mnie za nadgarstek. Spoglądałam na niego, nie wiedząc, jak się powinnam zachować. Był tak cholernie bezpośredni w tym momencie. — Jest jedną z nas. 

 Przywódca przewrócił oczami i skrzyżował ręce przy piersi. 

— To do niej należy decyzja, Jake. Już raz nas zostawiła. 

— Bała się — warknął nieoczekiwanie Black. Rozchyliłam usta, nie rozumiejąc słów chłopaka. — Bała się, że zginie w walce z Victorią i jej zwolennikami. Pamiętasz, jak wtedy obawialiśmy się o nasze życia? 

Zmarszczyłam brwi. 

— To nie do…

— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytał Sam, przerywając mi tym samym wypowiedź. 

— Luna jest omegą, to nie jest dziwne, że uciekła przed takim niebezpieczeństwem. 

— Co ty, kurwa, możesz wiedzieć?! — warknęłam nieoczekiwanie. Wyszczerzyłam zęby, ukazując tym samym białe kły. — Dlatego, że jestem omegą to mam się wszystkiego bać i uciekać?! — Podeszłam do chłopaka i pchnęłam go dość mocno, choć cofnął się zaledwie o krok. — Gówno o mnie wiesz, więc nie mów, że jestem pieprzonym tchórzem. 

Zacisnęłam mocno pięści, a w moich oczach pojawiły się łzy. Miałam ogromną ochotę się wydrzeć, ale wiedziałam, że byłoby to bez sensu. 

— Nie jestem już tą samą słabą omegą — dodałam, przygryzając dolną wargę. — I już nigdy nie będę tak bezużyteczną jednostką. 

— Nie o to mi chodziło — powiedział zaskoczony. 

— Luna się ostra zrobiła — wtrącił jeden z wilków.

Jego komentarz od razu przywołał mnie do porządku. Zasłoniłam usta dłonią. Dopiero teraz zorientowałam się, co tak właściwie zrobiłam. Miałam ochotę zabić się za swój wybuch. Ostatnio dość często zdarzało mi się być podrażnioną i zbyt szybko się irytowałam. 

— Może za niedługo już wcale nie będzie miała statusu omegi, a Luna stanie się luną — zaśmiał się Jared. 

— Mam już swoją bratnią duszę — sprostował Uley. — I nikt nie zmieni pozycji mojej luny. — Mężczyzna spojrzał na chłopaków ze stada. — Ale jeszcze sporo z nich nie wpoiło sobie nikogo. Może kiedyś któryś z nich zostanie alfą a ty jego luną. 

— Nie wybiorę byle kogo — mruknęłam, kątem oka spoglądając na Jacoba. Wyglądał na zamyślonego. Chciałabym w tym momencie posiadać zdolność Edwarda i móc czytać w myślach. 

  Przywódca kiwnął głową na znak zgody. Czyżby mnie zrozumiał? A może zauważył, że moja uwaga skupiała się na Jacobie? Nie chciałam znów zostać zraniona, a jednocześnie miałam nadzieję, że dzięki mojemu powrotowi uda mi się zdobyć serce Blacka. 

Czyżbym w przyszłości musiała wybierać między szczęściem a Jacobem? 



Talon: Już na wstępie pragnę zaznaczyć, że opowiadanie Lunar Loving jest odskocznią od azjatyckich historii, które masowo pojawiają się na tym blogu. Jestem bardzo szczęśliwa, że udało mi się napisać coś w klimatach Zmierzchu, choć nie jestem do tego przyzwyczajona, dlatego pierwsze opowiadanie z tego uniwersum może okazać się być niestety niewypałem. Ale czy mi to przeszkadza? Raczej nie. Kocham pisać i to jest najważniejsze. ♥ 


Komentarze

  1. Po primo, wreszcie nadrabiam zaległości!
    Po drugo, wcale nie jest złe to opowiadanie. Moim zdaniem i mi osobiście bardzo się podoba. No bo heloł, kto w młodości nie kochał się w Jacobie niech pierwszy rzuci kamieniem. Zdecydowanie z pary Jake - Ed byłam team wilk (ale tez cieszyłam się, że wiecznie irytująca Bella wybrała Edzia).
    Po trzecio, już się odnoszę do tekstu. Zauważyłam, że w tym opowiadaniu nie będzie zdolności komunikowania się myślami przez stado? Znaczy pamiętam, że chyba było coś takiego w sadze. Jednak to nawet i może lepiej. Ponieważ można więc poznać myśli Luny.

    Dobra lecę czytać kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥

Popularne posty