Jim [ 1 ]




STARY ZNAJOMY 


Patrzę na Jima, kiedy wykonuje ostatnią kombinację ruchów. W pomieszczeniu jest dość tłoczno, a klimatyzacja, która powinna dawać jakiekolwiek poczucie komfortu, najzwyczajniej szwankuje przy tak dużej ilości osób.

Patrzę na syna, na którego twarzy maluje się uśmiech. Szeroki i pełny. Powodujący dołeczki w policzkach. Promieniujący na wszystkich, okalających jego kości policzkowe. Lecz prócz uśmiechu, zawsze najwięcej jestem w stanie rozpoznać w jego oczach. Które były identyczne jak twoje — brązowe, błyszczące, w kształcie owalu. Śmiejące się i pogodne.

Wszyscy zgromadzeni odczuwają silne emocje, ciesząc się z zakończenia długiego turnieju. Niektórzy z rodziców są zawiedzeni porażkami swych pociech, inni szczęśliwi z ich osiągnięć.

A ja? Ja z dumą patrzę na trzynastoletniego chłopca, który wchodzi na pierwszy stopień podium. Od dzisiaj może pochwalić się czarnym pasem w taekwondo.

Niedaleko pada jabłko od jabłoni — pewnie tak powiedziałby ojciec, gdyby tutaj był. Gdyby był razem z tobą. Lecz was nie ma i nigdy nie pojawicie się. Choćby Jim nie wiadomo jak prosił, czy modlił się do sił wyższych. Nigdy nie było, nie jesteś i nie będziesz w naszym życiu.

— Mamo! — słyszę głos Jima, który z entuzjazmem schodzi z podium.

Widząc biegnącego syna, stawiam pewne kroki, aby po chwili zjawił się obok. Jego twarz jest lekko rumiana ze zmęczenia i szczęścia, który jest zwieńczeniem całego trudu treningów, które od kilku lat przechodził.

— Gratuluję — mówię z dumą.

— Zdobyłem też puchar!

— Musisz pomyśleć, gdzie go postawimy.

Jim odkłada puchar na ziemię, a dyplomy pod pachę. Przykłada palec prawej ręki do policzka i najwidoczniej zaczyna się w tej chwili zastanawiać. Wygląda dokładnie jak ty, kiedy byłeś zamyślony.

— To może poczekać — przerywam jego czas na namysły.

Syn patrzy na mnie, unosząc brew do góry. Zdaje się, że nie do końca może uwierzyć w moje słowa. Wzdycham.

— Wróć na podium — mówię, sięgając do niewielkiej torebki. — Zrobię ci zdjęcie z pucharem i dyplomem. Będzie dobrze wyglądać.

Jim uśmiecha się i podnosi puchar z ziemi. Z torebki wyciągam niewielki cyfrowy aparat, który jest zbawieniem w momencie, kiedy nie mam możliwości zapisać w pamięci syna tego dnia. Po tygodniu Jim nie będzie tak tego przeżywał, a tak to zostanie dla niego pamiątka — fotografia chłopca w białym kimono, przepasanego czarnym pasem, z uśmiechem szerokim, pucharem i medalem na niewielkiej piersi.

— Dlaczego nie robisz zdjęcia telefonem? — pyta Jim, gdy kierujemy się w stronę wyjścia.

— Telefon służy do kontaktowania się z innymi i rozmowy.

— Jesteś staroświecka mamo.

Jim mówi to beztrosko z lekkim poczuciem zażenowania. Jednak przywykłam do tego. W końcu my także będąc nastolatkami myśleliśmy, że wiemy o świecie wszystko. Jak bardzo myliliśmy się już wtedy?

Spoglądając na zegarek, popędzam syna, gdy przystajemy przy szatni dla zawodników. Jesteśmy spóźnieni na jego ulubiony program. Syn zostawia swoje zdobycze, a następnie znika za drzwiami z wyrytym napisem: Szatnia męska.



Na parkingu jest już prawie pusto, gdy kierujemy się do samochodu. Niewielka toyota yaris jest dość wygodna, zwłaszcza dla dwuosobowej rodziny. Gdy zajmujemy miejsce wewnątrz, odpalam silnik i włączam lampy. Zapinam pasy i sprawdzam, czy Jim ma je zapięte. Pomimo jego trzynastu lat jest bardzo dojrzałym chłopcem. Szkoda, że w jego wieku nie byliśmy tacy.

Jim na pewno nie będzie taki jak my. Ma więcej oleju w głowie.

Wraz z zapaleniem stacyjki, automatycznie włącza się radio. Nim zdążę się zorientować, z głośnika wydobywają się słowa muzyki, a głos przeszywa moje ciało, powodując mocne palpitacje serca. Przełączam stację.

— Ta piosenka była fajna — mówi z tyłu Jim.

Patrzę w lusterko i widzę zdziwioną twarz syna.

— Antena źle odbiera — odpowiadam.

Jim nic nie odpowiada, choć widzę w lusterku jego naburmuszoną minę. W sumie tak też wygląda identycznie jak ty.

Droga mija nam na słuchaniu wiadomości i braku rozmowy, choć niejednokrotnie próbowałam ją podjąć. Dojeżdżamy na miejsce, więc parkuję na przed blokowym parkingu i wychodzę z samochodu. Osiedle nie jest zbyt ciekawe, lecz znajduje się tutaj wszystko, co potrzebujemy z synem — szkoła Jima, moja praca, sklep z artykułami spożywczymi, warzywniak i nawet pralnia, z której nigdy nie korzystam. Bloki są natomiast zrobione z szarej płyty i niczym nie wyróżniające się. Jest tu schludnie i w miarę bezpiecznie. Jim ma tutaj kolegów.

Przyjeżdżając tutaj była anonimowa i nikt mnie nie znał. To było dobre miejsce na rozpoczęcie życia od nowa. Bo taki był mój cel — zaszyć się bez słowa, pozostawiając cię z możliwością debiutu.

Charakterystyczny odgłos skrzypienia informuje mnie, że Jim wysiadł. Wyciągam kluczyki ze stacyjki i otwieram drzwi. Następnie kieruje się do bagażnika, w którym mam nadzieję nie zastać powodzi z powodu rozmrożenia jakiegokolwiek zakupionego mięsa. Na szczęście zakupy wyglądają okej, więc sięgam do klapy bagażnika i ciągnę ją w dół.

— Jungmi?

Moje serce zdaje się przestać bić, a ciało sztywnieje. Próbuje dać sobie jakiś bodziec, że nikogo na parkingu nie ma, a to tylko wymysł mojej bujnej wyobraźni powoduje, że przez ułamek sekundy pomyślałam, że mogę kogoś spotkać.

W sumie to jest niezrozumiałe i niewytłumaczalne.

— Jungmi? — głos jest coraz bardziej intensywny.

Mrugam oczami, starając się nie dać poznać, że coś słyszę. Jim patrzy na mnie ze zdziwieniem.

— Mamo?

Kładę dłoń na plecach kurtki syna i delikatnie go popycham w kierunku mieszkania. Cała sytuacja jest kuriozalna. Może w innych warunkach, może w innej przyszłości, może w innym, równoległym świecie odwróciłabym się. Jednak dzisiaj wybrałam ucieczkę.

— Jungmi! — głos wciąż odbija się w mojej głowie.

— Mamo, co to za pan? — odzywa się Jim.

— Kochanie, wejdź do domu i włącz nasz teleturniej — szeptam pewnie. — Zaraz do ciebie przyjdę.

Jim nie chce odpuścić. Widzę to w jego oczach. Tą determinację, którą także widziałam u ciebie. Gdy starałeś się mnie zaprosić na randkę, pomimo moich wcześniejszych sprzeciwów.

Lecz, Kim Jungmi także jest zdeterminowana. Patrzę na syna, nie oczekując sprzeciwu. Nastolatek kiwa głową i kieruje się ze swoimi zdobyczami po schodach na górę. Ostatnim co widzę przez szybę klatki schodowej, to wchodząca sylwetka chłopca do naszego mieszkania.

— Jungmi?

Czuję jego obecność za sobą. Zawsze był wysoki, lecz teraz wydaje się przerastać mnie dwukrotnie. Powoli się odwracam, napotykając brązowe oczy.

— Namjoon — mówię, udając zaskoczenie.

Mężczyzna patrzy na mnie podejrzliwie. Zawsze był cholernie mądry. Na pewno łączy teraz w głowie wszystko co zauważył.

— Masz dziecko? — pyta.

— Syna.

— Gratuluję — szepta, kładąc rękę na kark. — W sumie po twoim wyjeździe… Wszystko się zmieniło. Nie pisałaś.

— Mieliście debiutować — mówię śmiało. — Nie powinnam was rozpraszać.

— Ile twój syn ma lat?

— Trzynaście — odpowiadam z lekkim zawachaniem.

Namjoon to zauważa. Nie mija chwila, gdy bierze głęboki wdech.

— To jego dziecko?

Tym razem nie mam już takiej śmiałości. W pierwszym odruchu chcę zaprzeczyć. Ściskam mocniej palce na płóciennej torbie z zakupami.

— On o niczym nie wie — przerywa RM.

Kiwam głową na boki. Przygryzam wargę. Nie potrafię podnieść wzroku, więc pozwalam sobie spuścić głowę. Ciemne włosy zasłaniają piekące policzki.

— Nie może się dowiedzieć — szeptam, gdy w końcu zbieram się na jakąkolwiek odwagę.

— Powinien — nalega Namjoon.

— Nie wszystko co powinniśmy wiedzieć, jest tym co będziemy wiedzieli.

Namjoon wydaje się być zmieszany moją odpowiedzią. Patrzy intensywnie lecz ostatecznie się poddaje. 

— Jak chcesz — rzuca. — Miło było cię spotkać.

RM odwraca się i odchodzi. A ja mam pewność, że cała rozmowa zostanie między nami. 

Ponieważ Namjoon nie był człowiekiem, który zdradzał kogoś tajemnice.




K: Kolejna część tej dość dziwnej dla mnie historii. Ale mam nadzieję, że mimo wszystko ze mną tutaj jesteście i dobrze Wam się czyta. Ostatni tydzień był dla mnie szalony, maj się zapowiada nie lepiej. W dodatku jadę na koncert mojej ulubionej piosenkarki z dzieciństwa (Avril Lavigne) więc życzę Wam udanej majóweczki!

Komentarze

  1. Pojawił się i Namjoon ♥ Właśnie tak czułam, że głos nie okaże się Jego głosem. Kimkolwiek "on" jest... choć domyślam się :D Mimo to jestem ciekawa czy RM zdradzi tajemnicę, bo niby nie zdradza, ale... może jakoś naprowadzi? Czekam na kolejną część "Jima" ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, strzelam, że ojcem jest Taehyung xD Albo J-Hope bo skoro o uśmiechu mowa, to J-Hope ma zabójczy uśmiech :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥

Popularne posty