.
Przygryzłam dolną wargę, wpatrując się w niebo. Tego dnia słońce wyjątkowo mocno świeciło. Nie mogłam się powstrzymać – z uśmiechem na ustach zawyłam. Wysoki ton głosu rozniósł się wśród drzew. Stałam właśnie pośrodku lasu, który przez wiele lat nazywałam swoim domem. Szelest liści sprawił, że zmieniłam ludzką postać na wilka. Chciałam poczuć się bliższa naturze, brakowało mi tego odkąd wyjechałam.
Z radością wypisaną na pysku zaczęłam biegać wśród leśnej roślinności. Czułam się cudownie. Trzy lata rozłąki, pomimo wielu negatywnych emocji związanych z tym miejscem, były torturą. Tęskniłam za terytorium watahy, które od zawsze miało w sobie cząstki magii, czegoś co mnie przyciągało.
Bieg wśród drzew przypomniał mi o mojej wilczej naturze. W tej chwili nie potrzebowałam niczego więcej… Tylko ja, cisza, spokój i samotność.
Gdy podbiegłam do klifu, zatrzymałam się. To właśnie w tym miejscu wydarzyła się scena, która zmieniła moje życie. Jacob całował Bellę. Robił to namiętnie, przekazując w pieszczocie wszystkie uczucia, jakimi darzył dziewczynę. Nie mogłam na to dłużej patrzeć – musiałam odejść, aby przetrwać.
Przybrałam ludzką postać i zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Miałam ochotę zrzucić z siebie całe ubranie i skoczyć z tego klifu. Wiedziałam jednak, że oznaczałoby to mój koniec, a przecież miałam jeszcze tyle do ogarnięcia. Wreszcie postanowiłam zawalczyć o swoje szczęście i miłość.
Wytężyłam słuch, by przysłuchać się dźwiękom dochodzącym z lasu. Wilcze wycie oznaczało jedno… zorientowali się, że jestem na ich terytorium i zaczęli mnie szukać. Westchnęłam ciężko. Wciąż nie byłam w pełni przygotowana do tego spotkania. Choć mało kto zapewne przejął się moim odejściem, to miałam nadzieję, że poruszy ich mój powrót. Jakby nie było trochę się zmieniłam od ucieczki i już nie byłam tą samą słabą omegą.
Zmuszona do przybrania pozycji bojowej, oczekiwałam na przybycie watahy, która wciąż nie do końca zdawała sobie sprawę, kogo zastaną. W wilczym świecie ciężko jest pozbyć się najniższego statusu, a mi się to udało.
Po chwili pojawiła się przede mną wilcza wataha składająca się z pięciu ogromnych i dorosłych wilków. Mimika ich twarzy wyraża złość, a także chęć obrony swoich terenów. Cofnęłam się o krok. Dawno nie widziałam swojego gatunku. Zapomniałam już jak to jest spotkać się oko w oko z samcem alfa i pozostałymi wilkami.
— Kim jesteś? — zapytał czarny wilczur z agresywną postawą. — I dlaczego kojarzę skądś twój cholerny zapach?!
Przymrużyłam powieki, starając się powstrzymać chęć zaśmiania się. Oni naprawdę o mnie zapomnieli. Wymazali z pamięci osobę, która należała do stada, lecz była kompletnie bezużyteczna.
Zirytowana przybrałam drugi raz w ciągu tego dnia zwierzęcą postać. Zmarszczyłam brwi i wyszczerzyłam zęby, chcąc pokazać względem stada bunt, a także siłę.
— Widać, że nigdy nie byłam dla was ważna — warknęłam, a wtedy samiec alfa i zarazem przywódca uspokoił się. Znajomy mi mężczyzna zmienił się w człowieka.
— Luna? — zapytał zdziwiony, a ja ryknęłam cicho, robiąc nieduży krok przed siebie. — To naprawdę ty? — Znów stałam się postacią ludzką. — Szukaliśmy cię…
— Gdybyście mnie naprawdę szukali, to byście mnie znaleźli — odparłam od razu. Czułam, jak moje ciało robi się coraz bardziej gorące. Złość zawładnęła moją osobą. — Z początku nie byłam daleko. Mieliście szansę mnie znaleźć.
— To niemożliwe… — Sam Uley wyciągnął w moją stronę rękę. — Wróć z nami i porozmawiajmy.
Odwróciłam wzrok i przygryzłam dolną wargę. W tym samym momencie pozostałe wilki zmieniły się w ludzi. Wszyscy wyglądali na naprawdę zdziwionych. Mnie jednak zaskoczył fakt, że wśród nich nie było Jacoba. Przede wszystkim chciałam zobaczyć jego – tęskniłam za nim i już naprawdę nie mogłam się powstrzymać, by znów chłopaka nie zobaczyć.
— Porozmawiajmy w domu — powtórzył przywódca. — Nie stójmy tak pośrodku lasu.
— Nie chcę z wami nigdzie wracać — powiedziałam twardo, choć nie byłam do końca pewna swoich słów. Czy przypadkiem nie o to mi chodziło? Sam przymrużył powieki. Nigdy nie lubił, gdy mu się sprzeciwiano.
— Jesteś na naszym terytorium — warknął. — Jeśli nie chcesz porozmawiać, to odejdź.
— Tak szybko mnie wyrzucasz? — mruknęłam, zaciskając pięści. — Wyrzucenie mnie ze stada przychodzi ci tak łatwo.
— To nigdy nie jest łatwe — odparł. — Ale nie będziemy nikogo trzymać na siłę. Nie chcesz należeć do stada, zniknij. Już raz to zrobiłaś.
— Ja…
Nim zdążyłam dokończyć zdanie, poczułam zapach osoby, za którą tak bardzo tęskniłam. Zapach był jednak bardziej intensywny, przyciągał mnie niczym magnes ze zdwojoną siłą… Zapamiętałam jego woń inaczej… lecz teraz wydawała mi się ona wskazywać na jego dojrzałość i siłę.
Przygryzłam dolną wargę. Zaraz się pojawi tuż obok…
Podniosłam wzrok w stronę niewielkiej polany. Serce w jednej chwili zaczęło mi szybciej bić, a na policzka wkradł się ogromny rumieniec.
Szedł. Kierował się w moją stronę. On w całej swojej okazałości. Mężczyzna, który skradł moje serce. Nie miał na sobie koszulki, eksponując tym samym swoje umięśnione ciało. Wyglądał na wyluzowanego i rozbawionego, ale gdy nasze spojrzenia zetknęły się ze sobą, zatrzymał się i rozchylił lekko usta.
— Luna — szepnął.
W odpowiedzi zrobiłam najgłupszą rzecz pod słońcem – odwróciłam się tyłem do watahy, po czym w wilczej postaci uciekłam. Spotkanie z Jacobem stało się dla mnie trudniejsze niż sądziłam…
Jestem ciekawa dalszych rozdziałów. Bo teraz jeszcze ciężko mi się wczuć, ale początki zawsze bywają trudne. Więc czekam na rozwinięcie akcji :)
OdpowiedzUsuń