6 listopada 2022

Indisputable Difference – rozdział 11

 .

Poczucie winy

Mari opadła na posadzkę. Kolana wyjątkowo stały się miękkie, a stawy, które powinny utrzymywać postawę, zdawały się wyparować. Z niedowierzaniem patrzyła na ojca, idącego obok łóżka szpitalnego, na którym leżało bezwładnie ciało dziewczyny. Właśnie kierowali się w stronę ambulansu. 

— Kurwa! — przeklęła głośno, chowając twarz w dłoniach. — Co ja kurwa zrobiłam?!

Po chwili obraz rozmazywał się, a sylwetka bliskich zdawała się znikać. Nim zdążyła wziąć wdech, po bladym policzku spływała łza. A później kolejna.

Ciepła dłoń, objęła jej twarz, a następnie poczuła, jak obcy kciuk ściera kolejno uciekające łzy. Zanim otworzyła oczy, zaciągnęła się i ze świstem wypuściła powietrze. Ciało niekontrolowanie zaczęło drżeć. Z gardła wydobył się szloch.

— To nie twoja wina — usłyszała spokojny głos Todoroki’ego.

Podniosła powieki i ujrzała oczy heterochromika. Shouto przypatrywał jej się, a w jego spojrzeniu dostrzegła troskę i obawę. Po chwili wypełniło je współczucie. Nim zorientowała się, co tak właściwie teraz robi, syn Endeavora objął ją.

Zszokowana podniosła się, starając odgonić myśli, że właśnie w tej chwili, Shouto był bliżej niż ktokolwiek. Czuła jego oddech na obojczyku, miękkie opuszki na mokrych policzkach. Do nozdrzy dostał się zapach potu wymieszany z męskim żelem. Obydwoje byli zmęczeni.

Nie odezwała się, tylko natychmiast wyszła z sali. Nie chciała z nikim rozmawiać, a najważniejsze było tylko zdrowie siostry. Wybiegła praktycznie z budynku, by wyminąć wszystkich i skierować się do pokoju wychowawcy.

Aizawa wpuścił ją, gdy zapukała do jego drzwi. Minę miał nietęgą i w Mari zaczął narastać gniew.

— To twoja wina! — zdenerwowana przytknęła mu palec w pierś. — Gdybyś nas nie przeciwstawił…

— To Ayame nie użyłaby swojej siły — odpowiedział poważnie. — Mari, zrozum, że bohater musi…

— Mam w dupie to, co bohater musi! — krzyknęła. Cała frustracja, która ogarniała jej ciało, przez ostatnie godziny, w końcu wyszła na wierzch. Tanaka nie potrafiła dłużej trzymać uczuć na wodzy. — Ayame nie jest robotem, którego można wypróbować. Jej indywidualność jest zbyt ryzykowna!

— Dlatego trzeba pozwolić jej, by ją kontrolowała.

— Ten dar kiedyś może odebrać jej życie!

— Wiem to — Aizawa powiedział ponuro, a później spojrzał na córkę. Nie miał prawa żądać od niej by się uspokoiła, ani nie wiedział, czy zasłużył na miano ojca. Z całą pewnością postanowił źle, jednak czy wtedy Ayame by mu wybaczyła?

— Co z nią?!

— Wyjdzie z tego — odparł zdawkowo. — Recovery Girl skontaktowała się ze swoją koleżanką w pobliskim szpitalu, która zajmie się nią. Powinna dzisiaj odpocząć, a jutro będzie jak nowa. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

Aizawa chciał podejść do córki i jak zawsze położyć rękę na jej głowie, stwierdzając, że doda jej otuchy. Jednak teraz Tanaka była niczym tykająca bomba.  Kiedy położył rękę na granatowych włosach, nie mogła dłużej wytrzymać. Prychnęła z pogardą w kierunku rodzica, a później trzasnęła mocno drzwiami.


Bakugou udał się w stronę pokoju wychowawcy. Zmarszczył brwi, gdy ujrzał Tanakę wychodzącą z pomieszczenia. Była mocno zdenerwowana. Chłopak włożył ręce do kieszeni spodni. Strój bohaterski zaczął mu przeszkadzać. Wiedział, że rola bohatera jest ciężkim zadaniem, lecz czy to oznaczało, że mieli stawiać na szali własne życie ponad wszystko? 

Gdy Mari zniknęła z zasięgu jego wzroku, bez pukania wszedł do pokoju Aizawy. Mężczyzna siedział za biurkiem, oparty łokciami o biurko z przyłożonymi dłońmi do ust. Myślał nad czymś gorączkowo. Nie zwrócił nawet uwagi na obecność Bakugou. Dopiero kiedy chłopak chrząknął, wychowawca spojrzał na niego. 

— Tak? — zapytał mężczyzna spokojnym tonem. — Chcesz czegoś? 

— Chciałem zapytać…

— Co z Ayame? — wtrącił mężczyzna, a Katsuki kiwnął ruchem głowy. — Za niedługo powinienem się dowiedzieć czegoś więcej. Znajoma Recovery Girl zajmuje się nią, więc wszystko powinno być w porządku. 

— Dlaczego sam pan tam nie pojedzie? — odparł Bakugou, zaciskając dłonie. — To pan nie dopilnował bezpieczeństwa tej walki! 

— Powiedziałem — Aizawa zmienił ton na bardziej ostry — poddanie albo nokaut. Jesteście przyszłymi bohaterami. Będziecie kłaść nieraz na swojej szali życie. Trening ma was przygotować do spotkania z rzeczywistością. 

Chłopak uderzył gwałtownie dłońmi o blat stołu. 

— To jest, kurwa, pana córka! 

— Przestępca nie będzie się o to pytał! — warknął Eraserhead, wstając z miejsca. — Jestem ci wdzięczny za uratowanie jej życia i za to że byłeś w stanie poddać walkę w odpowiednim momencie, ale nie wyobrażaj sobie za dużo, Bakugou! Wciąż jestem twoim nauczycielem i masz uważać na słowa! 

— W dupie mam ton i wszystko inne! Jestem wkurwiony! Tanaka mogła stracić życie w tej walce! — krzyknął.

Po sali rozniósł się smród przypalanego drewna. Umiejętność chłopaka uwolniła się z jego dłoni pod wpływem zdenerwowania. 

— Bakugou…

— Rozumie pan to?! Pana córka — zaakcentował ostatni wyraz — mogła umrzeć! Odwiedzałby pan ją tylko na cmentarzu! 

— Wyjdź! 

Bakugou odsunął się, po czym zdenerwowany opuścił pomieszczenie. Miał szczerą ochotę coś rozwalić. Walka nie przebiegła, tak jak zaplanował. Dał ponieść się pojedynkowi i kompletnie zapomniał o dziewczynie, z którą był w drużynie. Wszyscy zawinili podczas tego sparingu. On również powinien zareagować wcześniej. Nawet na nią nie zerknął przez piętnaście minut… Przecież to było oczywiste, że może zabraknąć jej tlenu… 

— Och, Bakugou! 

Chłopak spojrzał na koniec korytarza, gdzie pojawiła się sylwetka Michiko. Zdenerwowany Bakugou prychnął cicho, a następnie przygryzł dolną wargę. Kompletnie zapomniał o istnieniu tej osoby. Dziewczyna biegła w jego stronę, po czym uwiesiła się wokół jego szyi.  

— Widziałam pogotowie! — krzyknęła, ściskając go mocniej. — Myślałam, że tobie coś się stało! 

— Jak widzisz, jestem cały i zdrowy — warknął. — Złaź ze mnie. 

— Czemu jesteś taki oschły? — zapytała zdziwiony i odsunęła się od niego. — Coś się stało na treningu? 

— Gówno cię to powinno obchodzić. 

— Nie zapomnij, że jesteśmy parą — odpowiedziała. — Wczoraj jakoś inaczej się do mnie zwracałeś. 

— Wczoraj wszystko było inaczej. 

— A dzisiaj co się niby zmieniło? — Zadała kolejne pytanie, marszcząc brwi. — Między tobą a Ayame coś zaszło? 

— Skąd taki pomysł?

— Bo tylko gdy jest jakakolwiek mowa o niej, to nagle stajesz się bardzo agresywny lub miękki. 

Bakugou spojrzał wprost w czerwone oczy dziewczyny. Zdziwiony nie wiedział, jak powinien jej odpowiedzieć. Czyżby naprawdę zachowywał się inaczej, gdy chodziło o Ayame? Nie zauważył takiej zależności… Choć nieźle się wkurwił, gdy zobaczył, jak Hitoshi przytula dziewczynę. Ale przecież był zirytowany, bo… stanęli mu na drodze. 

Przecież on… 

— Kurwa — warknął, po czym odszedł zirytowany. 


Po całej klasie szybko rozniosła się informacja, że Ayame uległa wypadkowi przy walce. Nikt, prócz Shouto i Bakugou, nie wiedział, co było tego przyczyną. Katsuki wmówił wszystkim, że tak już w walce bywa, starając się, na swój chory sposób, wmówić, że to tylko wyczerpanie.

— Za dużo użyła siły i tyle — mruknął w kierunku Kirishimy.

Mari siedziała sama przy stole, powoli przeżuwając porcję ryżu. Nie miała ochoty na jedzenie ani na towarzystwo. Po zajściu na sali, wychowawca dał uczniom wolny wieczór. Niektórzy chcieli spotkać się w szerszym gronie, inni wyruszyć w podróż do pobliskiego miasteczka.

— Idziesz z nami, Mari-chan? — zapytała Uraraka, zapinająca zamek swojej kurtki. Razem z większa grupą uczniów, chcieli sprawdzić tutejsze atrakcje.

— Zostanę w pokoju — odparła spokojnie. Znów przyjęła maskę spokojnej dziewczyny, którą nie raz musiała w przeszłości stosować. — Jestem zmęczona po walce, wybaczcie.

— Jak chcesz, jednak słyszałam, że wasza walka była cudowna!

Mari uśmiechnęła się cierpko. Choć chciała wyrzucić z pamięci, wciąż przed oczami miała obraz siostry. A później odeszła od stołu i oddała do połowy pełną miskę ryżu.

— Nigdy wcześniej Mari-chan nie zostawiała jedzenia — podsumowała Asui, którą zdziwiło zachowanie koleżanki.

Tanaka ściągnęła z siebie strój bohaterski. Pomyślała, że najchętniej wyrzuciłaby go do kosza lub spaliła. Nie miała ochoty ani poczucia, że powinna była zostać bohaterką. Dzisiejszego dnia zachowała się skandalicznie. Przecież mogła zabić własną siostrę!

Ayame nie było w pokoju, kiedy weszła do środka. Dla Mari było tak lepiej, choć po krótkiej chwili, postanowiła wyjść. Nie potrafiła patrzeć na puste łóżko siostry, ani misia, który był jedyną pamiątką po rodzicach.


Korzystając z wolnego czasu przydzielonego uczniom przez Eraserhead’a, Hitoshi postanowił udać się do szpitala, w którym odpoczywać miała Ayame. W rękach trzymał bukiet gerberów. Kwiaciarka poleciła mu owe kwiaty ze względu na ich znaczenie. Wiązanka tego gatunku roślin była najlepszym wyborem jako prezentu dla przyjaciółki. Wybrane przez starszą kobietę różowe gerbery oznaczały szacunek i podziw. Shinso był więc zadowolony z zakupu. 

W szpitalu pojawił się około godziny osiemnastej. Pielęgniarka zapowiedziała chłopakowi, że po dziewiętnastej będzie musiał już się zbierać, po czym podała mu numer sali, na której leżeć miałą Ayame.

Dwieście dwa…, powtarzał ciągle w myślach, aby nie zapomnieć liczby.

Gdy trafił pod odpowiednią salę, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Na przeciwko drzwi o ścianę opierał się Bakugou. Chłopak był skupiony na obserwowaniu wnętrza pomieszczenia, widocznego przez niewielkie okno umieszczone w drzwiach. Miał skrzyżowane ręce, a jego mina wcale nie wyrażała zdenerwowania. Był raczej skupiony. Hitoshi pierwszy raz widział chłopaka w takim stanie. Gdyby go nie znał, to pomyślałby, że to bardzo spokojny człowiek, ale znając go ten spokój wydawał się być dziwnym zjawiskiem. 

— Co tu robisz? — zapytał w końcu Shinso. 

— Nie widzisz, że stoję? — warknął od razu Bakugou, marszcząc brwi. Powrócił do normalności. 

— Po co tutaj przyszedłeś? — odparł od razu nastolatek. 

— Byłem z nią w jednej drużynie, pacanie — mruknął Katsuki, a jego wzrok przeniósł się na trzymany przez Hitoshi’ego bukiet. — A ty co tutaj robisz? Z tymi kwiatami? 

— Przyszedłem odwiedzić Ayame — powiedział wprost. — To moja przyjaciółka, więc to normalne, że się martwię. — Podszedł do drzwi, po czym położył wolną dłoń na klamce. — Myślę jednak, że ty powinieneś opuścić szpitala. Tak będzie lepiej dla Ayame. 

— Dlaczego tak twierdzisz? Ty nic nie wi…

— Wiem tyle, że się jeszcze dzisiaj rano lizałeś z Michiko — odparł Shinso, a Bakugou umilkł. — Nie krzywdź więcej Ayame. Daj jej spokój. Widzisz, że jest kruchą osobą a każda rana cierpieniem. 

— Gówno wiesz. 

Bakugou włożył ręce do kieszeni spodni, po czym zgarbiony odszedł w kierunku wyjścia. Hitoshi nie czekał, aż chłopak zniknie z zasięgu jego wzroku – wszedł do szpitalnej sali z delikatnym uśmiechem. Przywitał go widok uśmiechniętej przyjaciółki. Była jednak wyczerpana fizycznie. 



Talon: Przynajmniej to opowiadanie udaje nam się dodawać regularnie! Jestem z tego powodu bardzo zadowolona ♥ Niestety ostatnio wena i czas nam trochę uprzykrzają życie... Ale staramy się wciąż pisać i pisać! Do kwietnia rozdziały tego opowiadania będą się ukazywały na spokojnie! Trzymajcie za mnie kciuki, bym wreszcie wzięła się też za pisanie Reckless Pain, bo ciężko mi idzie motywacja... :( 

1 komentarz:

  1. Dawno nie miałam tyle na głowie, co ostatnio, ale musiałam tu wpaść i nadrobić :D
    Cieszę się, że z Ayame w porządku i Bakugou tak się nią przejął, że aż postawił się jej ojcu, a potem jeszcze był w szpitalu♥️ Szkoda mi Mari, bo widać, że dla niej to też bardzo trudna sytuacja i że kocha siostrę.
    Życzę dużo weny, bo wyciągnęłam się w to opowiadanie i bardzo mnie cieszy regularne dodawanie rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥