Zabierz moje ramiona
Minęły już trzy tygodnie, odkąd Sakura obwieściła, że pomoże w nawiedzających mnie koszmarach. I chociaż wiedziałem, że to ją zbyt wiele kosztuje, egoistycznie kolejny raz pozwalałem zbliżyć się do siebie. Nie potrafiłem przestać myśleć o tajemnicach, które wciąż żyły w mojej głowie, krążąc jak bumerang, wracającymi każdej nocy, raz za razem.
Sakura starała się znaleźć sposób, w którym ulży mi w cierpieniu, które przechodziłem, każdej nocy, gdy jej nie było przy mnie. Chociaż z początku podłużne pastylki pomagały na chwilę zasnąć i odpłynąć w próżnię, wcześniejszy mrok i tam zdołał mnie złapać i niezwykle okrutnie poturbować. Choć wizyty doktor Haruno były już codziennością, wciąż pod osłoną nocy starałem się przywyknąć do pełnego troski spojrzenia jadeitowych oczu.
Miałem jednak problem, żeby przejść do porządku dziennego, w momencie, kiedy Uzumaki dopytywał, jak moje samopoczucie? Udawałem jak zawsze, że nie jest najgorzej, zmuszając się do krzywego uśmiechu. Chociaż miałem nadzieję, że Naruto odpuści, podejrzliwym wzrokiem sprawdzał postępy w leczeniu.
Nie znał się na medycynie i czytając kartę po chwili odkładał ją z powrotem na blat dębowego stolika. Zastanawiał się, kiedy wyjdę w końcu ze szpitala, atakując przy każdym możliwym razie biedną i niedoświadczoną Junko.
Sakura unikała mojej sali za dnia, w nocy skradając się niczym nieproszony gość. Nie chciałem poruszać z nią tego trudnego tematu, dlatego odpuszczałem i po prostu, powolnym tempem próbowałem się otworzyć.
Siadała zawsze na taborecie pod ścianą. Czasami po lewej, najczęściej na wprost łóżka. Opierała się o szarą, szpitalną ścianę i wraz z notatnikiem w skórzanej oprawie, zapisywała moje terapeutyczne odpowiedzi.
Z początku było to trudne, z czasem przywykłem do zadawanych przez nią pytań. W pierwszych dniach opowiadałem krótko i zwięźle.
— Wolałeś pomidory czy ogórki? — pytała, jakby miało to jakikolwiek sens.
— Pomidory.
— Łosoś czy sandacz?
— Pytasz, co zrobić na jutrzejszy obiad? — Podniosłem charakterystycznie brew, w momencie kolejnego pytania o ulubione jedzenie.
Czułem się gorzej niż na przesłuchaniu u Morino. Chociaż tutaj Sakura nie stosowała kar cielesnych.
— Ulubione potrawy dużo mówią o człowieku — odpowiedziała spokojnie, poprawiając kosmyk różowych włosów i założyła go za ucho.
— Łosoś.
— Czy mama przygotowywała ci ulubione posiłki?
Na wspomnienie o rodzicielce ogarnął mnie smutek. Oddaliłem się od szpitalnej sali a następnie pojawiłem się wspomnieniem w rodzinnej kuchni. Popatrzyłem przed siebie, dostrzegając wysoką kobietę, z długimi, sięgającymi pasa hebanowymi włosami. Mama stała przodem do kuchennego blatu i kroiła pomidory. Następnie dodając porcję ryżu do miseczki, przygotowywała sałatkę.
— Sasuke?
Nie wiedziałem na ile odpłynąłem myślami i byłem nieobecny. Po chwili zrozumiałem, że wystarczyło tylko jedno pytanie, abym pogrążył się we wspomnieniach. Znów jedną nogą w śnie, nie na jawie. Szmaragdowe tęczówki patrzyły na mnie z troską, a w świetle księżyca iskrzyły się i wydawały bardziej roześmiane.
— Tak, gotowała zawsze pyszne dania.
— Dla ciebie? — Sakura długopisem notowała, przybliżając się do niewielkiej lampki nocnej. Niemo wpatrywałem się w usta, gdy wypowiadała kolejne pytania. — Czy gotowała dla ciebie?
Pokiwałem głową, nie odrywając wzroku od malinowych warg. Pierwszy raz starałem się zrozumieć siebie i swoje uczucia, które kierowałem w stronę dawnej przyjaciółki.
Czy dalej była moją przyjaciółką?
Czy tylko terapeutą?
A może męczennicą starającą się jak zawsze mi pomóc?
Zamknęła oczy i przygryzła wargę. Poczułem ciepło i pierwszy raz zrozumiałem, że chciałbym ją pocałować. Tak, jak mężczyzna całuje kobietę.
— Chciałbym... — zacząłem cicho, czując jak bardzo sucho mam w gardle. — Chciałbym…
— Tak?
Czarnymi tęczówkami wciąż patrzyłem na niewinne usta, starając wyrwać z tego beznadziejnego transu. Kiedy znów powróciłem, musiałem się opamiętać. Pokręciłem głową, odchrząknąłem i powiedziałem:
— Chciałbym już wyjść ze szpitala.
Oczekująca postawa Sakury nagle zmieniła się. Zamknęła notatnik, chowając długopis do kieszeni na piersi lekarskiego kitla i wstała z taboretu. Odstawiła stołek na jego miejsce, zawsze tak robiła, gdy wychodziła nad ranem. Nie odwracając się przodem, wypowiedziała beznamiętnie:
— Poproszę Tsunade o wypis.
Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego mimika twarzy diametralnie się zmieniła i co dokładnie to oznaczało? Byłem zbyt słaby w rozumieniu ludzkich uczuć, mając problem z własnymi. Sakura podała mi kolejną pastylkę, którą połknąłem i wyszła z sali.
A mnie po raz kolejny zmorzył sen. Tym razem pojawiła się w nim matka.
*
Deszcz padał, ostry i nieprzyjemny. Ulewa.
Niebo kolejny raz otworzyło się, a spoglądając w górę nie potrafiłem ujrzeć tego, co znajdowało się w środku. Matka zawsze powtarzała, że deszcz to łzy Boga.
Nie lubiłem deszczu. Nie lubiłem burzy.
Wielu rzeczy nie lubiłem, za to mało tak naprawdę znosiłem, a jeszcze mniej przysparzało mi radości.
Pędziłem przez błotną drogę, nogi miałem jak z waty, odmawiały posłuszeństwa. W oddali dostrzegłem matkę, która oparta o werandę machała, chcąc mnie ponaglić, bym wrócił do domu.
Widziałem jej łagodne rysy twarzy. Uśmiechała się.
Ręce mi drżały, a dalej gnałem przez błoto.
Nim się zorientowałem, posiadłość rodowa się oddalała, im szybciej biegłem, tym dalej od niej byłem.
— Nie! — krzyknąłem. — Muszę wrócić!
Zrozpaczony wciąż brodząc w grubej warstwie błota, biegłem co tchu. Obraz rodzicielki zamazywał się.
— Nie zabierajcie jej! — łkałem żałośnie. — Matko!
Zacząłem tworzyć w umyśle obrazy, a wszystko by chociaż przez chwilę poczuć znów matczyny głos. Ciepło spojrzenia onyksowych oczu, tak bardzo podobnych do moich.
— Sasuke — wypowiedziała spokojnie, stojąc za moimi plecami.
Zmęczony padłem na kolana, odwracając twarz w stronę matki. Niedbale rękoma przecierając zapłakane oczy.
Mikoto stała w blasku, odganiała cień, mrok, który mną zawładnął.
— Zostaniesz?
— Na zawsze — powiedziała i ucałowała moją skroń, dając niewielkie ale wystarczające poczucie bezpieczeństwa.
*
Otworzyłem oczy, rejestrując wpadające przez odsłonięte okno światło. Pierwszy raz od dłuższego czasu potrafiłem spokojnie się obudzić i nie wystraszyć wszystkich dookoła. Stojąca za progiem szpitalnej sali Junko, przyglądała mi się z zawstydzeniem.
— Sasuke - san — powiedziała niepewnie, wchodząc powoli do pomieszczenia. — Zbudziłeś się.
Pokiwałem głową, na znak potwierdzenia i obserwowałem jak dziewczyna bliżej podchodzi. Otumaniony wcześniej środkami nasennymi, nie zwracałem na nią uwagi, lecz teraz widziałem, że miała spokojne, dziewczęce rysy. Brązowe oczy iskrzyły radośnie, miały kształt owalu. Długie brązowe włosy, upięte w długiego warkocza. Była drobna i niewysoka. Ustawiła na stoliku tacę.
— Przyniosłam śniadanie — wyszeptała zawstydzona, starając się nie spoglądać w moją stronę.
— Dziękuję — odpowiedziałem, chcąc brzmieć łagodnie.
Jednak jak zawsze mój ton mógłby być zbyt poważny i szorstki. Na jej twarzy zagościł rumieniec, a ze smutkiem spojrzała na leżącą obok tacy kartę.
— Tsunade - sama powiedziała, że możesz dzisiaj wyjść — pochwyciła ją w dłonie, jakby ostatni raz chciała poczuć jakąś władzę w tej sali. — Przygotuję wypis, chociaż nie ukrywam, że będę tęsknić.
Nie potrafiłem nic odpowiedzieć, więc tylko pustym wzrokiem patrzyłem na damską twarz. szybko pomachała ręką, niedbale i chaotycznie, a później przeprosiła za swoje słowa. Była zawstydzona.
Spoglądałem jak podaje mi śniadaniowa tacę, na której znajdowała się zupa miso i tofu. Wziąłem pałeczki do ręki i szybko zanurzyłem je w zupie. Junko przez chwile patrzyła na moje usta, czego nie przegapiłem.
— Życzę ci wszystkiego co najlepsze Sasuke - san. Abyś już tutaj nie wracał — powiedziała na odchodnym, znów oblewając się rumieńcem. Następnie wyszła, zostawiając mnie samego.
A ja szczerze wątpiłem w prawdomówność jej słów.
Podobał mi się ten rozdział, był taki nostalgiczny☺️💔
OdpowiedzUsuńDziękuję za opinię, ponieważ ta historia jest mi bliska i wkładam w nią naprawdę dużo czasu i miłości. Cieszę się, że jako tako mi wychodzi i mogę się z Tobą nią podzielić <3
Usuń