Katharsis – rozdział 5

 .


— Atakują nas!

Schodzę szybko z łóżka i chwytam do ręki karabin. Alarm. Dawno nie słyszałam tego dźwięku. Niemalże przyzwyczaiłam się już do spokojnego i rutynowego życia wraz z Akatsuki. Ale nic nie trwa wiecznie. Ciekawe, ile dziś ilu ludzi stracimy. 

Wybiegam z pokoju i kieruję się w stronę korytarza, by zbudzić tych, którzy nie usłyszeli ostrzeżenia. Przygryzam dolną wargę. Zaczynam odczuwać strach. W gruncie rzeczy nie chcę już nikogo tracić. 

Deidara, Kisame… A dziś Itachi? 

— Kurwa! — syczę pod nosem. — Koniec spania!
Wchodzę do każdego pokoju i krzykiem budzę ludzi, których zdążyłam pokochać. Dzisiejszego dnia mogę ich stracić. Alarm oznaczał bowiem dwa scenariusze – armia nieumarłych kieruje się w naszą stronę bądź to grupa ludzi szykuje na nas zasadzkę. 

— Konan, Pain! — krzyczę, gdy zastaje mnie widok półnagiej pary obejmującej się w łóżku. — Jesteście naszym szefostwem, a wy sobie smacznie śpicie!

— Ja pierdolę… Co się dzieje? — pyta mężczyzna, powoli wstając. Nagle otwiera szerzej powieki. Dopiero teraz słyszy wycie syren. — Co się odpierdala?! 

— Atakują nas. Wstawajcie. 

— Kto?

— Zobaczymy — mówię, po czym wybiegam z sypialni. 

Wciąż mam przed sobą kilka pokoi do obejrzenia. Nie mogę pozwolić, by ktokolwiek pozostał w kryjówce. Narazilibyśmy wtedy ich życie. Chcieliśmy przede wszystkim uniknąć niepotrzebnych śmierci. Już za dużo dobrych i potężnych osób straciliśmy. 

— Wstawać! — Krzyczę w dalszym ciągu, lecz nikt nie wychodzi ze swoich sypialni. Prawdopodobnie wszyscy już opuścili budynek. Z lekkim uśmiechem wybiegam w stronę głównych drzwi. Mogę ze spokojem pojawić się na zewnątrz. Udało mi się po raz kolejny uratować parę istnień. 

— To Orochimaru — słyszę szept niedaleko. 

Zatrzymuję się na chwilę, by przysłuchać się tajemniczej rozmowie. 

— Ten popieprzony drań? — Pain wydaje się być mocno zdenerwowany. Dawno nie używał tak ostrego tonu. — Zajebię go, zobaczysz. 

— Ja chcę to zrobić. 

— Pytanie czy dasz radę, Itachi. 

Kaszel przerywa im dialog. Przykładam dłoń do ust, by nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Czyżby był chory? Jeśli tak – to na co? Muszę się tego jak najszybciej dowiedzieć. 

— Dam — wzdycha Uchiha, gdy wreszcie się uspokoił. — Ja muszę go zabić. To przez niego się to wszystko zaczęło. Cała apokalipsa. Zapłaci za to, że rozpoczął ludzki koszmar… — Znów kaszle. — I… — Zaciąga się powietrzem, by się uspokoić. — I za to, że zabił Sasuke… 

— O-O czym wy mówicie? 

Wychodzę zza rogu, a oni spoglądają na mnie z lekko otwartymi ustami. Nie zauważyli wcześniej mojej obecności. Może to nawet i lepiej – uświadomię tego pieprzonego Uchihę, jak bardzo się myli. Sasuke został zamordowany na moich oczach. 

 — Sakura… 

— To jest niemożliwe! — krzyczę, ale on odwraca głowę w bok. — Sasuke umarł na moich rękach! Zabił go najlepszy przyjaciel! — Zaciskam mocno pięści. Mam ochotę uderzyć go prosto w twarz. — Uzumaki Naruto. To jest osobą, którą poszukujesz!

— Naruto? — pyta Pain. — To brednie. Ten człowiek nie skrzywdziłby nawet muchy. 

— Widocznie go nie znasz! — wrzeszczę, a po moich policzkach spływają łzy. — Tak właściwie… Skąd wy go znacie?! 

— Musimy przełożyć tę rozmowę.

Itachi zmienia temat. Mam ochotę przyłożyć mu prosto w nos, ale wiem, że mam obowiązki względem grupy. Odwracam głowę, po czym odchodzę. Nie mam zamiaru dłużej z nimi rozmawiać. Co z tego, że im przerwałam? Przynajmniej wiem, że mają nieznane mi połączenia z Uzumakim. Tym samym mogę się zemścić. 

Prawdopodobnie będę mogła zamordować Naruto własnymi rękami. I nie będę przy tym delikatna. Musi wiedzieć, gdzie jego miejsce. 

Będzie wąchał pieprzone kwiatki od dołu. 

Zamorduję skurwysyna. 


Od dwudziestu minut stoimy w kręgu i czekamy na rozkazy. Pain cały czas zastanawia się nad rozwiązaniem sytuacji. Wcześniej wysłany zwiadowca oznajmił, że zbliża się duża grupa zombie pod dowództwem człowieka. Pierwszy raz słyszę o takim przypadku. Musi być to ktoś potężny. Prawdopodobnie twórca pierwszych nieumarłych. 

Czyżby tajemniczy Orochimaru o którym mówił wcześniej Itachi? Prawdziwy morderca Sasuke?

Wypluwam ślinę, by zapomnieć o słowach Itachiego. To Uzumaki zabił mojego ukochanego. Ale w takim razie dlaczego Uchiha mówił o tym z takim przekonaniem? 

Zaciskam mocno ręce. Przyglądam się nadciągającym potworom. Jest ich naprawdę dużo. Zaczynam się trząść. Dawno nie walczyłam przeciwko tak ogromnej grupie. Boję się. 

Nagle czuję na ramieniu czyjąś rękę. Spoglądam w bok. 

Dalej jestem wściekła. 

Ale mimo wszystko gest Itachi’ego oraz jego lekko uśmiechnięta buzia dodają mi siły. Wierzę w to, że razem damy radę. On i ja ramię w ramię. Czuję się trochę, jakbym znów walczyła u boku Sasuke. Ale cóż się dziwić – w końcu byli to bracia. 

— Ochronię cię. — Mężczyzna szepcze do mojego ucha. Odpowiadam więc kiwnięciem głowy. — Razem możemy wiele, Sakura. 



Od Autorki: Przed wami kolejny rozdział Katharsis, który miał się ukazać już miesiąc temu... No cóż, plany się trochę pokrzyżowały, ale mimo to wracam w pełni sił... Dzięki opowiadaniom pisanym z K. mam ochotę pisać i pisać, jak tylko mam czas c: Mam nadzieję, że RP i ID bardzo wam się podobają, bo piszemy je naprawdę z uśmiechem na ustach!

Komentarze

  1. Wciąż zastanawia mnie, jak zginął Sasuke i co tak właściwie się wydarzyło. Jak mogło dojść do tego, że Sakura może mylnie oceniać starego znajomego? No cóż, podejrzewam, że do epilogu wszystko się wyjaśni ^.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chyba wysiadam. Co ten Ororo jak dupa zza krzaka wyskoczył w tej historii xD Też jestem ciekawa skąd u Sakury myśl, że to Naruto zabił jeśli to był Oro.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥

Popularne posty