Bad Soul — rozdział 1

 

Zabierz moje oczy.


Smutek wypełniający wnętrze zepsutego ciała. Czułem cholerną pustkę, kiedy ocknąłem się. Leżący obok Naruto bezsilnie szeptał, że czekał. Czując palące policzki, starałem się ukryć słabość zawstydzenia pod hebanowymi, przydługimi włosami.

Cholerny niepoprawny optymista.

— Przegrałem — cisnęło się na moje usta, lecz z krtani wydobyłem tylko żałosny jęk.

Wystarczyło. Uzumaki wiedział, co starałem się powiedzieć.

Zawsze w głębi duszy na to czekał.

Nim zdążyłem wziąć porządny wdech, różowe kosmyki powiewały na wietrze. Przypominały kwitnące na wiosnę wiśnie. Zawstydzony odwróciłem głowę. Następnie zielona poświata spowiła krwawiący kikut i poczułem przyjemne ciepło.

Czakra Sakury była uzależniająca.

Nie wiem, kiedy zemdlałem.

Osłabiony i obolały dotarłem do konoszańskiego więzienia.

Ceglane ściany odpychały swą surowością, w powietrzu wyczułem zapach stęchlizny. Jednak lata spędzone przy boku parszywego sannina spowodowałby osobiste przyzwyczajenie się do woni unoszącej się w celi.

Słyszałem pogardliwe śmiechy strażników, kiedy związany przebywałem w opustoszałej celi. Głosy przedzierające się i gnębiące, odrażające.

Wewnętrzną rozpacz starałem się ukryć pod maską obojętności. Czułem się na wpół martwy, chociaż pragnąłem śmierci, zwłaszcza teraz.

Ibiki Morino znany był ze swych brutalnych przesłuchań, których i a mogłem doświadczyć. Starałem się okazać skruchę, wiedziałem, że w środku jestem zepsuty.

Zasłużyłem na karę, więc ze spokojem oddawałem się nieludzkim torturom, które zostały wobec mnie zastosowane.

Niewidomy, starałem się przetrwać cielesne katusze. Obolały, posiniaczony, z rozciętymi, piekącymi ranami. Zabrany zmysł wzroku uwydatniał poczucie bólu.

To była tortura, którą jōnin uwielbiał.

Jako shinobi od zawsze przygotowany byłem na ból. Znoszący cierpienie nie okazywałem strachu. Chociaż będąc chłopcem bałem się własnych demonów.

Twarz Itachiego była taka obca. Srogie spojrzenie sharingana przenikało wewnętrzne ograny. Zatracałem się we wspomnieniach, przeżywając wewnętrzne katusze.

Niekochany. Zapomniany.

Zabijałem wewnętrzne poczucie bliskości, odtrącając wszystkich, którym chociaż trochę zaczęło na mnie zależeć.

Arogancki dupek, zawsze wszystko wiedziałem najlepiej. A tak naprawdę byłem nikim.

Podatny na wpływy, niczym pomalowane czerwoną farbą płótno, niszczyłem innych, życie, siebie. Mały gówniarz, który zawsze zgrywał doskonałą, chodzącą encyklopedię.

Moje uszy dobiegł odgłos stukanych o mosiężne kraty pałki. Przez miesiące przebywania w więzieniu, zdołałem przywyknąć i oczekiwałem tego, co kolejny raz się wydarzy. Spokojnie czekałem, aż strażnik poderwie łokcie i skieruje do jednego z pokoju kar, w którym połamią żebro, lub wyrwą cążkami paznokcie.

Poczułem jego oddech, drażnił nieogoloną, zaniedbaną twarz. Przełknąłem ślinę, lepiej było umrzeć.

Sasuke dobiegł mnie chłodny głos Kakashiego. Nim zrozumiałem sens wszystkiego i uwolniłem się od histerycznego amoku, Hatake rozkazał zdjąć wiążącą oczy opaskę. W końcu mogłem przejrzeć na oczy.

Pomimo zaciemnionej przestrzeni, najmniejsze światło raziło źrenice, Automatycznie zamknąłem powieki. Czyżby Kopiujący Ninja tak znęcał się nad swoim ulubionym uczniem? Prychnąłem. On nigdy mnie nie doceniał. Byłem dla niego tylko dzieciakiem, który poprzez rodowe dōjutsu posiadał podobne umiejętności. Chociaż Czcigodny Trzeci zlecił mu pomoc w opanowaniu mojego sharingana, nigdy nie potrafił zainteresować się moim rozwojem.

— Ciężki żywot, co Sasuke? — jego gardłowy głos rozbrzmiewał w otoczeniu czterech kamienistych ścian. Nie odpowiedziałem.

Zastanawiałem się, czy elitarny ninja będzie chciał znęcać się nade mną psychicznie, w końcu był z tego znany. On jednak miał w planach co innego.

Usiadł na końcu pryczy i położył dłoń na moim ramieniu. Automatycznie spiąłem wszystkie mięśnie. Od zawsze nie potrafiłem znieść żadnego dotyku. Hatake patrzył w niewidzialny, nieosiągalny punkt w przestrzeni, kolejny raz przerywając gnębiącą nas ciszę.

— Wyglądasz tragicznie.

Nie potrafiłem odpowiedzieć na tą prowokację. W ustach czułem metaliczny posmak, krwi, która wydobywała się z rozciętych warg. Powoli oczy przyzwyczajały się do niewielkiego światła, rejestrując otoczenie. W celi znajdowało się niewielkie okno, przez które wpadały nikły blask księżyca. Z całą pewnością było po północy.

— Wyciągniemy cię stąd — powiedział na odchodne, kiedy nie ruszyłem się, wciąż spięty i zdystansowany. — Musisz jeszcze chwilę wytrzymać.

Kakashi rozpłynął się w powietrzu. A ja, znowu utraciłem możliwość rejestrowania otoczenia. Ciemna pieczęć zasłaniała krwawe oczy. A później dobiegł mnie kolejny, srogi głos Morino.

— Co Uchiha, jesteś gotowy błagać Shinigami* o dzisiejszą śmierć?





* Shinigami (jap. 死神, 死に神 bóg, bóstwo, duch, kami śmierci) — kami prowadzące, zapraszające, kuszące człowieka ku śmierci, wzbudzające w człowieku myśl o śmierci.



Komentarze

  1. Dzieje się! Zapowiada się ciekawe i dość mroczne opowiadanie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem taka ciekawa co się wydarzy! Jeszcze nagle wprowadziłaś pojęcie shinigami i mój umysł powymyślał jakies walki między demonami a bogami :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥

Popularne posty