Czasami zastanawiała się, jak niektórzy ludzie potrafią żyć bez mózgu? Chociaż mówi się, że człowiek to istota myśląca, patrząc na wydarzenia dzisiejszego dnia Lucy uświadomiła sobie, że niestety jest całkiem inaczej.
Zdenerwowana zachowaniem mężczyzny, wybiegła z budynku. Niech tylko ja go dorwę - pomyślała. Nie wiedziała kim jest siwowłosy mężczyzna, ale postanowiła za wszelką cenę się dowiedzieć. Nie wiedziała jak tego dokona, aczkolwiek zawsze jeżeli się na coś uparła to musiała osiągnąć cel.
Lucy, jeżeli nie da się przodem, to trzeba bokiem, od tyłu do przodu. Nie raz w życiu zdarzy się taka sytuacja, będziesz w sytuacji bez wyjścia, musisz być uparta. Jak twój ojciec — zawsze jej to powtarzała matka.
Pan Miobuku był największym uparciuchem jakiego dane było im poznać. Zawsze miał swoje zdanie i nigdy nie słuchał innych. Wydawało mu się, że wie wszystko, a nie wiedział nic. W przeszłości Lucy z ojcem kłócili się często, ze względu na identyczne charaktery.
Wchodząc do mieszkania jedynym o czym marzyła to ściągnięcie butów. Odpięła pasek i cisnęła je w dal korytarza.
— Dalej masz zły humor? — Rin stanęła w przedsionku.
— Nawet mnie nie denerwuj — fuknęła Miobuku. — Pecha mam cały dzień.
— Dlaczego?
— Rozumiesz, że wychodząc z windy znów wpadłam na tego kretyna?
— Zaparzę kawy i opowiesz mi wszystko ze szczegółami.
Nohara zniknęła, a Lucy w pokoju ściągnęła sukienkę oraz rajstopy. Z szafki wyciągnęła stare dresy i luźną koszulkę. W takim stroju czuła się najlepiej. Ściągnęła czerwone soczewki, aby dać odpocząć oczom i na nos założyła okulary. Odłożyła telefon na półkę i wkroczyła do kuchni. Na blacie stały już dwie filiżanki gorącego napoju.
— Przez twoje ciasteczka przytyję! — zaśmiała się siadając na krześle.
— Miałam dzisiaj wolne to wzięłam się za pieczenie. — uśmiechnęła się. — Opowiadaj! Jestem ciekawa jak ci minął pierwszy dzień i przede wszystkim co to za mężczyzna.
— Bezczelny!
— W to nie wątpię. — zachichotałyśmy. — Zamieniam się w słuch.
— Przede wszystkim, tak jak ci mówiłam ja tam nie pasuje. — Lucy upiła łyk kawy. — Wszyscy są tacy piękni.
— Lucy ty to jesteś dopiero piękność! Po prostu uwierz w siebie.
— Rin proszę cię... Wszyscy piękni, kulturalni, mądrzy.
— Z wyjątkiem szarowłosego cud chłopięcia?
— Tak, oprócz szaraka w masce.
— W masce? — Nohara przysunęła palec do policzka, starając się wymyślić dlaczego mężczyzna nosił maskę. — Może ma jakąś chorobę?
— Przy chorej głowie nie nosi się maski na pół twarzy. — Miobuku wzruszała ramionami i poprawiła niesforne pasemko za ucho. — Prędzej opryszczkę. Wygląda na takiego, który zalicza dziewuchę za dziewuchą. Jakbyś tam była i zobaczyła, jak kobiety pożerają go wzrokiem.
— Przystojny jest?
— Niestety tak — ze smutkiem w głosie kolejny raz wzięła łyk kawy. — Zawstydził mnie, kiedy wychodząc z pracy kolejny raz na niego wpadłam. Drzwi windy się otworzyły i z impetem wleciał w stos moich posegregowanych dokumentów.
— No pięknie. Przeprosił?
— W życiu. Już miałam dość i odezwałam się.
— Nie wierzę — źrenice Rin powiększyły się. — Czy Lucy Miobuku się odezwała? Pierwszy dzień w pracy?
— Nie śmiej się ze mnie! — fuknęła. — Dobrze wiesz, że jak się zdenerwuje to potrafię nakrzyczeć.
— Niestety wiem. Więc jak go zrugałaś?
— Powiedziałam by patrzył jak chodzi. Następie poprosiłam, aby pomógł mi posprzątać. Oczywiście zlekceważył mnie, wsiadł do windy, stwierdzając, że to moja wina. — Miobuku odpuściła szczegóły, nie mówiąc przyjaciółce o denerwującym ją słowie koteczku. Pomyślała, że przyjaciółka na pewno zaczęła by głosić swoje insynuacje. A tego wolała sobie oszczędzić. Szybko dojadła kokosankę i upiła ostatni łyk kawy. — Dziękuję — powstała z krzesła i udała się do swojego pokoju. — Chyba muszę się trochę przespać, padam z nóg.
— Domyślam się. — Rin także wstała z miejsca. — Obito chciał bym z nim poszła na zakupy, więc zostawię cię samą, mała.
— Jakie mała? Przecież jesteś mniejsza niż ja!
— Strzałeczka.
Brunetka ubrała buty na stopy i założyła marynarkę na ramiona. Przeczesała szybko ręką włosy, przeglądając w lustrze.
— Dobrze wyglądasz — rzuciła Lucy, przystając na progu pokoju. — Miłego chodzenia po sklepach.
— Przez to, że jesteś taka oschła, nigdy nie znajdziesz faceta!
— Nawet nie szukam. — Miobuku zamknęła drzwi do pokoju, nawet nie słysząc gadaniny Rin. — On sam mnie znajdzie.
Obito. Obito Uchiha. Był to dwudziestoośmioletni mężczyzna, średniego wzrostu, z ciemnymi tęczówkami, pogodnym uśmiechem. Nohara poznała go na zajęciach fitness, w pobliskiej, osiedlowej siłowni. Kilka dni później okazało się, że Obito rozpoczął studia doktoranckie na kierunku filologii angielskiej, wykładał renesansową literaturę. Lucy lubiła tego chłopaka, jednak wszystko się skomplikowało, kiedy na pierwszych ćwiczeniach okazało się, że jest jej wykładowcą. Pech.
Kiedy dobiegł ją odgłos przekręconego zamka w drzwiach wejściowych i zdała sobie sprawę, że Rin pozostawił ją samą w mieszkaniu, ponownie zagościła w kuchni. Nastawiła wodę i zaparzyła zielonej herbaty. Wzięła ostatnią już kokosankę i w doskonałym humorze udała się do sypiali. Z półki ściągnęła ulubiony utwór i prawie z pamięci wyrecytowała pierwszą zwrotkę:
„Dwa rody, zacne, jednako i sławne
—Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie”
Zamknęła oczy, pozwalając aby ociężałe powieki zasłoniły obraz. Opuszkiem palców sunęła po karcie Szekspirowego dzieła, niczym niewidomy czytając, napojona początkiem. Mimo, że było to banalne czasami uznane za dziwne, uwielbiała to dzieło. Romeo i Julia.
„Z łon tych dwu wrogów wzięło bowiem życie,
Pod najstraszliwszą z gwiazd, kochanków dwoje;
Po pełnym przygód nieszczęśliwych bycie
Śmierć ich stłumiła rodzicielskie boje.”
Szeptała do siebie, znając każdy wers. Każde słowo. Dlaczego ze wszystkich dzieł to był najbliższe jej sercu? Może myślała, że kolejny raz czytając tą historię finał będzie zupełnie inny. Że miłość zwycięży?
„Tej ich miłości przebieg zbyt bolesny
I jak się ojców nienawiść nie zmienia,
Aż ją zakończy dzieci zgon przedwczesny,
Dwugodzinnego treścią przedstawienia.”
*
Wyjechał na piętnaste piętro i rozejrzał się po gabinecie. Podszedł do ciemnego, czarnego biurka i zauważył teczkę. Lucy Miobuku. Uśmiechnął się pod nosem i sięgnął po stojącą karafkę. Nalał bursztynowy napój do stojącej obok szklanki i przechylił do gardła. Whisky paliło gardło, a ręce pochwyciły dokumentację.
Imię: Lucy Izumi Nazwisko: Miobuku
Ojciec: Tobirama Miobuku. Matka: Mito Miobuku.
Data urodzenia: 1 czerwca Miejsce urodzenia: Osaka
Stan cywilny: Panna
Patrzył na jej zdjęcie i podanie o staż.
— Punktualna, rzetelna, pracowita — Kakashi wertował kartki, starając się znaleźć coś, co potrafiłoby go skłonić, by trzymał się od niej z daleka. Ulubiony twórca — William Szekspir, dzieło — Romeo i Julia.
Takie to oczywiste — pomyślał. Wywiad personalny prowadziła Kurenai. Nic ciekawego, prócz stwierdzenia, że w dzisiejszych czasach współczesna kobieta nie może polegać na szczęściu, ponieważ szczęście jest tylko zależne od nas. — Jeżeli nie da się przodem, to trzeba bokiem, od tyłu do przodu. Zaśmiał się, chociaż wiedział, że kobieta ma rację.
— Inaczej nie byłbym właścicielem tak wielkiego wydawnictwa. – powiedział.
Zawsze dążył do zamierzonego celu. Z uporem maniaka siedział nad przepisami, śledził rynek bieżący i wtórny. Jednak czy Kakashi nie miał szczęścia?
— Miałem, co tylko udowadnia, że czasem szczęście nie zależy tylko od nas Panno Miobuku.
Rzucił teczkę na blat i kolejny raz nalał sobie whisky. Przechylił, aby ugasić pragnienie, gdy do gabinetu weszła Shizune.
— Kakashi-san. — zaczęła pytająco. Hatake skinął głową, na znak, że może podejść. — Przyniosłam dokumenty do zatwierdzenia.
— Połóż na biurku. — rzucił obojętnie.
— Czy coś jeszcze Panu przynieść.
— Nie, możesz iść do domu.
Nie obrócił się kiedy kobieta opuściła pomieszczenie. Wciągnął powietrze i oparł ciężką głowę o chłodną szybę. Patrząc na tokijskie budynki, zatłoczone ulice, wiedział, że dzisiejszą noc spędzi w gabinecie. Opadł na fotel sięgając po dokumenty. Czas to pieniądz.
Od Autorki: Kolejna środa, kolejny Kakashi. Czas tak szybko ucieka... Przyznam się, że przecierałam dzisiaj oczy dwa razy, żeby dotarło do mnie, że dzisiaj jest środa. Jakby ktoś miał chęć, to są otwarte zamówienia i na chwile obecną jestem bezrobotna :D A tak przy okazji, czy ktoś tutaj jest razem z nami?
Ludzie znów odchodzą z Bloggera, to wielka szkoda :( Ale nikogo z drugiej strony się nie zmusi do czytania w tym miejscu :(
OdpowiedzUsuńAle co do rozdziału to się nie mogę doczekać całej akcji <3 Z czytaniem każdego zdania przypominało mi się, jak bardzo to opowiadanie lubiłam, więc czekam na więcej <3