9 kwietnia 2022

Błogosławieństwo czy Przekleństwo – rozdział 3 [ostatni]

 


Bakugou przekroczył próg drzwi i skierował się w stronę łóżka ukochanego. Wtedy nagle do pomieszczenia wpadło czterech pracowników szpitala. Dalsza akcja rozegrała się dość szybko – lekarze zapoznali się z sytuacją, udzielili pierwszej fachowej pomocy, wywieźli Deku z pokoju i poinformowali chłopaków, aby zaczekali na informację. 

— Co tu się stało? — zapytał Katsuki, zsuwając się po ścianie. — Dlaczego Deku został zabrany?

W tym samym momencie bohater zauważył na ziemi spore krople krwi. Wytrzeszczył oczy, po czym chwycił Todorokiego za kołnierz koszulki i podniósł lekko do góry. 

— Coś ty mu zrobił?! — Zadał kolejne pytanie, tym razem znacznie głośniej. — Dlaczego tu jest krew, do jasnej cholery?! 

— Gdybyś tylko raz wpadł do niego i zapytał co u niego! — krzyknął Shōto. — On tak bardzo za tobą tęsknił!

Katsuki puścił go i usiadł na ziemi z bezsilności.

Czas zaczął płynąć wolniej.


Minęło zaledwie pół godziny od momentu, w którym Izuku został zabrany przez lekarzy i pielęgniarki do sali intensywnej terapii. Bakugō co chwilę zerkał na Todorokiego, który siedział na krześle ze skrzyżowanymi ramionami. 

— Mówił coś? — mruknął Katsuki. 

Shōto spojrzał na niego, po czym uśmiechnął się pod nosem. 

— Mówił, oczywiście, że mówił. 

— Co mówił?! — Bakugō zerwał się z miejsca. — Jak się czuł?! Czy dawał sobie radę?! Był choć przez chwilę szczęśliwy?! Płakał? Cieszył się?!

— Dlaczego martwisz się o co? — zapytał zaskoczony Todoroki.

— A o co innego mam się martwić?

— No… Na przykład o to, co o tobie mówił?

— To nie jest ważne… Chcę wiedzieć czy przez ten krótki czas był szczęśliwy… Czy dałeś mu to szczęście, którego ja nie mogłem mu zaoferować? 

Todoroki wstał z miejsca. 

— Dlaczego ja miałbym mu dać szczęście? — zapytał zdziwiony. — Ja tylko opiekowałem się nim, gdy ciebie nie było. Udawał zadowolenie, każdy jego uśmiech w moją stronę był sztuczny. Poza tym to ty jesteś jego miłością. 

— Myślałem, że między wami coś jest — odpowiedział Bakugou ze spuszczoną głową. Spoglądał w szpitalne kafelki, szukając pomocy. 

Jeżeli Midoriya czekał na jego obecność, a blondyn się nie pojawił – to Katsuki był prawdziwym idiotą. Gdyby tylko znał prawdziwe uczucia chłopaka i z nim rozmawiał… Może wcale nie skończyliby w ten sposób? 

Bakugou chwycił się za głowę i zaczął nerwowo poruszać nogą. Czuł jak jego wnętrze się pali, a pot powoli pojawiał się na jego ciele. Stresował się niewiadomą. Bał się tego, co będzie z jego ukochanym.

Przecież byli ze sobą tak długo… tyle razem przeżyli… 

— Myślisz, że będzie z nim dobrze? — zapytał blondyn, omijając wzrokiem znajomego. Nie chciał, aby ich spojrzenia się spotkały. Oskarżył Todorokiego o zabranie mu miłości, a tak naprawdę tylko chciał ją uratować.

— Zobaczymy ile ma chęci do życia… Ostatnio nie było z nim dobrze — westchnął Shouto i posłał uśmiech rówieśnikowi. — Ale gdyby usłyszał, że tak się o niego martwisz, na pewno by się ucieszył. On naprawdę bardzo cię kocha.

— … i nigdy nie pomyślałby o zdradzie, prawda? — zapytał Bakugou, ale nie oczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi. 

Miał ochotę płakać. Czuł się tak bezradny. 

Nawet nie wiedział, w którym momencie z jego oczu popłynęły pierwsze łzy. Chwilę później, cała twarz Katsukiego zrobiła się czerwona, a policzka niewiarygodnie mokre. 

Płakał. 


Stał przed drzwiami do mieszkania ukochanego. Nie wiedział czy powinien zapukać, ale w końcu przemógł się. Delikatnie zapukał, ale niestety nikt mu nie otworzył. Nabrał więc powietrza do ust i wykonał tę samą czynność mocniej. Tym razem nie musiał długo czekać. 

Ujrzał przed sobą przestraszoną twarz Deku. 

Nie mógł już dłużej czekać – rzucił się w ramiona Midoriyi. Starał się jednocześnie uważać na wózek inwalidzki. 

— Cześć… Izuku — szepnął, gładząc jego zielone, puchate włosy. Nabrał powietrza do nosa. Bił od rówieśnika zapach świeżych mandarynek. Bakugou tak bardzo uwielbiał te perfumy, a ukochany stale ich używał. Nigdy nie zapominał. 

— Kacchan… 

— Przepraszam cię za wszystko… Jestem takim idiotą… — Tłumaczenie Katsukiego sprawiło, że po jego policzkach spłynęły łzy. — Tak bardzo bałem się o ciebie… 

— Ale dlaczego? — Pytanie, które zadał Izuku, sprawiło, że Bakugou drgnął. — Ja… To ja źle… 

— Nie! — krzyknął, odsuwając się od chłopaka. Spojrzenie zdezorientowanych i przestraszonych oczu doprowadziło blondyna do większego płaczu. — Kochanie… — Deku wytrzeszczył oczu. Niewiele razy słyszał to określenie. — Naprawdę… Bardzo cię kocham. 

Oczy Midoriyi błysnęły. Zaraz jednak pokryły się smutkiem. 

— Nie wyobrażałem sobie życia bez ciebie — skomentował, po czym przetarł łzę na policzku ukochanego. — Nie miałem po co istnieć bez ciebie. 

— Jestem takim idiotą. 

— Jest… idealnie.

Bakugou uśmiechnął się pod nosem. Widok zdrowego i szczęśliwego Deku sprawił, że serce blondyna przyspieszyło bicie. Miłość była cudowna. 





3 komentarze:

  1. Fajne opowiadanie, choć przy tej scenie ze szpitalem myślałam, że jeszcze tam coś się miedzy nimi rozegra xD Choć chyba mam wrażenie, że momentami to za szybko toczyło, choć niby to pasuje do tej narwanej wersji Katsukiego, więc nie narudze xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie potrafiłam już pisać tego opowiadania. Miało się zawrzeć w trzech rozdziałach - i trzeci rozdział był okropną męczarnią :c

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥