Pogoń – Rozdział 2

 



Nieprzytomnego chłopaka obudził nagły huk. Natychmiast uniósł powieki, lecz pierwszym co go spotkało była, boląca wręcz, jasność. Dopiero po chwili, gdy w końcu przyzwyczaił się do światła, zaczął wszystko analizować.
Doskonale pamiętał wydarzenia w jakich niedawno – a przynajmniej taką miał nadzieję, że niedawno – brał udział.
— Jak długo tu jestem? — zapytał kierując to pytanie do kamiennej ściany.
Dopiero teraz postanowił rozejrzeć się po pomieszczeniu w którym przebywał. Cela jak to cela, miała trzy ściany zrobione z grubych, lecz dobrze wyszlifowanych skał, a czwarta złożona była jedynie ze stalowych, ułożonych pionowo oraz poziomo, rur. To było więzienie. Na szczęście dość wygodne, gdyż Todoroki obudził się na pocieszająco miękkim łóżku. Lecz oprócz niego ostatnią rzeczą jaka znajdowała się w tym miejscu było wiaderko. Wiadomo w jakim celu.
— Przynajmniej o tym pomyśleli — westchnął, podchodząc do krat. — Przepraszam, czy znajdę tutaj kogoś kto mógłby mi wytłumaczyć tą sytuację? Jestem Todoroki Shouto, syn władcy ogromnych ziem, których nie da się zliczyć na posiadanych palcach. Żądam rozmowy z waszym przywódcą. Nie chcecie mieć chyba na karku wojska arycyjskiego o którym krążą legendy.
Odpowiedziała mu cisza, której bynajmniej się spodziewał. Nie zdążył jednak wrócić do łóżka, na którym chciał po prostu poleżeć, gdyż to pomieszczenie... Poruszyło się. I to tak porządnie.
Shouto odczuł to na własnej skórze, bo nie spodziewając się trzęsienia, przewrócił się na lewą rękę i krzyknął. Ból był niedopisania. Ale na szczęście zachował trzeźwość umysłu i wiedział co powinien zrobić. Miał już w tym doświadczenie. Przecież nie pierwszy raz coś mu się stało. Przyłożył prawą dłoń do zranionej części drugiej ręki i zaczął ją powoli schładzać. Musiał to robić bardzo dokładnie. Gdyby rozproszył się choć na chwilę, to można by ją już tylko dać odciąć.
Nieoczekiwanie rzucono tuż przed nim żelazo. Po szybkim przeanalizowaniu zrozumiał, że były to kajdanki.
— Szybko zakładaj. — Odrobinę poddenerwowany głos, nie czekał na jakiekolwiek pytania ze strony Todorokiego. Na zewnątrz coś się działo, a sam porwany wolał znaleźć się w bezpiecznym miejscu i co najważniejsze – ocenić w jakiej sytuacji się znalazł.
Wykonując polecenie, kątem oka spojrzał na towarzysza. Słońce doskonale go oświetlało. Średniego wzrostu chłopak o czerwonych włosach oraz tego samego koloru oczach.  Wyglądał dość dziecinnie, ale jednocześnie groźnie i pewnie. Musiał w swym życiu wiele przejść.
— Gotowy? — zapytał nieco podejrzliwie.
— Tak — odpowiedział zgodnie z prawdą, Shouto.
Nieznajomy otworzył kłódkę, która pozwała na zamknięcie więźnia i chwycił następcę tronu za ramię, popychając w odpowiednim kierunku. Todoroki jednak nie wiedział, czego miał się spodziewać.
Ktoś ich atakował? Jeśli tak, to gdzie byli? No i czy to było ojczyste wojsko? Tata chciał pomóc? Mama, siostra, brat? Ktoś w ogóle zorientował się, że go nie ma? Tak w ogóle to ile czasu spędził już w tej dziurze?
Próbował znaleźć odpowiedź, lecz wiedział jaki będzie skutek tych poszukiwań.
Wychodząc z pomieszczenia odczuł nieprzyjemne i krótkie ciepło, do którego powinien być przyzwyczajony. Zanim rozpalił porządnie lewą stronę ciała trochę czasu mijało, a tutaj... Ogień gasł i rozniósł się w ułamku sekundy. Niczym bomby stosowane w jego kraju do szybkiego pozbycia się wrogów.
— Gdzie idziemy? — Zaciekawienie wzięło nad nim góry, zachowując jednocześnie zdrowy rozsądek.
— Nie martw się. To nie Aricia.
Todoroki drgnął lekko. Skoro to nie byli oni, a ten chłopak był trochę za spokojny, to oznaczało, że nikt po niego nie przyszedł.
Czy jego kraj miał w ogóle ochotę go uratować? A może chcieli, by ktoś z pozostałej dwójki rodzeństwa został następcą? Może to oni wszystko zaplanowali? Wynajęli jakiś przestępców, by go zabili?
— Przepraszam, ale...
— Tak? — Nieznajomy spojrzał na niego uspokojony. Widocznie odetchnął.
— Co tak właściwie się dzieje?
— Zaraz zobaczysz.
Chłopaki w końcu wyszli na zewnątrz, a w tym momencie Shouto oślepił blask tutejszego, błękitnego nieba. Ale nim zajął się rozglądaniem po powierzchni, ujrzał tego blondyna. Tego, który go porwał. Pod wpływem emocji chciał na niego ruszyć, lecz nie zrobił ani jednego kroku, czując przy karku rękę towarzysza.
— Nie polecam. Jestem twardszy i ostrzejszy niż skała, czy stal. — Porywacz uśmiechnął się, a Todoroki spojrzał na dłoń zbliżającą się do jego ciała. Wyglądała na naprawdę twardą oraz wyszlifowaną. Nie chciał zadzierać z tym osobnikiem.
— Dobrze, nic nie zrobię. Tylko wytłumacz mi o co tutaj chodzi — zażądał. — Zostałem porwany czyż nie? Należą mi się jakieś wyjaśnienia.
— Ach, to on później odpowie na twoje pytania — wyższy wskazał palcem na szalejącego blondyna. — To jest nasz przywódca, on chciał cię tu sprowadzić. Ja mu odradzałem tak szalonego planu. Przecież to prawie samobójstwo. Większość z nas odczuła siłę tych waszych legendarnych arycyjskich wojowników.
Shouto zamrugał. Nie był głupi, wiedział, że wojska wysyłane na bój mordowały innych, nawet cywili, ale po raz pierwszy spotkał kogoś, kto być może brał w tym udział. Nie wiedział jak powinien odpowiedzieć, więc zamilkł. Czuł lekką presję jaką wywoływał chłopak o czerwonych włosach.
Ale w jednej chwili zapomniał o towarzyszu.
— Giń, giń, giń! — Przerażająco okrutny głos odwrócił jego uwagę. To ten blondyn. W jego oczach było szaleństwo. Beznamiętnie ciął mieczem ciało jakiegoś mężczyzny, którego krew już dawno spłynęła na drewnianą powierzchnię.
Siedemnastolatek jeszcze raz ocenił miejsce w którym się znalazł. Błękitne niebo, drewniana podłoga i... otaczająca ich woda.
Zdecydowanie znajdował się na jakimś statku.
Sam na sam z tymi szaleńcami.

Komentarze

Popularne posty