Po wyczerpującym dniu w pracy Bakugō miał nadzieję, że w domu nie zastanie go jak zwykle ponura atmosfera. Pragnął wrócić, zajrzeć na chwilę jak się miewa ukochany, a na koniec rzucić się na miękkie łóżko, zapominając jednocześnie o codziennych problemach i nareszcie móc się porządnie wyspać. Przechodząc jednak przez drzwi wejściowe przywitała go doskonale znana cisza. Ta niepokojąca martwota.
Pełen obaw wbiegł do salonu wzrokiem szukając partnera, który jak zawsze powinien oglądać o tej godzinie telewizję i na szczęście – Midoriya siedział na kanapie okryty kocem. Pojawienie się zestresowanego blondyna nie sprawiło jednak, że ten choć na chwilę oderwał smętne, prawie nieprzytomne spojrzenie od ekranu. Nic go nie obchodziło.
Uspokojony Katsuki usiadł obok rówieśnika i złożył pocałunek na jego policzku.
— Jestem, skarbie — szepnął, lecz nie dostał odpowiedzi.
Uśmiechnął się ledwie żywy, po czym szybko odsunął się od partnera. Wolał unikać czułości oraz częstego kontaktu fizycznego. Izuku nie za bardzo za tym przepadał.
Skierował się w stronę przyjemnie urządzonego aneksu kuchennego i oparł się o blat. Zmęczenie powoli zaczęło brać nad nim górę. Odkręcił kran, by obmyć ręce w zimnej wodzie, wykrzywiając usta w lekkim grymasie. Gdy skończył, zajrzał do wypełnionej po same brzegi jedzeniem lodówki, po czym wyciągnął sporej wielkości garnek w którym znajdowała się zupa z poprzedniego dnia.
— Odgrzeję udon — poinformował ukochanego, zabierając się za przygotowanie obiadu.
Postawił garnek na kuchence i przekręcił największe pokrętło, zostawiając naczynie na dużym ogniu. Odgrzanie zazwyczaj zajmowało mu około dziesięciu – no może piętnastu – minut, więc zabrał się za inne czynności, którymi należało się jeszcze zająć.
Powycierał mokrą ścierką meble, wyciągnął z kosza śmieci, założył na niego nowy worek i powyrzucał przeterminowane pożywienie, którego oczywiście było troszkę za dużo. Po upływie czasu, gdy zupa zaczęła się gotować, wyłączył ją i nalał do dwóch niewielkich misek.
— Chcesz mniejszą porcję, prawda?
— Nie jestem głodny. — Midoriya delikatnie poruszył swoim ciałem.
— Ale rano pewnie nic nie jadłeś.
Blondyn położył naczynia na stoliku i usiadł obok ukochanego, biorąc do ręki porcję przygotowaną właśnie dla Izuku. Nabrał łyżkę zupy, po czym skierował ją w stronę ust rówieśnika.
— Otwórz buzię — rozkazał łagodnie, choć taki ton w żadnym calu nie pasował do jego wybuchowego charakteru.
— Jadłem — mruknął Midoriya, odwracając głowę w bok.
— Co jadłeś?
— Nie pamiętam już.
— Bo nic nie jadłeś — powiedział dość ostro Katsuki. — Zacznij w końcu jeść jak normalny człowiek!
— Tylko widzisz... — Spojrzał w zmartwione oczy partnera. — Ja już nie jestem normalnym człowiekiem.
Bakugō zagryzł dolną wargę, a przy okazji dość gwałtownie odłożył miskę na stolik. Nie mogąc już słuchać tego ponurego narzekania postanowił wyjść na balkon, aby odrobinę się przewietrzyć. Po drodze wziął jednak leżącą na parapecie paczkę papierosów. Już od dłuższego czasu palił, nie mogąc wytrzymać z poczucia winy jakie nim targało.
Gdyby żyli ze sobą w zgodzie – nie musiałby tego robić, ale w ten sposób wyładowywał stres oraz frustrację, które musiał ukrywać.
— Nie chciałem przecież... — westchnął.
Odpalił fajkę i spojrzał na pobliski plac zabaw na którym bawiły się dzieci. Dwójka młodych chłopców bawiła się w superbohaterów – niczym on i Deku kiedyś. To były piękne czasy, pomimo tego, że jeszcze wtedy gardził Izuku. Zacisnął mocniej zęby przypominając sobie tego dawnego siebie, którego miał nadzieję już nigdy więcej nie zobaczyć.
— Gdyby nie ja... — Wypuścił dym z buzi, spuszczając wzrok na poniszczone kafelki balkonu. — Nigdy byś nie stracił czucia w nogach...
Z zamyślenia wyrwał go głos sąsiada, a zarazem jego najlepszego przyjaciela.
— Siemka, Bakugō!
— Cześć, Kirishima — odpowiedział blondyn, gasząc papierosa.
— Wróciłeś z pracy, co? — Kirishima oparł się o balustradę i intensywnie skupił wzrok na rozmówcy.
— Ta, ciężko dzisiaj było — westchnął zmęczony. — Był atak na szkołę, więc musiałem interweniować. Kurwa, dzieciaki w tych czasach bawią się Darami zamiast wykorzystywać je w dobrym celu. Panikowali i nic nie potrafili zrobić. Nawet dla takiej elity jak moja drużyna był to nie lada wyczyn, serio. Cudem wygraliśmy.
— No coś tam dzisiaj widziałem w wiadomościach. Gdybym nie miał pod opieką małej to pewnie już bym tam był.
— Dzieciak Taishirō? — zapytał blondyn, siadając na stalowym krześle.
— No, jest świetna, naprawdę! Taka mała kruszynka! Też już bym chciał taką mieć, ale wiesz jak wygląda sytuacja.
— Dalej się nie odzywa?
— Nie — mruknął chłopak o czerwonych włosach. — Jeszcze rozumiem jakbym zrobił coś złego, ale... Wyszedłem tylko na piwo!
— Głupi powód — zaśmiał się Bakugō. — My też w końcu moglibyśmy pójść i naj...
Wypowiedź Katsukiego przerwało pukanie o szybę, wydobywające się z jego mieszkania. Widząc ponurą minę Midoriyi szybko pożegnał się z przyjacielem i wszedł do środka, po czym natychmiast podszedł do ukochanego.
— Coś się stało? — Uklęknął przy nim, trzymając dłonie na jego kolanach.
— Głodny jestem — mruknął Izuku.
Na twarz blondyna wdarł się łagodny uśmiech. Odgarnął kosmyk kręconych włosów Deku, który zasłaniał prześliczne – choć smutne – zielone oczy.
— Zupa?
— Uhum...
Dwudziestolatek chwycił niepełnosprawnego chłopaka na ręce i przeniósł go na kanapę. Nie potrafił przestać się uśmiechać. W jego sercu pojawił się promyk nadziei. Midoriya nareszcie samodzielnie poruszył się na wózku. To już był bardzo duży krok ku dobrej przyszłości, w szczególności dla ich związku.
Po nakarmieniu partnera poszedł włożyć brudne naczynia do umywalki i wrócił na swoje miejsce. Objął ramieniem ukochanego, po czym złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Pragnął tego już od dłuższego czasu. Szczerze już nawet nie pamiętał kiedy ostatni raz byli tak blisko.
Pocałunki po chwili zmieniły tempo ze spokojnego na dosyć żarliwe. Wymieniali się śliną, wykorzystując intensywnie gorącą atmosferę. W salonie unosił się zapach pragnienia oraz narastającego – z każdą kolejną czynnością – podniecenia. Nie chcieli przerywać tych czułości.
Umięśnionym ciałem Katsuki naparł na partnera, wymuszając na nim ułożenie się na kanapie. Chwycił bezwładne nogi Izuku i delikatnie umieścił je na miękkim meblu. Powolnymi ruchami sunął palcami po udzie, chcąc przygotować ukochanego do dalszej zabawy.
— K-Ka-cchan — wysapał Midoriya.
Bakugō dawno tego nie słyszał. Wyszeptany pseudonim zadziałał na niego jak płachta na byka. Jeszcze mocniej przyssał się w wargi rówieśnika, co jakiś czas wgryzając się w nie oraz natrętnie wpychając język do wnętrza jego ust. Był głodny i spragniony. Długi czas spędzony na abstynencji wyzwolił w nim dziką bestię, która miała zamiar się ujawnić właśnie w takim momencie. Dłonie błądziły już nie tylko po nodze. Podwinął koszulkę partnera, a jego ciepłe palce zetknęły się z chłodnym brzuchem, wywołując na ciele Izuku gęsią skórkę.
— Ach — jęknął niższy między pocałunkami, zaciskając mocno oczy. Sam już nie pamiętał kiedy ostatnio tak się czuł. — Jak wspaniale...
— Chcesz więcej? — zapytał Katsuki, nie czekając na odpowiedź.
Przesunął dłonią wyżej, dotykając sterczących sutków. Od razu rozpoczął zabawę. Szczypał je, okrężnymi ruchami palców sprawiał, że w zawrotnym tempie stanęły na baczność. Przy okazji poczuł narastający problem również na dole.
— Wiem, że chcesz.
Ściągnął z Midoriyi górną część piżamy i przyssał się do brodawek. Pozostawiając na nich mokre ślady miał wrażenie, że mógł bawić się jeszcze lepiej. Przerywał co chwilę czynność, aby zamienić usta na dłonie i móc tworzyć na jego torsie malinki. Oznaczył go.
Po dłuższej chwili, gdy spojrzeli sobie w oczy, w myślach stwierdzili, że to koniec. Chłopak o zielonych włosach chwycił jeszcze tylko policzki ukochanego i cmoknął go delikatnie w usta czekając na następną część pieszczot, a zadowolony Bakugō nie chciał już dłużej czekać. Zniżył się twarzą do wypuklenia w spodniach towarzysza i przygryzł dolną wargę.
— Uwielbiam cię — powiedział żarliwie; tym swoim szalonym głosem, którego Izuku już dawno nie słyszał.
— Już nic nie mów, proszę...
Blondyn ściągnął ostatnią część ubrań partnera, rzucając ją gdzieś w bok. Jego widok stanowił teraz już tylko niewielki, lecz jakże sztywny członek. Katsuki parsknął pod nosem i wziął się do pracy. Wkładając go do buzi nie myślał już o niczym poza rozkoszą, którą właśnie odczuwał. A współlokator odchylił tylko głowę do tyłu, nie mogąc wytrzymać z przyjemności. Ciepły oraz mokry język pieszczący jego męskość był cudowny, dawał nieopisane doznania.
Midoriya sapał. Głośno sapał, pragnąc, aby ukochany przeszedł już do konkretów. Być może lubił jak blondyn bawił się jego skarbem, ale wolał, gdy w niego wchodził. A jego dziurka zdążyła już zatęsknić za seksem.
— Więcej! — Poprosił zajętego wybranka swego serca, kiedy z jego ust wypłynęła strużka śliny. Zdążył już zapomnieć o całym świecie i wszystkich problemach.
— Sam tego chciałeś.
Wygłodniały Bakugō chwycił niepełnosprawne nogi, rozkładając je przed sobą.
Zajebiste, pomyślał blondyn obserwując to niewielkie ciało. Niegdyś świetnie wyrzeźbione z powodu przebytych, morderczych treningów, w tym momencie wychodzone i słabe. Ale jemu to nie przeszkadzało; w sumie podobało mu się jeszcze bardziej.
Był panem sytuacji. Trzymał w swych rękach władzę i Midoriya nie mógł już się mu oprzeć.
Ale Katsuki nie zatracił się do końca. Musiał być ostrożny, porządnie rozluźnić partnera i dopiero wtedy przejść do dalszych działań, konkretów. Chciał, aby wszystko odbyło się namiętnie, ale również i bezboleśnie.
Chociaż z drugiej strony chciał go też widzieć błagającego, aby przestał...
Chłopak szybko pokręcił głową i odsunął się, nachylając się nad szafką stojącą obok sofy, po czym wyciągnął z szuflady lubrykant. Nie widział innego sposobu, aby wszystko przebiegło bez komplikacji, innymi słowy, łagodnie i gładko.
— To zaczynamy — uśmiechnął się drapieżnie dwudziestolatek wylewając na dłoń ciekłą substancję.
Włożył w ukochanego pierwszy palec, który zaraz poczuł tą cudowną ciasnotę. Wnętrze chłopaka było mokre i ciepłe. Na szczęście nie musiał się bać o sprawy higieniczne, bo codziennie rano i wieczorem pomagał mu w kąpielach.
— O tak — wysapał Izuku, zaciskając pięści na materiale wersalki. W pieszczoty zaangażował się do tego stopnia, że zapomniał o braku czucia w nogach. Na szczęście kontakt z penisem Bakugō w jego odbycie odczuwał ze zdwojoną siłą, choć na tą chwilę musiał zadowolić się tylko jego palcami. Koniecznością było dobre rozluźnienie i sam zdawał sobie z tego sprawę.
Przygotowania ku radości obydwojga przebiegły szybko. Pozostał już tylko punkt końcowych ich zabawy, aby odbyć stuprocentowy stosunek.
Blondyn chwycił nogi ukochanego i położył je sobie na ramionach, a gotowy członek, którego
odsłonił trochę wcześniej, otarł się o dziurkę Midoriyi. Z ust chłopaków wydobyło się sapnięcie.
O tak, cudowne.
Katsuki w końcu w niego wszedł. W momencie w którym poczuł tę ciasnotę na swych najczulszym punkcie odchylił głowę do tyłu i westchnął rozmarzony. No i nareszcie – zaczął się poruszać. Na początku powoli, starając się nie sprawiać bólu partnerowi. Ku jego zadowoleniu mimika Izuku sprawiała, że jednak bardzo mu się to podobało.
Zawodowy bohater musiał na niego patrzeć. Nie potrafił oderwać wzroku od tego słabego ciała. Tak bardzo chciał dominować. Bakugō w końcu nie wytrzymał. Ruchy znacznie przyspieszyły, a cały penis co chwilę gubił się w odbycie, starając się uderzać o jedną ze ścianek oraz napierać na prostatę.
Wbijał się coraz to mocniejszymi ruchami – do tego stopnia, że twarz rówieśnika oblała się czerwienią, a po jego brodzie spływała ślina, której miał już nadmiar w buzi. Jęczał i sapał, chcąc krzyczeć, ale nie zdążył, bo dłoń partnera zasłoniła mu usta.
— Krzyknij, a nie będzie już tak miło — syknął Katsuki.
Ten prawdziwy. Ostry, gwałtowny i wybuchowy.
Ujeżdżający ciało blondyn, czując szczytowanie zaczął poruszać się jeszcze szybciej, przekraczając własne granice. Po kilku pchnięciach, zdążył wyciągnąć penisa i doszedł na brzuch zmęczonego Izuku, który przed paroma sekundami również wytrysnął. Substancja o mleczno-przeźroczystym kolorze pojawiła się w sporej ilości, więc Bakugō podrapał się z tyłu głowy odrobinę zawstydzony.
— Jak było? — zapytał, chcąc usłyszeć szczerą opinię ukochanego. — Nie było ci źle?
— Nie — odpowiedział uśmiechnięty Deku.
— A nogi cię nie bolą?
— Nogi? — Powtórzył Midoriya otrząsnąwszy się z rozmarzenia. — Pytasz się mnie czy nogi mnie bolą?
— No nie...
— Dobrze wiesz, że nie mam w nich czucia to czemu mają mnie boleć?! — wrzasnął.
— Uspokój się — szepnął blondyn, ściągając z siebie nagiego partnera. — Martwię się tylko o ciebie. Przecież nie chciałem sprawić ci przykrości. Nie zadałem tego pytania specjalnie żeby cię wkurzyć.
— Zejdź mi z oczu... — mruknął niepełnosprawny, przykrywając się kocem.
Żyłka na czole Katsukiego zaczęła mocno pulsować.
— Kurwa! Mam tego już serdecznie dosyć!
Podniósł się z kanapy, nie spoglądając na rówieśnika. Zapiął rozporek spodni, aby schować męskość i wyszedł z pomieszczenia. Mimika jego twarzy wyrażała wściekłość oraz zirytowanie. Jasnym było to, że nie chciał się po seksie pokłócić z Midoriyą, ale on sam do tego doprowadził tą swoją smętną gadką.
— Nie wiem kiedy wrócę. — Wszedł jeszcze na chwilę do salonu, lecz nie patrzył na ukochanego. — Jeśli chcesz coś ode mnie to nawet nie dzwoń, będę u Kirishimy. Mam ciebie i tych twoich fochów dość. — Rzucił w jego stronę własny telefon. — Dzwoń do kogo chcesz, mam to w dupie. Wychodzę. Jak wrócę to dobrze, a jak nie... To wiedz, że to twoja wina.
I wyszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥