Katharsis – Rozdział 2

 


Spoglądam w ciemne tęczówki przez dłuższą chwilę. Nie jestem w stanie wyczytać z nich żadnych emocji, ale pomimo tego widzę piękno. Jest w nich coś cudowniejszego niż w oczach mojej zamordowanej miłości. Chłodne, lecz... troskliwe? Nie potrafię odgadnąć o czym myśli, czego pragnie. Chce mnie poznać? Nie... Nie jest zainteresowany moją przeszłością. Czuję to.
— Jak się nazywasz?
Odwracam wzrok na mężczyznę o rudych włosach. Ma poważną minę i lekko zmarszczone brwi. Zaciskam dłonie na prześcieradle, starając się obmyślić sposób ucieczki. Po rozejrzeniu się po pomieszczeniu stwierdzam, że jest to niemożliwe. Uśmiecham się w stronę zebranej w celi trójki – bo tylko tak można nazwać to miejsce. 
— Może najpierw ty mi się przedstawisz — mówię pewnie, nie spuszczając z niego wzroku. Chcę mu pokazać, że nie boję się go. — To ja jestem tutaj gościem, a ty gospodarzem. Z grzeczności należy się tobie pierwszemu przedstawić. 
— Nowa i pyskata?
Do pomieszczenia wchodzi kolejny mężczyzna o siwych włosach, które dość długo musiał układać za pomocą żelu. Ale muszę to przyznać przed sobą... jest cholernie przystojny. 
— Hidan, kazałem ci pozostać na zewnątrz — mówi nieznajomy. Widocznie ich kapitan, szef, wódz, czy kim tam jeszcze może być. 
— No nie mogłem się doczekać, żeby zobaczyć jej słodką twarzyczkę — odpowiada, zbliżając się. — Niech szef sobie pomyśli... Gdyby ją wpuścić do tych wygłodniałych zombie, które biegają wciąż na zewnątrz i zrobić z niej królika doświadczalnego? — Patrzy na towarzysza błagalnym, ale i szaleńczym spojrzeniem. — Proszę... Oddaj ją w moje ręce. 
— Znajdź sobie inną. Ta jest wyjątkowa. Silna. 
Hidan przygryza dolną wargę, po czym szepcze coś pod nosem. Z ruchu warg odczytuję liczne przekleństwa. Zaczynam szukać po omacku swej broni. Nie czuję się w tej chwili, tuż przy nich, bezpieczna. Ten człowiek jest... pojebany. 
— Itachi — lider zwraca się do drugiego mężczyzny o charakterystycznym oraz zimnym spojrzeniu.
— Tak? 
— Zajmiesz się dziewczyną.
Wymieniony spogląda na mnie. 
— Rozumiem. 
Wszyscy, poza Itachim, wychodzą. 
Staram się zgrywać silną oraz niedostępną, lecz gdy spogląda na mnie tymi czarnymi oczami, odpływam. Nie jestem w stanie myśleć racjonalnie. Zapominam o sytuacji sprzed chwili, kiedy moje życie było zagrożone przez drugiego człowieka. Jakiegoś szaleńca. 
— Powiesz jak się nazywasz? — Pyta, przerywając ciszę. 
— A ty? 
— Chyba słyszałaś. 
— Nie bądź taki oschły. Chcę poznać ludzi, którzy mnie porwali. — Uśmiecham się zadziornie, by nieznajomy trochę się zdenerwował, ale on wciąż ma kamienny wyraz twarzy. Zaczynam się odrobinę niepokoić. Jest w nim coś niebezpiecznego. 
Brak odpowiedzi z jego strony sprawia, że momentalnie wstaję. Nie mam zamiaru być ich więźniem. 
— Idę się rozejrzeć, Itachi-san — mówię spokojnie. 
Poprawiam na szybko włosy, wymijam mężczyznę oraz opuszczam pomieszczenie. Wszędzie jest ponuro. Czyżbyśmy byli teraz w podziemiach? Szaleństwo. Nikt normalny nie miał czasu na wykopanie oraz zbudowanie takiego schronu. Muszą być zgraną organizacją. 

***

Spacer kończę w momencie, w którym czuję na ramieniu czyjąś dłoń. Od razu reaguję na nieznane mi zagrożenie. Chwytam szybko ludzką, jeszcze ciepłą dłoń i gwałtownie podcinam mu nogę, by następnie przewrócić nieznajomego na ziemię. Na szczęście nie jest w stanie mi odpowiedzieć. Jestem szybsza. 
— Kim jesteś? — Pytam, wykręcając mu rękę do tyłu oraz siedząc na jego tyłku. 
— Ał, ał! Nic nie chciałem ci zrobić, kobieto! Miałem cię tylko poszukać. Lider cię wzywa. 
Przygryzam dolną wargę, gdy odwraca głowę w moją stronę. Przystojny. Cholernie przystojny. Jego długie blond włosy spięte w kucyk oraz zakrywające lewe oko, dodają mu tajemniczego uroku. 
— Co się tak spoglądasz?
Puszczam go, a moje policzka zaczynają niemalże płonąć. 
— Podobam ci się? 
Przełykam ślinę i niczym w amoku przytakuję mu ruchem głowy. 
— Może chciałabyś iść na randkę? 
Znów się zgadzam. 
— Haruno Sakura...

***

— Deidara! — Krzyczę zadowolona, zabijając jednego z żywych trupów. Rzucam w stronę towarzysza swą broń, z której oczywiście chętnie korzysta. Tworzymy najlepsze duo w całej organizacji. Rozumiemy się bez słów. 
— Uważaj!
Spoglądam na niego, po czym wykonuję gwałtowny unik. Tuż za sobą widzę zgłodniałego żywego trupa. Marszczę brwi i wbijam mu między piersi nóż. 
— Obrzydliwe — szepczę przeciwnikowi do ucha, lecz wiem, że ten i tak tego nie rozumie. — Zabiję was wszystkich. — Odwracam się w stronę blondyna uradowana. — Deidara, zabiłam kolejnego! 
— To zajebiście — odpowiada. — Ale poczekaj, bo mam trochę kłopotów.
Patrzę jak chłopak walczy z czterema potworami. Stawiam krok do przodu, lecz wiem, że sobie poradzi. Deidara jest cholernie silny. 
— Pamiętaj jedną rzecz, Sakura.
Gwałtownie odwracam się w stronę usłyszanego głosu. Przede mną stoi niewzruszony Itachi.
— Co masz na myśli? 
— Nie ufaj towarzyszom, jeśli chcesz ich bronić. 
— O czym ty mówisz? — Pytam z niedowierzaniem, a on odchodzi, by zająć się grupką nieumarłych, jakie zachodzą nas od drugiej strony. — Jak to nie ufać? 
Odwracam wzrok na Deidarę. 

***

— Dawno tego nie robiłem — mówi otwarcie. 
— Nie obchodzi mnie to. 
Kładę dłoń na jego karku i mocno przyciągam do siebie, by złączyć nasze usta w namiętnym oraz wygłodniałym pocałunku. Pragnę go już od dłuższego czasu. Sunę palcami po jego nagiej klatce piersiowej i wsuwam dłoń pod bokserki. Czuję pulsowanie przyrodzenia, a także to jak z każdą sekundą twardnieje. 
— Chcę cię tu i teraz — mruczę, poruszając dłonią. Jeżdżę ręką w górę i dół. Spoglądam przy tym mu prowokacyjnie w oczy, aby sam w końcu zaczął coś robić. Również chcę otrzymać od niego pieszczoty oraz nieopisaną przyjemność. 
— Później nie narzekaj — odpowiada męsko i mocno zamienia się ze mną miejscem. — Jesteś teraz moją podwładną. 
 Zaczyna mnie pieścić palcami. Porusza nimi na tyle dobrze, że czuję iż moje wnętrze jest wypełnione cieczą. Jeszcze nigdy nie czułam takiej przyjemności z seksu. Przyłączam się do jego zabawy, kładąc palce na łechtaczce. Dzięki ruchom, jakie dodałam, odczuwam jeszcze większe spełnienie. 
— Dojdziesz? — Pyta zaciekawiony, a ja posyłam mu na wpółprzytomny uśmiech. 
— Chciałbyś. Dzisiaj zabawiamy się całą noc. 
Deidara posyła mi szeroki uśmiech i mocno przyciska mnie do łóżka. Czuję się jak jego zdobycz. Podoba mi się to. 

***

Patrzę z niedowierzaniem na rozgrywającą się przede mną akcję. Nieumarli niebezpiecznie zbliżają się do Deidary, który powoli opada z sił. Chcę mu pomóc, lecz nie jestem w stanie. Nie mam siły. 
Zaciskam mocno pięści. Muszę się ruszyć. 
— Nie podchodź! — krzyczy zmęczony. — Dam sobie radę. Jestem silny. 
Uśmiecham się pod nosem. 
— Jesteś silny. 
Odwracam się do ukochanego plecami oraz odchodzę kawałek. 
Zatrzymuję się na chwilę, czując nieprzyjemny niepokój. Chcę spojrzeć kolejny raz na Deidarę, lecz zamiast zobaczyć go żywego... Widzę go zamienionego w zombie. 
— Mówiłem byś nie ufała — słyszę szept tuż przy swoim uchu. 
Itachi.... mówiłeś bym nie ufała...



Komentarze

  1. Dość szybko postępuje tu akcja... ledwo nadążam xD I przed chwilą wręcz myślałam, że pomyliły mi się paringi w opisie ale już sie w sumie naprawiły.
    Ten moment, gdy Itachi mówi do sakury, że ją ostrzegał, a ona mu przytakuje. Kurde. To ma taki potencjał. Na prawdę szkoda, że tak tu przeskakujesz ze sceny na scenę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz motywuje nas do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz nasze utwory, prosimy — pozostaw jakiś ślad po sobie.
Dziękujemy ♥

Popularne posty