Mogę być twoim bohaterem – Rozdział 4




Wonho x Minhyuk || Monsta X || +18

— Rozbieraj się — powiedział pewnym głosem blondyn i odsunął się na dobrą odległość. — Nie denerwuj się, przecież obaj jesteśmy mężczyznami, czyż nie? No chyba, że coś ukrywasz...
— Niby co miałbym ukrywać? — Zapytał również się oddalając.
Zacisnął mocno pięści i o mały włos, a nie rzuciłby się ze złości i zażenowania. Pierwszy raz w życiu ktoś prosto z mostu powiedział mu żeby się przed nim rozebrał, a w dodatku zaczął się domyślać jego tajemnicy. No cholera, rozumiał jeszcze gdyby było to jakieś romantyczne i wyznałby mu teraz iż on też coś do niego czuje, ale nie takie!
— Debil — Mruknął chcąc go ominąć i wyjść, jednak Lee nie pozwolił mu na to i chwycił jego nadgarstek.
Przyciągnął do siebie chłopaka, po czym z całą siłą pchnął go na łóżko. Położył dłoń na końcu jego bluzy, którą sam mu dał i już chciał podciągnąć ją delikatnie do góry, kiedy ten mocno go odepchnął. W jego oczach wyczytał nieopisaną złość, jednakże co miał innego zrobić? Zadanie, które kazał zrobić im lider samo się nie wykona, a widząc jego opór samodzielnie się nie rozbierze.
— Zrobię to — mruknął niezadowolony, a bicie jego serca mocno przyspieszyło.
Stanął naprzeciwko Minhyuka spoglądając odważnie w jego oczy i zdjął ze swojego ciała górną część ubioru. W tej chwili był tuż przed nim na wyciągnięcie ręki w samych spodniach, a on nic nie mógł zrobić. Wonho odwrócił zażenowany wzrok, jednak nie zasłonił swojego wyrzeźbionego brzucha, zamiast tego miał cichą na dzieję, że może jednak coś się wydarzy.
Był tak strasznie słodki.
Minhyuk przybliżył się jednym krokiem, a on w końcu spojrzał na niego. Działał instynktownie.
— Odsuń się trochę.
Lee zamrugał kilka razy oczami, ale w końcu przytaknął głową i wykonał jego polecenie.
Natomiast on zażenowany tym, że rozbiera się przed nowym kolegą postanowił pozbyć się białych spodni.
Po odrzuceniu dolnej partii ubrań podniósł wzrok na blondyna, który miał lekko otwartą buzię.
— Nie patrz tak na mnie, no... — mruknął.
— W-Wybacz... — odpowiedział, po czym znów się przybliżył. — Po prostu... Dopiero teraz tak naprawdę zauważyłem, że jesteś... przystojny...
Wonho przełknął głośno ślinę wpatrując się w jego urocze, jakby zamglone oczy. Och, zdecydowanie mu się spodobał, nie można było się z tym kłócić. Chwycił jego dłoń i przybliżył do swojej nagiej klatki piersiowej. Ten odważny krok zszokował Minhyuka, który nie potrafił oderwać od niego wzroku.
Przygryzając dolną wargę Shin znów przybliżył się do niego i w końcu ułożył ciepłą rękę do jego rozgrzanego ciała.
— Zaczynaj — wyszeptał wprost do jego ucha.
Atmosfera w pomieszczeniu znacznie się zmieniła.
— Minhyuk? — Zapytał grubym głosem, aby przywrócić medyka na ziemię. Po wcześniejszych słowach chłopaka poczuł się lepiej, jednak brak odzewu z jego strony sprawił iż poczuł, że się wygłupił. — Przepraszam, chyba...
— To ja przepraszam, weźmy... — Przerwał na chwilę i przełknął głośno ślinę. — Weźmy tę sprawę na poważnie... To jest... Po prostu misja...
Hoseok uśmiechnął się delikatnie.
— Więc po prostu to zróbmy.
Blondyn przygryzł dolną wargę, aby wyrzucić z głowy nieprzyzwoite myśli w których Wonho i on byli głównymi bohaterami.
— Zróbmy to — odpowiedział, po czym położył dłoń na ramieniu rówieśnika.
Opuszkami palców przejechał po jego rozpalonej skórze zjeżdżając coraz niżej. Robił to delikatnie, ale jednocześnie próbował wbijać się jak najgłębiej się dało. Tylko w ten sposób mógł znaleźć wirusa i nie zrobić mu przy tym krzywdy. Czuł, że nie tylko ciało jego "pacjenta" płata figle podnosząc temperaturę, ale również i jemu zaczęło się robić gorąco.
Po chwili Wonho drgnął, a on przestraszony odsunął się od niego.
— Och! Przepraszam pewnie...
— Nie, wszystko w porządku, ale... — powiedział zarumieniony — Wiesz, dołem też powinieneś się zająć.
Minhyuk odsunął rękę wpatrując się w jego podniecone oczy.
Więc nie tylko on tego pragnął...
Postanowił pozbyć się dolnej części bielizny bez zbędnych słów. Poczuł się nieco bardziej luźnie, jednak zaraz poczuł jak jego twarz cała płonie, ponieważ światło dzienne ujrzał gotowy do dalszej zabawy, członek rówieśnika. Shin chwycił chłopaka za nadgarstek i zbliżył jego rękę do własnej męskości, po czym znów pochylił się nad jego uchem.
— Myślisz, że... W ten sposób będzie nam się lepiej pracowało? — zapytał znienacka, a Lee odchrząknął głośno, aby się opanować.
Co ten chłopak z nim robił?
— Wezmę to całkowicie na poważnie — wyszeptał po chwili ciszy, po czym jego wzrok zszedł na pulsujące narzędzie Wonho. — Będzie to trudne.
— Zdaję sobie z tego sprawę, no ale co możemy zrobić... Hyunwoo kazał nam znaleźć wirusa, więc to zróbmy — uśmiechnął się delikatnie, a Minhyuk kiwnął głową.
Po raz kolejny przyłożył do jego ciała drugą rękę  i ostrożnie zaczął przyciskać palce do skóry chłopaka. Sprawdzał kawałek po kawałku robiąc to niesamowicie powoli. Podobało mu się to co teraz robił. Lekko zamglonym wzrokiem spojrzał na uśmiechniętego Wonho, który czekał aż jego przytrzymywana ręka zacznie działać. On również nie miał nic przeciwko tym pieszczotom i szczerze uradowało go to.
Ośmielony jego zadowoloną miną przyłożył usta do jego szyi i złożył na niej delikatny pocałunek. Dłoń, która przetrzymywana była przez rówieśnika, teraz objął jego członka i powoli zaczął nią poruszać, co sprawiło, że chłopak westchnął cicho.
Nie miał nic przeciwko tej pieszczocie, wręcz przeciwnie — w tej chwili chciał tylko więcej i więcej.
— Jesteś naprawdę przystojny — Minhyuk wyszeptał do jego ucha, po czym przysunął swoją twarz do jego buzi. Wpatrywał się w jego usta i gdyby nie chrząknięcie wydobywające się zza drzwi, już teraz by się nimi zajął.
— Kończcie — wyszeptał zły Hyungwon, a Minhyuk nie czekając na nic zniżył się do poziomu jego pasa i zajął się na porządnie męskością Hoseoka.
Nieoczekiwany gest sprawił, że ugryzł się w rękę, by przypadkiem nie wydobyć z siebie podejrzanych dźwięków.
— Yah, słyszycie mnie? Bo zaraz wejdę! — krzyknął Chae, a Lee dalej nie przestawał.
— Poczekaj jeszcze chwilę, ostatnia część tylko, dobra? — westchnął Shin kładąc dłonie na głowie chłopaka, który właśnie robił mu... loda, a w dodatku bardzo dobrze mu to szło. Dwudziestotrzylatek czuł jak jego członek przez przyjemny dotyk Minhyuka był już na skraju wytrzymałości. Ściskając mocniej jego blond włosy przekazał mu w ten sposób iż zaraz nadejdzie koniec.
Chłopak przygryzł dolną wargę i odchylił głowę do tyłu. Szybko wyszedł z ust Lee, po czym doszedł wprost na jego twarz.
Gdy spojrzał w dół ujrzał przeuroczą buzię rówieśnika, który w tej chwili zlizywał z siebie jego spermę. Obraz ten przywołał go do porządku. Zarumieniony, gwałtownie odsunął od siebie chłopaka i sięgnął po spodnie leżące na łóżku. Natomiast Minhyuk wpatrywał się gdzieś w bok byleby nie na niego, a także ocierał swoim ubraniem twarz.
Co tu się stało?
Co z nim się stało?
Dlaczego to zrobił?
Niewyobrażalnie wiele pytań zawładnęło jego głowę. Przełknął głośno ślinę i spojrzał na teraz już ubranego Wonho.
— Zapomnijmy — szepnął, kiedy Minhyuk podszedł do niego.
Mimo iż nie chciał zapominać o tej sytuacji to był do tego zmuszony. Nie mógł się nikomu wygadać co między nim zaszło, bo możliwe było to, że pozostali dowiedzieli by się o tym i nie byłoby miło.
— Wchodzę! — Hyungwon szybko wszedł do pokoju i kazał im usiąść na ziemi.
Cała trójka zaczęła udawać, że grają w karty, które jakimś cudem informatyk trzymał w ręce. Lee gorączkowo rozejrzał się jeszcze po pokoju i na łóżku zauważył bokserki. Ani Chae nie mógł ich zobaczyć, ani ten kto tu właśnie szedł. Gdy tylko młodszy odwrócił głowę w kierunku drzwi medyk w zaskakująco szybkim tempie zrzucił bieliznę z mebla i wsadził sobie pod kurtkę. Wonho na jego czyn zareagował zażenowaną miną, ale co mógł więcej zrobić. W sumie to uratował im tyłki.
— Jest już pod drzwiami — szepnął Hyungwon i znów się do nich odwrócił. — Ha! Wygrałem! Znowu!
— Och, tu jesteście. Szukałam was — odezwała się nowa koleżanka, po czym wskazała palcem kierunek kuchni. — Martwią się o was.

❧❧❧

— Jennie! Chyba ich znalazłam! — Krzyknęła uradowana blondynka podbiegając do starszej przyjaciółki. — W końcu będziesz mogła się zemścić, prawda?! Cieszysz się, cieszysz?!
Na twarz dwudziestolatki wstąpił szalony uśmiech, a trzymany dotąd w ręce nóż włożyła do kieszeni. Właśnie w tej chwili zaczęła się szykować na akcję zaatakowania aktualnego miejsca zamieszkania Monsta X. Tak cholernie czekała na ten moment i w końcu udało im się ich znaleźć.
— Zbieraj się, Lisa — uśmiechnęła się szatynka i przygryzła dolną wargę. — Trzeba się porządnie przyszykować, bo ci chłopcy to wcale nie są tacy idioci na jakich wyglądają.
— Unnie — przerwała jej na chwilę przyjaciółka ostrząc sobie kamieniem trzymaną broń podobną do tej jaką miała Kim.
— Hm?
— Jak to się w ogóle stało, że aż tak bardzo ich nienawidzisz? Dwa lata temu, kiedy  widziałam cię po raz pierwszy byłaś taka szczęśliwa. Co się stało?
Jennie zacisnęła mocno pięści, aby powstrzymać zdenerwowanie jakie się w niej rodziło. Nie mówiła jeszcze o swojej przeszłości przyjaciółce, ale czy to nie był odpowiedni czas na to?
— Myślisz, że mogę ci zaufać?
— No wiesz... Znamy się rok, więc myślę, że tak. Przecież nic ci nie zrobię, prawda? — Uśmiechnęła się delikatnie, po czym schowała nóż do torby.
— Cholera nie wiem za bardzo od czego miałabym zacząć... Kilka lat wcześniej trafiłam do tajnego więzienia Eternity Corporation i jak dobrze wiesz jeden z nich również tam był. Odkąd pamiętam, kochałam Changkyuna całym sercem, dlatego próbowałam trzymać go przy sobie ze wszystkich sił. Gdy w końcu udało mi się przekonać go do siebie, zaszłam z nim w ciążę. Cholernie bałam się co zrobią lekarze z faktem iż będę miała dziecko i nie chciałam, aby zniszczyli maleństwu życie. Powiedziałam o moim problemie Changkyunowi, jednak on następnego dnia zniknął. Nie udało mi się uratować mojego synka, więc postanowiłam się zemścić na tym pieprzonym egoiście. Zabiję wszystkich, którzy teraz przy nim są, ukatrupię, wyrżnę, spalę w drobny pył, a to wszystko zrobię na jego oczach. Niech poczuje smak rozpaczy i nienawiści. Niech poczuje to co ja tego dnia, kiedy zamordowano przy mnie mojego małego Hoon'a.
— Zróbmy to teraz unnie. Zamordujmy ich. Nie mamy nic do stracenia! — Uśmiechnęła się szalenie blondynka czując napływającą do jej krwi nienawiść.
Cholera, zabije tę drużynę.
Zabije Ima.
Tylko po to, aby jej przyjaciółka w końcu wróciła do normalności.
— Jesteś na to gotowa? — zapytała Jennie, aby upewnić się, że nic jej się nie stanie i nic jej nie będzie. — Zaatakowanie ich bazy wymaga wiele umiejętności oraz wiedzy.
— Pierdolę to.
— No to mogę powiedzieć, że chyba jesteś już gotowa, Lisa.
Blondynka zagryzła dosyć mocno dolną wargę, a po jej podbródku spłynęła szkarłatna ciecz. Chciała tak samo mocno, jak jej przyjaciółka wyrżnąć ich w pień. Cholera, jak ona ich nienawidziła.

❧❧❧

Powolnymi krokami zbliżała się północ. Gdy tylko Hyungwon wraz z Sohyun opuścili pomieszczenie były obiekt badań odebrał od medyka swoje bokserki. Nie spoglądali sobie w oczy wciąż zażenowani, a jednocześnie podjarani wcześniejszą sytuacją. Minhyuk już dawno nie czuł tego gorąca, a Wonho nie mógł uwierzyć w to iż zrobił mu przyjemność chłopak, który mu się podobał.
— Zbierajmy się — odezwał się Lee, po czym odwrócił się do towarzysza plecami, aby w spokoju mógł nałożyć na siebie bieliznę.
Chłopak spokojnym krokiem podszedł do wyjścia i oparł się o ścianę, która miała służyć za przejście do pokoju. Niestety Hoseok nie miał drzwi, a jedynie marną zasłonkę, dzięki której mógł się w miarę komfortowo czuć. W sumie to między chłopakami nie musiał się czuć jakoś źle, ale wciąż nie za dobrze ich znał.
— Gotowy?
W odpowiedzi medyk ujrzał jedynie przytaknięcie głową. Poprawił kaptur ciemnej bluzy, którą na sobie miał, a następnie wyciągnął w jego kierunku dłoń. Rówieśnik uśmiechnął się pod nosem i odpowiedział na jego gest głośnym prychnięciem.
— Nie jestem niedorajdą, poradzę sobie. Umiem chodzić — zaśmiał się cicho.
Ruszył w kierunku przejścia, jednak za nim zdążył wyjść oparty o ścianę Minhyuk chwycił go za nadgarstek i przyciskając się go do siebie zbliżając swoją głowę do jego twarzy. Przygryzł dolną wargę kątem oka spoglądając na jego usta. Były obiekt badań zaczął go niesamowicie podniecać i teraz dopiero zdał sobie z tego sprawę.
— Przepraszam, ale chyba musimy już iść — mruknął Wonho z uśmiechem, który jak na złość nie potrafił zejść z jego buzi.
— Mamy jeszcze czas — odpowiedział Minhyuk, po czym nieoczekiwanie złożył na policzku chłopaka pocałunek. — Możemy się jeszcze pob...
Zdanie przerwał mu dzwonek. Odsunął się od niego na dobrą odległość, skupiając swoją uwagę na oknie. Hoseoka zdziwiło jego zachowanie, ale postanowił się nie odzywać, jeśli będzie chciał mu coś wytłumaczyć to zrobi to sam.
— Kurwa mać akurat teraz — wysyczał medyk.
Nieoczekiwanie położył dłonie na policzkach Wonho i złączył ich usta w delikatnym, aczkolwiek sycącym pocałunku.Shin mimo początkowego zaskoczenia w końcu oddał jego pieszczotę pogłębiając ją. Po raz pierwszy w życiu poczuł, że chciałby zatrzymać czas i pozostać z nim już na zawsze.
Dopiero po chwili oderwali się od siebie oddychając ciężko.
— Jeśli teraz zginę to nie miej mi tego za złe, dobrze? — zapytał blondyn wciąż nie odsuwając dłoni z jego twarzy. — Zrobię wszystko byś przeżył.
— O czym ty do cholery mówisz?
Ton głosu jakim odezwał się niższy zaledwie o centymetr wojownik mówił wszystko. Jednocześnie się zdenerwował i przestraszył, a Minhyuk, aby go w jakiś sposób uspokoić znów go pocałował, tym razem jednak na króciutką chwilkę. Nie było czasu teraz na romanse.
— Później ci to wszystko wytłumaczę, musimy się zbierać.
— Minhyuk do cholery powiedz mi co to był za dzwonek! — wrzasnął wściekły nie chcąc się ruszyć chociażby o centymetr. — Dopóki mi nie wytłumaczysz nigdzie nie pójdę.
— Później ci powiem.
— Teraz — syknął wściekła, a on splótł ich dłonie.
— Kiedy będziesz bezpieczny. Dopiero wtedy ci wytłumaczę.
Nie pozwolił mu odpowiedzieć, ponieważ mocno pociągnął go w prawą stronę. Pierwszy raz widział go takiego poważnego oraz skupionego na swojej pracy i bardzo mu się to spodobało. Gdyby tylko był taki na każdej misji...
— Zaatakowali nas — mruknął pod nosem.
Wonho drgnął mocno obawiając się, że to grupka lekarzy, którzy polują na niego i jego siostrę.
Siostra.
— Wonkyu cholera — syknął, po czym gwałtownie oderwał rękę Minhyuka od swojej dłoni. Nie czekając na żaden odzew, odwrócił się do chłopaka plecami i pobiegł w stronę kuchni. Tam teraz była cała ekipa, a w tym jego ukochana, starsza oraz jedyna siostra. Była dla niego najważniejsza, więc nie chciał, aby coś jej się stało.
— Wonho! Wracaj! — w oddali słyszał wściekły, a także przerażony głos medyka. — Hoseok kurwa mać!
Zawirusowany mocno przygryzł dolną wargę przez co po jego podbródku spłynęła stróżka krwi. Nie może teraz zawrócić, bo jego siostra była w niebezpieczeństwie, musi biec dalej.
— Wonho stój!
Zatrzymał się. W jednej chwili stwierdził, że to będzie lepsza opcja. Tak, tak będzie bezpieczniej. Nie chce przeszkadzać Wonkyu, nie chce by niepotrzebnie coś jej się stało przez niego, a znając jego szczęście pewnie coś by sobie zrobiła.
— Wracajmy Wonho — syknął Minhyuk, który już lekko zmęczony w końcu go dogonił. Chwycił chłopaka za nadgarstek i pociągnął w stronę, w którą jeszcze przed chwilą mieli się udać. — Po cholerę ci o tym mówiłem...
— Przepraszam...
— Nieważne, biegnijmy — mruknął niezadowolony, ale jednocześnie szczęśliwy, że nic mu się nie stało.
Shin kiwnął głową, chcąc jak najszybciej opuścić to miejsce, jednak wtedy kawałek sufitu zleciał na medyka. Skała wylądowała na jego prawej nodze, a on sam zaczął niekontrolowanie krzyczeć i wyć z bólu.
— Kurwa mać! — krzyknął, a do jego oczu napłynęły łzy. — No co patrzysz?! Uciekaj stąd, słyszysz?! Tu nie jest bezpiecznie! Uciekaj!
— Nie zostawię cię samego.
— Ważne żebyś ty przeżył! — przymrużył wściekły oczy, po czym uśmiechnął się delikatnie. — Przeżyj, a może się zmienię.
Wonho zacisnął mocno pięści i chwycił kolegę za bluzę. W jego oczach również pojawiły się łzy, jednakże on jeszcze bardziej był przerażony. Nie miał zamiaru go tam zostawiać.
— Nie zostawię cię samego — powtórzył pewnie.
Użył swojej siły, aby odsunąć skałę, a następnie odwrócił się do niego plecami i  uklęknął tuż przed nim.
— No chyba sobie żartujesz.
— Pierdolę to, że urażę twoją dumę niosąc cię na plecach. Chcę jedynie byś przeżył, więc łaskawie nie kłóć się ze mną tylko wskakuj mi na barana, bo inaczej oboje tu zginiemy.
Minhyuk mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale nie miał zamiaru sprawiać, aby ten nowy członek grupy zginął w takim miejscu właśnie przez niego.
Gdy chłopak w końcu pojawił się na jego plecach mógł ruszyć. Chciał się pospieszyć, jednak wtedy medyk pociągnął go dosyć mocno za włosy.
— Co ty kurwa robisz? — syknął zły omal go nie zrzucając.
— Uspokój się, idź powoli. Ten budynek nie jest taki lichy na jaki wygląda. W końcu mamy w swoich szeregach najlepszego stratega, czyż nie?
— No tak... — Wonho niepewnie przytaknął ruchem głowy i uspokoił się nieco.
Powinien nieco bardziej zaufać przyjaciołom...

❧❧❧

— Gdzie jest mój brat do jasnej cholery?! — wrzasnęła wściekła Wonkyu przytrzymując dłonią skałę, która prawie na nich spadła. Uratowała ich, ale nawet nie zwróciła na to uwagi, bo teraz zastanawiała się tylko, gdzie jest blondyn. – Jeśli coś mu się stało to was wszystkich zamorduję!
— Uspokój się — mruknął klęczący zaraz obok niej Shownu, który w duchu był jej wdzięczny za uratowanie ich. — Wonho jest teraz na pewno z medykiem i Hyungwonem, więc nie masz się o co martwić.
Shin mocno odrzuciła głaz w bok i chwyciła kapitana za ubranie.
— Nie wybaczę wam, naprawdę.
Po tym zdaniu odrzuciła go dosyć mocno. Nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać teraz z  tymi ludźmi. Musiała poszukać młodszego braciszka i upewnić się, że wciąż żyje.
— Myślę, że powinniśmy na początek przemyśleć to co dzieje się wokół nas — odezwał się rozglądający się wokoło Changkyun. — Jakieś pomysły kto mógłby nas zaatakować?
— Lekarze? — Mruknął lekko przerażony Kihyun, który nie lubił brać udziału w walkach.
— Nie, oni nie są na tyle szaleni, aby nas tak otwarcie zaatakować — odpowiedział Hyunwoo zastanawiając się. — Zombie?
— Też nie. To bezmózgie stworzenia, nawet nie wiedzą, że żyjemy i chcemy ich zabić. Bezmyślnie atakują wszystko co stanie im na drodze, to na pewno nie byli oni — Im nałożył na głowę kaptur i wyciągnął nóż. — Mam swoje podejrzenia... Jednakże najlepiej by było gdyby napastnicy nam się pokazali.
Wonkyu nie odezwała się ani słowem, bo skupiła się na tym gdzie może być ten głupi i nieodpowiedzialny brat o którą miała dbać. Coraz bardziej się denerwowała, a jedną z osób, które to zauważyła był „władający” bombami, Jooheon.
Czerwonowłosy podszedł do kobiety i położył rękę na jej ramieniu w celu pocieszenia.
— Nasza drużyna jest głupia, mała i co tam jeszcze chcesz... Ale każdy z nas ma w sobie siłę, aby pokonać każdego wroga. Nie martw się, Minhyuk uratuje twojego brata — westchnął, po czym mocno pociągnął ją za włosy.
— Co ty kurwa robisz? — krzyknęła wciąż zła, ale odrobinę się uspokoiła. — Dobra... Wierzę wam... Ale Minhyukowi już nie.
— Też bym mu nie wierzył — westchnął Lee z cwaniackim uśmiechem — ale jest członkiem Monsta X i ma doświadczenie. Nawet nie wiesz ile on przeżył — przerwał na chwilę — tego się nawet nie da opowiedzieć!
— No dobrze, dobrze... Ale wydaje mi się, że teraz ważniejsze od życiowych problemów Minhyuka jest to czy w ogóle przeżyjemy — mruknął przestraszony Kihyun, stojący za Hyunwoo.
Chłopak nie ruszył się nawet o centymetr, po prostu, kiedy Shownu znalazł się metr od niego, chwycił go za ubranie i przyciągnął, aby w razie czego robił mu za tarczę. W jego głowie roiło się od planów ucieczki, jednakże żadnego nie mógł wykonać.
— To co robimy?
— Nie wiem... — westchnął, ale wtedy wpadł na pomysł. — A gdyby tak...
Przyjaciele okrążyli go, aby dokładnie usłyszeć co ma do powiedzenia, jednak on wtedy tylko machnął ręką.
— Też się nie uda.
— Dlaczego niby nie?
— Nie wiemy, czego możemy się spodziewać, a to byłoby bardzo ryzykowne.
— Więc co mamy zrobić?! — wrzasnęła Shin.
— Zwabmy ich — odpowiedział Changkyun, po czym zaczął się krzątać, bo pomieszczeniu, które jeszcze przed chwilą było kuchnią. — Wydaje mi się... Nie, ja to wiem... To dziewczyny... Hyung, musimy je zwabić!
Szatyn chwycił lidera za ubranie i uśmiechnął się szeroko mimo iż wcale mu do śmiechu nie było.
— Damy radę.
Najstarszy kiwnął delikatnie głową, ale nie był pewny, czy plan jaki rodził się w głowie Ima był dobry. Nie wahałby się w momencie, gdyby to Kihyun coś wymyślił, ale postanowił zaufać młodszemu.
— Mów — westchnął głośno, a następnie usiadł na ziemi, by na spokojnie wysłuchać tego co ma do powiedzenia. Pozostali zrobili dokładnie to samo do kapitan i wytężyli słuch, aby usłyszeć każde słowo. — Mam nadzieję, że nas stąd wyciągniesz przy okazji ratując pozostałych.
— Tak, ja też mam taką nadzieję... — odpowiedział, po czym zaczął tłumaczyć plan.

❧❧❧

Jennie skupiła swój wzrok na tajnym wejściu do „domu” grupy Monsta X. Była pewna, że skorzystają z tego wyjścia, bo tylko jego nie zniszczyły. Nie wiedziała jednak do końca co się dzieje, bo te wywłoki już dawno powinny uciec, a ich dalej nie było widać.
— Źle zaatakowałyśmy? — Zapytała młodsza przygryzając dolną wargę. — Kurwa mać. Jeśli oni już zginęli to się chyba zamorduję. Chciałam ich do jasnej cholery wszystkich wybić!
— Lisa źle myślisz — mruknęła Kim i wyciągnęła zza swetra niewielki nóż. — Oni tak łatwo się nie poddają. W tym momencie robią pewnie wszystko, aby przeżyć i uratować własne tyłki. Za to ich nienawidzę... Myślą tylko o sobie, pokraki pierdolone. Szykuj się, za niedługo pewnie się ujawnią.
Blondynka przytaknęła ruchem głowy i również dobyła broni. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że to może być koniec, że może tu umrzeć. Z jednej strony nie chciała tego, ale z drugiej... Dla przyjaciółki, która ją uratowała jest w stanie zrobić wszystko. Zresztą, przy samoobronie nie ma sobie równych.
— Nie martw się — po krótkiej ciszy Jennie postanowiła się odezwać i jakoś uspokoić dziewiętnastolatkę, która widocznie czegoś się obawiała. — Nie dam cię zabić. Już nikomu nie pozwolę skrzywdzić kogoś, kto jest dla mnie ważny. Już nikt nikogo nie zabije i nie zawirusuje.
— Unnie... — Mruknęła Lisa spoglądając na nią nieco zdziwiona. — Już się nie obawiam. Nie mam powodu do obaw, skoro jesteś tuż obok mnie i walczymy ramię w ramię. Ja ochronię ciebie, a ty mnie.
— Racja.
Manoban uśmiechnęła się szeroko, po czym krzyknęła coś nie zrozumiałego na cały głos. Mogli ją wykryć, zaatakować nawet już teraz, ale ona nie ucieknie, nie da skrzywdzić Jennie.
— Myślisz, że kiedy pierwsi wyjdą?
— Czuję, że już za niedługo — odpowiedziała.
Jej kobieca intuicja rzadko się myliła, dlatego i tym razem była pewna, że zaraz ktoś wyjdzie. Zresztą, o wiele się nie pomyliła. Już po dziesięciu minutach z wyjścia wyszła pewna osoba. Wyostrzając wzrok Jennie zauważyła, że był to nieznajomy jej chłopak, więc rozkazała Lisie schować broń i ruchem ręki wskazała, by podejść do nieznajomego. Doskonale wiedziała jak wyglądają członkowie Monsta X, więc nie przestraszyła się rozglądającego się wokół siebie Koreańczyka.
— Idziemy? — Zapytała spokojnie blondynka, a Kim już po chwili przytaknęła jej ruchem głowy.
Opuściły swoje ukrycie pewne tego, że nic im się nie stanie. Niestety nie przemyślały tego, że grupa Monsta X poszerzyła się o paru nowych członków. Cóż, gdyby ktoś im wcześniej o tym powiedział to pewnie by ich wyśmiały, bo przecież chłopcy tacy jak MX nie przyjmują do swojego grona nieznajomych, jednakże teraz... Nawet głos w środku Jennie coś jej mówił, że powinny zawrócić...
— Jennie, coś nie tak? — Zapytała Lisa, kiedy były już parę metrów od chłopaka.
Starsza przymrużyła powieki skupiając wzrok na postaci, jednakże było już za późno na odwrót.
— Będziemy improwizować — mruknęła niezadowolona, po czym zwolniła tempo.
Gdy tylko zjawiły się przy nim dziewczyny spostrzegły, że z wyjścia wychodzi również jeden z nich, jednak... Naprawdę było już za późno, a na przemyślenie planu nie było czasu.
— Cholera — syknęła wściekła Jennie — zabić niepotrzebnych. Ja wezmę medyka, a ty zajmij się tym chłopakiem... Kurwa mać, spieprzyłam to!

Komentarze

Popularne posty